Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-11-2014, 10:18   #175
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział Drugi. Dolina Lodowego Wichru. 11 Tarsakh (Śródzimie), 1358 DR, Roku Cieni

Dolina Lodowego Wichru
10/11 Tarsakh




Walka z latającymi krzyżówkami orła i renifera boleśnie uświadomiła ybnijczykom, że nieumarli szwendający się po Dolinie Lodowego Wichru nie są ani ich jedynym, ani nawet najmniejszym zmartwieniem. Zamarznięte kotliny i szczyty kryły w sobie istoty, przy których nawet wysysające siły życiowe zjawy wydawały się znośnym przeciwnikiem.
Połapawszy konie i opatrzywszy rany wędrowcy powlekli się na przód, gdyż zmierzch otulał już góry i było tylko patrzeć aż na horyzoncie pojawią się nieumarli. Na szczęście poszukiwania Kijem Podróżnika jaskinia byłe nieledwie pół świecy drogi od miejsca walki. Co prawda była to bardziej głęboka wnęka niż jaskinia, ale - jak stwierdził Var - dobrze się złożyło. W miejscu, gdzie każe schronienie było na wagę życia, było bardziej niż prawdopodobne, że o przytulne miejsce noclegowe musieliby stoczyć walkę z obecnym lokatorem.

Niemniej jednak w pustej wnęce zmieścili się zarówno ludzie, chowańce, jak i wydzielające dużo ciepła wierzchowce. Z resztek opału i zalegających ziemię śmieci Burro rozpalił ognisko - niewielkie, ot na tyle, by podgrzać kolację i roztopić śnieg na wodę, do której Kostrzewa dorzuciła trochę wzmacniających odporność ziół. Druidka sprawdziła opatrunki rannych, a Var przyjrzał się podartemu płaszczowi calishyty, deliberując czy da się z niego wykroić jeszcze jakieś pożyteczne resztki. Udałoby się uratować rękawy i spory pas z dołu - ot, by doszyć je do jakiejś kurty, choć na robótki ręczne nie mieli teraz czasu ani sił. Podobnie zresztą jak na reparację sieci. Co prawda Wishmaker wykazywał nadzwyczajne pokłady energii przygotowując jakiś magiczny eksperyment ze zdechłym szczurem w roli głównej i podejrzliwie deliberując nad swoją lampą, ale reszta praktycznie pokładała się ze zmęczenia. Za to Burro wyjął futro z rąk goliatha i magicznie je naprawił, po czym resztkami mocy pooczyszczał kogo się dało. Co prawda Kostrzewa burczała coś o bezsensownym marnowaniu energii, ale w miejscu gdzie zarówno pranie jak i kąpiel były niedostepnym luksusem dla wielu sztuczka karczmarza jawiła się niemal jako wybawienie.

Ku zdumieniu ybnijczyków noc minęła spokojnie. Nie nękały ich szkielety, zjawy i inne formy nieumarłych. Co prawda podczas swoich wart Tibor i Var dostrzegli przemykające w mroku sylwetki, lecz były to najpewniej dzikie zwierzęta kierujące się w stronę zamarzniętych trupów perytonów. Czyżby wszystkie okoliczne trupiszcza zeszły już do Doliny, lub poległy z łap przygodnych potworów? Ciężko było rzec i chwilowo nikogo to nie obchodziło - solidny nocny odpoczynek był potrzebny wszystkim razem i każdemu z osobna. I mimo że rankiem wszyscy odczuwali jeszcze skutki wielu dni podróży, walk i wampirycznego wpływu duchów, to czuli się bez porównania lepiej. No, może z wyjątkiem Shando, który musiał - i chciał - poświęcić czas na czarnoksięskie nauki, eksperymenty i rozmowy.

Mara też czuła się nieco rozbita. Cudowne maści Kostrzewy (śmierdzące składnikami, których pochodzenia dziewczynka wolała się nie domyślać) sprawiły, że rany zadane przez ptakorenifera praktycznie się zagoiły, pozostawiając na ramionach tylko poszarpane blizny. Świeżo zrośnięta skóra ciągnęła i szczypała pod grubą warstwą ubrań, lecz nie to sprawiało zaklinaczce dyskomfort. Dziewczyna miała wrażenie, że przez całą noc ktoś ją wołał gdzieś na granicy snu i jawy, nie pozwalając się jednak ani przebudzić, ani wyspać do końca. Przez moment Mara myślała, że to Uma - mała, bojąca się ciemności Uma, którą zapewne przegnała z Werbeny Arla - lecz głos był inny, silniejszy, bardziej… dorosły. Zaklinaczka nie potrafiła sobie przypomnieć ani słow, ani nawet znaczenia tego wołania. Ale niepokój pozostał.

Ranek podniósł się nieco mglisty, lecz nie na tyle by przeszkodzić w wędrówce. Mimo to Kostrzewa miała niejasne wrażenie, że pogoda może się zmienić. W czasie gdy Burro przyrządzał śniadanie (niestety z konieczności na zimno) Var zarządził przegląd ekwipunku, gdyż do tej pory nie mieli okazji porządnie przyjrzeć się wspólnym zapasom. Potem zaś, ku zdumieniu niziołka, zarówno goliat, jak i Kostrzewa wyszli z pomysłem poszukiwania gniazda perytonów - niby przy okazji, lecz widać było, że idea przypadła im go gustu. I mimo że kucharz twardo obstawał przy dotrzymaniu słowa danego Hebdzie, to cel wędrówki podzielił drużynę; zarządzono więc głosowanie. Wszyscy spojrzeli na Marę, która od rana była milcząca bardziej niż zwykle. Do niej należało ostatnie słowo.


 
Sayane jest offline