Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2014, 06:28   #85
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Z nabytą latami praktyki elegancją wymieszaną z ostrożnością w każdym ruchu, hrabianka stuknęła obcasikami butów o stopnie karocy czarnej niczym najgłębsza noc. Wraz z główką otoczoną jaśniutkimi, anielskimi wręcz puklami włosów, z wnętrza wydobyła się stopniowo za nią kotłowanina sukni. Długi tren, jak mieniący się zielenią syreni ogon z zagranicznych baśni, wlókł się leniwie za każdym postawionym przez nią kroczkiem.

-Monsieur de Foix – posłała ku czekającemu na nią muszkieterowi swój czarujący, promienny uśmiech numer piętnaście, przy którym nawet słońce sprawiało wrażenie bladej, nic nieznaczącej kuli na niebie -To niezwykła przyjemność, móc nareszcie skorzystać z Twego zaproszenia.

Drobne kamyczki podłoża zachrzęściły pod bucikami, a dłonie Marjolaine ujęły z wprawą za poły sukni obszywanej gronostajowym futerkiem, by rozłożyć ją we wdzięcznym dygnięciu. Jak prześlicznej urody ptaszek prezentujący swe barwne piórka.

-Non, non… To zaszczyt i przyjemność gościć ciebie pani. Ufam, że podróż była przyjemna?- zapytał uprzejmie Roland kłaniając się uprzejmie swemu dostojnemu gościowi. Jakkolwiek uroda Marjolaine zrobiła na nim wrażenie, to jednak był zbyt dobrze wychowany by pozwolić sobie na entuzjazm przekraczający barierę dobrego wychowania.

-Oui, bardzo – odparła wesoło, po czym zerknęła za siebie na smoliście czarną karocę, bardziej podobną jakiemu koszmarowi niż takiej panieneczce jaką ona była -Wprawdzie powóz mego narzeczonego wygląda z zewnątrz tak bardzo ponuro, jak gdybym wybierała się w nim na pogrzeb zamiast na towarzyskie spotkanie, to wnętrze potrafi utulić niczym kołyska. Twa posiadłość byłoby odrobinę dalej monsieur, a musiałbyś mnie wybudzać ze snu.
Zachichotała krótko i bezgłośnie, usteczka przesłaniając dłonią przywdzianą w rękawiczkę z koronki przywodzącej na myśl delikatną pajęczynkę.

- Na pewno służba ma jakieś sole trzeźwiące.- stwierdził uprzejmie Roland, któremu przecież do głowy by nie przyszło budzić jej pocałunkiem. Non, takie pomysły miałby tylko Maur, a pocałunek w usta byłby zapewne najbardziej niewinnym z jego pomysłów na jej budzenie.
-Przygotowano w ogrodzie małą przekąskę dla nas. Masz może ochotę pani, na trochę słodyczy?- zapytał szlachcic podając swą dłoń Marjolaine. Akurat po Rolandzie hrabianka nie musiała obawiać dwuznaczności jego propozycji.
-Nie potrafię odmówić smakołykom i miłej rozmowie, monsieur – mówiąc to hrabianka d'Niort ujęła mężczyznę pod ramię, by móc się wesprzeć na jego sile w trakcie tego spacerku -Chyba, że i tym razem nasze spotkanie jest dyktowane sprawami wagi państwowej?

Miękki pukle włosów musnęły jej dekolcik, gdy z tym pytaniem zwróciła twarzyczkę ku niemu. Poczęstunek nie wydawał się być niczym podejrzanym, niczym co mógłby zaplanować jakiś barbarzyńca do porwania jej. Jeśli oczywiście, Roland nie był subtelnym typem porywacza, który najpierw usypiał swoją ofiarę słodkościami, by potem zamknąć ją w piwnicach swego niepozornego pałacyku. Plotki o prywatnym życiu muszkietera były wyjątkowo oszczędne i mieszały się w zeznaniach.

-A więc poniekąd, po części też… znalazłem mapy na których część majątku Niort, była podkreślona. I dołączone do tego były zaszyfrowane zapiski. Nie wiem czemu, ale ktoś się interesuje tymi ziemiami. I to nie ich wartością. Ale…- zamyślił się de Foix prowadząc Marjolaine do ogrodu.- … Pokażę ci mapy, to pewnie sama zrozumiesz. Lecz wpierw poczęstunek.

Ach… Roland wiedział co Marjolaine lubi, bowiem ów poczęstunek w ślicznej ażurowej altance, oplecionej różami składał się ze słodkiego likieru i jeszcze słodszych wyrobów cukierniczych wypełniających porcelanowe talerzyki.







Istna uczta dla oczu. I nie tylko.

-Niezwykłe! -panieneczce aż z usteczek wyrwał się tak beztroski zachwyt, a dłonie dodatkowo przyklasnęły na ten widok, od którego rozbłysły jej błękitne oczęta. Nie spodziewała się ujrzeć takiej uczty u muszkietera. Raczej wyobrażała go sobie, jako jedzącego jedynie jakieś wojskowe racje zapewniające podstawowe potrzeby i takimi też raczącego swych gości. Miłą jej zrobił niespodziankę. Być może próbował się wkupić nimi w łaski panieneczki?

Jednakże po tej chwili prawie pożerania wszystkiego samymi oczami, wargi Marjolaine wydęły się w zasmuceniu -Mam teraz wyrzuty sumienia, że Ciebie monsieur ugościłam w mym dworku tak skromnie. Postaram się to poprawić przy kolejnej okazji.
-Ależ mademoiselle. Nasze ostatnie spotkanie wspominam zawsze z wielką przyjemnością.
- rzekł dwornie Roland de Foix, czekając aż panna d’Niort zasiądzie do stoliczka.- Nie uważam tego za skromne przyjęcie... a raczej za zaskakujące.

-Cieszy mnie to
– wymruczała uśmiechając się wesoło i delikatnie palcami ścisnęła przedramię mężczyzny, nim zdecydowała się usiąść, czemu towarzyszył szmer falban jej sukni -Chociaż wiem, iż nie byłam najbardziej pomocna i nie miałam w zanadrzu niczego mogącego wspomóc Twe dochodzenie. Mam jednak nadzieję, że rozmowy z innymi odwiedzanymi przez Ciebie osobami były bardziej wartościowe.
Sugestia wspomnienia z ich ostatniego, naprawdę dość zaskakującego spotkania, cały czas gdzieś wisiała pomiędzy nimi w powietrzu. Ale i muszkieter nie był przecież Maurem, aby wypominać jej takie niecne występki, a i ona... ona zbyt zajęta była rozmyślaniem od którego ze smakołyków zacząć, by zacząć go tym dręczyć.

- Poniekąd. Jednakże nie doprowadziły mnie do rozwiązania kwestii ostatniej serii morderstw szlachetnie urodzonych. Niepokoi to wielce jego królewską mość i jego ministrów. Sądzę bowiem, że są one wynikiem działań ukrytej frakc… - zamyślił się Foix w ogóle nie poruszając kwestii jej wielce skandalicznego wybryku. Po czym uśmiechnął się.- Wybacz mi mademoiselle, nie powinienem poruszać ponurych tematów przy tak przyjemnym spotkaniu.
Usiadł naprzeciw hrabianki.- Ufam, że twój związek z chevalier d’Eon jest udany? To dość kontrowersyjna osoba.

-Oui, bardzo udany
– przyznała hrabianka starając się objąć spojrzeniem te wszystkie cudowności piętrzące się przed nią na stoliczku. Długie rozterki zaowocowały sięgnięciem po jeden z filigranowych kieliszeczków wypełnionych złocistym likierem -Ale monsieur, mój narzeczony to nie tylko same kontrowersje. To czego nikt inny nie dostrzega, to jego troska o mnie i niezwykła opiekuńczość jaką nade mną roztacza, choć.. domyślam się, że może to być trudne do wyobrażenia.
Uśmiechnęła się figlarnie na swe słowa. Maur zakochany, Maur troskliwy, Maur rycerz w lśniącej zbroi. Nie było to coś łatwego do uwierzenia, nawet dla niej samej. Swą dzikością i nieokrzesaniem przesłaniał wszystko inne.

-Doprawdy? Aż… trudno uwierzyć.- rzeczywiście Roland wydawał się bardzo zaskoczony jej słowami.- Naprawdę trudno. Po tym co się usłyszało… o pończoszce… i wybrykach. Naprawdę trudno.
Chrząknął nieco i uśmiechając się.- Niemniej cieszę się twym udanym związkiem. I nawet nieco mu zazdroszczę, co pewnie nie dziwi, non?

Porcelanowe policzki Marjolaine nabrały różowawego odcienia po usłyszeniu, że i do niego dotarły wieści o „nieokiełznanej chuci” jej i Gilberta. Jakoś dotąd myślała o tym, jak o wybryku będącym jedynie pomiędzy nimi, maman i gośćmi tamtego balu. Nie sądziła, że rozeszło się po Francji i dotarło nawet do uszu muszkietera.

-Ah.. nie sposób niczego przed Tobą ukryć... -opuściła skromnie spojrzenie, po czym jeszcze powoli zamoczyła wargi w trunku, pragnąc tym ukryć swe zawstydzenie. Pozornie, bo jakże mogła skryć przed światem ten urok swych rumieńców. Zaś likier był rzeczywiście samą słodyczą, niczym miód rozpływający się po jej ustach -Ale czyżbyś Ty nie odnalazł jeszcze kobiety, której mógłbyś podarować niebo i być dla niej rycerzem na białym koniu? To jest dopiero ciężkie do uwierzenia i doprawdy dziwi.
-Niestety, Fortuna i Eros jakoś nie bywają mi przychylne.
- stwierdził ze smutkiem Roland.- A i żołnierski obowiązek nie daje tyle okazji do rozmów z pięknymi damami.Tym bardziej cenię więc te chwile z tobą mademoiselle.
-Zrzucasz na mnie nie lada odpowiedzialność, monsieur. Ale w imieniu pięknych dam, postaram się by te chwile były jak najcenniejsze
– mruknęła w taki sposób, że nie sposób było jednoznacznie stwierdzić, czy w tonie jej głosu kryła się jakaś sugestia, czy jedynie chęć zabawienia Rolanda rozmową.

Potem pochylając się sięgnęła ostrożnie po jedno z niezwykle smakowicie wyglądających ciastek zwieńczonych soczyście czerwonymi truskawkami. Ujęła jedną z nich palcami i uniosła prosto do swych warg, z wyraźnym zadowoleniem odgryzając kawałek ubrudzony słodkim kremem. Jej usteczka uśmiechały się nieprzerwanie, jak u dziecka zostawionego pośród stosu zabawek lub.. słodyczy właśnie.
Jej dobrego humoru nie zdołał nawet zmącić nowy temat, który właśnie zakiełkował w jasnowłosej główce -A czy w swoim dochodzeniu słyszałeś coś o bandytach grasujących po okolicy Paryża? Raz nawet jedna grupa dobijała się do bramy mojego pałacyku.
-Oui, choć… nie wiem właśnie czy to byli bandyci, czy najemnicy.
- zamyślił się Roland wyraźnie czym zmartwiony.- Ostatnio kilku szlachetnie urodzonych zginęło w takich napadach.

-Ci będący u mnie z wizytą poszukiwali monsieur de Aveniera, którego ukryłam u siebie po odnalezieniu go samego w lesie
-hrabianeczka pozornie więcej uwagi zwracała na ciasteczko, do którego już dobrała się widelczykiem, niż na własnoręcznie nadany tok rozmowy. Ale nie było to prawdą, bowiem jej ciekawość potrafiła przezwyciężyć nawet uwielbienie do słodkości.
Koniuszkami widelczyka musnęła swe wargi, kiedy podniosła na Rolanda pytające, trochę zagubione spojrzenie -Ale chociaż rozumiem czemu bandyci mieliby napadać i porywać szlachciców, to czemu ktoś miałby opłacać najemników, aby ich atakowali?
-Po to by ich.. uciszyć. Lub zmusić do czegoś groźbą lub tortura…
- Roland przerwał nagle wypowiedź uznając, że temat jest zbyt ponury. Uśmiechnął się ciepło dodając.- Wkrótce ci zbóje zostaną ujęci i postawieni przed szybką i bezlitosną sprawiedliwością stryczka. A skoro mówimy o monsieur de Avenier. On ci chyba był coś winny, non?

Nabity na widelczyk kawałeczek ciastka zamarł w powietrzu w drodze ku rozchylonym usteczkom panieneczki.
-Ah, naprawdę nie sposób niczego przed Tobą ukryć. Czyżbyś miał wszędzie swoje oczy i uszy? Czy to Leowerres zdał Ci relację z wizyty w mej posiadłości i rozmowy z de Avenierem? -zachichotała sobie cichutko, gdy już pierwsze zaskoczenie przeminęło, a na jego miejsce powróciło wspomnienie tamtego spotkania z młodym, zanadto pewnym siebie muszkieterem. Przezabawne było, jak cała ta jego śmiałość roztopiła się po ostrym spojrzeniem maman, niczym śnieg w promieniach słońca.

-Szlachcic nadal jest mi coś winny za wymuszoną u mnie gościnę i narażanie na wizytę bandytów. Może się chować i uciekać, ale jego zniknięcie nie sprawi, że ja zapomnę -ani uśmiech, ani słodycz kremu nie potrafiły umniejszyć nieustępliwości Marjolaine.
-W zasadzie to właśnie de Avenier zwrócił się do mnie w tej sprawie. Zostawił kilka weksli na całkiem sporą sumkę, którą bodajże lichwiarz Mojsze Lichenbaum jest zobowiązany wypłacić ich okazicielowi.- rzekł w odpowiedzi Roland de Foix, w przeciwieństwie do hrabianki nie posilając się ciasteczkami w ogóle. -Tak się składa, że mam owe weksle przy sobie.

Lichenbaum, hrabianka znała to nazwisko. Oczywiście nie znała tej osoby osobiście. W zasadzie żaden szlachcic nie przyznawał się do znajomości tego Żyda. Udzielał on bowiem pożyczek szlachcie mającej kłopoty finansowe, często dobrze urodzonym, acz pechowym hazardzistom… hrabianka jednak do pechowców nie należała. Za to nasłuchała się przekleństw rzucanych pod adresem tej żydowskiej pijawki, gdy rozmawiali w swym towarzystwie po przegranej. I jeszcze nie dostrzegli filigranowej postaci Marjolaine blisko nich.
A de Avenier z całą pewnością był jednym z tych nieszczęśliwców. Dotąd nie mógł się pogodzić z tą przegraną w karty, w której postawił na szali swój cudny pałacyk będący teraz w posiadaniu hrabianki d'Niort. Oh, nawet po takim czasie potrafiło ją rozbawić wspomnienie jego niedowierzania i.. pieklenia się na tej pomarszczonej twarzy otoczonej paskudną peruką. Nie było zatem dla niej zdziwieniem, że gdzieś roztrwonił swoje pieniądze i musiał korzystać z usług lichwiarza, a tamci bandyci go poszukiwali.

Grymas, chyba lekkiego zniesmaczenia, przeszył śliczną twarzyczkę Marjolaine, a kolejne jej słowa tylko potwierdziły, iż nie takiej zapłaty oczekiwała -To.. niezbyt subtelne z jego strony. Nie oczekiwał chyba, że ja je przyjmę, prawda?
-Jak twierdzi, to jedyna rekompensata za gościnę jaką może dać w tej chwili. Życie markiza jest obecnie w niebezpieczeństwie. Musi się ukrywać przed zabójcami.
- wyjaśnił szeptem Roland de Foix podsuwając hrabiance kopertę z dokumentami..

Ale ona nie wyciągnęła ku niej dłoni. Zaledwie zaszczyciła spojrzeniem swych przymrużonych oczu błyszczących niechęcią, jak gdyby w środku miały się znajdować nie weksle, a wąż, robactwo lub co najgorsze – jakie nagie portrety samego starego szlachcica. A z tym nie chciała mieć nic wspólnego.
Szybko zaś w reakcji na zaskakujące wieści muszkietera, z jej usteczek umknęło urwane tchnienie. Dłoń w bojaźliwym geście musnęła pierś na wysokości serca, gdy pochyliła się ku Rolandowi -Doprawdy, monsieur? Komu to drogi de Avenier mógł się tak straszliwie narazić? -pytała konspiracyjnym szeptem -Tamtym bandytom, najemnikom? Sądziłam, że byli tak gorliwi do ograbienia go, nigdy bym nie pomyślała, że poszukują go.. go.. w innym celu.
-Niestety… tu nie chodzi o majątek. Markiz natknął się na …
- tu równie konspiracyjnie Roland nachylił się ku Marjolaine.- … spisek na życie króla. Tak przypuszczam, opierając się na tym co odkryłem. I mocodawcy owych bandytów, chcą uciszyć każdego podejrzewają o przynależność do niego. I zapewne tych, którzy w jakiś sposób stoją na drodze ich poszukiwań.

-To.. to.. -hrabianka zająknęła się zdumiona takim obrotem wydarzeń. Już nawet nie chodziło tylko o to, że stary pudel dopuścił się czegoś takiego narażając własne życie, ale przecież teraz i ona nagle poznała taki sekret na miarę całej Francji! O ile z początku jej zaskoczenie było teatralnie przesadzone, o tyle teraz był jak najbardziej szczere – To okropne co mówisz, monsieur. Czemu ktoś miałby planować coś tak straszliwego? Czy w takim razie jest to związane ze śmiercią biednego Etienne'a? I czy..
Pomiędzy wyrzucani z siebie pytaniami dziewczątku znów odebrało głosik, kiedy z podwojoną siłą uderzyła ją całkiem nowa myśl. Pobladła, po czym dodała prawie bezgłośnie, w razie gdyby któryś z tych zbójów się krył w pobliżu i mógł ją usłyszeć -Czy w takim razie będą i mnie szukać, skoro byłam im przeszkodą w porwaniu de Aveniera?

Roland… pobladł i zamilkł zorientowawszy się, że wygadał zbyt wiele. Postanowił to ukryć za wesołym uśmiechem i próbą zmiany tematu.- Ależ wątpię, by chcieli cię ścigać pani akurat z tego powodu. Na pewno nie masz się czego… bać. W końcu interesują ich chyba bardziej miejsca, niż osoby.
De Foix nalał sobie trochę likieru, wypił jednym haustem po żołniersku i spytał.- Ufam, że poczęstunek smakuje? A jeszcze nie pokazałem ci mego ogrodu, który nie równa się dzikiemu pięknu twego ogródka.

Panieneczka wcale nie czuła się pocieszona. Nie teraz, gdy echa słów przywódcy tamtych bandytów odbijały się echem w jej główce i obiecywały ich powrót do pałacyku. A przecież takich grupek mogących nie tylko ją okraść z całego majątku, ale także całej czci, Marjolaine bała się najbardziej. Zaczynała się też zastanawiać, czy może jej narzeczony wiedział o tym wszystkim i dlatego ją sprowadził do swego zamku, dlatego prawie cały czas była otoczona strażników, to w jego posiadłości, to nawet jadąc karocą na spotkanie. A może po prostu poszukiwała jakichś honorowych pobudek stojących za tym jego bezczelnym porwaniem?

-Zaplanowałeś dla mnie rozrywkę na cały dzień, non? -obdarzyła go uroczym, ale jednak nadal nieco słabym uśmiechem. Ciągle będąc w pochylonej pozycji, wygodnie oparła rękę o blat stoliczka, by zaś na dłoni móc wdzięcznie wesprzeć swój hrabiowski podbródek -Ale nie wiem czy mogę się zgodzić na te kolejne atrakcje, monsieur. Wszak co dopiero powiedziałeś, iż nie jestem wystarczająco interesująca, by mnie ścigać.
-Non, non. non…
- Roland wyraźnie się zmieszał nie bardzo wiedząc jak sobie poradzić z hrabianką.- Uważam mademoiselle że jesteś wielce wdzięcznym obiektem do łapania i bardzo interesującą zdoby… osóbką.
Co chwila rozglądał się bezradnie próbując dostrzec, kogoś kto mógłby mu pomóc z Marjolaine. Bo sam najwyraźniej nie bardzo był w stanie dorównać jej dowcipem. Niestety był sam i zdany tylko na własne siły.

Spojrzenie błękitnych oczek dotąd zapatrzone w bok na krajobraz ogrodu, teraz ponownie zwróciło się ku muszkieterowi. Kapryśne, nieco powątpiewające w jego tłumaczenie, ale także z tańcującymi w nim nieśmiało iskierkami rozbawienia na takie paskudne z jej strony droczenie się z biednym Rolandem -Oh? Teraz jestem obiektem?
-Ależ nie ! Oczywiście że nie!
- zaczął gorączkowo zaprzeczać szlachcic.- Jesteś piękną i godną najwyższego szacunku młodą damą. Prawdziwą perełką wśród szlachetnie urodzonych kobiet!
W jego głosie zaczęła pobrzmiewać panika. Roland zapewne był kiepski jeśli chodzi o rozmowy z kobietami, a już z Marjolaine w ogóle sobie nie radził. Widać było, że słowne przytyki hrabianki są ciosami, których odbić od siebie po prostu nie potrafił.

Przyglądała mu się w milczeniu spod gęstych wachlarzy swych rzęs, jak gdyby rozważała jego słowa, oceniała je. Dla zalęknionego oraz zdecydowanie postawionego nie w swym żywiole mężczyzny, musiało to trwać wieczność pełną niewiedzy i niepewności.

W końcu jednak uśmiechnęła się pogodnie i dopiła do końca swoją resztkę likieru, którego słodycz zlizała z przyjemnością ze swych warg. Następnie płynnym ruchem wyciągnęła dłoń ku Rolandowi, mówiąc -Może zatem pokażesz mi swój ogród, a potem przejdziemy do tych tajemniczych map jakie masz dla mnie?
-To doskonały pomysł.
- ucieszył się z wyraźną ulgą Roland. Wstał i ukłoniwszy się hrabiance, podał usłużnie swą dłoń aby wsparła się na nim podczas wstawania. Co też zrobiła, zarówno z wdziękiem i wdzięcznością.
 
Tyaestyra jest offline