Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-11-2014, 22:17   #23
Deszatie
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Miasto Burroughs, Mars



Marcus niespodziewanie odkrył w sobie bardziej bezwzględne, dotąd uśpione oblicze. Może za sprawą dawnych przeżyć, które zrujnowały mu świetnie zapowiadającą się karierę? Wpływ na to miała również postawa Drugiego Zakonu, a przede wszystkim osoba Inkwizytora Simona. Ten człowiek był dla mistyka zagadką, jednocześnie budził nieokreślony niepokój. Co jeszcze będzie w stanie poświęcić, by ugruntować swoją pozycję? Już mówiło się, że Kardynał słucha tylko jego relacji z Marsa. Summers przeczuwał, że kwestią czasu będzie dotarcie do artefaktu. Ktoś zechce wykorzystać ten przedmiot, możliwe że nawet w marsjańskiej kampanii... Wydawało się to największym głupstwem, jakie mogą popełnić decydenci. Artefakt o niezbadanej mocy trafi do miejsca rosnących wpływów Ciemności...
Nefaryccy przywódcy muszą już uśmiechać się złowieszczo w swych cytadelach... - pomyślał, odpędzając natrętne wizje. Spojrzał w niebo, gdzie symbole Muawijhe i Semai odznaczały się niezwykle wyraźnie na powierzchni spaczonych księżyców...



Zdawały się pulsować mocą mrocznej harmonii i oddziaływać na umysły mieszkańców planety... Popatrzył na swoich towarzyszy, utwierdzając się w przekonaniu, iż każdy z nich został skażony tym wpływem... Zaczynali się nudzić, więc mistyk musiał znaleźć im kolejne zajęcie...

Zebrał cenne informacje od redaktora najpopularniejszego periodyku w Burroughs. Trop prowadził do jakiejś szychy z Capitolu, właściciela zakładów broni i znacznych udziałów w całym przemyśle zbrojeniowym. Słynął on również z wrogości do Imperialu i podsycania sporów, choćby z chęci rewanżu za atak na Dolinę Kuźni... Otwarcie nawoływał do odebrania imperialnego mandatu nad miastem Lawrence i pokazania, kto rządzi na Marsie.

Marcus rozważał wycieczkę do San Dorado... Taki wypad nie uszedłby jednak bacznemu oku Simona... Uzyskanie oficjalnej zgody nie wchodziło w rachubę, a myśl o konieczności tłumaczenia się po powrocie przed Świętym Oficjum, powodowała nieprzyjemny dreszcz nawet u tak doświadczonego wojownika... Spojrzał na czerniejące w oddali niebo i jego myśli na chwilę powędrowały w stronę "Team Six"...



Linia MacCraiga, Mars

Konwój mknął, wzbijając chmury rdzawego kurzu. Agresywna muzyka, która rozbrzmiewała z głośników za sprawą zachcianki "Świra", aplikowała sporą dawkę adrenaliny. Sara kierowała pewnie, mimo że pierwszy raz od dawna siedziała za kółkiem. Przypomniały się jej wszechstronne szkolenia odbyte w Bauhausie. Opancerzony, klimatyzowany pojazd dawał poczucie bezpiecznego komfortu... Braxton obserwował okolicę. Maddox przytupywał w rytm muzyki, na stanowisku obsługi działka. Tia.. niezwykle przyjemny dzień...
Mallory był pewien, że niebawem relaksująca wycieczka zmieni się w wymagającą przeprawę. Pogłaskał kocura po grzbiecie. - Będzie zmiana pogody... - zakomunikował Sarze i reszcie, ale szczerze wątpił, by ci jadący z tyłu usłyszeli meldunek...
Dojechali do pierwszej ściany umocnień i punktu kontrolnego. Młody chorąży przepuścił ich, choć czujnemu Braxtonowi nie umknęła przejawiana w głosie nerwowość. - Przed wami długa droga. Powinniście się pospieszyć! Ci z pierwszej linii wyczekują tego transportu...
Sara już miała na końcu języka pytania, ale otwarto szlabany i ponaglono ich do dalszej jazdy.

"Konował" jak zwykle miał rację. Wkrótce dostali oficjalny komunikat o niezwykle potężnej burzy piaskowej, nadciągającej znad terytorium Rdzawej Pustyni. Łączono ją z aktywnością Legionu Ciemności. Jechali wolno, wąskim korytarzem pomiędzy polami minowymi i rzędami zasieków. W oddali rozbrzmiewały wybuchy. Najpewniej były to bomby spadające na cytadelę, chociaż z kakofonii eksplozji Cortez i Wilson wychwycili jazgot znajomej artylerii... Syreny oplatające sieć okopów i umocnień zawyły potępieńczo. Mroczna, skłębiona chmura na horyzoncie, przysłaniała karmazynowe niebo, stopniowo zagarniając coraz większy obszar... Ze wskazań mapy wynikało, że znajdowali się kilkanaście kilometrów od celu - fortu Ultima Thule. To tam wybuchła kiedyś zaraza, która zdziesiątkowała szeregi piechoty Capitolu... - przypomniał sobie Cervantes. Teraz była to siedziba Wolnych Brygad, najdalej wysunięty bastion, do którego trafiali najbardziej zepsuci przestępcy i fanatycy. Służbą na tym rzeźnickim odcinku frontu, niemal u stóp cytadeli Saladyna, mieli szansę odkupić swoje grzechy popełnione względem bliźnich...

Mijali okopy zza których wystawały sylwetki saperów i grenadierów. Złowrogi pomruk przedzierał się nawet przez pancerz pojazdu. Thorne ujrzała nagle przed sobą wykrzywione, paskudne oblicze Nefaryty. Sugestywna wizja była krótka, ale wybiła ją z rytmu. Taranując siatkę, wpakowali się w przydrożny rów. Ciężarówka zatrzymała się za nimi. Po chwili dołączył do niej, zamykający konwój jeep. Dookoła zapadały ciemności, ostatnie promienie słońca gasły, mimo że zegary wskazywały południe...
Wiedzieli, że nie jest to zwykła burza, chaotyczne pokrzykiwania żołnierzy i nerwowe gesty wskazywały na formujące się w niej symbole apostołów... Alarm i poruszenie na najdalszych liniach umocnień, dowodziły, iż nastąpił kolejny szturm plugawych sił, wieszczący krwawą potyczkę.
Wilson spojrzał przez wizjer. Zarys zwalistej sylwetki, który mu się objawił spowodował nerwowy chichot: - O żesz to! Mamy szczęście! - wskazał paluchem na miejsce, gdzie niewyraźnie majaczyła postać kolosa. - Widzę Biogiganta! - niemal podskoczył z radości. Zapomniał dodać, że towarzyszyła mu horda innych stworów...

Reszta drużyny wymownie spojrzała po sobie, "Świr" absolutnie zasługiwał na swoją ksywę...

 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 16-11-2014 o 22:21.
Deszatie jest offline