|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-11-2014, 11:44 | #71 |
Reputacja: 1 | U Baby... Noc wzięła Przesiękę w posiadanie. Wkrótce zmęczenie podróżą oraz rozpytywaniem okolicznych mieszkańców dopadło nawet Athlena. Udaliście się na spoczynek i zajęliście obie obiecane przez starszego izby. Nieco zmartwiła was nieobecność Rardasa, ten jednak stawił się na spoczynek około północy. Jako że nieobecni nie mają głosu, wasza czwórka zajęła miejsca na prostych łóżkach, zaś diablę musiało się zadowolić posłaniem na podłodze. Z relacją ze spotkania z Babą musiał wstrzymać się do rana, gdyż kompania wesoło chrapała, nabierając sił przed jutrzejszą przygodą. Wstaliście skoro świt (Athlenowi trzeba było trochę dopomóc) pełni sił i energii (z pojedynczym wyjątkiem). Na śniadanie Sara podała pachnącą jajecznicę, twaróg, świeże pieczywo oraz gęstą maślankę. Jedliście aż wam się uszy trzęsły, tak pożywne i smakowite były owe wiejskie specjały. Dziewka służebna poinformowała was też, iż Hogan otworzył wam rachunek, a wszelkich płatności zostaną potrącone przy rozliczeniach za ogony. Najedzenie i wyekwipowani zerknęliście na amatorski plan, który Athlen nabył od domorosłego kartografa. Już na pierwszy rzut oka dostrzegliście, iż wyprawę do Lasu można rozpocząć przynajmniej od dwóch miejsc: bezpośrednio od strony pastwiska, lub podróżując wzdłuż rzeki - od strony wyrębiska. Ponadto musieliście zdecydować jaki sprzęt zabierzecie ze sobą - w szczególności dotyczyło to Filiego, którego kuc średnio odnalazłby się w gęstym borze, a który dźwigał przecież moc pożytecznego ekwipunku. Co do racji żywnościowych, Draudgin i Rardas posiadali jeszcze spore zapasy. Pozostawała jeszcze kwestia wytropienia i rozbicia (być może) plemienia koboldów. Samej walki obawialiście się najmniej. Drużyna posiadała trzy mocne, zbrojne ramiona w postaci Draudgina, Rardasa i Taara, a również Fili i Athlen do chucher nie należeli. Problem w tym, jak wydać waszemu gadziemu przeciwnikowi bitwę? |
06-11-2014, 17:18 | #72 |
Reputacja: 1 | Po tym jak wrócił do karczmy Rardas udał się na spoczynek. Jako ostatniemu przypadło mu posłanie na podłodze. To nie było najwygodniejsze, lecz lepsze to niż spanie na zimnej i mokrej ziemi, jak mu się to zdarzało jeszcze jakiś czas temu. Po tym jak się położył szybko zmorzył go sen i oczy otworzył dopiero rano. Obudził się jako jeden z ostatnich, gdyż na jednym z łóżek spał jeszcze Athlen. Diablę postanowiło nie zwlekać i po chwilowych staraniach udało mu się go postawić mniej więcej na nogi, choć widać było, że wczoraj trochę chyba przesadził z piwem. Rardas następnie ubrał buty oraz wierzchnią część odzieży i udał się na śniadanie, który było niczego sobie. Trafił w samą porę, gdyż Sara właśnie kończyła podawać posiłek. Usiadł obok Filiego, po czym jak pozostali zaczął raczyć się jajecznicą. Gdy ta już spoczywała w jego trzewiach postanowił poruszyć sprawę, którą chciał już zacząć wczoraj, lecz wszyscy już spali. Chodziło oczywiście o Babę. - Ykhym... - chrząknął. - Podczas mojego wczorajszego spaceru trafiłem do pewnej chaty. Znajduje się ona na uboczu Przesieki, pod samym lasem. W środku spotkałem pewną starszą kobietę. Przedstawiła mi się jako Rhea Tong alias Baba. Tak nazywają ją bowiem miejscowi. Z tego co udało mi się rozeznać jest miejscową zielarką, czy też może znachorką. Powiedziała mi kilka zastanawiających rzeczy. Po pierwsze widziała nas zanim jeszcze przybyliśmy do Przesieki. Po drugie powiedziała coś dziwnego, a mianowicie- obejrzał się, czy nikt nie podsłuchuje, po czym kontynuował. -[i] że mieszkańcy tej osady nie do końca są tacy za jakich chcą być uważani. Pozwólcie, że przytoczę jej słowa. Było to mniej więcej tak: W Przesiece złamanie siekiery jest sporą nowiną, a ocielenie się krowy sensacją, a przynajmniej na takich chcemy uchodzić. Trochę to dziwne, nie uważacie? Po trzecie ci cali letnicy to jakieś typy spod ciemnej gwiazdy, lecz za koboldami stoi jakieś większe zło. Tak mówiła. Nawet podała mi jakąś zagadkę, lecz nie za bardzo umiem się w niej rozeznać. Może wy coś więcej z tego zrozumiecie. Brzmi ona tak - [i]znów sprawdził, czy nikt niechciany mu nie słucha tego co mówi. -"Stare dobiera się do starszego, a narodzone złe do utraconego dobrego." Na koniec jeszcze dopytałem o jakieś leki, czy coś w tym guście, a Baba zaproponowała mi napar miłosny za 150sz i eliksir ukrywania się za bagatela 250sz. Jak na mój gust, to trochę się zapędziła w swojej wycenie - skończył. Dodać trzeba, że przez całą wypowiedź głos Rardasa był spokojny, poważny i ściszony. Chciał bowiem, by doszło to tylko do uszu jego kompanów. W oczekiwaniu na ich reakcje zabrał się za maślankę do której dogryzał pajdę chleba. Sam zaczął również myśleć o tym, co powiedziała mu Rhea Tong raz jeszcze, gdyż nowe siły oraz dobry posiłek wspomagają procesy myślowe. Choćby poprzez ich umilanie. Mimo jednak tego diablę miało minę niezbyt radosną. |
10-11-2014, 14:45 | #73 |
Administrator Reputacja: 1 | Przyniesione przez Rardasa rewelacje w części przynajmniej były zgodne z tym, co o mieszkańcach wioski (i jej okolicach) myślał Taar. Coś było nie w porządku, i to chodziło nie tylko o koboldy i ich ataki. - Ci letnicy parają się nekromancką magią - powiedział. - A przynajmniej jeden z nich. Z czego, oczywiście, zbyt daleko idących wniosków nie należy wyciągać. - Letnicy są jednak najmniej ważni - dodał. - W tej chwili ich nie ma i chyba od dawna nie było, na głowie zaś mamy koboldy. Proponowałbym zabrać zapasy na jakieś dwa dni i ruszyć w las - pokazał na mapce - od strony pastwiska. Siedzenie i rozmyślanie niewiele nam da. |
10-11-2014, 23:01 | #74 |
Reputacja: 1 | Koncert był męczący acz udany. Zadowolenie z niego jeszcze większe. Nastroje w wiosce po nim się poprawiły i to znacznie. Rankiem Fili wyszedł na spacer po wsi. Mimo wczesnej pory, a może z jej powodu, na drużkach osady spotkać można było wielu mieszkańców, wracających lub spieszących się do swoich obowiązków. Tak zwłaszcza rankiem było dużo rzeczy do zrobienia. Oporządzić zwierzęta przygotować sprzęt oraz wiele innych , czynności o których mieszkający w miastach, nie mają nawet pojęcia. Spotkani mieszkańcy witali Filiego uśmiechem, nie było osoby która by nie pogawędziła chociażby klepsydrę z krasnoludem. Tak rozmowy te były bardzo owocne. Plotki ploteczki, garść przydatnych informacji o okolicy i jej mieszkańcach. Nic czego by się nie można spodziewać w takiej okolicy. Trochę informacji o okolicznych ziemiach i lasach. Tak, zawsze tak było. Bardzo dobry występ zawsze nastawiał pomocnie okoliczną ludność. Wracając ze spaceru, zaszedł też do swojego ulubieńca, kowala. Mimo wczesnej pory kowal pracował już przy kuźni. Kapłan gromko pozdrowił kowala. - Niech Moradin ci sprzyja. - Tobie też Wielebny Ojcze. Może byście przysiedli i napili się kwasu chlebowego. - Skoro proponujecie ale weźcie też dla siebie. Widzę, iż kujecie już dar dla wioski jak mogę się domyśleć, co to będzie? Zapytał podniesionym głosem, gdyż Arnel zniknął po napój i kubki w chacie. Fili w tym czasie wystukał kilka nut młotkiem na kowadle i wyszeptał słowa aktywujące ulubione kuglarstwo. - No, siadajcie i opowiadajcie. Fili otrzymał kubek pienistego chłodnego napoju. W między czasie zmienił smak jego kwasu chlebowego w wodę. Sam zaś pociągnął głęboki łyk pienistego kwasu. - Woda. Wielebny przecież robię to co mi zleciłeś. Czemu dalej Moradin mnie kara? - Zapewne abyś nie zapomniał, iż i jemu coś obiecałeś, nie tylko mieszkańcom wioski. - Tak panie przygotuję jak tylko skończę. - Tak sam budynek kapliczki jest mniej ważny, najważniejsze jest miejsce kultu czyli palenisko i kowadło. - Tak Wielebny. - Pamiętaj też o innych postach, których musisz dotrzymać. - Tak, Wielebny. - Idę. Tak pozdrowisz krótkim krasnoludzkim pożegnaniem Fili ruszył dalej, po chwili wkroczył do karczm. Sala o tej porze była pusta. Niedaleko drzwi siedział kobieta w męskim wygodnym stroju nienadającym się do chodzenia po lesie. Przy jej nogach warowało siedem psów, chociaż cztery młode psy, a raczej niedawno jeszcze szczeniaki, nerwowo się kręciły, szukając czegoś do zabawy. Na podłodze kilkuletnia dziewczynka bawiła się z utykającym młodym psem. Siedząc na ramieniu Filiego w tej chwili Ptaszka nerwowo ćwierknęła po czym przemówiła. - Nie lubię psów, nie lubię. „Ze mną nie masz się czego obawiać” przekazał chowańcowi mentalnie. Niedaleko kominka siedzieli już Taar i Rardas. - Jajecznice z dziewięciu jajek na boczku i nie żałuj go moja droga. Wesoło zawołał do karczmarki. - Nad czym tak deliberujecie? Zagadną towarzyszy. Wysłuchawszy ich słów chwilę podumał. - Co do Baby to nie wiem, możliwe ze jakieś czary posiada. Nam na szczęście lubczyki nie są potrzebne. Ptaszka zeskoczyła z z ramienia Filiego , w czasie gdy on zanosił się śmiechem. - Co do Letników wójt niewiele. Wskazał mi jednak ich plenipotenta w Neverwinter. Nekromancka magia nabiera znaczenia, gdy weźmie się pod uwagę stwory opisane przez Ilmaleryte. Może być to jeden z rodzajów nieumarłych zwanych cieniami. Po tych słowach zaczął pałaszować ze smakiem przyniesiona jajecznicę. Wtedy do karczmy z rabanem wpadła gromadka dzieci, wśród których była tak, którą Fili zwał „Księżniczką”. - Panie Czarodzieju opowiesz na bajkę jak wczoraj opowiedziałeś. - Ta sama „Księżniczko”? - Tak proszę tą samą. - Zatem patrzcie na ścianę. Fili sięgnął po opartą o stół tarczę. Zaczął na niej grać. Na ścianie zaś rysował kolorowe rysunki ilustrujące jego opowieść. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UYFAKAcAZ-s[/MEDIA] Gdy skończył dzieci zaczęły się tłoczyć wokół Filiego prosząc o kolejne czary. To zmienił, kolor ubrani to wyczarował na deseczce ruchomy obrazek słonia. Zmienił też jabłka, tak aby smakowały, jak nieznane tutaj pomarańcze. W końcu przez dzieci przepchała się „Księżniczka”, wypychając przed sobą dziewczynkę niosąca młodego psa na rękach. Dziecko wpatrywało się pełnym nadziei wzrokiem w krasnoluda. - To Maja, uleczysz jej suczkę Miłą czarodzieju? Z uśmiechem poprosiła „Księżniczka”. - A cóż się stało? Złamała sobie łapkę? Zapytał widząc, że suczka ma dziwnie wykrzywioną przednią łapę. - Tak się urodziła panie. - Widziałem, że jednak normalnie biega. - Tak, ale nie tak szybko jak jej rodzeństwo. - Tutaj nawet ja nic nie poradzę. Widząc, że dziewczynka już ma się rozpłakać wziął suczkę na ręce i podszedł do siedzącej przy drzwiach kobiety. Chrząknął nie wiedząc jak zwrócić się do kobiety. - Gospodyni, mniemam, iż ta suczka należy do was a to twoja córka jest. Mała martwi się losem psa. Chciała bym magią ją wyleczył ale tej lekkiej ułomności nie da się wyleczyć. Po stroju wnoszę iż zajmujecie się polowaniem. Chyb ten jeden pies nie będzie wam do nich potrzebny. Zresztą macie już kilka. - Dobrze odgadliście Wielebny. Poluje ale też tresuje psy myśliwski. Nawet nie myślałam aby polować a Miłą zachowam ją do krycia, ma bardzo dobrą krew mimo tej łapy. Nawet przez myśl mi nie przeszło aby odbierać ulubienicę Maji. Krasnolud uśmiechnął się podał suczkę jej małej właścicielce. - Niepotrzebne łzy. Twojej Miłej nic nie dolega a i ona potrafi hasać z tobą i jest szczęśliwa. Potem uśmiechnął się do kobiety i lekko skłonił głowę. - Fili Hammerhead Kapłan Moradina oraz Orator. Łowczyni czy polując natknęłaś się może na ślady koboldów? Jeśli tak chciałbym abyś na wskazał to miejsce, oczywiście nie za darmo.
__________________ Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę. Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem. gg 643974 Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975 Ostatnio edytowane przez Cedryk : 11-11-2014 o 12:12. |
11-11-2014, 07:39 | #75 |
Wiedźmin Właściwy Reputacja: 1 | Draugdin obudził się wypoczęty pomimo surowych warunków. Był jednak do tego przyzwyczajony to znaczy skromne warunki bytowe nie były mu obce. Sprawdził ekwipunek, poprawił broń sprawdzając czy miecze są wyczyszczone i czy łatwo wychodzą z pochw po czym udał się na posiłek. Towarzyszy zastał już posilających się. Zamówił porcje jajecznicy z dwiema pajdami chleba i z kuflem gorącego mleka z dodatkiem miodu. Posilając się przysłuchiwał się dyskusji. Rzeczywiście coś tu było nie tak jak się im wszystkim wydawało. Potwierdzało to tylko jego niejasne przeczucia od wczoraj. Nigdy nie potrafił tego wytłumaczyć ale od czasu do czasu miewał takie dziwne uczucie jakiś szósty zmysł czy coś w tym stylu. Nie potrafił nigdy tego sprecyzować ale często było to takim słabiutkim wręcz na granicy odczuwania znakiem, że szykują się kłopoty. On jednak lubił przecież kłopoty. Dlatego też wybrał sobie takie życie i taką profesję. Do tego przecież ich tu wynajęto. Żeby rozwiązać kłopoty lub żeby samemu wpaść w jeszcze większe. Słuchając towarzyszy uśmiechnął się do swoich myśli i w końcu wtrącił się do rozmowy. - Myślę, że Taar ma rację. Zbieramy zapasy i jestem za tym, żeby jak najszybciej wyruszyć na poszukiwania. Nic więcej tu nie wskóramy więc nie ma potrzeby bez sensu marnować czasu i błąkać się po tej zapiziałej wiosce. Zresztą nie do tego nas tu wynajęto także nie powinniśmy nadużywać cierpliwości mieszkańców. - Spojrzał po towarzyszach i dodał. - Ile czasu potrzebujemy? Myślę, że najpóźniej w południe moglibyśmy ruszać.
__________________ There can be only One Draugdin! We're fools to make war on our brothers in arms. |
11-11-2014, 11:54 | #76 |
Reputacja: 1 | Zawartość talerzy znikała jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a do stolika (za waszym przyzwoleniem) przysiadła się kobieta, którą otaczała prawdziwa sfora psów. Część ze zwierząt niezbyt zainteresowana rozmową dała dyla na zewnątrz, jednak młodsze z nich wciąż snuły się w pobliżu pani. Kobieta na oko nie przekroczyła trzydziestki, jednak spojrzenie bystrych, zielonych oczu zdradzało pewne doświadczenie życiowe. - Nazywam się Klara Fer i co prawda poluję, ale głównie po to, by szkolić psy. Połowa psów w Przesiece pochodzi z mojej hodowli, a słynne posokowce Ferów służą hen daleko na Północy, ponoć nawet w Marchiach – kobieta nie kryła się z dumą. - Odziedziczyłam hodowlę po ojcu, ten po swoim ojcu i tak do piątego pokolenia. Kocham te bestyje! – mówiąc to podrapała za uchem jednego ze szczeniaków, a cała reszta zaczęła piszczeć, domagając się pieszczot. - Znam Las, chociaż nie tak dobrze jak Dan. Gdybym miała wskazać wam miejsce, w którym zalęgły się koboldy zabrałabym was do Polany Białych Kamieni. Zazwyczaj omijam ją szerokim łukiem, z resztą jak większość tropicieli. Coś dziwnego wisi tam w powietrzu. Myślałam też o starym strumieniu. Pełno tam jam, nor i zapadlin, a chyba takie rzeczy są w guście szczekających gadów, prawda? Problem jest taki, że od dwóch lat grasuje tam wyjątkowo zły brunatny niedźwiedź. Paru próbowało go ucapić, ale to nie taki proste – zwłaszcza, że Wielebna Ora zabrania korzystania z wnyków i sideł. Poza tym, gdyby moje psy podchwyciły koboldzi trop, byłoby znacznie łatwiej. Kręcące się po karczmie dzieciaki wybiegły na podwórko, krzycząc coś o “zabawie w krasnoludy i koboldy”. Klara uśmiechnęła się pod nosem: - Nasze skarby. Musimy ich strzec jak oka w głowie i to nasz najświętszy obowiązek! Co do małej, którą tak polubiłeś, panie Fili, to nie jest moją córką. Dziewczynka mieszka razem z matką (Lidią, pomocnicą w składzie handlowym). Urocze z niej stworzonko. Potężne uderzenie w drzwi przerwało rozmowę. Do środka wparował rosły facet, o włosach spiętych w kitę. Oczy miał przekrwione i podkrążone, ciężko dyszał i nerwowo rozglądał się w koło. Athlen, który w międzyczasie doczłapał się na śniadanie, rozpoznał Obrena, męża Alicji. Dostrzegł także siekierę w jego rękach. |
11-11-2014, 19:00 | #77 |
Reputacja: 1 | Przeholował. I to mocno. Jak zwykle z resztą. Całe ciało obolałe, ogólnie boli coś w człowieku, o głowie nie wspominając. Na początku na myśl o jedzeniu robiło mu się niedobrze. Zanim zszedł ze wszystkimi na dół, podszedł do okna w pokoju, otworzył je szeroko i zaczął wdychać chłodne powietrze poranka. Wieś powoli budziła się do życia. Dzieci radośnie biegały w koło, kobiety sprzątały ganki swoich domostw. Sielanka, Athlen co raz bardziej przekonywał się do tego, że mógłby osiąść w takim miejscu na stałe i spróbować ustabilizować swoje życie. Gdy doszedł już do siebie, postanowił pójść i zjeść cokolwiek, może nie zwróci wszystkiego. Cały czas czuj się byle jak, ale jednak, gdy tylko poczuł zapachy jakie roznosiły się w tawernie, w jego brzuchu mocno zaburczało. Usiadł ze swoimi towarzyszami i zaczął zajadać smakowite rzeczy. Nagle drzwi otworzyły się z głośnym trzaskiem. Do środka wszedł nie kto inny jak Obren, mąż pięknej Alicji. Athlen aż się zakrztusił jedzeniem, na jego widok. Rayra szybko zniżył głowę, tak żeby tamten nie mógł go zobaczyć. - Widzicie tego faceta z siekierą? Jakby się was pytał, to nie znacie mnie i nigdy mnie nie widzieliście – wyszeptał Athlen, lekko nerwowym głosem do swoich towarzyszy. – Jak już sobie pójdzie to przyjdź po mnie – powiedział do Taara i nie czekając na jego odpowiedź, zaczął skradać się z powrotem do swojego pokoju. |
11-11-2014, 21:47 | #78 |
Reputacja: 1 | Nie wiadomo czy to kac, czy też brak uśmiechu fortuny, sprawiły, że Athlen wycofując się z wspólnej izby zahaczył o jeden z glinianych kubków. Zwróciło to uwagę Obrena, który wydał z siebie niemalże zwierzęcy skowyt i zaszarżował w stronę łotrzyka. Po drodze potrącił Sarę, która z krzykiem upadła na ziemię. Najstarszy z psów Klary zawarczał groźnie i zerwał się z ziemi. Spróbował ukąsić napastnika, ten jednak posłał go kopniakiem w stronę paleniska. Dystrakcja ze strony psiaka dała wam kilka sekund na podjęcie działania. Klara nie oglądając się na nikogo, dobyła nóż: - CO DO CHOLERY CI ODBIŁO?! - krzyknęła do nacierającego myśliwego. |
13-11-2014, 14:58 | #79 |
Reputacja: 1 | Obren nie raczył odpowiedzieć Klarze. W amoku parł przed siebie, unosząc wysoko siekierę. Zbliżając się do ławy bardziej przypominał rashemeńskiego berserkera, niż myśliwego z Przesieki. Skacowany łotrzyk nie zamierzał wdawać się w walkę z furiatem. Zwinnie przemknął nad ławą, stając za plecami kapłana Tempusa. Podobnie Klara nie zamierzała zasmakować ostrza lśniącej siekiery – wycofała się w stronę paleniska. - Zróbcie coś z nim! Kompletnie oszalał! – krzyknęła. - Padnij! – krzyknął Rardas. Chwilkę później nad głową myśliwego pomknął talerz. Ostatecznie trafił w podwieszony pod sufitem świecznik. Sara nie wstając z ziemi odpełzła jak najdalej od Obrena. Draugdin tylko westchnął ciężko. Toż to nawet walka nie była, a jedynie karczemna bójka. Dopił do końca mleko po czym wycelował ciężkim drewnianym kuflem tak aby trafić mniej więcej w okolice nosa by spowodować zamroczenie i rzucił z całej siły w kierunku zaślepionego szałem olbrzyma. Niestety kufel średnio nadawał się na pocisk i niegroźnie poleciał dobre pół metra od głowy celu. Krasnolud zareagował najpóźniej. Wiedział jak uspokoić rozjuszonego mężczyznę – potrzebował do tego jednak odrobiny magii zesłanej mu przez Moradina. Wyszeptał krótką modlitwę, której ostatnie słowa nabrały władczości. Magia zadziałała! Obren po prostu padł na ziemię tam gdzie stał. |
14-11-2014, 15:52 | #80 |
Reputacja: 1 | Klara trzymając w pogotowiu sztylet wciąż próbowała przemówić Obrenowi do rozsądku: - Na miłość Matki opanuj się! Masz żonę na utrzymaniu; pomyśl przez chwilę o Alicji! Nie wiadomo czemu (przynajmniej dla większości zgromadzonych w gospodzie) wzmianka o małżonce tylko rozjuszyła myśliwego. Nim zdążył dźwignąć się z ziemi, dopadł do niego Taar, który jednym susem przesadził ławę i prędko przechwycił siekierę. Widząc swą kiepską sytuację Obren zamarł, a z jego pąsowej twarzy odpłynęło nieco krwi. Reszta z was nie musiała ruszać Taarowi z pomocą, gdyż napastnik cofnął się o krok i uniósł ręce. - Przyszedłem tutaj tylko po tamtą gnidę! – wykrzyczał i ruchem głowy wskazał na czającego się w tyle Athlena. - Razem z moją ż o n ą pozbawili mnie zarobku za miesiąc pracy. Na pewno wiesz, gdzie prysła ta piszcząca wesz, co? Pewnie podzieliliście się MOIMI pieniędzmi! Do wspólnej izby wkroczył starszy Hogan zaalarmowany krzykami i ogólnym rwetesem: - Hola, hola! Co tutaj się wyprawia?! – pomógł wstać swojej służce i powiódł wzrokiem do trzymającego siekierę Taara. - ZŁODZIEJSTWO! – ryknął Obren, a przez chwilę zdawało się, że znów rzuci się do ataku – tym razem z gołymi rękami. Pozostawał tylko problem zagradzającego mu drogę kapłana Tempusa. - Wpadł tu jak huragan, potrzaskał drzwi, mnie potrącił i rzucił się z siekierą na naszych podróżników! Postradał zmysły! – Sara znajdowała się na skraju szlochu. - Szczera prawda, proszę starszego – przytaknęła Klara chowając sztylet za pas. - Dość już demolowania m o j e j gospody, nie mówiąc o wymachiwaniu siekierą! Nająłem te kompanię do wytępienia koboldów i nie zamierzam wysłuchiwać twoich wrzasków, dopóki nie ochłoniesz. Zamkniemy cię w komórce, co byś trochę ostygł - Chyba sobie kpisz... – mruknął Obren pod nosem. - Chcesz, żeby o wszystkim usłyszała Ora? Nie będzie tak litościwa jak ja. Wielkolud zmełł coś plugawego pod nosem i z wolna ruszył w stronę wskazaną przez starszego. Klara pokręciła głową, sprawdziła swojego szczeniaka (który jak się okazało był ledwie oszołomiony) i zwróciła się do reszty: - Narobił mi stracha... Wszyscy cali? Nadal potrzebujecie przewodnika? - uśmiechnęła się niemrawo, dodając sobie samej otuchy. Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 14-11-2014 o 20:00. |