Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2014, 20:34   #22
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Wydarzenia biegły nadzwyczaj szybko - zdecydowanie szybciej niż za czasów, kiedy służył w szeregach sił zbrojnych Capitolu jako Pustynny Skorpion. Szybki, przejściowy transfer do nowych baraków, wspólne śniadanie z "Team Six" okraszone krótką, acz informatywną rozmową... Wreszcie, jeszcze szybsza odprawa u jego nowego przełożonego.

I wizyta w kwatermistrzostwie.

Kartel nie Kartel, siły specjalne czy zwykłe, robota dla leszczy czy zawodowców - nie miało to w tamtej chwili znaczenia. Podwoje zbrojowni Żołnierzy Zagłady, jakie na krótką chwilę otwarły się przed Drużyną Sześć były co najmniej dwukrotnie bardziej okazałe, aniżeli przed ruszaniem na misję jako Skorp. Inni mogli narzekać, ale Maddoxowi oczy się świeciły. Zęby też. Wydawałoby się, że jedną połowę życia "Świr" spędzał na polerowaniu swojego imponującego garnituru, a drugą na szczerzeniu się jak powalony.

Oprócz mało standardowego, bojowego noża ostrzonego laserem i czernionego jeszcze na taśmie produkcyjnej, wybrał - oczywiście - dwulufową, capitolską strzelbę M516D produkcji Colding Arms. Przez długi czas służby u Skorpów biegał z M516S albo (co go mierziło niejednokrotnie) z krótkimi automatami, z jakich Capitol słynął (zaraz obok doskonałych strzelb). Dopiero w ostatnich miesiącach służby, podczas coraz ostrzejszych walk z Legionem na Marsie, dochrapał się strzelby w wersji D. I nie miał zamiaru jej odstawić - nawet jeśli to był inny egzemplarz, darowany Kartelowi.

Dwulufowa, zbrojona konstrukcja była cholernie ciężka jak na tego rodzaju broń - ale w dzisiejszych czasach nie było lepszej strzelby wojskowej... a cywilnej tym bardziej. Wersja D nie trafiała na wolny rynek, ani do eksportu. Z M516D korzystali (przynajmniej oficjalnie, bo któż mógł określić szarą strefę czy czarny rynek) tylko wojownicy Capitolu. To była mordercza broń na krótki dystans. Niezawodna, szybkostrzelna. I, jak każda strzelba, przyjmowała bardzo, ale to bardzo różne pociski.

I Wilson o nich nie zapomniał. Zebrał solidny zapas śrutu. Od paru lekkich pocisków .20 wypełnionych substancją na bazie magnezu i gazami barwiącymi (do sygnalizacji na polu bitwy, jako dość wygodna alternatywa dla kopcących świec - i zdecydowanie bardziej zabójcza, w razie czego), po ciężki śrut .8 do koszenia grubego zwierza. W sam raz na tłustą dupę behemota. W ostatniego pakował ze standardowego śrutu .12 i musiał wywalić cały podwójny magazynek, by choćby porysować czerep tępogłowego koksa.

Wziął też specjalne pociski, w kalibrze .12 - parę gumiaków do "ogłuszania" (tudzież poniewierania jak stare szmaty) wybranych osób; dużą (w ilości 1/1 ze zwykłym śrutem) ilość pocisków kulowych z jednego, lanego kawałka metalu; pociski zapalające typu "Smoczy Dech"; eksplodujące pociski odłamkowe; przeciwpancerne (a w zasadzie przeciw-czemukolwiek), silnie kopiące breneki; pociski z białym fosforem do palenia nekromutasów kwasem; pneumatyczne strzałki, gotowe do wypełnienia kwasami, toksynami czy środkiem usypiającym oraz parę pocisków sieciowych z tworzywa ściągającego się w takt oporu spętanej istoty.

Zaopatrzył się również w granaty. Nie brał granatnika, więc wziął ręczne - z zapalnikiem kontaktowym i czasowym, w różnych proporcjach. Klasyczne odłamkowe zaczepne i obronne (więcej tych drugich, zgodnie ze wpojoną doktryną "błyskawicznej obrony sytuacyjnej"), zapalające z napalmem i białym fosforem, cylindry gazowe z dymem i dipolami, gazem łzawiącym i toksycznym (szczególnie musztardowym, zwanym również iperytem). Do tego flashbangi i samoprzylepne "otwieracze do puszek" - przeciwpancerne granaty o skumulowanym, kierunkowym ładunku typu High Explosive. Zastanawiał się nad paroma laskami HMX czy kryształami RDX - ale saperem nie był (a jakby zaczął kryształkami rzucać, to mogłoby mu urwać... całe ciało, kawałek ziemi i rękę kolegi obok).

Po namyśle, po paru zakamarkach swojego munduru i pancerza poukrywał kilka dobrze wyważonych, czernionych sadzą noży do rzucania. Wilson lubiał i umiał rzucać - a zabić kogoś cicho to prawie tak fajnie, jak zabić kogoś głośno i niekoniecznie tak fajnie, jak zabić kogoś w wielkiej detonacji.

Nad bronią boczną zastanawiał się tak mocno, że aż było widać u niego pot na czole. Z jednej strony był klasyczny, capitolski Sherman .74 M-13, zwany Bolterem. Ciężki, nieporęczny pistolet o cholernie wielkim kalibrze - ale pewnych wadach, związanych z nie do końca dobrze opracowaną amunicją. Popularny na cywilnym rynku, ale na tyle niewyważony, że ciężko się zeń waliło z jednej ręki. Ale, faktor zastraszający, powszechność amunicji i zadowalająca siła obalająca były w cenie. Z drugiej strony zaś był MP-103 "Hellblazer" - pistolet automatyczny, mający swe korzenie w kraftwerkach Bauhausu. Ceniony za solidne wykonanie, poręczność, nieduży rozmiar i system chłodzący lufę, wydłużający możliwość prucia ogniem ciągłym (oraz żywotność samej lufy, ale kto by się tym przejmował). Amunicja bezłuskowa 10mm też była dość powszechna. Problemy zaczynały się przy próbach wymiany magazynków między tym modelem, a większym, bauhauskim MP-105 - amunicja ta sama, konstrukcja podobna, magazynki ni w ząb nie pasowały względem siebie. Drugim "problemem" była dużo mniejsza szybkostrzelność względem MP-105 i mniejszy zasięg.

Wreszcie, Pustynny zdecydował się na MP-103. Ogień ciągły, kompaktowa forma, solidna konstrukcja i dostępność amunicji biły Boltera na głowę. Oczywiście, Wilson nie miał zamiaru przyznawać się przed starymi kumplami z oddziału, że broń Bauhauserów była rzekomo lepsza...

Widząc pojazdy aż gwizdnął. Dawno nie jeździł jakimkolwiek wozem wojskowym. Skorpiony nie korzystały z pojazdów pancernych - jeśli już to z motorów i łazików, a i to rzadko. Dźwięk silnika i tumany kurzu miały to do siebie, że nie sprzyjały dyskrecji, z jakiej Skorpy słynęły na marsjańskich badlandach. Przynajmniej tak głosiła wersja oficjalna. Według Świra chodziło o stylówę.

Teraz jednak z chęcią powitał kolejną zmianę w swoim wciąż krótkim, wcale nie nudnym (a jak radosnym) życiu. Zapatrywał się na stanowisko działonowego w tym pancerniaku. Chciał sprawdzić, czy coś jeszcze pamiętał ze szkoleń w zakresie broni pancernej... i, czy walenie z armaty będzie równie fajne, co ciskanie granatem czy używanie śrutówki do robienia mielonego.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline