Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2014, 19:50   #177
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację

Sen był nieprzerwanym ciągiem męczących koszmarów. Mara, opatulona warstwami ubrań i koców, szamotała się nerwowo i raz po raz wydawała z siebie jęki przestrachu, to znów łapała płytkie świszczące oddechy jakby miast wypoczynku przebywała jakąś szaleńczą gonitwę.
Ktoś ją wołał przez sen. Jakiś natarczywy surowy głos przebijał się przez bańkę latargu i zawsze nieomylnie ją znajdował, otaczał pewnym przymusem niby duszącym powrozem.
Obudziła się naraz. Oczy rozwarte, zamglone nadal warstwą nieświadomości skakały po wnętrzu wspólnego namiotu, po twarzach ludzi i nieludzi, które wydawały się nagle obce. Rzeczywistość jeszcze do dziewczynki nie docierała, został tylko posmak strachu i wrażenie umęczenia. Zerwała z siebie koce dysząc ciężko i na czworakach powlekła się do wyjścia .
Nie zatrzymał ją nawet ziąb i chłoszczący po policzkach górski wiatr.
Przebijała się przez śnieg, byle szybciej, byle dalej, zataczając się i potykając. Dłonie unużane w zimnym śniegu piekły i mrowiły, wiatr targał jej włosami ciągnąc je ku górze na kształt szalejącego na pochodni płomienia.
Nie była pewna przed czym ucieka ale uciekała na pewno. Desperacko, na złamanie karku.
Świeżo zagojone rany na barkach odezwały się wspomnieniem bólu, wypełniły zimnem i pustką. Czy to niedawna bliskość śmierci, czy ten władczy głos? Mara czuła się taka zaguubiona, taka samotna… Jak wtedy gdy miała kilka lat i wpadła do zimnego jeziora a woda zamknęła się szczelną czernią nad jej głową. Miała wtedy wrażenie końca i teraz naszło ją podobne uczucie. Jej chudym ciałem wstrząsnął szloch, choć ani jedna łza nie wypłynęła na policzki. Przedzierała się do przodu, przez zaspy śniegu, niewiadomo dokąd, nie wiadomo po co.

Kucharz spać nie mógł, ale u niego było to jakoś takie przyziemne. Zimno, niewygodnie, coś zawsze w plecy gniecie obojętnie jakby się człek ułożył. Chwilę obserwował Marę, bo wyglądała jak psiak któremu się śni że goni kota. Tylko łapkami nie machała w biegu. Po chwili jednak zorientował się, że to wcale nie przyjemny sen. Kiedy przebudziła się i wyszła, nie zauważyła, że podniósł głowę i zerknął z troską.
~ Wyjdę za nią. Nie no, może tylko chce się przewietrzyć, albo jeszcze gorzej… wysikać. Po co ja tam jej potrzebny. No ale jak ją co zeżre albo znowu jakiś renifer pazurami ucapi? - Wzdrygnął się ale zaraz podniósł z posłania i wyszedł z namiotu.
~ Pójdę. No najwyżej powiem, że chciałem sprawdzić co tam koniki porabiają. - Kontynuował dialog wewnętrzny.

Dziewczyna zachowywała się dziwnie, co podwójnie zaniepokoiło Burra. Jakby uciekała przed czymś. Lunatykuje? Niee, to chyba nie to. Ruszył w ślad za nią. Po chwili przyspieszył próbując ją dogonić, co w tych cholernych zaspach łatwe nie było.
- Mara? - odważył się w końcu, ale cicho tak by nie jej wystraszyć. - Wszystko w porządku?
- Nie podchodź - usłyszał naraz głos dziewczynki i zobaczył ją jak siedzi pośród śniegu i dyszy ciężko, jak zwierz. Zresztą oczy też miała jakieś takie dzikie, nie do końca przytomne. - Idź sobie.
- Hej, no co ty? To ja, Burro… - kucharz powiedział łagodnie, nie był pewny może rzeczywiście jeszcze nie skończyła z koszmarem który ją dręczył w namiocie. - Wszystko jest dobrze, nic ci nie grozi…

Mara objęła się szczelniej rękami, roztarła zziębnięte ramiona i miejsca w które latający stwór wbił w nią ostre szpony.
- Woła mnie… - powiedziała z jakąś pretensją. - Niech wreszcie zamilknie. Powiedz jej Burro żeby zamilkła bo mi się w głowie miesza przez ten rwetes…
~ Oho, niewesoło. - Kucharz podszedł parę kroków do dziewczynki ale zawahał się czy nie wrócić się do obozu i nie powiadomić Tibora. Może to przez magiczne leczenie coś jej się stało?
- Chodź, siądziemy tam, na tym kamulcu. Opowiesz mi co i jak, zgoda? To już minęło. Sen się skończył, to tam cię ktoś wołał?

Ale ona nie odpowiedziała. Uniosła swoje własne dłonie tuż przed oczy jakby miała wątpliwości czy one do niej w istocie należą. A później… później nie stało się nic a jednak stało się coś. Burro to poczuł i musiała poczucić to też Mara. Jakby ktoś rozniecił iskrę i ta zaprószyła ogień. Fala mrocznej energii potoczyła się po okręgu oddalając od dziewczynki. Drobne krzaczki i drzewka zaczęły karleć i usychać jakby kto z nich życie wyssał. Pas śmierci poszerzał się wolniutko, było w tym widowisku coś przejmującego i hipnotyzującego zarazem. Kępa roślinności zamieniła się w nagie martwe kikuty odsłaniając ukryte pośród gęstwiny dwa śnieżne lisy. Zwierzaki zamarły w bezruchu, zatrzęsły się lekko i poczęły gasnąć w oczach, rzedły i zasuszały się od środka w makabrycznym nietauralnym procesie kiedy dościgły je wszystkie, nieprzeżyte nigdy lata. Kiedy padły wreszcie został z nich tylko kłak futra i nadwiędły kościec, upiornie wyszczerzone zęby i puste oczodoły. Na tym jednak koniec nie był. Fala degradacji rozlała się dalej, zieleń iglaków zmieniała się w sypki popiół rozdmuchiwany przez wiatr po bialutkim śniegu. Nawałnica ta skończyła się tak samo niespodziewanie jak się zaczęła, ogień erozji jak się rozniecił tak teraz wypalił, zatrzymując się tuż… przy czubkach burrowych butów.

- Co… co jest? - Zaskoczony kucharz odskoczył w tył i już, już bliski był panicznej ucieczki. Momentalnie jednak zawstydził się takiej reakcji. Takich sztuczek to nie widział nigdy. Kolejna myśl przestraszyła i zawstydziła go ponownie. Bo przypomniał sobie opowieści o ataku na mury, jakie opowiadali najemnicy w pierwszą noc po zaćmieniu. Potrząsnął gwałtownie głową, jakby odpędzając takie myśli i podszedł do dziewczynki. Przyglądnął się po drodze kręgowi jaki wokół niej się zrobił.
- Mara… To się jakoś pojawiło? - Nie wiedział jak zacząć nawet, jak nie wystraszyć jej bardziej niż siebie. - Odkąd to… odkąd tak potrafisz?
Obawiał się że to może mieć związek z miejscem do którego się zbliżają, albo jeszcze gorzej z tym zawezwaniem nieumarłych, które każe im łazić po świecie.
- Od… teraz? - dziewczynka nie mogła oderwać wzroku od kupy gnatów jakie zostały po parce lśniących lisów. - Ja…
Z trudem posniosła się do pionu, chciała chyba wesprzeć się o niziołka ale rozmyśliła nim go dotknęła.
- Nie mów o tym nikomu…
- Nie powiem - pokiwał od razu głową. To była chyba konieczność, druidka już krzywo patrzy na Shando i jego magię… Ale zaraz naszły go wątpliwości.
- A może… może choć Tiborowi powiemy? On młody, ale kapłan. Może będzie coś wiedział więcej, hmm? Ale mówiłaś coś, że ktoś cię woła?
- Tak, woła. Ja myślę… że to przez te rany. Byłam blisko śmierci i mnie to wyczuliło na ten zew. Słyszałam to co słyszą duchy, co słyszała Uma. Wołanie śmierci - ostatnie wyszeptała z dramatyzmem przywołującym ciarki wzdłuż kręgosłupa. - I nie… nie mów Tiborowi. Nikomu nie mów.

Niziołek wolno pokiwał głową. Właśnie tego się obawiał. Żałosną minę próbował ukryć ściągając swoją szubę, w którą się opatulił przed wyjściem i zakładając ją dziewczynie na ramiona.
- Mara… - zdecydował się po chwili milczenia. - To może być...niebezpieczne. Nie wiemy jaki będzie miało wpływ na ciebie. - przecież jesteś jeszcze dzieciakiem, dodał w myślach. - Obiecaj mi, że jak znowu coś… zacznie się dziać, cokolwiek, to dasz mi znać, dobra? Choćbyś chciała pogadać czy coś, potrzebowała czegoś… Nie mam pojęcia co to jest i jak ci pomóc. Zgoda, nic nie powiem Tiborowi, ale może Shando? Może razem popróbujemy się zastanowić czym to ugryźć?
- A co tu gryźć? - dziewczyna warknęła tonem jakiego nigdy wcześniej u niej nie słyszał. - Nie mów Tiborowi, nie mów Shando, nie mów nikomu! To oczywiste co pomyślą. Ze jestem jak ON. Każą mi odejść a ja zginę sama w górach. Chcesz mnie mieć na sumieniu Burro? Tego chcesz?
- No coś ty, nawet tak nie mów… - zaburczał patrząc w ziemię, znowu potrząsnął głową, bo przez chwilę zastanawiał się czy to objawienie nie będzie można wykorzystać jakoś w ich poszukiwaniach. Zawstydził się najbardziej od początku ich nocnej wyprawy. - Nie myśl tak wcale, nie jesteś jak żaden on.
Podszedł kroczek bliżej, opatulił ją szczelniej szubą.
- Dobrze, nic nikomu nie powiem, ale obiecaj mi to o co prosiłem. Martwię się o ciebie, jak dam radę, chcę ci pomóc. - w takich chwilach niziołek zawsze walił prosto z mostu, niczego nie chowając w sobie. No martwił się, no. Nic nie poradzi. Popatrzył na nią uważnie, czy potwierdzi.
Skinęła z ociąganiem.
- Powiem ci jakby było coś gorzej.

Ruszyła żwawo z powrotem do namiotu bo wymarzła na kość, całe ciepło i życie z niej uleciało z tamtymi czarami. Niziołek nie mógł się jednak pozbyć wrażenia, że Mara rzekła to co chciał usłyszeć byle tylko dał już jej święty spokój.
- Napiłabym się… czegoś gorącego - zadzwoniła zębami oglądając się na Burra.
- No i masz jak w krasnoludzkim banku. - kucharz podreptał za nią. - Tych parę krzaczków wystarczy na malutki ogienek na pięć minut. Ziółek ci zaparzę, no nie kręć nosem, nie takich jak babcie sobie parzą. Przecież tego pić się nie da. Takich porządnych, rozgrzewających, z miętą, miodem, kardamonem i goździkami. Hem hemm… - Miał wspomnieć o naleweczce jako dodatku, ale przecież to Mara, więc ugryzł się w język. - Nie martw się za wiele. Może to wszystko minie i nie będzie cię męczyć więcej. Będzie dobrze, zobaczysz.
- Będzie dobrze - powtórzyła hardo chcąc przekonać Burra albo i... siebie samą.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 18-11-2014 o 22:20.
liliel jest offline