Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2014, 15:04   #162
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Włosia rozpuszczona po easterlińsku końskiej grzywy głaskały pochylonego w kulbace Mikkela po ubrudzonej krwią i pyłem twarzy. Rycerz cały czas mocno spinał wierzchowca do szaleńczego galopu. Wzgórza zlewały mu się w jedną ciągłą i niekończącą się przeszkodę jaka dzieliła go od Ragnacara. Miał wrażenie, że valterowcy nadal są tuż za nim. Ze nadal widzi łunę niewielkiego pożaru w jakim stanęły porastające ruiny zarośla. Ze nadal przeskakuje na kałurzą płonącego oleju, a ciosy spdają na niego z każdej strony...
Przez godzinę gnał przez ciemną anduinską noc. Przez godzinę, która jednak wydawała mu się krótką chwilą zaledwie. Dopiero coraz częstsze potknięcia wybijające zmęczone zwierzę z rytmu uświadomiły mu, że wrogowie już dawno musieli zostać daleko w tyle.
Zatrzymał stepowego bachmata. Przez moment siedząc na nim oddychał ciężko łapiąc oddech. Potem pozwolił ciążeniu zsunąć go z siodła na zimną kamienistą ziemię… Mrok ogarnął jego myśli.

Obudziło go rżenie konia i nerwowe szarpanie za ramię, w które zaplątały się wodze wierzchowca. Gdy jednak otworzył oczy, kolejną rzeczą, którą poczuł, był ból jaki promieniał od jego torsu. Sięgnął dłonią w stronę żeber i skrzywił się boleśnie. Potem sięgnął nieco niżej na bok… Chłód sączącej się z rany krwi był mniej nieprzyjemny niż zapach jakim zaczynała trącić. Stęknął i podniósł się na nogi. Noc przechodziła właśnie w poranną szarówkę, a na niebie nad nim zaczynały jako i wcześniej krążyć wielkie czarne ptaki. Zdradziekie ptaki, które zawsze zdradzą komu śmierć w Dzikich Krajach najbliższa.

Uspokoił konia, którego owe coraz niżej schodzące ptaki musiały chyba zaniepokoić, po czym przejrzał juki. Pobieżnie tylko jednak. By znaleźć coś dla konia. Woreczek i kilka garści uprażonego siemienia lnianego… Bukłak z wodą… Wszystko czego teraz potrzebował… Pozwolił wierzchowcowi posilić się.
Rozejrzał się. Lagorhadrona nigdzie nie zobaczył.

Dość już czasu zmitrężył. A i dość upłynęło by nie zgonił Ragnacara, co mogłoby chłopca wystraszyć i nakazać mu rozstać się z koniem. Z Rochem. Naprawdę powierzając go młodemu Beorneńczykowi wierzył, że ogier da radę. Ze obaj dadzą. Musieli dać radę. Dlatego pozbawił rumaka ciężaru swojego i swojego oręża… Oręża...
Miecz… był na miejscu. Melierax również. Za to włócznia… Musiała zostać w ruinach.
Nie żałował dłużej niż przez jedno mrugnięcie oka. Z trudem wbił się na koń i pognał prostym szlakiem w kierunku Starego Brodu. Niedługo miało zacząć świtać…
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline