- Jasna cholera - mruknąłem trzęsąc się w siodle - a można było zostać grabarzem. Z trupami też bym miał wtedy kontakt, a nikt by nie pyskował, ani by się nie sprzeciwiał. Wszyscy, gładko i grzecznie szli by do piachu... - rozmarzyłem się, a z tego słodkiego snu wyrwał mnie potępieńczy ryk za moimi plecami. To co zobaczyłem obracając do tyłu głowę sprawiło, że nieomal wypadłbym z siodła kończąc swą karierę jako jeden z malowniczo plumkających bąbli w rzece lawy pode mną.
W panice poszukiwałem w swoim umyśle jakiejś sztuczki jaką mógłbym wykorzystać - ale nic nie przychodziło mi do głowy. wstyd się przyznać,ale zacząłem się modlić do bóstw opiekuńczych nekromantów (jeżeli tacy w ogóle byli - bo nie byłem tego pewien)- jeśli nie o przeżycie, to chociaż o w miarę godną postaci mojego formatu śmierć, niekoniecznie w paszczy tej śmierdzącej, żałosnej istoty za moimi plecami.
Szalony pościg nabrał tempa gdy zobaczyłem przed sobą grotę. Stworzonko na którym podróżowałem krążyło jedynie kilka metrów ponad nią, i wiedziałem, że trzeba pofatygować się na dól. toteż, mając na uwadze że wszelkie zwlekanie może się skończyć w paszczy smoka... skoczyłem, i lot mój był bardzo efektowny, acz lądowanie było nader twarde. Zostawiając swoją wywernę na pastwę losu (miałem nadzieję że smok ją zeżre i odechce mu się pogoni za mną) zebrałem się szybko z podłogi i wskoczyłem do groty.
- Masz, to otwiera drzwi! – ledwo wbiegłem do środka usłyszałem za sobą głos Ritha.
- Dzięki, że teraz mi pomagasz - odpowiedziałem sarkastycznie, bo faktycznie, otwieranie drzwi, to było coś co budziło moją najwyższą troskę dzisiejszego dnia.
Wkroczyłem do groty opanowując szybko bijące od nadmiaru emocji serce. Nagle w półmroku zobaczyłem... Legiona.
- Legion?! - zapytałem niedowierzając własnym oczom.
Wtedy dowiedziałem się czegoś co przeczuwałem od dawna.
Widzicie, moi drodzy - ja mam sceptyczny umysł. Od początku wiedziałem, że ten nadęty, wszawy bubek, odstający od reszty drużyny swoją mentalnością i inteligencją tylko czyha żeby wsadzić nam kosę w plecy. No i miałem swój dowód - mogłem tryumfować.
Tylko w sumie nie było mi jakoś do śmiechu.
W tym też momencie zobaczyłem pustą grotę - ze zmaltretowanymi ciałami naszych towarzyszy. Przez myśl przeszło mi, że cała ta podróż nie miała większego sensu - chodziło jedynie o zapewnienie demonowi rozrywki. Odpędziłem jednak tę wizję od siebie. Teraz musiałem zabrać się za zdrajcę - potem mogłem rozważyć co należy zrobić dalej. Nekromanci na ogół żyli z demonami w pokoju - ze zdrajcami raczej nie.
Legion zaś wyjął obydwa swe miecze, i rozpalił je ogniem.
- Żałosny zdrajco! - warknąłem - myślisz, ze coś Ci to da?! Zaraz zapłacisz za swój nędzny spisek swoim życiem!
Nie pozostałem dłużny na jego zniewagę. Moją bronią była magia - przygotowałem dla Legiona czar którego używałem z powodzeniem przeciw demonom - więc i dla kogoś jego pokroju powinien wystarczyć.
- Ira odium generat! - wystawiłem ręce ku Legionowi - Ira initium insaniae est! - zobaczyłem jak powietrze wokół mnie zaczyna falować - Advente irrare malleus!
Ciekaw byłem czy Legion nie jest jakoś przygotowany na "Młota Gniewu". Miałem nadzieję że nie. Śmierć z ręki takiego obszarpańca jak on byłaby nader... niepożądana. Oby więc bogowie byli ze mną...
__________________ There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old. |