Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2014, 11:19   #17
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Podczas gdy Adams wyjaśniał powody swego przybycia Gorman tylko raz rzucił na niego spojrzenie, by wbić je ponownie w blat stołu. Mężczyzna wzruszył tylko ramionami:
- Davis Pana przysłał? Ten nadinspektor policji, który doprowadził do rozprawy przeciw mnie? To prawie śmieszne. Był dostatecznie pewny, by mnie tu posłać.
Podniósł wzrok i spojrzał pełen rezygnacji.
- Powiedziałem już wszystko na rozprawie. Nie mam nic do dodania. Zostawcie mnie już w spokoju.
Powiedział z goryczą w głosie i spuścił wzrok zamykając się w sobie. Wydawało się, że niepodobna wyrwać go z tego stanu rezygnacji. Ale w głębi duszy Jamesa Gormana pozostało jeszcze jedno ludzkie uczucie. Tliła się w nim ciekawość, która dała o sobie znać, gdy Hem szepnął mu do ucha wiadomość.
- Ja nie znam nikogo. O kim Pan mówi? – spytał Haque’a.

***

Mary Summers wyglądał na szczerze zaskoczoną, gdy usłyszała z ust Davidsona, że jest z policji i przybył tu w sprawie Pani Brown.
— Ale przecież wszystko to mamy już za sobą, minęło. Aresztowali tego nierozgarniętego biedaka, co tu mieszkał, został osądzony, uznany za winnego i w ogóle. Pewno go już powiesili.
Spojrzała zdezorientowana.
- No cóż. Przychodziła w poniedziałki po południu i w czwartki rano, jak w zegarku. Teraz mam tę panią Burp spod dworca. Pięcioro dzieci i mąż. Naturalnie nigdy jej tu nie ma. Albo mąż niezdrów, albo stara matka, albo dzieci zapadają na jakąś paskudną chorobę, albo jeszcze co innego. Stara pani Brown przynajmniej tylko sama mogła się rozchorować i muszę
przyznać, że prawie jej się to nie zdarzało.

Mary westchnęła żałośnie.
- Można było na niej polegać, wiecie Panowie … nigdy nic nie ściągnęła, nawet jedzenia. Oczywiście była trochę wścibska. Przeglądała listy i takie tam. Ale na to człowiek jest przygotowany. Przecież one mają takie szare życie, nieprawdaż? Wiecznie na kolanach przy szorowaniu. A potem, kiedy przychodziła rano, sterty cudzego zmywania w zlewie. Gdyby mnie to co dzień czekało, odczułabym właściwie ulgę, jakby mnie kto zamordował. Słowo daję.
W oknie ukazała się twarz Johna Summersa. Pani Summers zerwała
się na nogi, wywracając groch, skoczyła do okna i otworzyła je na oścież.
— Ten diabelski pies znów zeżarł kurom żarcie, Mary.
— O cholera, teraz on się pochoruje! –
zawołał i wybiegła z pokoju.
Wróciła jednak choć po dłuższej chwili wraz ze swoim promiennym uśmiechem.
- A zatem? Który z Panów chce się u nas zatrzymać? Bierzemy siedem gwinei tygodniowo. Płatne z góry. – dodała zakłopotana – Musimy opłacić dostawców, a i dom wymaga ciągłych napraw.
Powiedziała tytułem usprawiedliwienia.

***

Gdy Hem dotarł do Shawford i „Na Smugi”, chyba nawet on nie spodziewał się takiego przyjęcia. Swą powitalną formułkę wygłosić musiał dość szybko, bo Mary właśnie gdzieś pędziła z koszem pełnym szpinaku. Zatrzymała się ze zgrzytem wbijanych w żwir obcasów.
- O mój boże prawdziwy Hindus. – zawołał zachwycona wznosząc oczy ku niebu.
- Dzięki Ci Panie. Masz!
Zawołał wręczając Hemowi kosz szpinaku.
- Idź do kuchni i przemyj to, wstaw do wody, dodaj soli i ugotuj. Tylko nie rozgotuj, potem weź czystą pościel z gotowalni i zmień prześcieradła w pokojach gościnnych na górze. Mamy nowych gości. Jak się z tym uporasz zagoń psa do budy, tylko uważaj on nie lubi obcych, ja idę po jajka.
Zawołał i popędziła dalej pozostawiając cokolwiek zdezorientowanego Hema. Bez wątpienia przywykła do wydawania polecenia służbie.

***

Odnalezienie domku pani Brown nie stanowiło większego problemu. Wystarczyło zapytać pierwszą osobę, jaką Monro spotkał w Shawford. Zaleta małych miejscowości, gdzie wszyscy się znają. Tym bardzie gdy zostało się zamordowanym.
Domek, w którym mieszkała pani Brown, stał parę kroków od przystanku
autobusowego. Na progu bawiło się dwoje dzieci. Jedno jadło strasznie z wyglądu robaczywe jabłko, a drugie wrzeszczało i waliło w drzwi blaszaną tacą. Wyglądały na dosyć szczęśliwe. Monro powiększył hałas, sam mocno waląc w drzwi.
Zza rogu domu wyjrzała jakaś kobieta. Była w kolorowym kombinezonie i włosy
miała w nieładzie.
— Przestań, Ernie — powiedziała.
— Nie przestanę — rzekł Ernie i walił dalej
— Nie ma rady na dzieciaki — powiedziała kobieta zwracając się do Richarda. Przywołała go do drzwi od tyłu.
— Frontowe trzymam zamknięte, proszę pana. Proszę wejść.
Monro przeszedł przez brudne pomieszczenie ze zlewem do bodaj jeszcze
brudniejszej kuchni.
— Nie tu ją zabił — powiedziała kobieta. — W bawialni. O to panu chodzi, co?
Spytała z przebiegłym uśmieszkiem.
- Moja sąsiadka Pani Elliot widziała, jak kilku obcych zatrzymało się u Summersów. Od czasu tego morderstwa boi się nieznajomych. Nazywam się Kiddle. Mój mąż to tynkarz. Cztery miesiące będzie, jakeśmy się wprowadzili. Przedtem mieszkaliśmy u matki Bena. Ludzie mówili: „Chyba się nie wprowadzicie do domu, gdzie kogoś zamordowano?” — ale ja na to, że dom to dom, zawsze lepszy niż pokoik od tyłu i spanie na dwóch krzesłach. Okropny ten brak mieszkań. A zresztą tu nie straszy. Ludzie mówią, że tacy zawsze straszą, ale ona nie! Chce pan zobaczyć, gdzie to było?
Czując się jak na wycieczce z przewodnikiem, Monro przytaknął.
Pani Kiddle wprowadziła go do pokoiku zapchanego kompletem ciężkich mebli w
stylu króla Jakuba. W przeciwieństwie do reszty domu, nic w nim nie wskazywało, żeby ktoś tu kiedyś mieszkał.
— Leżała na podłodze z rozwaloną głową. Pani Elliot o mało nie zemdlała. To ona ją znalazła, ona i Wilson, co roznosi chleb ze spółdzielni. Ale pieniądze Gorman zabrał z pokoju na górze. Niech pan idzie, pokażę panu.
Pani Kiddle wprowadziła go schodami do sypialni zawierającej wielką komodę,
olbrzymie miedziane łoże, parę krzeseł i całe mnóstwo niemowlęcych ubranek
mokrych i suchych.
— To tutaj — powiedziała z dumą.
Richard rozejrzał się. W tej twierdzy beztroskiej płodności trudno było się dopatrzyć dawnej, wyszorowanej do czysta siedziby starszej pani, szczycącej się swoim domem. Tu mieszkała i sypiała pani Brown.
— To nie jej meble. Wszystkie zabrała jej siostrzenica.
Nic tu nie zostało po pani Brown. Kiddle’owie przyszli i zwyciężyli. Życie jest silniejsze od śmierci.
Z dołu dobiegał głośny, ostry wrzask niemowlęcia.
— Dziecko się zbudziło — niepotrzebnie oznajmiła pani Kiddle zostawiając Monro samego.
Richard mógł bez przeszkód obejrzeć dom i ogród. Trudno było stwierdzić czy cokolwiek mogło pomóc mordercy dostać się do środka. Minął rok od tragedii, a czteromiesięczna obecność Kiddle’ów i ich dzieci zatarłaby skutecznie wszelkie ślady.
Nawet by obejrzeć miejsce ukrycia pieniędzy musiał się naszukać, bo Pani Kiddle zaprowadziła go na tyły domu i wskazując na płyty chodnika tuż przy zewnętrznej ścianie stwierdziła.
- Gdzieś tam.
Monro pamiętał ze słów Davisa, że płyta była poluzowana. Problem był w tym, że stając na nie nogami znalazł trzy luźne płyty. Wszystkie były dość ciężkie, jednak dopiero pod ostatnią znalazł wgłębienie dość duże, by można było tam ukryć pieniądze.
 
Tom Atos jest offline