Sir Gisbert wstał z "łoża". Był ponury, nie dlatego, że spał na skale - sypiał w gorszych warunkach. Był zły, bo... bo miał pecha. Znowu.
- Ruszamy - zaordynował - dobudzić śpiących, zebrać rzeczy. Opuśćmy to cholerne zamczysko...
Zebrał swój tobołek i poprawił miecz przy pasie. Ech..
Ostrze się przyda, nie ma co. Droga na południowy wschód była dość niebezpieczna, zarówno z powodu ukształtowania południowego Carcassone, jak i z powodu... miejscowych. Orkowych rezydentów konkretnie.
- Gael, Gruni - rzekł zakładając na ramiona płaszcz - zajmijcie się Bebą. Jak wam ucieknie... Jak wam ucieknie to ze mną koniec, dokończył w myślach.
Ruszył na dziedziniec i dalej, ku wzgórzom Glanborielle i ich przeznaczeniu. |