Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2014, 12:14   #648
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Mercuccio dał znak swoim ludziom by poległych żołnierzy pochowano. Ciało Barona miało zostać umieszczone na wozie, pod płachtą. Szambelan chciał pochować Pazziano w miejscu, które należało do niego - w Baronii. Konie oraz rzeczy, które mogły się przydać jak broń, zbroje czy podstawowe wyposażenie zabrano i wrzucono również na wóz. W tych czasach, gdy wojna z orkami była nieunikniona a wojna domowa wisiała na włosku, wszystko zaczynało mieć znaczenie.

Gdy wszystko zostało już przygotowane, a zmarli zostali pochowani z należytym szacunkiem, można było ruszyć z powrotem do Styratti. Mercuccio milczał przez całą drogę aż do miasta, pogrążony we własnych myślach. Po minach “jego” ludzi również można było wnioskować, że nowa sytuacja trochę ich przerasta. Otworzyły się przed nimi nowe drogi awansu, a może czegoś więcej. W końcu to były Księstwa Graniczne, miejsce gdzie chłop mógł zostać panem na włościach, a król mógł zostać chłopem. Tu liczyły się pieniądze, zaplecze i kreatywność. Tu nie było rzeczy niemożliwych bowiem status społeczny nie wiele tu znaczył, póki miałeś siłę, wiedzę i władzę.

W Styratti wieść o śmierci Barona przyjęto różnie; od zdziwienia po radość - widocznie Pazziano nie wszędzie był lubiany. Plotki i ploteczki zaczęły się w ekspresowym tempie roznosić, i każdy kogo najemnicy mijali, kierował na nich swój wzrok a wtedy można było usłyszeć dziwne szepty. Jak widać było, każdy miał swój pogląd na tą dziwną sprawę. Jedynie Mercuccio wydawał się być niewzruszony, aż do momentu gdy wszyscy dotarli pod drzwi karczmy. Tam czekał na przybyłych wysłannik Helnara Koflacha.


Vinicius Leisenbeck, bo tak się ów gość nazywał, skłonił się nisko, i wyraził w imieniu swoim oraz Lorda Styratti ubolewanie, zapewniając że dołoży wszelkich starań by mordercy zostali schwytani i oddani pod osąd ludu Baronii. Drugą informacją jaką przekazał było to, że sam Helnar zaprasza ich wieczorem do siebie na kolację, by móc osobiście złożyć kondolencje i ubolewanie z powodu waszej straty. Po tych słowa ukłonił się nisko i wsiadł na konia, wracając do swojego Pana zapewne.

Karczma nadal była tylko do użytku Mercuccia i jego gości, tak więc nic nie stało na przeszkodzie w spokojnej rozmowie. Oczywiście na stole pojawiły się dzbany z winem, kufle z piwem i jadło. Pierwszy zaczął szambelan:

-Kapitan Fraser, obecnie przebywa w Baronii. Ma pod sobą dwustu piechurów, stu strzelców a także, tych którzy zostali w Baronii czyli około kolejna setka lekko zbrojnej piechoty. Od dwóch lat pracował dla Barona Pazziano. Jest człowiekiem, który ceni siłę i złoto. Ma dość dobry zmysł taktyczny i umie planować długofalowo. Niestety jego głównym argumentem jest brutalna siła, na której polega i tylko ją ceni. Miałem z nim parokrotnie przyjemność rozmowy, i niestety nie polubiliśmy się. Uważa mnie - nastąpiła chwila ciszy, którą przerwały słowa, brzmiące dość gorzko -za tchórza, pragmatyka i kogoś z kim nie trzeba się liczyć. Drugi natomiast to kapitan Deuval, przybędzie do Styratii za góra dwa dni. Ma pod sobą niespełna pół tysiąca konnych, czterystu piechurów i stu strzelców wyborowych. Deuval jest praktycznie od samego początku z Baronem. Twardy żołnierz, który walczył w Kislevie, i mimo przekroczonej czterdziestki, porusza się niczym młodzieniaszek. W kaszę sobie nie da dmuchać. Był wierny Baronowi, choć ze mną łączyły go tylko służbowe sprawy. Zawsze okazywaliśmy sobie szacunek, choć po śmierci Barona, na pewno będzie chciał zemścić się na jego mordercach. Deuval mówi co myśli, robi co uważa za stosowne. Dyplomacji używa na początku, a gdy ona zawiedzie przechodzi do działania. Jeśli ma komuś służyć, to musi być to człowiek z zasadami, który będzie gotów zginąć za niego i jego podwładnych. A mnie nie uważa za takiego człowieka.. - pokręcił głową -Jeśli jednak uwierzy we mnie, w to co mogę osiągnąć, to że potrafię kontynuować dzieło Barona… - delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy

Merccucio napił się wina przenosząc wzrok z jednego najemnika na kolejnego:
- Jeśli mam ciągnąć to co zaczął Pazziano trzeba przekonać Deuvala, a potem Frasera. Ten pierwszy ze względu na posłuch u żołnierzy, a także siłę jaką ma pod sobą jest kluczowy do dalszych naszych działań. Frasera będzie ciężko przekonać, lecz można to zrobić - tu spojrzał na Wolfa -Ze względu na to, że mamy sojusz z braćmi krasnoludami, jestem zobowiązany do pomocy im. Będzie trzeba zebrać resztę jednostek, czyli około prawie tysiąc ludzi, którzy muszą udać się w kierunku Karak Gantuk, które obecnie jest oblegane. Siły z Barak Varr mają w ciągu kilku dni wyruszyć w sile dwustu tarczowników, tak więc wojna domowa nie wchodzi w grę, tym bardziej że orcze plemiona z Czarnej Zatoki zaczynają się uaktywniać. - ponownie wziął głęboki wdech czekając aż wszyscy oswoją się z sytuacją.

-Czego oczekuję od was? Pomożecie przekonać mi Deuvala, który przybędzie tu pojutrze. Następnie udamy się wszyscy do Baronii, gdzie pomożecie uporać mi się z Fraserem. Chcę kontynuować dzieło mego przyjaciela, którym był Baron, i chcę podążać szlakiem który on wytyczył. Bez waszego wsparcia, i tego że mam za sobą pewną grupę najemników, o których Baron tak wypowiadał się z szacunkiem, nie podołam. Z wami mam większe szanse, tym bardziej że żołnierz prędzej dogada się z żołnierzem, niż z gryzipiórkiem za jakiego mnie mają. Tak więc czego oczekujecie za pomoc ? I jaką teraz ważną misję wykonujecie, o której wspomniał Herr Wolf ? - padły następujące pytania
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline