Manuela zeskoczyła z łodzi bosymi stopami w ciepłą wodę, chlapiąc radośnie dookoła. Buty - przezornie zdjęte wcześniej - trzymała w lewej ręce, w prawej ściskając rękojeść broni. Dopiero w bezpiecznej odległości od brzegu wcisnęła pistolet w kaburę i uścisnęła dłoń mężczyzny.
- Zaprzyjaźniliśmy się pod drodze z jakimś zagubionym patrolem - mulatka wyszczerzyła zęby - Teraz rząd tej wyspy ma co najmniej jednego sługusa mniej... - zmrużyła oczy, jakby coś się jej przypomniało i odwróciła się do Alkera.
- A tak w ogóle, to ten przewodnik, co miał być? Nikt go nie podmienił? - spytała niby beztrosko, ale lekko spięła mięśnie. "Przypadkowe" spotkanie łodzi patrolowej i drugi buszujący przy brzegu kuter w miejscu ich lądowania mogły być zbiegiem okoliczności... albo i nie. Najemniczka może i była lekką paranoiczką, ale wolała już to, niż skończyć z kulką w plecach zarobioną za zbyt dużą dawkę zaufania. W końcu od teraz byli na całkowicie wrogim terytorium, więc ostrożności nigdy za wiele.