Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2014, 21:34   #180
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Rozdział Drugi. Dolina Lodowego Wichru. 11 Tarsakh (Śródzimie), 1358 DR, Roku Cieni


Dolina Lodowego Wichru

11 Tarsakh

Ybnijczycy ruszyli w drogę, powoli pnąc się pod górę. Wybrany szlak nie był trudny ani zbyt stromy; miejscami zawijał, lecz dzięki mapie i wskazówkom Karla (które, póki co, pokrywały się z trasą do źródeł) wędrówka szła całkiem sprawnie. Zbity śnieg skrzypiał pod nogami, konie parskały cicho, tupiąc owiniętymi w kawałki szmat nogami. Zawinięty w koc Fereng posapywał cicho w rytm kroków wierzchowca, natomiast Wredota uznała, że naprawione futro Shando to świetny grzejnik i nie dawała się przegonić - koniec końców jechała więc na mule wraz z Marą. Dziewczynka obawiała się, że poranny “wypadek” może jej się przytrafić ponownie; na szczęście nic takiego się nie stało. Nikt również nie zauważył dziwnego, martwego kręgu… no, może po wyjściu ze skalnej wnęki Kostrzewa dziwnym wzrokiem zlustrowała otoczenie, ale nie skomentowała, więc musiało się Marze wydawać.

Po kilku godzinach jazdy (jedynie głód wyznaczał wędrowcom orientacyjną porę dnia) i krótkim popasie (gdzie Var uważnie wydzielił wierzchowcom kurczącą się paszę) droga stopniowo zaczęła być coraz bardziej kręta, stroma i zdradliwa. Ścieżki rozdzielały się by złączyć ponownie lub zakończyć ślepo, a wszystkie były podobne do siebie nawzajem. Pod śniegiem kryły się luźne kamienie i szczeliny, w których pechowy zwierzak lub wędrowiec mógł złamać nogę lub gorzej - granitowe skały były ostre niczym sztylety. Raz czy drugi ybnijczyków przeraził potężny huk, niczym grzmot lub skalne tąpnięcie. Var wyjaśniał, że najpewniej gdzieś zerwał się jakiś śnieżny nawis - ale czy na prawdę było to uspokajające? Kąśliwa uwaga Shando o lawinach nabrała nagle całkiem realnych kształtów. W dodatku mgła oblepiała twarze, zamarzając w bolesną maskę, od której pękała skóra, mimo że - za radą druidki - wszyscy posmarowali twarze gęsim tłuszczem z zapasów Burra. Kostrzewa z niepokojem spoglądała w niebo; taka aura zwiastowała zmianę pogody, najpewniej na gorszą, a póki co nie minęli nawet jednej jaskini, w której można było by się schować. Nawet jesli gdzieś były to najpewniej zasypane śniegiem.

Niedługo potem, ku zdumieniu wszystkich, spomiędzy chmur wytchnęło słońce, rozrzedzając nieco mgłę i ukazując piękny krajobraz wokoło.



Podczas gdy część grupy podziwiała widoki Shando zajął się studiowaniem mapy. Póki co użyli Kija Podróżnika dopiero raz, ale im dalej szli tym bardziej trudniejsza okazywała się droga. Wytyczony magią szlak do tajemniczego Źródła był tylko orientacyjny… mocno orientacyjny; wskazówki Skiraty odnośnie pola bitwy były o wiele bardziej precyzyjne. Musieli zdać się na wyczucie i magię - a co zrobią kiedy moc Kija się wyczerpie? Rozmyślania przerwał mu okrzyk Tibora; kilkadziesiąt kroków dalej chłopak dostrzegł dużą rozpadlinę. Dało się ją ominąć; w oddali majaczyło coś, co wyglądało na całkiem wygodny szlak. Mogli się również wrócić i obejść wąwóz bokiem - tak czy siak kierunek utrzymaliby podobny.

 
Sayane jest offline