Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-11-2014, 21:00   #161
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wstał chwiejnie i zamarł, spoglądając na martwe ciało Odericka. Zamknął oczy. Co sprawiło, że Rathar przeżył, a sześciopalcy leżał z głową wciśniętą w ziemię? Sądząc z zabitych i rannych, radził sobie z bronią lepiej niż Beorning. Mogło być też tak, że miał więcej szczęścia. Paskudny los.
- Dobrze walczyłeś, chłopaku.
Otworzył powieki i ruszył w kierunku zabitego, wyciągając z wody Żmiję. Chwilowo włócznia posłużyła mu za laskę do podpierania się. Wtedy dostrzegł coś więcej.
Jeńca, stanowiącego odpowiedź na pytanie lub dwa. I samą swoją obecnością zadającego pytań jeszcze ze sto. Wszędobylski pospieszył do niego i uklęknął. Wybite zęby, podbite oczy, siniaki wszędzie, a na dodatek ucięty kciuk, którego nikt nie zamierzał opatrywać. Chłopak był związany i nieprzytomny. Nie bacząc chwilowo na własnym stanie Rathar rozciął więzy i dokładnie obejrzał ciało, obmywając go. Spróbował zająć się otwartą raną, ale jego wiedza w tym zakresie była zbyt mała. Sam zdawał sobie sprawę, że sporządzony opatrunek nie wystarczy. Jeniec nie odzyskał przytomności, więc został tylko ułożony w wygodniejszej pozycji.

Obszukał ciała zabitych, zbierając należące do nich kosztowności. Srebro, trochę złota w monetach, sztućcach czy broszach. Sprawdził juki, nie znajdując tam nic ciekawego. Wydedukował to co musiał: powiedział im, gdzie mogą czekać. Co w takim razie stało się z Mikkelem? Beorning obecnie jeszcze bardziej pragnął jak najszybciej udać się w dalszą drogę. Za rzeką znajdował się Kamienny Bród i tam musiał dostać się w pierwszej kolejności. Wioseł nie odnalazł, poczynił więc starania o stworzenie własnych. Styliska włóczni doskonale nadawały się jako podstawa. Z krótszych sztyletów związanych rzemieniami uczynił podparcie, wzmocnił to krótkimi gałęziami i owinął materiałem z ubrań zabitych napastników. Wszystko to było bardzo prowizoryczne, ale trzymało się wystarczająco solidnie do jednokrotnego przekroczenia rzeki. Zepchnął łódkę bardziej w stronę wody, zaniósł na nią nieprzytomnego chłopaka i zastanowił się co dalej. Mieszkańcy wioski mogli skorzystać na koniach, nie miał czasu ani ochoty nic robić z trupami. Oprócz jednego.
Odericka ułożył na środku łódki. Poza nimi wziął tylko kosztowności, miecz i łuk wraz ze strzałami.

Całe szczęście, że pogoda była dobra i rzeka nie stała się bardziej rwąca i niebezpieczna. Przeprawa z prowizorycznymi wiosłami i będąc nie w pełni sił byłyby wtedy o wiele bardziej niebezpieczne. Rathar mimo to musiał wytężać wszystkie siły, ignorując na ile mógł ból mięśni. Znosiło go, ale niewiele. Ukazał się najpierw przeciwny brzeg, następnie widoczne stawały się kolejne szczegóły. W tym i wioska. Widząc ją już nic nie mogło go powstrzymać i wreszcie dobił do niewielkiej plaży ze starym, małym pomostem. Zacumował, przywiązując łódkę do jakiejś mniej spróchniałej deski i unosząc chłopaka ruszył w kierunku wioski.

Kiedy tam dotarł, zaczął się zastanawiać, czy gdyby nie ranny to w ogóle by go wpuszczono. Coś wisiało w powietrzu i obdarzony sporą spostrzegawczością Rathar dostrzegł to od razu. Nie wdawał się w tłumaczenia, nie od razu. Najpierw przekroczył bramę, a potem zobaczył biegnącego psa. I Fanny, przez chwilę nawet szybszą od zwierzęcia. Wyglądało to tak, jakby na niego czekali.
Wiedział, że będzie to wymagało tłumaczeń, ale Wszędobylski miał swoje priorytety. Koń w zamian za te za rzeką, lub wiosła. Obudzić Ragnacara i dowiedzieć się, co z Mikkelem. Miał nadzieję, że problemy wioski nie zatrzymają go długo. Musiał ostrzec Beorna, teraz jeszcze bardziej niż wcześniej. Podróż tę stroną rzeki wcześniej wydawała się bezpieczniejsza. Poważnie zastanawiał się, czy to się zmieniło.
 
Sekal jest offline  
Stary 17-11-2014, 15:04   #162
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Włosia rozpuszczona po easterlińsku końskiej grzywy głaskały pochylonego w kulbace Mikkela po ubrudzonej krwią i pyłem twarzy. Rycerz cały czas mocno spinał wierzchowca do szaleńczego galopu. Wzgórza zlewały mu się w jedną ciągłą i niekończącą się przeszkodę jaka dzieliła go od Ragnacara. Miał wrażenie, że valterowcy nadal są tuż za nim. Ze nadal widzi łunę niewielkiego pożaru w jakim stanęły porastające ruiny zarośla. Ze nadal przeskakuje na kałurzą płonącego oleju, a ciosy spdają na niego z każdej strony...
Przez godzinę gnał przez ciemną anduinską noc. Przez godzinę, która jednak wydawała mu się krótką chwilą zaledwie. Dopiero coraz częstsze potknięcia wybijające zmęczone zwierzę z rytmu uświadomiły mu, że wrogowie już dawno musieli zostać daleko w tyle.
Zatrzymał stepowego bachmata. Przez moment siedząc na nim oddychał ciężko łapiąc oddech. Potem pozwolił ciążeniu zsunąć go z siodła na zimną kamienistą ziemię… Mrok ogarnął jego myśli.

Obudziło go rżenie konia i nerwowe szarpanie za ramię, w które zaplątały się wodze wierzchowca. Gdy jednak otworzył oczy, kolejną rzeczą, którą poczuł, był ból jaki promieniał od jego torsu. Sięgnął dłonią w stronę żeber i skrzywił się boleśnie. Potem sięgnął nieco niżej na bok… Chłód sączącej się z rany krwi był mniej nieprzyjemny niż zapach jakim zaczynała trącić. Stęknął i podniósł się na nogi. Noc przechodziła właśnie w poranną szarówkę, a na niebie nad nim zaczynały jako i wcześniej krążyć wielkie czarne ptaki. Zdradziekie ptaki, które zawsze zdradzą komu śmierć w Dzikich Krajach najbliższa.

Uspokoił konia, którego owe coraz niżej schodzące ptaki musiały chyba zaniepokoić, po czym przejrzał juki. Pobieżnie tylko jednak. By znaleźć coś dla konia. Woreczek i kilka garści uprażonego siemienia lnianego… Bukłak z wodą… Wszystko czego teraz potrzebował… Pozwolił wierzchowcowi posilić się.
Rozejrzał się. Lagorhadrona nigdzie nie zobaczył.

Dość już czasu zmitrężył. A i dość upłynęło by nie zgonił Ragnacara, co mogłoby chłopca wystraszyć i nakazać mu rozstać się z koniem. Z Rochem. Naprawdę powierzając go młodemu Beorneńczykowi wierzył, że ogier da radę. Ze obaj dadzą. Musieli dać radę. Dlatego pozbawił rumaka ciężaru swojego i swojego oręża… Oręża...
Miecz… był na miejscu. Melierax również. Za to włócznia… Musiała zostać w ruinach.
Nie żałował dłużej niż przez jedno mrugnięcie oka. Z trudem wbił się na koń i pognał prostym szlakiem w kierunku Starego Brodu. Niedługo miało zacząć świtać…
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 22-11-2014, 07:14   #163
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Mikkel stanął w strzemionach i uniósł dłoń zakrywając czoło przed słońcem. W oddali widział ruiny Starego Brodu, starożytnego mostu, przez który biegła Men-i-Naugrim. W płytkiej wodzie tkwiły wielkie kamienne bloki oraz powalony posąg jednego z dawnych króli Ludzi Północy. Anduina obijała blask promieni srebrząc falami jak rybie łuski. Dalijczyk obejrzał się przez ramię. W takie samej odległości od niego, na wzgórzu na południu stało pięciu konnych. Od razu poznał w nich jego prześladowców. Przyglądali mu się trwając w miejscu. Z zachodu, od Gór Mglistych, po Krasnoludzkiej Drodze jechało pół tuzina konnych. Valterowi niechętnie zawrócili rumaki i zniknęli za granią wzniesienia. Syn Thorlada ruszył do Beornowej strażnicy na rzece.

Mikkel dotarł do brodu zaraz po tym jak konni jadący od gór uiścili, aczkolwiek niechętnie, opłatę Brorningom. Bardyjczyk zwrócił uwagę na elfkę o kamiennej twarzy i oczach dziwnych, chłodnych i tak czarnych jak woda w studni nocą. Przewodziła czterem mężczyznom i kobiecie. Twarze niektórych szpeciły stare blizny na policzkach i czole. Nie były to jednak znaki odniesionych w boju ran a wypalone gorącym żelazem w skórze piętna.

Wśród załogi Starego Brodu była Ennalda. Opatrzono rany Bardyjczyka, nakarmiono go i mógł nabrać sił.

Później przybiegł Roch z pustym siodłem.










Ragnacar doszedł do siebie na tyle, żeby stawiać na swoim, że jego miejsce jest w oddziale Beorningów szykujących się do Starego Brodu. Rarharowi towarzyszył tuzin wojowników wliczając ojczyma poległego Oderica oraz Fanny. Reszta młodzieńców, starców i kobiet przygotowywała do obrony wioskę. Naprawiano palisadę, wzmacniano bramę, kopano rowy.

Wszędobylski dowiedział się od Ragnacara o decyzji Mikkela. Wiadomość ta, zamiast pogrążyć Fanny w rozpaczy skłoniła ją do chęci działania. Kronikarka nie pozwoliła mówić o mężu jak o umarłym, dopóki jego ciało nie zostanie znalezione. Mały konnych oddział wyruszył tego samego popołudnia zaraz po pogrzebie Oderica. Młodzieniec został pochowany u stóp wzgórza poległych, na uboczu, z dala od innych grobów. Decyzją Kornikarki, pies Dalijczyków został w Kamiennym Brodzie, bo nie wytrzymałby tempa. Bursztyn był z tego powodu równie zrozpaczony jak Ragnacar.

Drugiego dnia podróży, niedaleko celu przeznaczenia, Ratahr zobaczył od strony Mrocznej Puszczy Groty Bladego Jeźdźca. Wzgórza w tej okolicy były białe i kredowe. Stare doły znaczyły dawne kopalnie wapna wydobywanego przez krasnoludów a później ludzi. Podczas krótkiego posiłku Rathar opowiedział Fanny historię tego miejsca, legendę może lub mit. Na ścianie zielonego wzgórza widniał gigantyczny biały obraz jeźdźca na koniu. Zapomniane współczesnym plemię Ludzi Północy wykonało ten charakterystyczny obiekt widziany na wiele mil wokoło i Kronikarka zrezygnowała ze strawy kosztem notatek w pergaminach.

- Ludzie mówią,ze pewnego dnia Jeździec i Koń ożyją i przyjadą z pomocą Wolnym Ludziom.

Wszyscy jednak Beorningowie niechętne posyłali spojrzenia tym wzgórzom. Symbol Bladego Jeźdźca stał się znakiem złowieszczej przestrogi. W czasach Wielkiej Plagi, okrutny król kazał wszystkich zarażonych wpędzić do grot i zasypać wejścia do jaskiń, aby ich choroba nie rozprzestrzeniła się po królestwie. Rozgniewane duchy umarłych wciąż nawiedzają groty a Leśni Ludzie powiadali, że dotyk ducha przynosi nieszczęsnej ofierze zarazę.









Spotkanie w Starym Brodzie było radosnym promieniem słońca zza czarnych chmur. Fanny długo nie puszczała szyi Mikkela. Ennalda uradowała się na widok Rathara szczerze. Przy Brodzie zebrało się wiele tuzinów zbrojnych. Do obsady posterunku dołączyło kilka beorneńskich patroli. Byli okoliczni mieszkańcy oraz wędrowcy z Leśnego Miasta zmierzający do Górskiego Brodu. Oni przynieśli wieści o śmierci Pszczelarza, którego ostatecznie pokonała wielka gorączka w ciągu zaledwie jednej nocy, kiedy już zdawało się, że Iwgar wydobrzeje z odniesionej w plecach rany po zdradzieckiej strzale.

Wszyscy czekali na główne siły Beornigów, które liczniej mieszkały w okolicy Domu Beorna.

Przeciągły sygnał rogu zwrócił wiele oczu ku południu.
Na grani zielonego wzgórza stanął długi rząd konnych. Przelał się stępa przez trawy ukazując kolejny szpaler zlewający się w falę wielkiej, ruchomej masy zbrojnych. Po drugiej stronie Wielkiej Rzeki, na zachodnim brzegu, naprzeciw obrońcom Starego Brodu, stało ponad pół tysiąca konnych. I widzieli ich wodza. Zszedł z konia i wsparty na orężu wpatrywał się w Stary Bród na Anduinie.








 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 01-12-2014, 20:20   #164
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Słodko-gorzki posmak w ustach zostawił Ratharowi powrót do Starego Brodu. Mikkel żył, ale śmierć Iwgara uderzyła w olbrzyma bardziej, niż się spodziewał. Ennaldy uśmiech znaczył wiele, sam jednak także nie przekazywał samych dobrych wieści. Radował widok zbierających się zbrojnych, znaczył bowiem, że wieści zdążyły się rozejść. Nie wystarczająco szybko, niestety. Nie zdążyli nawet odpowiednio ochłonąć po szybkiej podróży, gdy na przeciwnym brzegu pojawiły się zastępy nieprzyjaciół. Samozwańczy król najwyraźniej postanowił przyspieszyć i przekroczyć rzekę czym prędzej.
- Kobiety i dzieci musieli zostawić daleko z tyłu - powiedział ni to do siebie, ni to do Mikkela stojącego nieopodal. - Oby ta podróż chociaż trochę zmęczyła ich i ich wierzchowce.

Przyjrzał się niewidocznym niemalże ruinom starego mostu, którego resztki spoczywały na dnie rzeki, tworząc dość szeroki bród. Na szczęście w zagłębieniach, blisko wschodniego brzegu, powbijano i ustawiono na sztorc lub w zachodnią stronę, dużą ilość zaostrzonych pali, tworzących tylko na środku bezpieczne przejście. Woda nie była głęboka, ale pędzący do ataku będą mieli trudności z zobaczeniem tej niebezpiecznej dla nich przeszkody. Beorning popatrzył na wprost, ku wrogom i zaczerpnął głęboko powietrza.

Nie było już odwrotu. To oni, tutaj i teraz, sprawdzić mieli co ta zbieranina potrafi. Ogromna przewaga nie wróżyła dobrze, ale wyjścia i tak nie było, więc Rathar tego nie roztrząsał. Jeśli los pozwoli, okryją się chwałą. Jak nie pozwoli, to i tak wszystko jedno. Stanowczym ruchem założył hełm na głowę i odszukał wzrokiem Ennaldę, zbliżając się do niej. Nie był strategiem, ale mógł wtrącić kilka słów.
- Walka na brzegu, kiedy my będziemy na lądzie a oni jeszcze w wodzie wydaje się jedyną szansą na zatrzymanie tej armii - powiedział, kiedy kobieta skończyła wymieniać uwagi, a może wydawać rozkazy jednemu z Beorningów. - Trzeba tylko ich spowolnić również na środku brodu, aby nie mogli wyprowadzić szarży i uderzeniem zepchnąć do wody. Trochę się cofnąć i znów przypuścić atak. Kto ma łuk, razić powinien pierwsze szeregi. Oszczepnicy podobnie. Oni będą się potykać i zwalniać. Takie moje zdanie.

Przymocował tarczę do ramienia i chwycił za oszczep. Po jego wyrzuceniu miał jeszcze Żmiję, a dalej zawieszony u pasa Zew. Zrobił kilka wymachów do rozprostowania ramion. Dalsza gadanina nie była potrzebna.
- Pozwól mi być blisko - rzekł jeszcze do kobiety. - Mogę wziąć róg, dam znak do odwrotu do warowni, gdy nie będzie już nadziei utrzymać tego miejsca. Pamiętać też trzeba o murze z tarcz, oni też mają łuczników.
Ufał jej, ufał towarzyszom. Każdy wolny człowiek miał jednak możliwość wypowiadania własnych myśli na głos i to właśnie uczynił Wszędobylski.
- Oby los miał nas w opiece, a posiłki przybyły szybko! - krzyknął głośno, dla pobudzenia ducha obrońców brodu.
 
Sekal jest offline  
Stary 02-12-2014, 12:56   #165
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Pierwszym co zrobił na powitanie Ennaldy, którą przywołali nieufni beorneńscy wojowie było wypytanie się o Ragnacara. Ragnacara który przecież musiał tu dotrzeć przed nim, a w temacie którego ci sami wojowie zdawali się nie mieć żadnego pojęcia. Dość nerwowe wypytanie, bo aż ton podniósł gdy i Ennalda okazała się o niczym nie wiedzieć.
Jak to nie dotarł? Wasze patrole nie znalazły nikogo? Młody, długowłosy chłopak... Nogi chude, obdrapane. Pieszy, lub na wielkim gniadoszu... Na Rochu! Jak to nie…

Chyba go podtrzymali. Złapał energicznie Ennaldę gdy kazała go zanieść do posterunku.

Wzywajcie posiłki… Ślijcie do Beorna… Na południu formuje się armia zbójnicka… Konni… Fanny… Napisałem do niej… Napisałem… Planują zająć Stary Bród… Napisałem, że… Miał tu już być...

Przez chwilę go słuchali. Tym razem już nie podejrzliwie. Tym razem z rosnącym zaniepokojeniem. Potem chyba coś jeszcze mówił. O Fanny. O Ragnacarze. Chyba już zaczynał bredzić głównie. Nie pamiętał co było potem...

Następnym wspomnieniem była rozmowa z Ennaldą. Chyba jeszcze tego samego dnia. Budzili go siłą. Żeby coś zjadł, napił się i raz jeszcze przekazał wieści. Zrobił to. Choć świeżo opatrzona rana, bolała go nowym bólem. Bólem wymuszonego ziołami pośpiesznego gojenia. Nim Ennalda odeszła, przybył beorneński woj. Prowadząc Rocha. Siodło było puste. Musieli go siłą zatrzymać w posłaniu. Nie czekał długo na sen.

***

Dwie śmierci. Dwa życia. I Fanny. Radość z ujrzenia żony i możności wycałowania jej przynajmniej na pewien czas zdołała uśmierzyć ból. Bo żaden mężczyzna nie dowie się jak to jest. Jak bardzo głęboko, nieprzejednanie i bezgranicznie kocha swoją żonę. Gdy przyjdzie mu stanąć twarzą w twarz ze świadomością, że nigdy jej więcej nie zobaczy. Gdy przyjdzie mu pogodzić się z tą świadomością. I gdy potem nastąpi cud.

I poczuł to. Miał dość podróżowania. Dość Dzikich Krajów. Chciał zabrać ją z powrotem do Dali. Zbudować nowy dom nieopodal miasta. Spłodzić mnóstwo dzieci. I już nigdy więcej z żadnej przyczyny nie zostawiać jej za sobą…

Śmierć, która zabrała Odericka i Iwgara upomniała się o swoje w jego sercu później.

Zawiodłem go Fanny. I źle oceniłem. Miałaś rację. Ale przegrałem z jego losem. Ta historia naprawdę mogła być napisana inaczej. Naprawdę. Wiesz? Czułem to. Naprawdę to czułem. Tak jak kiedyś opowiadałaś. Fanny… Ja…

Upomniała się. I tak łatwo nie zamierzała odpuścić.

***

Przyglądając się szpalerowi konnych bandytów, który wyrósł na wzgórzach na południu, zdawał się mieć te same myśli co Rathar.
- Zmęczyła - odpowiedział olbrzymowi - lub nadwerężyła ducha. Serce nie sprzyja walce gdy ciąży na nim świadomość, że coś może grozić zostawionym daleko w tyle najbliższym.
Valter by tu dotrzeć musiał zmienić swój doskonały plan stworzenia nowego państwa. Musiał nacisnąć na swoich ludzi. I będzie musiał nacisnąć na nich znacznie bardziej by przekroczyć rzekę.
Uścisnął mocno dłoń Fanny, a potem spojrzał na olbrzyma.
- Nie chciałby, żeby w nas to tak uderzyło. Jak go znam to wolałby byśmy go powspominali przy jakimś dobrym miodzie. Wygrajmy zatem czym prędzej tę bitwę i zróbmy tak.
Powiedział po czym oboje z Fanny ruszyli za wielkim Beorneńczykiem w kierunku wydającej właśnie dyspozycje Ennaldy.
- Rathar ma rację. Rzeka to wąskie gardło dla konnicy Valtera. I jedyne miejsce gdzie możemy długo i z powodzeniem stawiać mu czoła. Wśród jego ludzi nie brakuje świetnie obeznanych z siodłem Easterlingów, czy Rohirimów. Ale nawet oni nie będą mogli skutecznie wykorzystać swoich wierzchowców w takich warunkach. Widziałem, że kilku z okolicznych mieszkańców zjechało wozami. Można by je unieruchomić w wodzie na naszej linii brzegowej, by całkiem utrudnić konnym przedarcie się. To, w połączeniu z tymi wbitymi palami, może stanowić zupełnie dogodny do obrony szaniec. Osłaniany ze zbocza rzeki przez łuczników.
Ennalda przyjrzała się wozom. Potem rzece. Niczego nie rzekła.
Mikkel miał jednak jeszcze jedną obawę. Jakkolwiek bowiem Beorneńczycy których poznał w tym dzikim kraju jawili mu się ludźmi a prostych, acz dobrych sercach, tak Valter był człowiekiem, którego siła jawiła się nie tylko w orężu jakim władał. Pamiętał ton jakim potomek Valinda opowiadał o swojej wizji. Ton, który zrzeszył tę armię nie pod sztandarem strachu i okrucieństwa, lecz zaraźliwej jak mor idei. Że ci wszyscy słabi duchem ludzie nie muszą walczyć o lepsze ja i miejsce dla niego wśród innych. Że wystarczy, że je odbiorą innym. Bo przecież wszyscy na nie zasługują tak samo...
Valter i tu mógł przed walką przemówić do obrońców. Odwołać się do ich strachu o bliskich… Zasiać zwątpienie…
Mikkel jednak czuł, że nie powinien wychodzić przed szereg ani dowodzących tu Beorneńczyków, ani Rathara by dodawać odwagi pozostałym. Wiedział jednak, że zrobi to jeśli im ta próba się nie powiedzie. Dla obrońców nie było gorszego wroga niż nadwątlona wiara.

***

Nie odkładał stanięcia przed obliczem Helmguta.
- Nigdy nie straciłeś miłości Odericka - powiedział po dłuższym milczeniu, którego tęgi Beorneńczyk chyba nie zamierzał przerywać - Ani inni z Kamiennego Brodu. Gdyby nie on, nie byłoby nas tu teraz. Valter zająłby Stary Bród, a potem zagrabiłby okoliczne sioła. Wybacz mi, że nie dotrzymałem słowa.
Opuścił wzrok. Nie odszedł. Nie odwrócił się póki Helmgut nie zrobił tego pierwszy.

***

Do bitwy przygotowywali się razem z żoną. Ona pomogła mu przywdziać kolczugę tak by gojąca się rana mu nie doskwierała. On poprawił rzemyki jej kaftana dopasowując utwardzoną skórę do jej talii.
Wybrali dla siebie stosowne miejsca do rażenia przeciwników z Męki i Melieraxa ze środka zbocza Anduiny. Tuż nad brodem. Fanny pomogła też ustawić się innym łucznikom, oraz podróżnym zza gór, którzy po rozmowie z kronikarką ostatecznie zdecydowali się nie opuszczać obrońców brodu mimo pobranej w przededniu bitwy opłaty podatkowej. Mikkel nie był pewien, ale chyba zaważył tu głos ludzi, a nie towarzyszącej im zimnookiej elfki. Tak czy inaczej, zostali wszyscy.
Indywidualnie rycerz zamierzał szyć z łuku do póki straty walczących przy brodzie nie zaczną być zbyt dotkliwe. Potem chciał na dany przez Rathara, lub Ennaldę znak zaatakować wręcz gdy tamci uznają, że czas odeprzeć wroga. To samo zaproponował innym łucznikom, którzy jak on zdawali się być przygotowani na równi do starcia wręcz. Tym sposobem tworząc niewielki, ale chwilę odpoczynku mogący dać trzonowi sił beorneńskich odwód. Fanny miała zostać z resztą łuczników.
Było w tym coś niezdrowego. Coś strasznego. I coś pięknego zarazem. Ale chyba oboje cieszyli się na tą bitwę. Albo może nie na bitwę. A na to, że będą w niej razem. W ich sercach była radość. I smutek. I żal. I ulga. Ale nie było strachu. Ani trochę.

Dostał włócznię z posterunku Beorneńczyków. Prostą; na kilka uderzeń w regularnej walce. Zamierzał cisnąć nią podczas pierwszego ataku, a potem przejść na miecz z tarczą.
Roch, Perła i easterliński bachmat pozostały przy posterunku.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 08-12-2014, 08:10   #166
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


Róg zabrzmiał z drugiego brzegu rzeki donośnie.



Obrońcy Starego Brodu stali w kilku szeregach pomiędzy wozami a sterczącymi z wody palami. Jak brama zamykali mur wyrastający z płycizny. Pięćdziesięciu tarczowników. Młodzi i dojrzali i starzejący się wojowie stali ramię w ramię z włóczniami, mieczami i toporami w drugiej ręce. Za nimi niemal drugie tylu łuczników przyglądało się w milczeniu, nieśpiesznie zjeżdżającym ze wzniesienia ku rzece, setkom wrogów na koniach. Patrzyli jak się zza wzgórza wylewa się jak ciemna, zbita masa zbrojnych.

- Oby los miał nas w opiece, a posiłki przybyły szybko! - krzyknął Rathar.

- Aye! – odpowiedziały liczne głosy.

Oręż uderzał o tarcze przez dłuższa chwilę.

Przed szereg obrońców wyszła przybrana córka Beorna stając plecami do gromadzącej się na zachodnim brzegu armii.

- Jestem Ennalda z Domu Beorna! I widzę przed sobą tutaj na brzegu Anduiny, armię mych rodaków, braci, sąsiadów stojących w wodzie Wiernej Rzeki naprzeciw tyrani nikczemnych! Przyszliście walczyć jako Wolni Ludzie Północy! Są tacy co wciąż noszą ślady kajdan i piętna Nekromanty z Dol Guldur! Nie tylko w pamięci! Ile warte jest takie życie? – gniewny pomruk przetoczył się pośród wojów. Oczy wielu skłoniły się ku tuzinowi naznaczonych bliznami byłych niewolników z lochów Wzgórza Czarnoksięstwa.

- Mniej niż śmierć! – odkrzyknęła hardo elfka.

- Bracia i siostry! Dajmy skosztować tej hołocie zbirów, złodziei i morderców, jak smakuje stal nie Dzikich Krajów lecz prawdziwych Ludzi Północy!

Wrzawa entuzjastycznej aprobaty wzniosła się gwarnie zlewając w jeden, okrzyk gniewnego ostrzeżenia i chęci walki zdających się wydobywał nie ze stu lecz tysiąca zjednoczonych gardeł.










Na drugim brzegu, fale obmywały kopyta stojącego na plaży czarnego rumaka. Valter obrócił się w siodle i spojrzał przez ramię na wrzawę obrońców Starego Brodu.

- Słyszycie ich lament? Oto przed wami stoi mur z ludzi, którzy odbierają wam prawo do wolności i podążania za szczęściem! To są Dzikie Kraje! – podniósł gromki głos. – To jest dziedzictwo, którego nie ma prawa nikt nam zabraniać! Tam, za rzeką leżą żyzne ziemie i zielone łąki, na których wyrośnie wasze królestwo! Upadły królestwa... – wskazał długim mieczem, który trzymał w jednej ręce, na powalony w wodzie posąg starożytnego króla. – My rzucimy na kolana tych, co są przeciwko nam! Zbudujemy nowy dom dla naszych dzieci i dzieci naszych dzieci! Nie damy się zabić! Zabijemy żeby żyć! - krzyknął we wspólnej mowie.

Choć na drugim brzegu nikt dokładnie nie słyszał o czym mówił do swych ludzi wódz na karym ogierze, to wściekły ryk dzikiej agresji pół tysiąca gardeł, mógł obudzić śpiące w cieniu Mrocznej Puszczy króliki. Niektórzy pośród armii Beorningów, gdzie w szeregach nie brakowało też Leśnych Ludzi i pary z dalekiej Dalji a nawet dwóch krasnoludów z Ereboru lub Żelaznych Wzgórz, zrobili się jakby mniejsi lub jakby nagle zbroja i hełmy ważyły dwukrotni ecięższym ciężarem.

Vater Krwawy wzniósł powoli miecz i trzymał go wskazując ku obrońcom, a w rzekę zaczęły wbiegać pierwsze konie. Szereg za szeregiem, fala za falą. Z początku stępa, potem nieco szybciej, wkrótce przedni szpaler kilkunastu koni wzniecał spod kopyt na boki wachlarze lśniącej w słońcu wody.

Jeźdźcy bez problemy wymijali kamienne filary Strarego Krasnoludzkiego Mostu, sterczące spod obmywających je wolno fal. Woda na środku sięgała już koniom po stawy skokowe i nadgarstki lecz rozpędzone niewiele zwalniały w galopie. Jeźdźcy zaś pochyleni ku grzywom w rękach trzymali strzały nałożone na cięciwach.

- Biorę pierwszego! – krzyknął Mikkel ponad ciszę oczekujących obrońców. – Tylko zostawcie mi ostatniego bracia!

Strzała wypuszczona z dalijskiego długiego łuku poszybowała prosto do ruchomego celu strącając jeźdźca. Zniknął pod wodą natychmiast przykryty nabiegającymi końmi. Reszta łuczników ochoczo poszła w jego ślady. Syn Thoralda oddał Mękę żonie i sięgnął po Melieraxa.

Stojący za zboczu łucznicy posłyłali gromady strzał spadających na środek mielizny. W rzece zakotłowało się od padających koni, ludzi. Rżenie zwierząt, rozpaczliwe szamotanie się zaplątanych w strzemiona, ból rannych, krótkie jęki umierających ginęły w łoskocie wody. Kilkanaście ugodzonych rumaków powaliło i spowolniło drugie tyle nabiegających. Jednak główny trzon lekkiej jazdy wciąż napierał.

Pierwsze strzały Easterlingów spadły na nakrywających się tarczami, kucających w rzece Beorningów. Większość nie zrobiła im krzywdy uderzając z natarczywym stukotem, niczym zimowy grad o kaflowe dachy Dalji. Tu i tam ktoś zaklął cicho, jęknął, gdy pojedynczy grot przebił łączenia i przez skórę drewna, rozorał przedramię obrońcy, utkwił w udzie lub jakby przez szparę między złączonymi nad głowami tarczami, niczym przez łuski Smauga, ugodził pechowca w łydkę stercząc z ciała czarnymi piórami przewiązanymi czerwoną nicią do promienia.

Kolejne salwy oddziału łuczników Mikkela i Fanny wciąż strącały jeźdźców, zabijały i raniły tak koni, jak i ludzi, lecz na miejsce padających nadjeżdżał kolejny i następny. Wkrótce frontowa linia jeźdźców z włóczniami miała zderzyć się z murem tarczowników. Łucznicy obrońców chwycili po leżące przed sobą, przygotowane tarcze, bo po raz pierwszy przerzedzony grad strzał spadał I na ich pozycje. Pozbawiani koni, kryjący się za głazami łucznicy wroga systematycznie napinali cięciwy. Teraz Mikkel z Fanny strzelali na zmiany. Kiedy oni nakładali pociski, dwóch towarzyszy broni osłaniało ich tarczami.










Rathar trzymał się blisko Ennaldy, więc w pierwszym szeregu obrońców kryjąc sie za murem z tarcz przed strzałami wroga. Wyczekiwał cierpliwie a kiedy cel był blisko cisnął przygotowanym oszczepem. Ugodzony w piersi długowłosy blondyn jakby wyrwany z siodła zatrzymującą go siłą, wpadł do wody, gdy jego luzak biegł dalej. Chwilę potem pierwszy szereg, w większości wytrąconej z galopu jazdy najechał na ich pozycje. Pod uderzeniem i naporem jeźdźców w włóczniami poruszył się mur obrońców.
Zgiełk.
Krzyk.
Szczęk metalu o metal.
Uderzenia o drewno i rozdzierające wycie rąbanych, dźganych, kłutych zlewało się z łoskotem tratowanej wody i bólem ofiar wśród koni. Pierwszy atak Valterowych zdawał się zatrzymywać. Najeżdżający przeciskali się między sobą chcąc dostać do stawiających desperacki opór tarczowników. Pierwszy szereg miał najtrudniej. Łamały się tarcze, drzewce i kości. Anduina wyrzucała na brzeg fale krwi z wodą. Trupy dryfowały twarzami do dna lub nieba, poruszane przez kotłujących się nad nimi walczących.

Na znak Ennaldy trzon obrońców naparł na wroga, gdzie równie tyle konnych było co i piechurów. W przerzedzony mur szybko wdarło się co najmniej dwa tuziny konnych, i tyle samo piechurów. Widząc przerwany szyk tarczowników Valter wjechał galopem do rzeki ramieniem zagarniając w ślad za sobą z wolna ruszającą chmarę drugiej połowy swej armii. Na donośny rozkaz Ennaldy, wielcy jak niedźwiedzie Beorningowie, razem z góralem, oderwali się od swych wrogów cofając na pozycje by zamknąć szyk. Wielu nie udało się wyjść ze zwarcia i jak pojedyncze wyspy w morzu wroga siali spustoszenie nim padali ścięci na trupy tych co zabili. Przedaci przez mur Beorningów Valterowi, zwarli się w morderczej walce z resztą obrońców, jednak trawieni przez zacieśniający się z każdej strony pierścień napierających ludzi oraz wspomagających ich łuczników z odwodu, ginęli, przechodzi do obrony, spadali z koni, niektórzy wręcz ściągani przez rozjuszonych mieszkańców doliny.

Valter Krwawy dojechał do środka brodu kiedy zdał sobie sprawę, że mały mur obrońców broni się nadal, a brodzie zaczyna brakować miejsca dla końskich kopyt do stąpania, by nie deptać zabitych, rannych i kamieni. Wozy i pale po obu stronach mielizny musiałby zatrzymać jazdę, lecz nie pieszych. Choć ciężko było orzec dokładne straty, co najmniej trzy razy więcej jego ludzi oddało życie lub było wyłączonych z walki niż obrońców brodu. Stojąc w strzemionach wódź wydawał rozkazy dzieląc armię na dwa strumienie, które zaczęły opływać walczących z Beornigami niczym potok obmywa bodący go głaz. Jeźdźcy z Południa, Ludzie ze Wschodu przy palach i wozach zeskakiwali biegnąc przez wodę ku przeszkodom. Górale z Dunlandu i cała rzesza zbieraniny wszelakiej maści typów spod ciemnej gwiazdy z toporami, mieczami, włóczniami i maczugami biegła przez bród w milczeniu pośród zewsząd dobiegającej wrzawy.

Większość walczących tego dnia mieszkańców doliny związania była na głównym odcinku Starego Brodu, z po trzykroć przeważających ich liczebnie wrogiem. Reszta valterowych próbowała przedrzeć się przez zapory z wozów i wbitych w dno zaostrzonych pali, które najmniej licznie obsadzone były obrońcami.

Tam Mikkel rzucił się, wraz z innymi, by stawić czoła naporowi piechurów. Z obnażonym mieczem spotkał nabiegającego brodacza. Unik topora obrotem wokół własnej osi na jednej nodze, zakończył pchnięciem sztychu w bok napastnika. Wyszarpnął zakrwawiony oręż od razu parując cios kolejnego wroga, do którego dołączył niemal od razu następny. Syn Throalda nie miał czasu oglądać się za siebie, by patrzeć jak idzie jego towarzyszom broni. Ojczym Oderica wyrósł jak spod wody ścinając najbliższego kudłacza. Rycerz poradził sobie z pozostałym po krótkim tańcu w płytkiej wodzie. Helgmut zabijał skutecznie i szybko. Mimo słusznego już wieku, weteran zdawał się nie mieć sobie równych na miecz przeciwników. Kolejny zbrojny wyszedł Mikkelowi nie ustępując pola. Okładając się mieczami po tarczach obaj zaczynali odczuwać zmęczenie. Nowe sińce, cięcia skóry i stłuczenia od ciosów otrzymanych przez pancerz, nie tyle bolały Dalijczyka, co spowalniały i przez to podsycały gniew. Uda bolały od wciąż koniecznego brnięcia po kolana w wodzie. Kiedy wróg kolejny raz odsłonił się wyprowadzeniu ciosu opuszczając za nisko tarczę, Mikkel był przygotowany. Zanurzył miecz głęboko w barku mężczyzny, któremu z ust śmierdziało cebulą. Poprawił z głowy w juz i tak połamany krogulec krzywonosego. Potem nogą dopchnął pierś wierzgającego z początku nogami wroga. Nie patrzył już czy tamten wciąż żył, czy już nie. Musiał walczyć dalej. Nabiegało czterech kolejnych. Pierwszy zakrył się strzałą. Dalijka lotka. Obejrzał się szybko w kierunku Fanny. Widział ją daleko jak napinała jakby z namaszczeniem Mękę. Więc kto? Druga strzała osadziła kolejnego Easterlinga. Z początku go nie poznał. Woda, pot, krew zalewały oczy. Ragnacar stał na brzegu szykując kolejną strzałę. Mikkel wziął na siebie odzianego w skóry, krótko ostrzyżonego, przystojnego wojownika o zielonych oczach. Rozjuszony Helgmut ze starym mieczem spotkał się w szalonym tańcu z dwoma Dunlandczykami i ich maczugami.










Rathar kąsał Żmiją i po skutecznym ciosie przechodzili do obrony. Zazwyczaj ranił, lecz rzadko kiedy tego samego wroga. Jeszcze nigdy nie walczył z trzema przeciwnikami jednocześnie. Otrzymał potężny cios w szczękę, który sprawiał, że od dłuższego czasu w ustach smakował własną krew od nadgryzionego języka, która uparcie spływała do gardła, wypełniała usta. Jego przeciwnik był mniejszy od niego. Szybszy. Uwijał się jak w ukropie okładając tarczę górala. Lecz kiedy grot Żmii przebił mu podniebienie znieruchomiał w jednej chwili bezradnie wypuszczając oba topory. Ennalda nie oszczędzała się i nie brakowało jej odwagi. Wszędobylski może i wszędzie w Dzikich Krajach jeszcze nie był, to był przekonany że nie prędko przyjdzie mu poznać równie zawziętą w walce kobietę. Nie musiał jednak czekać długo. W tłum Valterowych, wcięła się elfka o kamiennej twarzy. Z jej oczu biła zimna determinacja z jaką egzekwowała ciosy jednoręcznego miecza. Wrogowie padali wokół niej jakby zmorzeni snem pod zaklęciem magicznego dotyku. Krew bryzgała jednak niemal z każdym jej ruchem oręża. Osłaniało ją kilku jej ludzkich towarzyszy, o których słyszał, że byli świadkami cierpienia tej kobiety z rąk oprawców Nekromanty z Dol Guldur.

Rathar widział jak linia obrońców zaczyna załamywać się. Byli spychani z wody na plażę. Ich szeregi kurczyły się niepokojąco coraz szybciej. Chociaż wszędzie, gdzie omieść wzrokiem, widział przeważnie trupy najeźdźców, to teraz jego bracia padali w objęcia Anduiny, równie gęsto jak i ich oprawcy do tej pory. Ennalda skinęła głową dając znak Wszędobylskiemu. Bawoli róg na rzemieniu miał dać sygnał do odwrotu. Ze środka brodu nadciągała kolejna fala konnej jazdy, tym razem z Valterem na czele.

Fanny mierzyła długo i cierpliwie. Wokół niej świstały pociski wroga. Za plecami ktoś jęknął padając w piach zbocza. Męka w końcu przemówiła. Strzała wypuszczona z cięciwy nad która Kronikarka pracowała misternie przez wiele godzin, niczym ptak wzbiła się ku niebu obracając wokół własnej osi w promieniach słońca. Przeleciała nad tłumem piechurów spychających desperacką obronę Beorningów.

Valter zebrał wokół siebie konnych zawracając sporą cześć stłoczonych przez murem tarczowników konnych, z powrotem na środek brodu. Ze spokojem obserwował pole bitwy. Za chwilę tarczownicy Beornigów mieli być zepchnięci na brzeg. Tylko ze względu na rodziny swych ludzi cierpliwie wstrzymywał się z ostateczną szarżą na drugi brzeg. Przy wozach i palach wielu z jego podwładnych wspinało się na skarpy. Zachodzili obrońców z obu boków, wiązali z trzech stron. Gdyby zaatakował teraz, skończyłby gasnący opór szybko kurczącej się garstki obrońców. Tak jak dusi się płomień dogorywającej świecy. Nie mógł jednak tego zrobić nie tratując własnych ludzi.
A może mógł?

W końcu dał sygnał do ataku. Ruszył z kopyta na czele szarży. To był dzień pierwszego zwycięstwa. Pierwsza wygrana bitwa. Nie chciał walczyć z Beornem. Nie interesowały go ziemie na północ od Krasnoludzkiej Drogi. Jeszcze nie teraz. Nie spodziewał się jednak, ani konfrontacji z tak liczną gromadą miejscowych, ani tego, że zada dotkliwe straty temu dziwnemu człowiekowi, wokół którego domu mieszkańcy doliny, garnęły się niczym bezpańskie psy. Leciały niczym pszczoły do ula.

Wrogów i przyjaciół należy sobie wybierać. Czasami jednak wyboru nie ma.

Dalijska strzała targnęła Valterem w siodle. Grot przebił lamelkowy kaftan zagłębiając się głęboko w pierś nad sercem. Koń zwolnił jakby wyczuwając, że stało się coś złego. Potomek rodu Giriona, wychowany w rhovanińskiej karczmie, złamał bukowy promień. Szarża parła bez niego, choć wielu obracało głowy. Krwawy mieczem dawał sygnał do ataku. Nie zawrócił konia, ani nie pojechał dalej. Z kilkoma przybocznymi z posępnym grymasem na surowej twarzy spode łba lustrował pole bitwy.










Rathar wzniósł instrument do ust, objąwszy go oburącz, lecz nim zadął w niego, z brzegu dobiegł znajomy dźwięk beorneńskiego sygnału do ataku. Ktoś grał na rogu a po chwili przez skarpę przelało się wielu Beorningów. Nad nimi jednak górował wielki niedźwiedź. Olbrzymia bestia wyprzedziła szereg naciągających posiłków i wpadła do rzeki. Beorn. W obrońców wstąpił nowy duch walki. Napastnicy w pierwszym zaskoczeniu nie wiedzieli jak reagować. Zwycięstwo było przecież już w zasięgu ręki. Kwestią czasu.

Niedźwiedź wpadł w szeregi Walterowych torując sobie drogę przez bród. Ludzie i konie, od siły uderzeń potężnych ciosów, szybowali w powietrzu wiele stóp nim lądowali do wody, na kamienne głazy, trupy poległych. Rozorani ostrymi szponami pazurów bestii nie mieli rokujących dobrze prognoz na wydobrzenie. Szarża jazdy Krwawego zatrzymała się mimo, że sam Walter włączył się do niej ze zdwojonym entuazjazmem krzycząc ze wzniesionym dalijskim mieczem.

- Ataaaak! Ataaak! Ataaa...

Głośne rozkazy króla bez ziemi urwały się.

Głowa Waltera poszybowała zerwana jednym uderzeniem Beorna. Z pluskiem wylądowała w wodzie. Ciało wodza osunęło się w Anduinę ze stającego dęba ogiera.

Wszędobylski pewniej uchwycił Żmiję. Ennalda uśmiechnęła się z ulgą.
Było już prawie po wszystkim. Wielu wrogów walczyło, lecz jeszcze więcej z nich straciło ducha walki.










Helgmut rzucił się w pogoń za uciekającymi wrogami.

Mikkel żył, tak samo jak Kronikarka. Wytrwał do końca, z obandażowaną dłonią, jak zwykle uparty, Ragnacar.










 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 09-12-2014 o 03:25.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172