Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-11-2014, 06:37   #86
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Roland miał rację – jego ogród nie mógł się nawet równać z piękną w swym nieokiełznaniu zielenią otaczającą Le Manoir de Dame Chance. Naturalnie, miał swój urok. Tak jak skromna, niepozorna klacz potrafiła mieć swój czar, który jednak blakł przy majestacie i dzikości gorącokrwistego rumaka. A ogród rozciągający się wokół posiadłości muszkietera właśnie był taki.. taki.. nijaki. Równie ułożony i grzeczny co jego właściciel, a do tego klasyczny aż do bólu, jak stworzony narzędziami ogrodnika odpowiedzialnego za ogrody przynajmniej połowy Francji. Widziała takich wiele, a zapewne w swym życiu miała zobaczyć jeszcze więcej.






Nie to, żeby krajobraz jaki im towarzyszył przy spacerze, był jakiś szpetny. Non, non. Nie był brzydki, ale jednocześnie też nie budził zbytniego zainteresowania czy podziwu. Niczym nie zaskakiwał, niczym nie zachwycał. Był bezpieczny i przewidywalny. Po niedługim czasie Marjolaine mogła sobie w myślach zgadywać co zobaczy za kolejnym zakrętem ścieżki, którą była prowadzona. Rzeźby, filigranowe fontanny, perfekcyjnie przystrzyżone krzewy i drzewa, nieduży labirynt z nieskazitelnie zielonego żywopłotu. Wszystko to było pochwałą dla symetrii, którą ukochała sobie francuska szlachta. Tyle, że ogród monsieur de Foixa był mały, a przez to i ta symetria, choć niewątpliwie ściśle zachowana, nie robiła wrażenia.

A skoro nic w tym miejscu nie potrafiło zaskarbić sobie uwagi panieneczki, to mogła się ona skupić na tym w czym była najlepsza – na byciu czarującą.
Flirtowała ze swym gospodarzem, to było oczywiste. Nie było wszak dla kobiety potężniejszej broni od jej uroku. Marjolaine w swych słowach i gestach była jednak bardzo subtelna, ani myślała podtykać mu swego dekoltu pod nos, sugestywnie oblizywać warg czy wprost proponować mu zlegnięcie dzisiaj w jego sypialni. Non, non, non. W jej wykonaniu ta sztuka była niezwykle dziewczęca, o bardzo niewinnym sposobie okazywania mężczyźnie swego zainteresowania jego osobą.

Reagowała chichotem na jego opowieści.
Spoglądała na niego swymi błękitnymi oczętami spod długich rzęs, co i rusz trzepoczących jak wachlarze w damskich dłoniach.
Wykazywała sobą szczere zainteresowanie jego słowami, nawet kiedy swymi myślami była już daleko od tej posiadłości.
Ba! Także i specjalnie dla niego popadała w zachwyt nad otaczającym ich ogrodem, chociaż jego dekoracje były równie fascynujące, co i życiowe przypowiastki drogiej maman.

Oui, hrabianka potrafiła sprawić, że mężczyzna czuł się interesujący w jej oczach. Nie potrzebowała się posuwać ku mniej wyrafinowanym flirtom, bo i na cóż jej by to było? Wystarczyło jej, że przed Maurem musiała się bronić rękami i nogami, a chociaż Roland dotąd nie wykazywał się aż tak barbarzyńskimi zamiarami, to i ona nie chciała sprawdzać granicy jego honoru. Wystarczyło jej dać mu na tyle nadziei i okazać dostatecznie sympatii, by jego język się łatwiej przy niej rozplątywał. Nie podejrzewała go może o znajomości jakichkolwiek soczystych ploteczek, ale nie wzgardziłaby kąskami z jego dochodzenia. Choćby i drobny, ale równie słodkimi.
Wszak pokazał dzisiaj, że potrafi specjalnie dla niej wydać istną ucztę ze smakołyków. Potrzebował jedynie kuszącej zachęty do wydania kolejnej, o innej naturze. Prosto w jej ciekawskie uszko.





***





Gabinet szlachcica także był odbiciem charakteru gospodarza. Żadnej wygodnej sofy, tylko twarde krzesła. Solidne ciężkie biurko, mapy i trofea wojenne na ścianach. Zbroja renesansowa w kącie. I ani śladu kobiecej dłoni. Ale wszak nie przyszła by podziwiać wystrój.

Mapy leżały rozłożone szeroko. Na części z nich ktoś naniósł atramentem notatki, niszcząc ich wartość bezpowrotnie. Szlachcic miał rację, zapiski były bełkotem w każdym chyba języku. Łacińskie litery tworzyły ciągi nie do wymówienia. Na jednej z map hrabianka dostrzegła słowo Niort. Roland miał rację, ktoś interesował się jej rodowym majątkiem.

Lekkimi i nieśpiesznymi kroczkami obchodziła mebel, jak gdyby jej nogi nadal jeszcze były na spacerze w ogrodzie. Koniuszkami palców muskała jego krawędź, a spojrzeniem wędrowała po mapach.
-Nie chciałabym odmawiać uroku mym rodzinnym ziemiom, jednak na pewno istnieją ciekawsze i piękniejsze od nich. Niort wzbudza zainteresowanie jedynie sąsiadów pragnących powiększyć swe własne ziemie -mówiła w tłumaczeniu, ale także z nutą powątpiewania w głosie, pomimo tego, że przecież nie był to pierwszy raz, kiedy słyszała o cudzym upodobaniu do ziemi w Niort. Czyż Maur nie wspominał o tym w czasie jednej z ich rozmów?
Uśmiechnęła się kwaśno i uniosła wzrok na muszkietera -Najczęściej w połączeniu z moją ręką, oczywiście.

-Oczywiście...mnie jednak bardziej ciekawi fakt, iż zakreślony został zamek.
- zamyślił się de Foix. Ach.. znowu ta pomyłka. Przecież na ziemiach rodzinnych Marjolaine nie było żadnej paskudnej średniowiecznej twierdzy, tylko śliczny barokowy pałacyk. Pewnie znów chodziło o te nieszczęsne Porte Corbeau. Co mogło być ciekawe w Kruczej Bramie, tej kupie gruzu i kamieni?

-Non, non, non. To nie może się zgadzać -przystanęła obok mężczyzny, by móc popatrzeć na mapy z jego perspektywy. Być może coś przeoczył lub źle odczytał, chociaż to by oznaczało, że Gilbert także się mylił. Ale przecież Marjolaine na własne oczy widziała nazwę tego stosu kamieni wypisaną w przeglądanej przez niego księdze. To nie miało najmniejszego sensu, więc zaowocowało pokręceniem jasnowłosej główki panieneczki -Na moich ziemiach nie ma żadnego zamku, monsieur. Jedynie stare ruiny jednego, ale nie widzę powodu, by ktoś miał się akurat nimi interesować.
-A jednak… wydaje się te ruiny są dla kogoś bardzo ważne.
- zamyślił się Roland pocierając podbródek.- To się układa w pewien… wzór. Innym interesującym ich miejscem jest posiadłość w Coulommiers, Saint-Blaise, Château D’Eon, Sergeac, Arville i La Couvertoirade. Same średniowieczne budowle. Intrygujące nieprawdaż?

-Z pewnością zaskakujące... -mruknęła Marjolaine wędrując spojrzeniem od jednego zaznaczonego na mapie punktu do kolejnego, na dłużej zatrzymując się jedynie na Niort oraz posiadłości Maura -Nie mogę mówić za żadną z tych innych posiadłości, lecz Porte Corbeau już wieki temu przestało być potężną warownią i zmieniło się w stos gruzu. Nic tam nie ma. Może kogoś interesuje samo wspomnienie jego istnienia?
Zwróciła swą twarzyczkę ku Rolandowi i uśmiechnęła się, dodając w przypływie beztroski -Czy jesteś pewien, że nie wpadły Ci w ręce mapy należącego do jakiegoś entuzjasty francuskich zamków?
-Gdyby nie te zapiski…
-szlachcic wskazał palcem gryzmoły, których znaczenia ciężko było się domyślić. -To mógłbym mieć wątpliwości. Ale entuzjaści nie szyfrują swoich notatek, mademoiselle. Niewątpliwie są na tych mapach wiadomości przeznaczone na dla wtajemniczonych.

Marjolaine westchnęła z przygnębieniem, raz jeszcze okazując się tak mało użyteczną w spotkaniu z tym szlachcicem -Musisz także pamiętać monsieur, iż nie jestem ani jedynym, ani najlepszym źródłem informacji o ziemiach Niort. To Le Manoir de Dame Chance jest teraz mym domem.

Chwilę jeszcze przyglądała się mapom i tym nieznanym jej słowom na nich zapisanym, po czym obróciła się tyłem do biurka, a przodem do muszkietera. Blisko i bezpośrednio, szczególnie gdy jeszcze biodrami nonszalancko oparła się o mebel.
-Ale z chęcią pokazałabym to mojej maman. Być może ona wiedziałaby o jakichś sekretach związanych z tymi ruinami. Jeśli.. ah..-urwała, a jej dłoń sięgnęła ku Rolandowi, by delikatnym ruchem palców strzepnąć jakiś niewidzialny puszek okruszek z jego nieskazitelnego odzienia -Jeśli oczywiście nie miałbyś nic przeciwko.
-To… hmmm… Niestety ja muszę jutro wyjechać z mojej posiadłości. Mogę jednak oddać w twe ręce tą mapę. Dzięki temu będę miał pozór, by znów się z tobą spotkać mademoiselle.
- odparł dwornie szlachcic mijając hrabiankę i zaczął zwijać mapę. Starał się przy tym nie dotknąć Marjolaine, gdyż mogło to być niestosowne. Wyglądało na to, że Gilbert miał rację, Roland nie skorzystałby z okazji, nawet gdyby ta… dosłownie leżała na wyciągnięcie ręki. Był taki grzeczny. Taki niepodobny do Maura.

-Postaram się wtedy mieć dla Ciebie jakieś ciekawe i przydatne odpowiedzi, nie tak jak teraz lub.. ostatnim razem – obiecała mu szczerym, słowiczym głosikiem podkreślonym dodatkowo uśmiechem ociekającym wręcz jej dziewczęcym urokiem. Może jedynie jakaś figlarna iskierka w oku i ten moment namysłu pomiędzy słowami sugerował przypomnienie sobie jakiegoś bardzo konkretnego wybryku, lecz nawet o nim nie wspomniała.
Zamiast tego z powrotem zwróciła się ku mapom, choć jej zainteresowanie kierowało się już innymi ścieżkami -To dalsze dochodzenie wysyła Cię poza mury posiadłości?
- I daleko poza okolice Paryża niestety.
- stwierdził ze smutkiem szlachcic.- Służba ojczyźnie jest wymagająca.
Uśmiechnął się ciepło dodając.- Miłoby było wracać do domu, wiedząc że czeka w nim cierpliwie żona wraz gromadką dzieci, acz niestety… Jak dotąd Opatrzność nie zesłała okazji. A i moja praca wymaga czasu.

Te słowa nieco ostudziły hrabiankę. Bądź co bądź Gilbertowi nie marzyła się na szczęście gromadka dzieci, które Marjolaine, o zgrozo, miałaby mu urodzić. Natomiast Roland wydawał się widzieć w kandydatce na żonę, kobietę która na pewno przedłuży jego ród i to wielokrotnie. Dość upiorna perspektywa z punktu widzenia młodej hrabianki. Pełna wrzasku i tych…. śmierdzących rzeczy, które robią dzieci… pieluch!

Na wyobrażenie sobie Gilberta otoczonego gromadką małych satyrów o ciemnych włosach i błękitnych oczkach oraz jasnych puklach i ciemnych oczętach, wargi hrabianki zadrżały niespokojnie, gotowe wybuchnąć w niekontrolowanym chichocie rozbawienia. Ale jakoś zdołała przełknąć tę chęć, czemu pomogła pewnie kolejna myśl, która nagle pojawiła się w jej główce. Czy Maur, przy tym rozpustnym życiu, nie ukrywa gdzieś po kątach swoich bękartów? Albo wcale nie ukrywa, i wszyscy poza nią dobrze wiedzą o dzieciach spłodzonych przez niego z jakimiś harpiami? A może korzysta z jakiegoś sprawdzonego sposobu zapobiegania takim niespodziankom? Czy ona powinna się tym zainteresować?!

-To przyjemne marzenie, monsieur -skłamała, kiedy już przeszło jej osobiste, wewnętrzne oszołomienie -I na pewno się już niedługo spełni. Nawet Francja musi czasem dać odetchnąć swemu najlepszemu rycerzowi, i tylko czekać aż się do Twej posiadłości ustawi sznureczek ślicznych szlachcianek chętnych zostać panią de Foix.
Uśmiech Marjolaine był równie słodki, co wypowiadane przez nią słowa. Ale nim mężczyzna mógł się za bardzo rozmarzyć i zacząć snuć dalsze wizje swej przyszłej rodziny, ona palcami musnęła jedną z map, pytając -Jak właściwie trafiłeś w posiadanie tych map?
-Część z nich znalazłem u Étienne’a D’Rochers. Reszta to… nie mogę powiedzieć, mademoiselle.
- odparł Roland zmieszanym tonem głosu.- Reszta to tajemnica państwowa. Étienne zginął, bo ktoś się dowiedział o jego zdradzie. Szlachcic któremu Étienne chciał przekazać swe sekrety również zginął. To niebezpieczna wiedza.

Jakaś nagła myśl, niby iskierka, zamigotała w umyśle hrabianeczki, nie pierwsza już w trakcie tej rozmowy. Tym razem powodem było skojarzenie ze sobą zdarzeń, w tym także cudzych słów zachęty i namawiania jej wręcz do kradzieży. Mogła się mylić, naturalnie, nie ona tutaj przecież zajmowała się tym dochodzeniem i łączeniem faktów. Ale jeśli jednak miała rację, to tym bardziej chciała dostać w swe rączki jedną z map i pokazać ją właściwym oczom w zamku d'Eon.
Ale nie pisnęła nawet słóweczkiem. Roland nie był odpowiednim mężczyzną do dzielenia się z nim swymi podejrzeniami.

-Oui, niebezpieczna. Nie zdradzaj mi nic więcej, monsieur -odparła przykładając paluszek wskazujący do swych warg w uciszających geście -Ale bale są bezpiecznym tematem, non? Słyszałam plotki, że podobno ma być jeden organizowany na dworze królewskim.
-Tak. To prawda.
- stwierdził Roland nieco zaskoczony jej słowami.- Nic nie umyka twoich, prawda mademoiselle?
Skinął głową ponownie potwierdzając jej przypuszczenia.- Też słyszałem, że ma być zorganizowany bal, ale nie interesowałem się szczegółami. Planujesz przybyć na niego wraz ze swym narzeczonym?

-Oui. Wszak nie wypadałoby, bym będąc zaręczona nie przyszła z mym wybrankiem na takie wydarzenie. Sprowokowałoby to zbyt wiele plotek wśród harpii..
- mruknęła z wyraźnym niesmakiem, gdy jej zazdrość i niechęć zdołały się przebić przez tę maskę niewinności zakładanej przy muszkieterze. W porę sobie to uświadomiła, i jej twarzyczką raz jeszcze się rozpromieniła -Ale mam nadzieję, że jego obecność nie powstrzyma Cię przed towarzyszeniem mi w choćby jednym tańcu, monsieur.
-Jeśli będę na balu, to z pewnością poproszę cię choć o jeden menuet.
- odparł dwornie szlachcic, po czym dodał.- A teraz pozwól na ugoszczenie cię obiadem. Już go pewnie podano w jadalni.

-Oczywiście
-zgodziła się Marjolaine ucieszona -Ale pójdziemy tam dłuższą drogą, dobrze monsieur? Nie pokazałeś mi jeszcze zbyt wiele ze swej cudownej posiadłości.
Z wesołością w głosie i subtelnością w słowach prowadziła ich spotkanie wybranymi przez siebie ścieżkami. Bo czyż mógłby odmówić tym oczom błękitnym, jak gdyby ktoś zamknął w nich letnie niebo? Z pewnością nie byłoby to najgorsze z wyzwań przeciwko jakim musiał w swym życiu stanąć muszkieter, ale też nie najłatwiejsze.

Obróciła w dłoniach zwiniętą mapę. Z koniuszków jej palców ku reszcie ciała powędrował dreszczyk podekscytowania.
Szczęśliwie, pałac de Foix nie był jednym z tym olbrzymich zamków, po których człowiek mógłby chodzić godzinami i jeszcze się gubić wśród zawijasów korytarzy. Nie mogła się bowiem doczekać, aż wróci do Gilberta i zaskoczy go swym prezentem. Czy będzie z niej dumny, że ona, jego prześliczna narzeczona, dostała w swe rączki taki skarbik? Czy w podzięce obsypie ją pocałunkami i podarunkami, a potem będzie zbyt zajęty oglądaniem mapy, by dzisiejszej nocy przeszkadzać jej w zaśnięciu?

Rozmarzyła się idąc u boku swego nadmiernie dobrze ułożonego gospodarza.
Oui, to byłoby idealne zakończenie tego dnia.
 
Tyaestyra jest offline