Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2014, 23:03   #30
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
15 Tarsakh 1373


Getto Rzemieślników zwykle było pełne drowów, duergarów i ludzi. W końcu handlowano tutaj magią na każdą kieszeń… no może poza tymi najbardziej pustawymi.


Niemniej tym razem, tłumy były liczniejsze i gwar głośniejszy. Dzielnica Godeep pękała w szwach od gości z innych dzielnic. Darmowa wyżerka i darmowe rozrywki przyciągały wszelakiej maści darmozjadów. I to zarówno tych najbiedniejszych. Jak i tych najbogatszych. Erelhei-Cinlu się bawiło głośno i radośnie. I jedynie strażnicy oraz kieszonkowcy pracowali w tym tłumie. Ci pierwsi pilnowali by zabawy i burdy nie zmieniły się w zamieszki, ci drudzy by drowy przybyłe do dzielnicy i ludzcy goście dobrowolnie choć nieświadomie wpłacili datki na rozwój "przedsiębiorczości" w Getcie.

Tulsis Ecchtaris Orb’vlos


Miasto żyło, miasto pulsowało energią. Dziesiątki drowów, setki niewolników, duergarzy, wolni ludzie… Miasto Erelhei-Cinlu było inne niż być powinno.
Było większe i liczniejsze niż się Tulsis spodziewała, a choć mury samego miasta były poważnie naruszone, to znajdujących się w nim kilka twierdz było w znacznie lepszym stanie. Im dłużej Tulsis z Brearhisem wędrowała uliczkami, tym większe zwątpienie ją ogarniało.
Orb’vlos wydawało się zbyt słabe, zbyt nieliczne przy potędze miasta. No i gdzie ta dekadencka herezja pleniąca się na ulicach? Gdzie kulty fałszywych bogów z otchłani i czeluści piekielnych?
Gdzie…?
Jak dotąd mijała jedynie kapliczki poświęcone Lolth. Co gorsza… po jakimś czasie natknęli się na patrol w czarnych zbrojach z symbolami Selvetarma. Jedynym odstępstwem od dogmatów była ogrodzona murem mała dzielnica pełne łysych i wytatuowanych ludzi. Odraza w oczach Tulsis, ale nic szokującego. Wszak drowy zajmowały się też handlem. Toteż łyse szare krasnoludy znała z rodzinnego miasta.
Erelhei-Cinlu… ich zdobycz wydawała się coraz bardziej odległa, teraz gdy już ją znaleźli. Drowka, choć fanatyczna jak każda kapłanka, była na tyle doświadczoną taktyczką, by dostrzec znaczną różnicę siły. Niekorzystną dla jej ziomków.

W swych wędrówkach po mieście dotarła do dzielnicy, która wydawała się świętować jakieś ważne wydarzenie. Jednak Tulsis nie potrafiła skojarzyć cóż to za rocznica. Na pewno nie religijna. Na ulicach pełno było opłaconych grajków, połykaczy ognia, rozdawano posiłki i wino. Fanaberia godna słabych… i bogatych. Niewątpliwie Erelhei-Cinlu było godną i wielką zdobyczą, ale przechadzając się wśród wesołego tłumu plebejuszy Tulsis rozumiała coraz bardziej iż nie będzie też łatwą zdobyczą. I że siłą Orb’vlos tego miasta nie przejmie.


Xullmur’ss


Takiej imprezy nie urządzał żaden inny Dom. Na taką ekstrawagancję nie każdy Dom było stać. Dlatego choćby z tego powodu warto było ją zobaczyć. Mało bowiem który Dom interesował się bardziej plebejuszami. A do takich Xullmur’ss właśnie się zaliczał. Wędrował więc pomiędzy straganami z darmową żywnością i winem. Przyglądał się występom bardów, grajków i artystów wszelakiej maści… które to Godeep opłaciło z własnej kiesy.
Niskich lotów masowa rozrywka, acz… podbijała serca plebejuszy żyjących w cieniu szlacheckich. Godeep mogło uzyskać z tego niespodziewane profity.
Kto wie… może taki był ich prawdziwy cel?
Na razie Xullmur’ss przyglądał się i oceniał sytuację wykorzystując fakt swojej anonimowości.
Tyle że popełnił błąd… zapomniał, że nie jest anonimowy. Że ma wrogów w Getcie rzemieślników. A oni najwyraźniej o nim nie zapomnieli.
Nagły ból w boku, promieniujący i paraliżujący niemal.. mieszający w głowie i języku. Strzała… w jego boku tkwiła strzała. W dodatku… zatruta strzała!
Xullmur’ss zobaczył jak plebejusze odbiegają od niego, jak od każdej ofiary napaści. Typowe zachowanie. Nie dostrzegł jednak wśród nich atakującego go łucznika.
Aż nagle...



Przyczajony przy grupce chowających się plebejuszy, naciągnął łuk strzelił i… w mieszał się w tłum uciekających. Tym razem chybił. Ale Xullmur’ss wiedział, że powróci. Zaatakuje ponownie z zaskoczenia i pozwoli toksynie zrobić swoje.

Severine Tormtor


Icehammer...

[MEDIA]http://fc09.deviantart.net/fs25/i/2008/094/a/f/Underground_Lake_City_by_jonchan.jpg[/MEDIA]

Nie spodziewała się, że ponownie przyjdzie jej odwiedzić to miasto. Myślała, że ten akurat kawałek przeszłości ma już za sobą. Myślała, że wygnanie jest już tylko gorzkim wspomnieniem. Myliła się… Znów wróciła w te strony.
Icehammer nic się nie zmieniło od jej wyjazdu. Nadal ponurą mieściną, pełną równie ponurych i podejrzliwych łysych krasnoludów. Tu nie toczyły się rozmowy w karczmach inne, niż dotyczące interesów. Słowo “rozrywka” nie istniało. A “śmiech” był obelgą. Miasto było ciche, choć dorównywało wielkościom dwóch dzielnicom Erelhei-Cinlu. Cisza była wręcz grobowa. Nic więc dziwnego, że nuda była najczęstszym powodem zgonów w ambasadzie, nuda i beznadzieja.
Trochę to trwało, ale Severine w końcu tu dotarła. Pora było uruchomić stare kontakty, spotkać się ze starymi znajomymi i załatwić sprawę. Im szybciej tym lepiej.


16-20 Tarsakh 1373; Erelhei-Cinlu

16 Tarsakh 1373

Han'kah Tormtor


- Ktoś nas nie lubi w Erelhei-Cinlu.- Bal’lsir nie był w humorze. I Han’kah to nie dziwiło. Już prawie wynegocjował sensowne ceny za kilka pospolitych na powierzchni, ale rzadkich w Podmroku zwierząt, gdy nagle ceny poszły w górę i cała transakcja poszła w diabły.
Bal’lsir zmarnował wiele czasu i wiele wysiłku, by sprowadzić te bestie i nic… Było to dla niego szczególnie frustrujące, że musiał te sprawy negocjować osobiście z kupcami i Łysymi pośrednikami. Czego w zasadzie nie cierpiał. Szarkai nie żywił ciepłych uczuć do ludzkich magów, choć nie był im wrogi. Niemniej nie przepadał za zabawą w dyplomację. I nie przepadał za marnowaniem czasu.
Dlatego Han’kah nie dziwiła jego zacięta mina, gdy wkroczył gniewny do jej gabinetu i wyłuszczył jej powody swej tłumionej furii.
-To nie jest kwestia konkurencji w interesach. To sabotaż. Ktoś z wpływami wśród Thay sabotuje nasze wysiłki związane z Areną. Tylko tak można wyłumaczyć niebotyczną podwyżkę ceny tuż przed zakończeniem negocjacji.- odparł siadając przed Han’kah i spoglądając ponuro w kierunku wojowniczki.- Przyznaj się Han’kah… kto chce ci zaszkodzić i ma wpływy wśród Thay?

Maerinidia Godeep


Do jej komnat dostarczono dużą i ciężką księgę. Pełną rachunków opiewających na sporą sumę. Delikatna sugestia, by nie szykować tak dużego przyjęcia w najbliższej przyszłości. Dam Godeep może i był bogaty, ale nawet jego skarbce miały swoje dno. Niemniej przyjęcia można było uznać za bardzo udane, zwłaszcza towarzysko. Bardzo… udane.
Poranek był dla Maerinidii przyjemny, kolejne dzwony upływały na sprawach związanych z budową budynku daleko poza murami twierdzy. Była to kooperacja pomiędzy Domem Godeep, Domem panującym Shi’quos oraz Domem Xaniqos. Z ramienia Godeep w teorii powinien ją nadzorować Ilivantar, ale po pierwsze miał wiele do roboty i bez tych obowiązków. A po drugie… nie czuł się dobrze w roli negocjatora kwestii technicznych.
Więc to zadanie przypadło Mae. Niestety musiała wpierw wysłać listy z przeprosinami, bo nagłe wieści zmusiły ją do spotkania z jej jednookim przyjacielem. Ale gdy tylko uporała się z tą sprawą, wreszcie mogła udać się do sali konferencyjnej w twierdzy Shi’quos by omówić sprawy techniczne i magiczne zabezpieczenia owego budynku na mythal psioniczny. Towarzystwo to było dość liczne, acz nieznane szerzej Maerinidii. Z mistrzów katedr był tylko Urlum który nie przepadał za Maerinidią. Był jeden drow od Ghand’olina… mistrz glifów jak go nieformalnie nazywano. Od Xaniqos zaś postawny mnich będący opatem klasztoru i osobista uczennica Isar’aera Maydiira. Oczywiście Mae nie przybyła na te obrady sama, niemniej nie tryskała entuzjazmemm. Wszak miało być o architekturze, kosztach budowy, ekonomii… Samych tych nudnych rzeczach. Ale kto powiedział, że życie Naczelnej Czarodziejki składa się z samych przyjemności. Poza tym… poznanie bliżej mnicha z tajemniczego klasztoru, było łyżeczką miodu, mogącą osłodzić te nudne obrady.

17 Tarsakh 1373

Lesen Vae


Thayanin zabił oficera armii, sprawa prosta i dość łatwa do rozwiązania… Akta które trafiły na biurko Lesena dość dokładnie opisywały wydarzenie. Kupiec z Thay i porucznik armii Vae rozmawiali ze sobą w sprawie jakiegoś zakupu. Kupiec oferował jakiś rzadki magiczny przedmiot po okazyjnej cenie. Oficer był bardzo zaintrygowany ofertą. Poszli na piętro gospody obgadać szczegóły. Kupiec zszedł po kilku minutach i opuścił przybytek. Drowa znaleziono martwego z poderżniętym gardłem.
Cóż… na szczęście to nie Lesen musiał wstydzić za tą ofermę. Niemniej trzeba będzie posłać list z żądaniem wydania przez enklawę owego mordercy, żeby kapłanki Lolth mogły wywrzeć zemstę na owym nieszczęśniku.
Enklawa nie powinna robić, w końcu to zwykły kupiec… a nie jeden z tych ich łysych czarowników. Sprawa więc wydawała się prosta i zwyczajna.
Do czasu aż Sereska wezwała go do siebie.

- Farnas zwany też Mistrzem Handlu zamordował mojego oficera.- rzekła tuż po wymianie uprzejmości siedząc na tronie w głównej sali. Lesen potwierdził jej słowa skinieniem głowy dziwiąc się że taki drobiazg dotarł do uszu Sereski. I tym bardziej że się nim zainteresowała.
- Po cóż kupiec i to znamienity ponoć… Kupiec bogaty miałby mordować jednego z ambitnych żołnierzy i fanatycznych czcicieli Lolth?- zapytała się retorycznie Matrona, a Lesen wspomniał o tym, że pewnie wszystko mógłby wyznać na torturach.
- Może tak… może nie… ta sprawa mnie niepokoi. Wydaje się pozbawiona sensu Lesenie. Chcę byś jej ten sens nadał. Bywałeś na powierzchni. Pewnie słyszałeś o tych dziwacznych zebraniach, na któych debatuje się o winie i niewinności, prawda? - splotła dłonie razem i dodała.- Równie dobrze możemy się w to pobawić. Zorganizuj taki proces Lesenie. Odkryj prawdę… jestem bardzo ciekawa tej historii.

Khalas Madas-Thul


- Musisz mi pomóc!- Farnas wtargnął do biura Khalasa wyraźnie zdenerwowany. - Ktoś mnie tu próbuje zabić! Posłyszałem plotki na mieście, że drowy szukają mnie. Ponoć zabiłem im jakiegoś żołnierza czy też oficera!
Kupiec chodził po gabinecie maga tam i z powrotem.- Na szczęście nie mogą tak po prostu wtargnąć do enklawy i mnie pojmać, prawda?
Prawda… W zasadzie niby nie mogły, gdyby drowy przestrzegały jakichkolwiek praw. Ba, nie szanowały nawet własnych. Zresztą Khalas domyślał się, że Ming nie będzie wywoływał zatargów z Matronami z powodu jakiegoś kupca. Niewątpliwie poświęciłby nawet czerwonego czarnoksiężnika w takiej sytuacji.
-Musisz mi pomóc. Muszę…- Farnas zdawał sobie sprawę z sytuacji.- Muszę… uciec! Tak! Muszę uciec z Erelhei-Cinlu. Pomożesz mi w tym, prawda?
Pomoże? Khalas wiedział, że to ryzykowne. Niemniej teoretycznie byłoby możliwe, tylko… skąd drowy już wiedzą, że Farnas zabił ? Głupie pytanie… Bo to upozorowały. Albo drowy, albo konkurencja Farnasa.
No bo przecież on nie byłby tak głupi, by mordować drowa ze szlacheckiego Domu. Tylko czy warto dla Farnasa nadstawiać karku? I jeśli tak, to gdzie szukać pomocy?

20 Tarsakh 1373

Amon Sallazzar


Zaszczyt go kopnął. Bo jak inaczej można to nazwać?
Przed nim leżała stara mapa tuneli, nieco uszkodzona na brzegach lecz niewątpliwie dość stara i wykonana przez drowów. Ktoś przetłumaczył w miarę poprawnie napisy i dopiski na niej.
Leżała na jego biurku wraz z listem. Uprzejmym, acz ociekającym ukrytymi przytykami i sugestiami.
Listem od Haraghima Raela. Zgodnie z informacjami zawartymi w liście, zaznaczony ciąg tuneli prowadził do miejsca wypełnionego negatywną energią… pochodzącą prawdopodobnie z portalu w jednej z pobliskich jaskiń. To jednak nie było pewne… Mapa była dość uszkodzona i brakowało jej fragmentu. Niemniej była to poszlaka którą należało sprawdzić. I z racji natury zagrożenia sprawdzić to miał właśnie Amon i jego podwładni.
Co prawda, była to prośba, ale jedynie z pozoru… Był to rozkaz ukryty pod pozorami uprzejmości.
Rozkaz któremu Amon miał się podporządkować i samodzielnie przygotować, a być może i poprowadzić wyprawę.
Rozkaz… który mógł być pułapką.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline