Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2014, 16:54   #113
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Twoja grupa jest za duża - powtórzył z ironią John. - Ale ty, zdaje się, nie. Połóż się, łaskawie, i ręce do tyłu.
Zabijać tamtego nie zamierzał, przynajmniej na razie, ale każdy nierozsądny gest ze strony tamtego spotkałby się z natychmiastową reakcją - choćby i naciśnięciem na spust. O czym John nie omieszkał uprzedzić tamtego.
- Nawet jeśli kula cię nie zabije od razu, to dopadną cię zombie - powiedział uprzejmie. - A to jest ponoć niezbyt przyjemne.
Pierwszą czynnością, było związanie tamtemu rąk. A nuż się trafiło na jakiegoś oszołoma czy samobójcę.
A potem zapoznanie się z dobytkiem tamtego, z zawartością kieszeni włącznie. A było tego trochę. Karabin automatyczny i zapasowe magazynki, woda, batoniki, granat dymny, granat hukowy, nóż, kompas, latarka i dodatkowe baterie paczka papierosów i zapałki. W dzisiejszych czasach to było nazwać nawet małym skarbem.
- Może znajdziemy jakieś zaciszne miejsce, by porozmawiać. - Zaproponował John. - A w ogóle, to jak masz na imię?
- Greg - odburknął zapytany.
- Miło mi - uśmiechnął się John, czego leżący na brzuchu Greg raczej nie zobaczył. A nawet jeśli, to i tak by nie docenił. - Porozmawiajmy zatem o jakimś zacisznym miejscu, gdzie spokojnie moglibyśmy wymienić poglądy.
- To tylko u nas jest bezpiecznie - zapewnił Greg. - Tylko u nas. Żaden zombie tam nie wejdzie. Nie ma innego bezpiecznego miejsca. Zaprowadź mnie tam, a nic ci się nie stanie. Zapewniam.
W bajki to John przestał wierzyć dawno, dawno temu.
- Prosiłem o poważną odpowiedź, a nie garść żartów - stwierdził. - Może tak na początek obetnę ci uszy? - Wyciągnął toporek i przyłożył zimne ostrze do lewego ucha swego jeńca. - Bez uszu podobno można też żyć. Najwyżej czapka będzie ci spadać na oczy - dodał z wyraźną kpiną w głosie. - Ale bez palców będzie już troszkę gorzej wiodło. Jak sądzisz?
- Nie, nie. - Perspektywa straty kawałków ciała podziałała mobilizująco na pamięć Grega. - Mamy taki mały posterunek na obrzeżach Chinatown, taki zapasowy magazyn.
- No to wstawaj i ruszamy - powiedział John. - Wiem, wiem - uprzedził ewentualny protest - że ze związanymi rękami kiepsko się idzie, ale to na wypadek, żebyś głupot nie robił.
- Ale zombie...
- Musisz tak prowadzić, żeby się na nie nie nadziać. Chyba wiesz, którędy iść.

John poczekał, aż Greg stanął na nogi i niezbyt mocno stuknął go lufą pod żebra.
- Jako gospodarz pójdziesz przodem. Ruszamy.
- Ile jest osób w waszej grupie? - spytał, gdy zrobili kilka kroków.
- Ponad setka - odparł Greg z wyraźną dumą.
- A kto dowodzi?
- Teraz nikt. Któryś z twoich rozjechał go samochodem. Z pewnością jeszcze nie wybrali nikogo nowego.
- A ile osób siedzi w tamtym posterunku?
 
Kerm jest offline