Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2014, 13:41   #174
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
część 2. oczekiwanie

Spotkanie i krótka rozmowa w bibliotece dotycząca błachostek nie trwały długo. Elfki zaprowadziły oboje do wielkiej okrągłej zali zajmującej wysoką wieżę. Nie było tam schodów, nie było pięter. Okrągłe ściany wieży ciągnęły się wysoko w górę. A przy ścianach były drewniane półki wypełnione kamieniami święcącymi różnym blaskiem. Ilość tych kamieni oszałamiała. Sądząc po rozmiarach wieży, musiało tu być ich tysiące!
Na środku stał okrągły stolik, otoczony sofami. Na stoliku stała miedziana podstawka ukształtowana tak, by bezpiecznie umieścić na nich kamienie. I dwa takie kryształy leżały tuż przy podstawce… bezbarwne i przeźroczyste.
[i]- Macie jakieś pytania… [i]- zapytała jedna z sióstr, a druga dodała. - ...czy możemy zaczynać?
- Co będzie, jeśli wspomnienie będzie nieco… niewyraźne albo nie do końca zrozumiałe? - ostrożnie zapytała Faerith, zajmując miejsce na sofie.
- O to się nie trzeba martwić. Kamień doznań pobudzi twe myśli… w zasadzie podczas zapisu przeżyjesz tę chwilę jeszcze raz. - odparła z łobuzerskim uśmiechem jedna z sióstr, podczas gdy druga westchnęła znacząco. - Wystarczy że położysz dłonie na klejnocie i skupisz się na wybranym przez siebie momencie, a dalej pójdzie jak z płatka.
- Cóż… w porządku. - półelfka nabrała głęboko w płuca powietrza, jak przed skokiem do głębokiej wody i wypuściła powoli, kładąc dłonie na kamieniu i skupiając się na chwili, gdy połyskujący zielono klejnot na rzemyku zwrócił jej uwagę… jeden z wielu klejnotów leżących na stoisku bogatego kupca i wcale nie najokazalszy, a jednak nie potrafiła od niego oderwać spojrzenia. Owładnęło nią dojmujące pragnienie posiadania tego wisiorka.
Miasto nie było jednak jej naturalnym środowiskiem, więc została dostrzeżona, gdy już wydawało się, że umknie…
Pościg, krew wartko płynąca w żyłach, adrenalina dodająca zwinności stopom, satysfakcja z wywodzenia pościgu w pole… ale oni byli lepsi, niż przypuszczała. Lepsi, niż którzykolwiek wcześniej.
Nawet teraz zastanawiała się, dlaczego właściwie ukradła ten wisiorek. Przecież nie musiała. Od matki dostałaby stosy piękniejszych klejnotów, gdyby tylko poprosiła… no tak. Gdyby poprosiła. Duma… uczucie, które wpędziło ją w kłopoty a jednocześnie wysłało na najpiękniejszą i najwspanialszą podróż jej życia.
Tylko jak?
Jeszcze raz rozejrzała się dookoła, stojąc w zamaskowanych drzwiach do swej ukochanej dziupli. Nie mogła pozwolić, by zaczęli palić drzewa, musiała spróbować umknąć…
Osaczyli ją.
A wtedy pojawił się on… kim był? Czego chciał? Dlaczego kazał jej wyciągnąć dłoń w górę i zerwać małe, zielone jabłuszko?
Dalsze wspomnienia wciąż były dla niej niezrozumiałe. W jakiś sposób znalazła się w miejscu, które było dla niej tak obce, jak tylko mogło być. Zalała ją fala obezwładniającego strachu. Nie miała jednak czasu na panikę… poczuła zew, któremu nie potrafiła się przeciwstawić. A potem spotkała istoty, których wygląd do reszty wytrącił ją z równowagi.
A potem spojrzała na Thaeira i przypomniała sobie, że go szuka…
Wspomnienie urwało się.
Klejnot dotąd zimny, bezbarwny i przeźroczysty, świecił teraz pomarańczowo-żółtym blaskiem promieniującym z wewnątrz. I był ciepły.
- Siostra sprawdzi jakość doznania… - rzekła jedna z elfek, podczas gdy druga zajęła się wynoszeniem klejnotu. - To zajmie chwilę. A tymczasem… może Tivaldi… zapisze?
Diablę musiało to już robić, bowiem wzięło klejnot w dłonie, usiadło wygodnie i skupiło się na nim. Wkrótce sam klejnot promieniował feerią barw, a Tivaldi wydawał się być w transie.
- Sprawdzi jakość? A co może być z nią nie tak? - niepewnie zapytała Faerith.
- Jak bardzo jest interesujące. I czy warte zachowania tu czy też przesłania do miejsca, gdzie będzie bardziej dostępne ogółowi. - nagle dłoń elfki musnęła jej własny dekolt i ona sama zachichotała. - Byłaś łobuzakiem.
- Moja przeszłość to niestety nie tylko kwiatki i tańce przy księżycu i pod gwiazdami. - odpowiedziała Faerith, a w jej głosie było słychać cień goryczy. W końcu westchnęła i wzruszyła ramionami - Byłam… taka, jaka musiałam być. A może nie miałam po prostu odwagi, by być kimś innym… niemniej ktoś zdecydował za mnie i musiałam się zmienić, by móc żyć… ale nie potrafię wrócić do domu. Ze wszystkich ścieżek, jakie do tej pory widziałam na swej drodze, żadna nie prowadzi do miejsca, które widziałyście w wizji. - zakończyła smutno.
- Przeszłość… każda przeszłość i każde doznanie jest cenne, bo czyni cię tą, którą jesteś. - rzekła ciepło elfka, głaszcząc Faerith po policzku. - A moim zdaniem jesteś całkiem śliczniutką i bardzo miłą osóbką. I chyba nie tylko my tak sądzimy. Nie powinnaś więc czuć się gorsza.i
Wskazała skinięciem głowy na diablę w transie.
- Czasem… czasem po prostu sama się w tym wszystkim... gubię. - dziewczyna zdawała się nie zwracać uwagi na delikatną pieszczotę elfki - Wszystko tu jest dla mnie nowe. Wiesz… w moim świecie tylko nieliczni zdawali sobie sprawę z tego, że istnieją inne światy. I to na przestrzeni wieków. Mój własny ród nie miał ochoty mieć ze mną nic do czynienia tylko dlatego, że miałam niewłaściwych rodziców. A tu? - roześmiała się, czule spoglądając na kochanka - Zakochałam się w diablęciu, nasze dzieci będą miały różne kolory, spiczaste uszy, rogi i ogony… nie do pomyślenia. - pokręciła głową, mimowolnie ocierając się o dłoń, jak przemknęło jej przez myśl, Sylfi - Nie mówiąc już o tym, co by w domu pomyśleli o wszelkich… doznaniach… z kobietą… - urwała niezręcznie i postanowiła zmienić temat - Czasami czuję się głupio, bo tak mało wiem. Ale gdyby nie to, nie potrzebowałabym przewodnika… więc chyba dobrze wyszło. Tylko… tęsknię. Tego nie da się niczym zastąpić.
- Tęsknota też ma w sobie piękno i czułość. - odparła elfka, nie poruszając na szczęście tematu doświadczeń miłosnych. Uśmiechnęła się wesoło, splatając ręce razem. - Twoim problemem jest to, że za wiele myślisz. Świat nie powstał tak piękny i niezwykły po to, by ignorowac jego pokusy. Zamiast rozmyślać, lepiej otworzyć się na wszystkie doznania i chłonąć je. Wszak dotarłaś tam, gdzie nikt z twego świata nie dotarł. Dlaczego nie wykorzystywać tej okazji? Nie rozumiem tego.
- Ależ wykorzystuję. - roześmiała się znów, zapominając o smutku - Przez ostatnie sama nie wiem ile czasu trenowałam walkę przepięknym mieczem pod okiem Mistrzyni githzerai w klasztorze na jednej ze skał w Limbo. Ten miecz… to kolejna rzecz, którą musiałam mieć… choć tym razem zdobyłam ją uczciwie. Nie miałam pojęcia o walce takim mieczem, a jednak Arien… wiesz… wystarczyło, że ujęłam jego rękojeść i już wiedziałam, że jest mój. Zwiedziłam już ładnych kilka planów, oczywiście z Tivaldim... poza Celestią, w której narozrabiał… długa historia. - zachichotała, wyraźnie ożywiona - Przyznaję, smakowanie nowych doznań jest fascynujące, ale czasami trudno to pogodzić z czymś, co się miało wpajane od kołyski. Tego też uczyłam się w klasztorze. Jak nie spłonąć od środka od tego całego myślenia. - mrugnęła wesoło.
- Nie podzielamy filozofii githzerai. Oni zamykają się przed światem. - odparła z ironicznym uśmieszkiem elfka i zapytała po chwili, wpatrzona wprost w oczy półelfki z wyraźnym podekscytowaniem w głosie. - Opowiedz o tym wewnętrznym płomieniu. To brzmi ciekawie.
- Nie wiem, czy będę potrafiła to ująć w słowa. - odpowiedziała wyraźnie zaczerwieniona Faerith - Widzisz… to chyba zasługa domieszki ludzkiej krwi, ale czasami… bywają tekie sytuacje, w których… mam ochotę coś… zrobić… ale jakąś częścią umysłu analizuję to wciąż i wciąż… zastanawiam się nad konsekwencjami i… chociaż czasem to robię… różnie się to kończu. - rumieniec pogłębił się - Coś takiego łatwiej… pokazać, niż… wyjaśnić. - wymamrotała, mocno speszona tak jawnym podekscytowaniem elfki.
- Szkoda, że nie zapisałaś tego w kamieniu doznań. - odparła z odrobiną żalu w głosie elfka, a potem dodała z pewnym zaciekawieniem i entuzjazmem. - Pokazać? Jak?
- No… zapisać w kamieniu. Wspomnienie. Tylko w ten sposób mogę przekazać, co czuję, prawda? - Faerith omal nie wyciągnęła przed siebie rąk w pozycji obronnej. Rozmowa zmierzała w zdecydowanie niewłaściwym kierunku, a Tivaldi nadal był w transie…
- Nie wiem… niemniej zawsze są jakieś sposoby. - odparła z uśmiechem elfka, a Tivaldi nadal był nieruchomy i nieświadomy otoczenia. Czy z nią było tak samo? Elfka była blisko niej. Jej strój tak samo jak szata Faerith był lekki, przewiewny i dość niewiele zakrywający.
Tropicielka w końcu skapitulowała. Nie wywinie się od odpowiedzi, to było pewne… jako łowczyni zawsze potrafiła ocenić, kiedy została złapana. Przegrała… choć przecież elfka wcale nie zamierzała wygrać. Była po prostu ciekawa. Dlatego też półelfka odwróciła się do niej przodem i z mocno bijącym sercem utkwiła spojrzenie w jej źrenicach.
- Co widzisz w moich oczach? - zapytała cicho, gdy ich spojrzenia połączyły się, hipnotyzując nawzajem.
- Błyszczą jak dwie gwiazdki… masz bardzo piękne oczy. - rzekła z ciepłym uśmiechem elfka, równie cicho co Faerith.
- Potrafisz dostrzec coś więcej? - szept był niemal bezgłośny, jakby brakło jej tchu. A w oczach pragnienie mieszało się z lękiem i… miłością. Myśli, które przemykały przez umysł tropicielki, barwiły jej policzki szkarłatem i wprawiały ciało w delikatne drżenie, choć siedziała spokojnie i cierpliwie, usiłując przekazać elfce coś, czego przekazać się nie dało…
- Może… ale może widzę tylko własne oczekiwania. - zamruczała zmysłowo elfka i zarumieniła się wstydliwie. - Jesteś wszak ładną osóbką.
- Och, to… - Faerith odetchnęła głęboko, usiłując zachować spokój - ...to też tam jest. Między innymi. - szepnęła - Dla mnie to nie jest takie… proste. Ty łapiesz doznania i potrafisz się nimi cieszyć bez zastanawiania się nad tym, co powiedzą inni czy jakie to będzie miało konsekwencje i czy wypada tak zrobić, czy nie… - urwała, zastanawiając się nad doborem słów - W mojej… kulturze… kobiety nigdy nie sprawiały sobie przyjemności i zwykle nie miały więcej, niż jednego partnera… a przynajmniej nie równocześnie. Takie rzeczy się zdarzały po śmierci jednego z małżonków. No i raczej nie pokazywało się nago nikomu… - zarumieniła się jeszcze mocniej - Tego się nauczyłam i… i wciąż mam problemy z zaakceptowaniem takiego… swobodnego zachowania… u siebie. Chociaż… chociaż moja ciekawość sięga znacznie dalej i głębiej. Zee twierdzi, że jest ze mnie materiał na Czuciowca. - zachichotała - Ale ja… nie mogę. Mam poczucie winy, że oszukuję Tivaldiego i… i uciekam. Ja z pewnością nie chciałabym go zobaczyć w objęciach innego kochanka więc dlaczego miałabym... zaspokajać własną… ciekawość? - zapytała z udręką w oczach. Cały spokój, jaki stał się jej udziałem w tym miejscu, prysł… Tak bardzo chciała zatonąć w tych zielonych oczach tak podobnych do jej własnych i poczuć na sobie te delikatne dłonie… a jednocześnie czuła na skórze gorący dotyk innych dłoni, nie tak miękkich i delikatnych, ale jakże czułych i zachłannych i miała przed oczami jego płonące żarem oczy… i nie chciała, by znów oglądał ją w ramionach kobiety. Choć i to nie było do końca prawdą. Bała się, że potraktuje to jako przyzwolenie do przyłączenia się do zabawy albo z nią albo z tą drugą elfką… i nie miała pojęcia, czy będzie potrafiła pogodzić się z tym faktem.
Elfka ujęła delikatnie podbródek Faerith i przybliżyła swą twarz ku jej obliczu. I delikatnie acz zmysłowo ją pocałowała… niemal czule pieszcząc jej wargi. Po czym odsunęła się od Faerith, mówiąc. - Za mało mu ufasz, za mało wierzysz w jego uczucia względem ciebie. Zbyt mało wartościowa się czujesz… Tak naprawdę to boisz się, że się może od ciebie odwrócić. Wątpię jednak, by to się stało, skoro akceptuje cię całą… i wady i lęki też.
Odsunęła się akurat, gdy Tivaldi otrząsał się z transu po zapisaniu swych wspomnień. Ruszyła do niego, rzucając wesoło przez ramię. - Teraz moja kolej, a wy zjedzcie coś... odpocznijcie. Porozmawiamy za godzinkę.
Rumieniec na twarzy Faerith był wciąż wyraźny, gdy odprowadzała spojrzeniem elfkę i jeszcze przez chwilę wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknęła. Bała się, że zostanie sama? Podniosła spojrzenie na powoli dochodzące do siebie diablę i poczuła ukłucie w sercu. Tak, bała się. Bała się, że w końcu będzie miał dość jej wybryków i humorów. A przecież tyle jej już wybaczył… tyle dla niej zrobił… ile jeszcze będzie musiał zrobić, by w końcu mu uwierzyła? Uwierzyła, że kocha tylko ją i nie zostawi jej dla żadnej innej, choćby była nie wiadomo jak piękna i zmysłowa?
Westchnęła i wstając, przywołała na twarz łagodny uśmiech - Jakie wspomnienie zapisałeś w kamieniu? - zagaiła lekko.
- Stary romans… niech się dziewczyny poekscytują. Może będą mile nastawione i bardziej pomocne. - zażartował cicho Tivaldi. - No to chodźmy coś zjeść.
- A co w nim było tak… ekscytującego…? - diablik znał już ten ton… ostatnio skończyło się… czymś, czego nie zrozumiał. Za to musiał się zdrowo nabiegać. Niemniej wiedział już, że palnął gafę…
- Nie wiem… - mruknął łobuzerskim tonem diablik i pogłaskał Faerith po głowie. - Ot, nic nie znaczące wspomnienie dawnego romansu. Choć oczywiście kiedyś sami spróbujemy tańca miłosnego na planie powietrza, czyż nie?
- Tańca miłosnego? - plan powietrza nie zrobił na niej takiego wrażenia, jak to jedno określenie - Skoro to takie nic nie znaczące wspomnienie to po co je przywołałeś? - w jej głosie słychać było niezrozumienie i... żal - Po co przeżywałeś je jeszcze raz?
- Uznałem, że lepsze to niż przywoływanie któregoś z naszych wspomnień miłosnych. - Tivaldi objął ją ogonem w pasie i przytulił do siebie. - Mogłabyś poczuć się nieswojo wiedząc, że coś takiego istnieje.
- Mogłeś wybrać bardziej neutralne wspomnienie. Jakiejś walki albo czegoś w tym stylu… - mruknęła, naburmuszona. Nie próbowała się jednak wyswobodzić z uścisku. Jego ciepłe ramiona działały kojąco na jej zdecydowanie zbyt szybko galopujące myśli.
- Miałeś rację. - dodała po długiej chwili milczenia - Jedna z elfek miałaby ochotę zdecydowanie pogłębić… znajomość. Ze mną. - zakończyła niemal niesłyszalnym szeptem.
- Chciałem zażartować ich kosztem troszeczkę. - diablę przytuliło Faerith mocniej do siebie i mruknęło do ucha tropicielki. - Mówiłem przecież, że ty też przyciągasz spojrzenie, prawda?
- Ja… widziałam to w Sigil... widziałam w Sercu Wiary… ale zawsze to byli mężczyźni. I jeden kot. Jakoś trudno mi się oswoić z tym, że przyciągam spojrzenia… kobiet. - westchnęła bezradnie półelfka - I to tak ślicznych… - dodała z niedowierzaniem w głosie.
- A Zatanna? - przypomniał Tivaldi, po czym cmoknął czoło półelfki, mówiąc. - Poza tym Czuciowcy są otwarci na piękno wszelakiego rodzaju, nie patrzą na świat przez soczewki rasy czy płci.
- Może masz i rację… Sylfi… bo chyba to była Sylfi… stwierdziła, że za dużo myślę. Też tak uważasz? Że powinno się chłonąć wszystkie doznania, które świat stawia nam na drodze? - z cichym westchnieniem, nadal wtulona, pociągnęła diablę w kierunku ich pokoju. Mieli tylko godzinę i istniało niebezpieczeństwo, że będą stać na środku przez ten cały czas i znów nie zdążą nic zjeść…
- Nie wiem… Ja po prostu lubię jak jesteś radosna i pewna siebie. - mruknął potulnie Tivaldi, dając się prowadzić. - Jeśli to ci da szczęście?
- Nie wiem. - bezradnie odpowiedziała półelfka - Jestem szczęśliwa przy Tobie. Uwielbiam zwiedzać z Tobą nowe miejsca i robić inne, nie mniej ekscytujące rzeczy… - zachichotała, ale po chwili westchnęła ciężko - ...tylko trochę mniej mnie uszczęśliwia, jak spotykamy jakieś piękności po drodze… i to nie dlatego, że jestem zazdrosna o Ciebie. To by było przynajmniej… normalne. - jęknęła głucho - W życiu bym się nie spodziewała, że będę miała takie rozterki związane z kobietami.
Tivaldi zaśmiał się cicho i cmoknął szpiczaste ucho półelfki. - Czuję się urażony. Nie jestem godzien być obiektem zazdrości?
- Zapytaj Sylfii. - odpowiedziała, pokazując mu język - Chociaż… ja i tak zawsze będę o Ciebie zazdrosna. - mruknęła po chwili, tuląc się mocniej do ciepłego ciała kochanka.
- Cieszy mnie to… - rzekł w odpowiedzi diablik, wodząc ustami po jej uchu.


Spotkanie odbyło się w niedużym salonie. Elfki przygotowały posiłek, dość smaczny i pełen wypieków z powidłami i słodkimi kremami. Także i wino było dość słodkie. Salonik w kremowych barwach ozdobiony różnymi figlarnymi freskami dawał dość… jednoznaczny przekaz. Było to ich pokoik zabaw i smakowania doznań. Na szczęście jednak wydawało się, że nie planowały przymusić podstępem swoich gości do niczego.
Jedna z bliźniaczek rzekła bowiem na powitanie. - Sprawa jest skomplikowana. Ustaliłyśmy, gdzie wasz towarzysz zaginął, ale nie wiemy gdzie się podział. Portal, przez który Cervail się wyrwała z Limbo jest… niestabilny.
- Przykro nam to mówić, ale wasz towarzysz zaginął gdzieś poza znanym Wieloświatem, niemniej…- westchnęła druga, a ta pierwsza zakończyła. - ...niemniej szukamy ich i jutro może, albo pojutrze trafimy na jakiś ślad, którym moglibyście podążyć. Wędrówka ich szlakiem może być bowiem bardzo niebezpieczna, a co gorsza… oddalić was od Thaeira i Cervail.
- Więc wiecie, gdzie weszli ale idąc za nimi możemy trafić dokądkolwiek... - Faerith wyraźnie zmarkotniała - Co macie na myśli mówiąc, że są poza znanym Wieloświatem? Dokąd trafili?
- Do innego Wieloświata lub na mało znany Plan Materialny. - wyjaśniła znów jedna, a potem druga elfka dokończyła mówiąc. - Uniwersa bowiem lubią się przeplatać. Niestety taka ilość mocy, źle wpływa na stabilność łączących je przejść. Cervail wiedziała, że ryzykuje więc… okoliczności musiały ją zmusić do takiego działania.
- To Wieloświatów jest więcej? - półelfka otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. A myślała, że nic jej już nie zaskoczy w tej kwestii… - Z tego, co się orientuję, przybyłam z Planu Materialnego. Nie jest taki straszny, tyle, że ciężko może być się z niego wydostać. - dodała niewesoło.
- Bywają różne Plany Materialne… - wyjaśniła jedna siostra, a druga zaraz dodała. - ...większość jest w miarę przyjazna życiu, przy czym są też takie które są pustyniami, lub lodowymi pustyniami.
- Wieloświat to określenie jednego uniwersum połączonego wspólną kosmologią… to znaczy, że w jego obrębie odbywa się wędrówka dusz i są czczeni ci sami bogowie. Tak to mniej więcej… wygląda… - znowu wtrąciła pierwsza, a potem ustąpiła siostrze. - ...w bardzo dużym uproszczeniu. Nasz Wieloświat bowiem współzamieszkuje kilka oddzielnych panteonów, w dodatku część bóstw jest czczone w innych Wieloświatach, jednym słowem to… - znów pałeczkę przejęła pierwsza. - ...jeden wielki bałagan, w dużym uproszczeniu.
- Wy… wystarczy. - Faerith podniosła dłonie w obronnym geście, w głowie miała absolutny mętlik - Niech sobie będzie tyle Wieloświatów ile im się podoba, może kiedyś spróbuję to zrozumieć. Ale skoro to taki bałagan to jak zamierzacie znaleźć Thaeira i tę… Cervail?
- Wieszczenia… głównie poprzez nie. I kontakty z innymi Stronnictwami. Rozpuściłyśmy wieści, więc liczymy na złapanie jakiegoś tropu. - rzekła jedna elfka, a druga chciała coś dodać, jednakże Tivaldi wszedł jej w słowo. - Mówiłem, że to nie będzie łatwe.
- Tak… - westchnęła ze smutkiem dziewczyna - Poczekamy kilka dni. Dwa, może trzy. Jeśli w tym czasie nic nie ustalimy, wrócimy do domu… a może zajrzymy tak jutro? Może szukamy Thaeira zupełnie bez potrzeby? Może udało mu się znaleźć portal powrotny? - zapytała z nadzieją, choć nawet w jej uszach brzmiało to mało prawdopodobnie.
- Cervail to doświadczona badaczka sfer. - rzekła z ciepłym uśmiechem jedna elfka, a druga dodała. - Twój przyjaciel jest z nią na pewno bezpieczny.
- Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coś poszło nie tak… a może po prostu przesadnie się martwię, jak zwykle. - uśmiechnęła się krzywo do tej z elfek, która w jej mniemaniu była Sylfi.
Elfki obie uśmiechnęły się smutno. Mimo chęci pocieszenia tropicielki, żadna z nich nie chciała skłamać.
- Na pewno wyjdą cali i zdrowi z tych opałów… w jakie wpadli. - rzekła w końcu “Sylfi”.
- Więc jednak miałam rację? - Faerith znów westchnęła - Cóż… dziękuję za to, co zrobiłyście do tej pory i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że uda się Wam dowiedzieć czegoś więcej. Pozwólcie teraz, że… trochę odpocznę. To był mimo wszystko męczący dzień.
- Oczywiście… możecie korzystać z uroków naszej siedziby, jak długo będziecie tu chcieli się zatrzymać - odparła z uśmiechem “nie-Sylfi”, a jej siostra zerknęła wprost na usta Faerith i jej uśmiech nabrał nieco zmysłowego wyrazu. Po czym została zgromiona wzrokiem przez siostrę i udała skruchę z lekko łobuzerskim błyskiem w oku, co zaś spowodowało westchnięcie “nie-Sylfi”. Oczywistym było, że obie siostry… przeprowadziły jakąś rozmowę w myślach. I Faerith po raz kolejny uświadomiła sobie, że nie została pocałowana przez jedną, a przez obie siostry. Wszak dzieliły doznania tego pocałunku. Więc cokolwiek zrobi z jedną z nich… westchnęła. Chyba lepiej będzie, jeśli nie zrobi tego z żadną z nich.
- Dziękujemy. - tropicielka wstała i wyciągnęła dłoń do Tivaldiego - Idziesz ze mną odpocząć, czy zamierzasz jeszcze pozwiedzać? - zapytała i dodała ciszej - Uprzedzam, naprawdę zamierzam się przespać.
- Jeszcze się rozejrzę, ale wkrótce do ciebie dołączę. - odparło diablę tuląc do siebie półelfkę i całując jej policzek.
- W porządku. - uśmiechnęła się i ruszyła do ich pokoju gościnnego. Miała w głowie niezły mętlik, więc rozłożyła sobie na podłodze koc i usiadła ze skrzyżowanymi nogami, by uspokoić myśli. Dopiero, kiedy głowa zaczęła jej opadać ze zmęczenia, przeniosła się do łóżka, zrzucając po drodze i tak skąpą sukienkę, jaką znalazła w szafie - jedyną alternatywę dla upranych już i suszących się w oknie ubrań.
Przysypiała już, kiedy ciche skrzypnięcie drzwi powiedziało jej, że Tivaldi wrócił ze zwiedzania. Chwilę później poczuła jego promieniujące ciepłem ciało obok swojego i obejmujące ją zaborczo ramię. Ujął w dłoń jedną z jej miękkich krągłości i niemal natychmiast zapadł w sen, a ona zaraz za nim… ukołysana uspokajającym biciem diablęcego serca i jego spokojnym, miarowym oddechem.


Kiedy się obudziła, Tivaldi jeszcze spał. Lekko ucałowała jego czoło i wymknęła się z pokoju, po drodze zabierając łuk, miecz i kilka słodkich bułeczek na śniadanie. A potem ruszyła do ogrodu… nie zamierzała jednak zapuszczać się zbyt głęboko, by odurzający zapach kwiatów nie przyćmił jej rozsądku. Potrzebowała po prostu nieco więcej… przestrzeni, niż mogła znaleźć w komnatach. Przez chwilę rozważała przepłynięcie na plażę w komnacie z fragmentem oceanu, ale nie chciała bez potrzeby wkładać miecza do wody, o łuku nie wspominając… więc ostatecznie wybrała niewielką polankę na obrzeżach ogrodu. Najpierw oddała się krótkiej medytacji sprawdzając, czy zdoła w ogóle ćwiczyć w tym miejscu. Jeśli się skupi… wysiłek fizyczny powinien odciągnąć jej myśli od tych… niepotrzebnych teraz. Warto spróbować. Czuła już, że jej mięśnie zaczynają nieco sztywnieć, nie powinna robić aż tak długich przerw w treningu.
Po krókiej rozgrzewce posłała kilka serii strzałów w różne punkty polany - stary sęk, pąk kwiatu, samotny listek… po czym skinęła z aprobatą głową. Całkiem nieźle. A potem starannie zebrała strzały i rozpoczęła swój taniec z Arienem, światłem poranka.
I wtedy też zauważyła, że jest obserwowana… przez dwie pary zielonych oczu. Siostry ubrane w powłóczyste delikatne szaty usadowiły się wygodnie w dwóch przeciwnych punktach polany i obserwowały ruchy Faerith z wyraźnym zainteresowaniem i skupieniem. Czyniły to jednak w milczeniu, by jej nie przeszkadzać.
Półelfka zdawała się jednak nie zauważać ich obecności. Wiedziała przecież, że bliźniaczki szukają doznań i przemknęło jej przez myśl, że być może jeszcze nie widziały tańca z mieczem. Treningu, który jednocześnie był sztuką. Uśmiechnęła się lekko na myśl, że być może Mistrzyni nie pochwaliłaby jej ruchów. Były zbyt… zamaszyste. Zupełnie nie nadające się do walki, w której oszczędność była zaletą. Ale Faerith powoli wypracowywała swój własny styl ćwiczenia, nie mniej precyzyjny i wymagający, choć znacznie bardziej… malowniczy. Musiała też przyznać sama przed sobą, że dodała pewnej płynności ruchom ze względu na dwie obserwujące ją elfki… Niemniej było to możliwe tylko na początku tańca. W miarę, jak ruchy ciała i miecza, który stał się przedłużeniem jej ramienia, wprowadzały ją w trans i stawały się coraz szybsze, były też coraz oszczędniejsze. Aż wreszcie szybka, efektowna kombinacja kilku pchnięć i cięć zakończyła się wbiciem miecza w darń a sama wojowniczka przyklęknęła na jedno kolano, bokiem do obu elfek, w niemym ukłonie.
I rozległy się brawa… głośne i szczere brawa zachwytu. Bo też Faerith była świadoma, że obie siostry były w nią wpatrzone niczym w obrazek, gdy ćwiczyła walkę ze swym mieczem.
- To było.. - rzekła ta z prawej, a ta z lewej dokończyła. - ...niesamowite. Poruszasz się…
gdy były tak blisko siebie i tak podekscytowane, wchodziły sobie co chwila w słowo, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. - ...z taką gracją. Tylko… - ostatnie słowa rzekły chórem. - ...pozazdrościć talentu.
Uśmiechnęła się, nieco zakłopotana.
- Dziękuję. - powiedziała wreszcie, wstając i troskliwie przecierając miecz lnianą szmatką nasączoną odpowiednim specyfikiem, nim schowała go do pochwy - Cieszę się, że Wam się podobało. - rozwiązała rzemień trzymający jej włosy, by choć trochę zakryły rumieńce będące wyrazem zadowolenia, zakłopotania i włożonego w trening wysiłku zarazem. A potem założyła na stopy znalezione w pokoju gościnnym sandałki, dając sobie czas na uspokojenie niespokojnego bicia serca i usiłując zapomnieć o tym, w jakim miejscu właśnie się znajduje. Dopiero potem odwróciła się do elfek.
- To efekt treningu w klasztorze. - wyjaśniła - Może i githzerai zamykają się na świat, ale nie odtrącają świata, gdy do nich przyjdzie. A przynajmniej tej jego części, która prosi o pomoc. No i są niezaprzeczalnymi mistrzami sztuk walki.
- Wyglądałaś pięknie podczas tego treningu, zachwycająco. - rzekła z uśmiechem jednak elfka, a druga dodała. - I nawet nie wiesz, ile masz szczęścia. Możesz podróżować po świecie, zwiedzać różne krainy, przeżywać przygody.
- A Wy nie możecie? - zdziwiła się półelfka - Myślałam, że Czuciowcy to właśnie robią, podróżują i zbierają doznania.
- To prawda… my jednak jesteśmy… - westchnęła jedna, a druga dodała nieco melancholijnie. - ...specjalne. Urodziłyśmy się jako silne telepatki i psioniczki, acz… - pierwsza zaczęła tłumaczyć. - ...wszystko ma swoją cenę. Od narodzin byłyśmy bardzo słabego zdrowia, przez co nie mogłyśmy wyruszać na wyprawy jak Cervail. Nie zezwolono nam. Zamiast tego jesteśmy bibliotekarkami i strażniczkami magazynu wiedzy, jaką jest ta twierdza. Poznajemy świat poprzez doznania innych.
Faerith westchnęła cicho - Tak, słyszałam o tym, że moc potrafi wypaczyć ciało. W moim świecie to były tylko legendy, ale nie wątpię, że są prawdziwe. - uśmiechnęła się pokrzepiająco - Ale macie siebie nawzajem i miejsce, które nazywacie domem. Pełne doznań z pewnością tak niesamowitych, że o większości nawet mi się nie śniło.
- To prawda… - zachichotała jedna, a ten śmiech udzielił się drugiej. - Nie narzekamy. Acz każde kolejne doświadczenie powoduje wzrost apetytu. Ty pewnie też to czujesz… zwiedzając kolejne miejsca… - dokończyła pierwsza. - ...nabierasz ochoty, by odkryć następne.
- Na razie wystarcza mi podróżowanie do tych miejsc, które są mi już znane dzięki Tivaldiemu i Zee. - roześmiała się Faerith - Ale z pewnością los lub ciekawość pchnie mnie gdzieś dalej. Wciąż mam nadzieję na odnalezienie drogi do domu. - śmiech urwał się, a w głosie półelfki zagościł smutek - Chociaż i to się zmieniło. Na początku szukałam tylko drogi do domu. Została tam jedna bliska mi osoba i dla niej byłam gotowa porzucić cały Wieloświat. A teraz… teraz wciąż za nią tęsknię, ale nie chcę już wracać, by zostać. Chcę ją zabrać w podróż i pokazać te wszystkie wspaniałości, które sama już widziałam i te, których jeszcze nie dane mi było zobaczyć. Tylko boję się, że się na to nie zgodzi. Albo że będzie już... za późno, gdy odnajdę drogę.
Słysząc to wyznanie obie elfki się zasmuciły, a potem… rzuciły na Faerith. Obie przytuliły się do niej w geście pocieszenia, mówiąc smutno jednak przez drugą. - Moje biedactwo… jakaż to wielka… tragedia… tak bardzo chciałybyśmy ci… ulżyć w bólu.
Póki co jednak Faerith znalazła się w pułapce, otulona ich miękkimi sprężystymi ciałami, czując ich oddechy na szyi i dłonie na ciele. W swej nadmiernej wylewności siostry wydawały się nie zdawać sobie sprawy z kontekstu sytuacji i z tego, że przesadzają z okazywaniem uczuć. Z drugiej strony przebywały w tej twierdzy samotnie, odwiedzane jedynie przez innych Czuciowców i podróżników takich jak Harloc czy sama Faerith… nie bardzo znały się etykiecie.
- Nie… nie trzeba… - półelfka próbowała delikatnie wyślizgnąć się z objęć pocieszycielek, choć nie było to łatwe. Doskonale czuła, że ogród powoli zaczyna na nią działać. Westchnęła i spróbowała inaczej.
- Naprawdę… dziękuję Wam za troskę, ale... powinnam chociaż pobieżnie się opłukać… po ćwiczeniach... - wyjaśniła, przez chwilę odwzajemniając uścisk i usiłując nie skupiać się na dwóch parach miękkich krągłości ocierających się o jej ciało.
Te jednak łatwo nie dawały za wygraną, tuląc się do półelfki, tak samo podatne na wpływ ogrodu jak i ona.
- Moim zdaiem ładnie pachniesz… - mówiła jedna, a druga dodała. - Moim też… masz niezwykłe ciało, takie umięśnione… - przekazując pałeczkę pierwszej. - ...a takie gibkie. Pomóc ci z umyciem?
- Zwykle… radzę sobie… sama… - ani przewieszony przez ramię kołczan z łukiem ani oparty o pobliskie drzewo miecz nie mogły jej uchronić przed życzliwością gospodyń - Poza tym… Tivaldi z pewnością już się obudził i... - ostateczny argument, który brzmiał przecież tak błacho i słabo… zwłaszcza, że nie miała pomysłu na dokończenie tego zdania. Bo z pewnością zauważy brak broni i dojdzie do oczywistego wniosku, że poszła poćwiczyć.
Faerith poddała się w końcu i roześmiała, kręcąc do siebie głową - Nudzicie się tu, co?
- Ileż lat można zwiedzać jedną i tą samą twierdzę? - odparły chórem elfki przytulone do Faerith. Ich oddechy łaskotały szyję tropicielki. - Nic dziwnego, że tak lubimy gości.To co... wykąpiemy się?
- I tak musicie mnie puścić, bo tak iść się za bardzo nie da… - westchnęła półelfka - ...ile lat tu jesteście? - zapytała, gdy oplatające ją ramiona odsunęły się niechętnie i mogła wreszcie odetchnąć swobodniej, kiedy przerzucała przez ramię miecz i ruszała za swymi przewodniczkami do znanej już sadzawki w głębi ogrodu.
- Od 60 lat? Mniej więcej? - wyjaśniła jedna elfka chwytając za dłoń Faerith, podczas gdy druga pochywciła za drugą dłoń tropicielki. - Tak... mniej więcej wtedy przejęłyśmy ten zamek z rąk poprzedniczki.
- Och… - roześmiała się tropicielka - Siedzicie tu dłużej, niż ja chodzę po świecie. Wydaje się strasznie długo. - przyznała - Nie próbowałyście się przenieść do innej takiej twierdzy? Tak dla odmiany?
- Hmm.. to jest myśl? - oparła jedna elfka, ale druga zaprzeczyła ruchem głowy. - Tu jest nasz dom, nie mogłybyśmy zostawić go bez dozoru.
- Komunikujecie się przecież ze sobą. Nie może tu przyjechać ktoś inny, by zająć stanowisko bibliotekarza?
- Ale nie na odległość całych planów. Im jesteśmy dalej od siebie… - wyjaśniła jedna z sióstr, gdy już dotarły do jeziorka. Powoli rozpinały mosiężne sprzączki, trzymające ich powłóczyste szaty w całości. - ...tym nasza komunikacja słabnie. Czujemy się wtedy bardzo samotne.
- Nie mówię o tym, byście się rozdzielały. - Faerith odłożyła starannie broń i powoli zaczęła się rozbierać… choć niewiele było do zdjęcia - Tylko o tym, by jakiś inny Czuciowiec przyjechał tu, byście mogły pojechać do innej Twierdzy. Tak w ramach… zamiany może? - wyjaśniła.
- Może... Niewielu jednak jest Czuciowców, którzy muszą z jakiegoś powodu pozostawać dłużej w jednym miejscu. - wyjaśniła jedna z nich, pozwalając by materiał szaty spłynął po jej nagim ciele, podczas gdy druga z odsłoniętymi już piersiami, mocowała się z zapinką przy pasie, mówiąc. - Bycie Czuciowcem, to spędzanie większości czasu w podróży. Ciężko więc o zastępstwo… i niewiele miejsc ma stałą załogę tak, ja to. A jeśli mają to z konkretnego powodu.
Jej siostra podeszła i pomogła jej z zapięciem, dodając. - Zwykle tamci Czuciowcy też nie mogą opuścić swego lokum, jak choćby ci z podwodnej biblioteki.
- Dlaczego? - ciekawość przeważyła i pomogła okiełznać skrępowanie nagością… zarówno jej samej jak i elfek. Nie bardzo rozumiała, co stało na przeszkodzie, by bibliotekarki co kilkanaście czy kilkadziesiąt lat przenosiły się do innej twierdzy, zamieniając się z innymi bibliotekarzami.
- Biblioteka jest pod wodą… całkowicie. Jej opiekunowie mieszkają pod wodą i oddychają nią. My nie. - odparła elfka, uwalniając siostrę z okowów szat. - Oni źle czuli by się tutaj. My tam.
Obie elfki ruszyły za nagą Faerith śmiejąc się wesoło i radośnie. Niemal dwie nagie idealne kopie tego samego rudowłosego piękna.
Ten śmiech kusił i przyzywał… ale nie obejrzała się, od razu nurkując w chłodną, orzeźwiającą toń. I tak zamierzała tu przyjść, ale spodziewała się raczej, że dołączy do niej diablik, a nie te przerażające w swej idealności i gościnności cudne istoty. Na szczęście woda tłumiła zapachy i dźwięki, wyciszając i uspokajając. ”To tylko kąpiel” - pomyślała Faerith, nim wynurzyła się na powierzchnię, rozchlapując dookoła wodę skapującą z coraz dłuższych włosów. Nie obcinała ich od czasu, gdy jakimś cudem znalazła się w Sigil… a teraz oblepiały jej twarz i dekolt kręcącymi się od wilgoci pasmami.
Niemniej eflki nie dały zapomnieć o swej obecności opływając Faerith dookoła i czyniąc niemal zabawę z muskania jej ciała dłońmi, a to dotknęły palcami piersi, a to brzucha, a to pośladków. Zwinne dwa drapieżniki osaczające ofiarę. I niewątpliwie dobrze się bawiły, chichocząc za każdym razem gdy musnęły jej ciało.
Faerith nie mogła nie podjąć tej zabawy… wszak nareszcie spotkała godne siebie przeciwniczki… Ze śmiechem zaczęła się więc wymykać ich zwinnej i doskonale zsynchronizowanej pogoni, nurkując i rozpraszając je muskaniem raz jednej, raz drugiej elfki. Były bardzo blisko siebie, więc musiały odbierać te muśnięcia z jednakową intensywnością, co pozwalało tropicielce odrobinę je dezorientować. Zupełnie się przy tym rozluźniła, przypominając czasy, gdy jeszcze jako “elfka” pluskała się z przyjaciółkami w leśnym jeziorku nieopodal Qualinostu.
I to się nawet jej udawało, ale nagle jedna z sióstr złapała ją w pasie od tyłu tuląc na chwilę do siebie, a druga skorzystała z okazji i… przylgnęła do warg tropicielki w szybkim, acz namiętnym pocałunku. Potem… obie uciekły w kierunku brzegu, śmiejąc się wesoło i pozostawiając zaskoczoną Faerith na środku jeziorka. Oddychała szybko, a na jej twarz wypełzał powoli lekki rumieniec. To była przemyślana pułapka, co do tego nie miała wątpliwości. Podejrzewała też, że jednej z sióstr podobała się bardziej, niż drugiej. Tylko nie wiedziała, której. Były przecież identyczne. A do tego samotne i znudzone. Nic dziwnego, że zachowywały się właśnie w ten sposób. Niestety… mimo nadziei półelfki, jej towarzyszki nie wyszły na brzeg by się ubrać, a jedynie po to by odpocząć… a ona też nie mogła pływać w sadzawce nie wiadomo jak długo… musiała w końcu wyjść.
Starając się, by zachowywać się naturalnie, podeszła do porzuconego stroju i wysupłała z niego rzemień, którym w kilku ruchach związała mokre włosy. A potem sięgnęła po sukienkę, z zamiarem założenia jej na mokrą jeszcze skórę, nie przejmując się zupełnie wodą ściekającą po plecach.
- Nie poczekasz, aż obeschniesz? - siostry przyglądały się jej zachowaniu z lekkim zdziwieniem, ale nie przeszkadzały jej. - Nie lepiej pozwolić wpierw ciału obeschnąć?
- W klimacie tego ogrodu spodziewałabym się raczej, że zrobię się jeszcze bardziej mokra, niż że wyschnę. - początkowe rozbawienie szybko przerodziło się w zakłopotanie - W powietrzu jest strasznie dużo wilgoci. - wyjaśniła niezręcznie, szybko zawiązując rzemyki sukienki utrzymujące zwiewny materiał na ramionach i rezygnując z przewiązania jej w talii. Luźny strój pozwoli jej ciału szybciej wyschnąć.
- Możemy zrobić… tu cieplutko, byś wyschła… - nagle obie elfki zamarły, jakby czegoś nasłuchując. Zdziwiona Faerith po chwili również wsłuchała się w otoczenie. Obie spojrzały po sobie nerwowo i wstały, szybko się zabierając do ubierania. Faerith nie wiedziała co je tak zdenerwowało, bo sama nie usłyszała niczego.
- Co się stało? - zapytała, zupełnie zdezorientowana.
- Jesteśmy atako… - rzekła jedna i nagle zamilkła, a jej siostra z uśmiechem dodała. - To nic takiego, nie musisz się martwić. Ta twierdza wie, jak się bronić przed nieproszonymi gośćmi.
- Więc dlaczego tak się zerwałyście? - nie ustępowała Faerith - Sylfi? - tropicielka uznała, że ta z sióstr jest bardziej gadatliwa i może zdecyduje się odpowiedzieć skoro zwrócono się do niej bezpośrednio.
- Nie bój się. Obronimy was. Odpocznij. - odparła szybko Sylfi, podczas gdy jej siostra już gdzieś ruszała.
- Jestem wojowniczką i nie dam się zamknąć w komnacie jeśli trwa walka. - półelfka błyskawicznie zawiązała na stopach sandały i przypięła miecz do pleców, a potem zarzuciła na ramię kołczan - Stanęłam na drodze Marszu Modronów i naprzeciw śnieżnych wilków… i wciąż żyję. Chcę chociaż zobaczyć, co takiego atakuje tę twierdzę i nawet nie myślcie, że dam się zostawić z tyłu. - zakończyła buntowniczo.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline