Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2014, 23:04   #87
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nie mogła usiedzieć spokojnie w karecie. Nie mogła się doczekać powrotu. Marjolaine Amelie Pelletier d’Niort była dumna z siebie, podekscytowana odkryciami, oraz żądna pochwał i nagród od swego narzeczonego. Oczywiście znała tyle skąpą i lubieżną naturę Gilberta, by wiedzieć że najchętniej nagrodziłby ją pieszczotami. Ale skoro uzyskała mapę u jednego szlachcica, to mogła i Maura coś wynegocjować, non?
A nawet gdyby się jej nie udało, to wszak… pieszczoty też były miłą nagrodą i pochlebstwa, które w jego usta były wyjątkowo słodkie. Zresztą same usta też.
Ale najpierw musiała powrócić do zamku swego narzeczonego, a droga jej się tak dłużyła. Właściwie żałowała, że Maura nie ma tu z nią. Choć oczywiście musiałaby się wtedy odganiać od jego nachalnych dłoni. Co jakoś nigdy nie stanowiło aż tak dużej niedogodności, non?
Właściwie… czułaby się źle, gdyby nie musiała tego robić. Bo mogło by się wtedy wydawać, o zgrozo, że już mu się nie podoba.
Non, non. non!

Hrabianka nie miała nawet zamiaru dopuszczać do siebie tej myśli. Wszak podobała się wszystkim. I musiała podobać się zwłaszcza jemu. Wszak była jego klejnocikiem.
Marjolaine sapnęła gniewnie i ponownie zmieniła miejsce na którym siedziała. Gdy się jechało samotnie ta karoca wydawała się zbyt duża, a powrót zbyt się dłużył… Czego wynikiem był tak paskudne myśli.
Już wolała zgadywać jak jej narzeczony wygląda poniżej pasa… i jak to by było gdyby go tam dotknęła.
O tak… te całkiem nieprzyzwoite myśli i nie przystające do dobrze wychowanej hrabianki, zajęły nieco lepiej czas i przyprawiły Marjolaine o rumieńce.
Hrabianka d’Niort nigdy nie sądziła, że kiedykolwiek będzie rozważała takie tematy… a fakt, że swoje marzenia mogłaby w zasadzie spełnił, przyspieszał bicie jej serduszka. Bo wszak… Gilbert niespecjalnie wstydził się swej nagości była pewna, że zaprezentowałby się przed nią w najlepszym świetle.
Marjolaine przyłożyła nagle dłonie do policzków rozpalonych tymi fantazjami na jawie. To oczywiście była wina Gilberta… te nieprzyzwoite myśli. I co gorsza, nie mogła na niego nakrzyczeć!
Bo nie mogła mu się przyznać wszak do takich myśli względem niego. Jeszcze by sobie łajdak pomyślał, że go pragnie!


Te jakże burzliwie przemyślenia hrabianki zostały przerwane uderzeniem dłoni o drzwiczki jej karocy. Marjolaine wystawiła więc główkę i napotkała brodate oblicze Francisa Velmonta. Przywódca jej strażników zdjął kapelusz i rzekł.- Ktoś nas śledzi jaśnie panienko. Ktoś przysiadł na naszym ogonie. Ruszymy szybciej… może sobie odpuszczą.-
Ktoś. To brzmiało złowróżbnie w usta Walona. Wystarczająco złowróżbnie, by hrabianka bez słowa sprzeciwu pozwoliła Francisowi przejąć kontrolę nad sytuacją. W końcu on był tu rębajłą, a ona tylko drobną i bezbronną szlachcianką. Karocą szarpnęło nagle i zaczęła podskakiwać na wybojach.
Woźnica miał rację. Kareta Gilberta była niezwykle szybka i słabo amortyzowała wyboje. Ale to akurat nie martwiło Marjolaine. Nie w chwili, gdy usłyszała znajomy huk broni palnej!
A więc to byli bandyci?!

Przyszli po nią. Przyszli się zemścić za starucha któremu udzieliła gościny… za darmo, jak się okazało.
Bo przecież nie wzięła tego… weksla, którym chciał ją Avernier opłacić. Czego teraz żałowała, drżąc przy każdym huku pistoletów jaki słyszała. Przecież takie plebejskie szumowiny dałoby się nim przekupić, nieprawdaż?
Huk broni palnej sprawiał że drżała niemal wciśnięta w wygodne siedzenie karocy. Bała się wyjrzeć, bała się zobaczyć kto wygrywa, bała się pisnąć nawet.
Karocą trzęsło coraz bardziej, ale odgłosy walki oddalały się stanowczo za wolno. Oczka Marjolaine utkwione były w pistoletach. Nie wiedziała czemu się na gapiła.
Ale wiedziała co się stanie… I nie miała ochoty wpaść w ich łapy. Nawet jeśli zachowają się jak bandyci z romansideł, które czytywała Lorette d’Chesnier.
Miała już swojego niepoprawnego łotra. Nie szukała następnych… łomot na tyle karocy sprawił, że pisnęła głośno. Dalsze odgłosy świadczyły, że ktoś się po niej wspinał. Oczy hrabianki wbiły się w dwa pistolety, wspomnienia lekcji odżyły nagle. Niemal słyszała głos szlachcica uczący ją wtedy ich używania.
Odgłos z dachu przesuwał się na bok. Bandyta był coraz bliżej drzwiczek i nie było już nikogo, kto by stał pomiędzy nim a hrabianką.
Marjolaine miała tylko kilka minut na podjęcie decyzji…

Bandyta zsunął się na bok karocy i trzymając się drzwiczek jedną ręką, drugą celował w mrok karocy.


Był pewny siebie i przekonany o własnej przewadze. W zapadającym zmroku nie mógł jednak od razu dostrzec wtulonej w kącik Marjolaine. To była jej jedyna i chwilowa przewaga.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 19-11-2014 o 17:57.
abishai jest offline