Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2014, 00:05   #24
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Pokój był całkiem ciemny, poza niewielkim kręgiem światła, rzucanym przez palenisko. Można by powiedzieć że był ascetycznie urządzony, poza łóżkiem, paleniskiem i kowadłem praktycznie wszystko mieściło się w sporej skrzyni stojącej pod ścianą. Czarne włosy mężczyzny spływały na plecy, związane, żeby nie przeszkadzały, kiedy szczypcami kształtował ciepły metal. Czarne tęczówki zlewające się ze źrenicami dokonywały inspekcji splotu. W czasie, kiedy osadzał w gnieździe pierścienia niewielki rubin, ktoś wsunął kartkę przez szparę drzwi. Nie było żadnego pukania ani czekania na opłatę za dostarczenie wiadomości. To z kolei oznaczało, że ktoś dobrze znał dhampira. Złotnik nie ruszył się po nią do momentu aż skończył tą fazę tworzenia pierścienia. Dopiero kiedy odłożył narzędzia i prawie skończony pierścień, podniósł i przeczytał wiadomość.




Przeszedł go przyjemny dreszcz, kiedy oczy przebiegały po kilku krótkich słowach a jego krew przyspieszyła, rozlewając się grobowym chłodem po żyłach. Zazwyczaj kiedy dostawał wiadomości od Khergala, kończyły się smakowitym rozlewem krwi. Co prawda Gary zrobił się wybredny odnośnie tego, kogo zabija jeśli nie było konieczności eliminowania kogoś na stałe, ale zwykle i tak było czerwono od juchy.


Zdjął z łóżka mithrilowy napierśnik i sprawdził dokładnie wszystkie mocowania zanim włożył go na siebie. Był na tyle lekki, że Szept miał w zwyczaju chować go pod koszulą. Dopiero na to narzucił płaszcz i założył kapelusz. Podręczną zbrojownię, na którą składał się głównie dwuręczny miecz i berdysz, wyciągnął spod łóżka razem z zawsze gotowym na awaryjne sytuacje plecakiem. Wolał nie musieć pakować najpotrzebniejszych rzeczy w biegu. Zwłaszcza że tacy jak on, na wpół martwi potomkowie wampirów czasami musieli się szybko ewakuować. Nawet jeśli dość dobrze się potrafili wmieszać w tłum. W tym stroju wyglądał po prostu jak dość blady człowiek, dopóki nie zaczął szczerzyć kłów, które ludzkimi ciężko było nazwać.


Niedługo później Gary stawił się w siedzibie Złamanej Czaszki, czekając z rękoma splecionymi na piersiach i kapeluszem mocno naciśniętym na czoło. Odczekał aż staruszek wyrzuci z siebie co mu na wątrobie leży. Z tego co wiedział, krasnoludy były dość długowieczne a po Khergalu było widać lata, zapewne był więc starszy od dhampira, całkiem możliwe że sporo starszy. Od tego momentu wydarzenia potoczyły się dość szybko. Większość twarzy widział lub słyszał imiona, ale z nimi nie pracował. Po krótkiej naradzie i kolacji doszedł jednak do wniosku, że całe przedsięwzięcie będzie jednym wielkim chaosem.


Nie pomylił się ani o jotę, każdy zdawał się mieć swój własny plan, a nawet jeśli został ustalony jakiś wspólny, to sposobów jego wykonania było multum. Jedno było trafne we wszystkim, co powiedziano w spiżarni Złamanej Czaszki. Etsy miała niewyparzoną gębę, albo Eydis nie umiała się obchodzić z kobietami. Było mu chwilowo obojętne, która doprowadziła do kłopotów. Oznaczały one jedynie niepotrzebne starcie z ochroną. Zbyt długo sam robił w tym zawodzie, żeby mordować wykidajłów charytatywnie. Ulotnił się więc z "Bezimiennego Domu", pozwalając reszcie zająć się sprawą. Może jednak był to kiepski pomysł. Skończył się samobójczą szarżą krasnoluda i półorka na Mintaryjczyków, jedynie po to, by reszta mogła bezpiecznie dać drapaka z miejsca, gdzie w ogóle nie powinno ich być. Miał nadzieję, że dzięki zamieszaniu w porcie, uda im się przynajmniej w miarę bezpiecznie dotrzeć do kanałów.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline