Włosia rozpuszczona po easterlińsku końskiej grzywy głaskały pochylonego w kulbace Mikkela po ubrudzonej krwią i pyłem twarzy. Rycerz cały czas mocno spinał wierzchowca do szaleńczego galopu. Wzgórza zlewały mu się w jedną ciągłą i niekończącą się przeszkodę jaka dzieliła go od Ragnacara. Miał wrażenie, że valterowcy nadal są tuż za nim. Ze nadal widzi łunę niewielkiego pożaru w jakim stanęły porastające ruiny zarośla. Ze nadal przeskakuje na kałurzą płonącego oleju, a ciosy spdają na niego z każdej strony...
Przez godzinę gnał przez ciemną anduinską noc. Przez godzinę, która jednak wydawała mu się krótką chwilą zaledwie. Dopiero coraz częstsze potknięcia wybijające zmęczone zwierzę z rytmu uświadomiły mu, że wrogowie już dawno musieli zostać daleko w tyle.
Zatrzymał stepowego bachmata. Przez moment siedząc na nim oddychał ciężko łapiąc oddech. Potem pozwolił ciążeniu zsunąć go z siodła na zimną kamienistą ziemię… Mrok ogarnął jego myśli.
Obudziło go rżenie konia i nerwowe szarpanie za ramię, w które zaplątały się wodze wierzchowca. Gdy jednak otworzył oczy, kolejną rzeczą, którą poczuł, był ból jaki promieniał od jego torsu. Sięgnął dłonią w stronę żeber i skrzywił się boleśnie. Potem sięgnął nieco niżej na bok… Chłód sączącej się z rany krwi był mniej nieprzyjemny niż zapach jakim zaczynała trącić. Stęknął i podniósł się na nogi. Noc przechodziła właśnie w poranną szarówkę, a na niebie nad nim zaczynały jako i wcześniej krążyć wielkie czarne ptaki. Zdradziekie ptaki, które zawsze zdradzą komu śmierć w Dzikich Krajach najbliższa.
Uspokoił konia, którego owe coraz niżej schodzące ptaki musiały chyba zaniepokoić, po czym przejrzał juki. Pobieżnie tylko jednak. By znaleźć coś dla konia. Woreczek i kilka garści uprażonego siemienia lnianego… Bukłak z wodą… Wszystko czego teraz potrzebował… Pozwolił wierzchowcowi posilić się.
Rozejrzał się. Lagorhadrona nigdzie nie zobaczył.
Dość już czasu zmitrężył. A i dość upłynęło by nie zgonił Ragnacara, co mogłoby chłopca wystraszyć i nakazać mu rozstać się z koniem. Z Rochem. Naprawdę powierzając go młodemu Beorneńczykowi wierzył, że ogier da radę. Ze obaj dadzą. Musieli dać radę. Dlatego pozbawił rumaka ciężaru swojego i swojego oręża… Oręża...
Miecz… był na miejscu. Melierax również. Za to włócznia… Musiała zostać w ruinach.
Nie żałował dłużej niż przez jedno mrugnięcie oka. Z trudem wbił się na koń i pognał prostym szlakiem w kierunku Starego Brodu. Niedługo miało zacząć świtać…
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |