Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2014, 09:11   #1
Ereb
 
Ereb's Avatar
 
Reputacja: 1 Ereb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodze
AD&D - Al-Qadim - 1001 przygód


TŁO MUZYCZNE

Początek drogi
W życiu każdego człowieka przychodzi taki czas, gdy musi stanąć on twarzą w twarz ze swoim Przeznaczeniem i wziąć się z nim za bary. To niezwykle ważny moment, gdyż często decyduje o dalszym życiu i losie człowieka. Nie każdy bowiem potrafi wyjść na przeciw potężnemu Przeznaczeniu i podjąć z nim ryzykowną grę. Wielu woli chować się w cieniu i żyć niczym mysz pod miotłą, byle spokojnie inie rzucać się nikomu w oczy.
Takich właśnie ludzi spotkał szejk Abdul il-Salun al-Makharii, przywódca klanu Lisów Pustyni. Obozował on wraz ze swoim klanem i najbliższą rodzina w oazie Al-Muruk, gdy zwiadowcy zauważyli grupę wędrowców zbliżających się w ich kierunku. Szejk al-Makharii był niezwykle ostrożny, gdyż przewoził pewną tajną przesyłkę do swego przyjaciela mieszkającego w Muluk, mieście królów. Wiedział, że jego wrogowie mogą chcieć go zaatakować w takim momencie i upokorzyć. Dlatego też wędrowcy zostali otoczeni przez wojowników szejka i doprowadzeni przed jego obliczę.
Bogowie jednak sprzyjali szejkowi i wędrowcy okazali się zupełnie przypadkowymi ludźmi. Al-Makharii jako człowiek oświecony i bogobojny, ugościł należycie wędrowców tym, co miał najlepsze. Nie były to może małmazje i marcepany z sułtańskiego stołu, ale na pustyni nawet zwykła pieczona baranina smakuje wybornie.
Szejk Al-Makharii znany był z tego, że jest człowiekiem niezwykle przyjacielskim i rozmowny. Dlatego też z przyjemnością wysłuchał historii wędrowców i ich losów. Okazało się, że spotkali się oni całkiem nie dawno i to zupełnie przypadkowo.
- Nie ma w tym nic przypadkowego, moi przyjaciele - odparł na te słowa szejk - To przeznaczenie was połączyło i przeznaczenie postawiło was na mojej drodze. Bądźcie więc tak łaskawi i towarzyszcie mi w dalszej drodze do Muluk. Wyświadczycie mi wielką przysługę, gdyż przed nami jeszcze długa i niebezpieczna droga, a dodatkowa para oczu i silne ramię zawsze się przyda. Muszę dostarczyć pewną przesyłkę do mego przyjaciela w Muluk, ale wszędzie czają się źli i podli ludzie, którzy zrobią wszystko żeby mi przeszkodzić.

Nie mając innego pilnego celu, grupa wędrowców przystała na propozycję szejka. Człowiek honoru nie odmawia przecież potrzebującym, tym bardziej gdy potrzebującym jest szejk znanego klanu nomadów.

Tym sposobem los połączył grupę wędrowców i szejka Abdula il-Saluna al-Makhariego. Przyszłość miała pokazać, jak mocno Przeznaczenie połączyło nici ich życia.

Przez długie dwa tygodnie karawana klanu Lisów Pustyni wędrowała przez piaszczyste wydmy i rozległe kamieniste wadi. W tym czasie grupa przypadkowych zdawać by się mogło wędrowców zżyła się z członkami klanu i wielce zaprzyjaźniła z ich przywódcą. Kilkakrotnie stawali oni ramię w ramię z wojownikami Lisów Pustyni w obronie ich karawany. Gdyż zgodnie z przewidywaniami szejka, jego wrogowie przygotowali na niego kilka zasadzek.
Dzięki opatrzności bogów z każdej z nich al-Makharii wychodził bezpiecznie i zwycięsko. Krew jego wrogów wsiąkała w piach, a ich głowy stały się pożywką dla sępów i hien.

Gdy karawana była zaledwie dzień drogi od Muluk, szejk otrzymał wiadomość, która wprawiła go w niewypowiedzianą rozpacz. Przez wiele godzin siedział on w samotnie w namiocie i wrzeszczał, co kilka chwil niczym wilk do księżyca. Powodem rozpaczy szejka była wiadomość o śmierci jego ukochanej córki Aidy, która zaledwie dwa miesiące temu wyszła za mąż.
Wieczorem, gdy łzy szejka trochę oschły poprosił on na rozmowę swoich nowych przyjaciół.
- Potężny cios zadał mi los - zaczął szejk - Moje serce krwawi i rana te zapewne nigdy się nie zasklepi. Bogowie zabrali moją Aidę, a dopiero co świętowaliśmy jej wesele. Okrutny i niesprawiedliwy bywa los. Coś mi jednak mówi, drodzy przyjaciele, że to nie jest do końca czysta sprawa. Muszę wracać i przygotować pogrzeb mojej córki oraz zbadać przyczyny jej śmierci. To przykre, że musimy rozstawać się w takich okolicznościach. Jak jednak mówiłem, gdy rozmawialiśmy pierwszy raz, w naszym spotkaniu nie było nic przypadkowego. Teraz, gdy los nas połączył, a w daliście mi dowody lojalności i uczciwości wiem, że mogę prosić was o pomoc. Gdyby nie to musiałbym odesłać do wykonania tego zadania, któregoś z moich krewnych, a wszyscy oni chcą uczestniczyć w pogrzebie Aidy. Dlatego też proszę was, abście nie odmawiali mi pomocy. Niewielki to będzie dla was wysiłek, a dla mnie niezwykła pomoc. Chciałbym was prosić, abyście dokończyli nasz misję i dostarczyli przesyłkę, o której mówiłem.
Przy tych słowach szejk sięgnął po niewielkie mahoniowe pudełko, które leżało u jego stóp.
- To pudełko ma trafić do rąk mego przyjaciela Hasana bin Nassura. Zajmuje się on handlem suknem i jedwabiem. Ma duży kram w samym centrum bazaru w Muluk. Dam wam także list polecający, aby Hasan wiedział kim jesteście. Mam nadzieję, że nie odmówicie mi pomocy? - zapytał na koniec szejk al-Makharii.

Grupa wędrowców, jako ludzie honoru oczywiście nie odmówili pomocy. Szejk wyposażył ich na drogę w dwie pary wielbłądów, list polecający oraz sakiewkę denarów będącą skromny dowodem jego wdzięczności.

Kręte drogi przeznaczenia
Fatum to potężna siła. I nie tylko ludzie muszą się z nią liczyć i zmagać. Nawet bogowie szanują wyroki Przeznaczenia i podlegają jego władzy.
Podróżując z karawaną plemienia Lisów Pustyni członkowie drużyny, wysłuchali już nie jednej, snutej przy ognisku opowieści o roli Przeznaczenia.
Żaden z nich jednak nie przypuszczał, że sami wkrótce będą bohaterami jednej z nich.

Miało to miejsce późną nocą. Zaledwie kilka dni wcześniej karawana szejka al-Makhariego odparła atak, żądnych krwi i łupów Stalowych Węży, niewielkiego rodu który od lat pała nienawiścią do Lisów Pustyni.
Do Muluk było jeszcze wiele dni drogi. Dlatego też szejk zarządził, aby podwoić nocne straże.
Gdy więc w oddali od obozu, pełniący wartę usłyszeli odgłosy walki byli zwarci i gotowi. Teoretycznie obóz był bezpieczny, gdyż został ukryty w szerokim gassi, które wiło się pomiędzy wysokimi wydmami. Zaalarmowany szejk nakazał jednak zorganizowanie zwiadu i ewentualną pomoc, gdyby okazało się, że Stalowe Węże dręczą swoją przemocą inną karawanę.

Wśród tych, którzy wyjechali z obozu był także Akbar. Gdy zwiad wyjechał na wydmę, aby mieć lepszy widok na okolicę ich oczom ukazała się przerażająca scena. Dziesięciu uzbrojonych po zęby askarów otaczało właśnie trójkę podróżnych. Wojownicy byli zamaskowani i wyglądali nader podejrzanie i dowódca zwiadu nie wahał się, aby wydać rozkaz do ataku. Akbar miał jednak swoje powody, aby wyrwać się przed szereg i pognać w kierunku walczących. Wśród otoczonej trójki zauważył bowiem swoją żonę Dżamilę.
Mijały dokładnie cztery tygodnie od kiedy widział ją po raz ostatni. Rozstali się jak niemal zawsze w kłótni. Poszło o głupotę, tak przynajmniej uważał Akbar. On tylko zbyt długo zawiesił spojrzenie na ponętnej tancerce, która wirowała w głównej sali seraju, gdzie odpoczywała ich grupa. To wystarczyło, aby rozpalić zazdrość i wściekłość Dżamili. Nie pomogły żadne tłumaczenia i dumna kobieta pognała hen przed siebie.

Teraz najwyraźniej miała poważne kłopoty i Akbar mimo zadry w sercu i poczucia krzywdy, nie wahał się ani chwili, aby ruszyć ukochanej na ratunek.

Walka była krótka, gdyż zaskoczeni askarowie nie mieli okazji, aby przygotować się do odparcia szarży Lisów Pustyni. Żaden z nich nie przeżył, gdyż ludzie szejka byli bezlitośnie skuteczni. Dla ocalałej trójki był to dobry znak, gdyż mogli bez przeszkód forsować swoją wersję wydarzeń i nikt nie mógł je już podważyć.

Jak się okazało Janos i Aria byli przybyszami z dalekich stron, którzy do Zakhary przybyli zaledwie kilka tygodni temu. Dżamila spotkała ich w zajeździe w niedaleko Simbayi, miasteczka leżącego na szlaku pomiędzy Umarą, a Muluk. Rozmowa toczyła się od słowa do słowa i już po jakimś czasie Dżamila opowiedziała przybyszom o swoich kłopotach. W wyniku kradzieży, kobieta straciła cenna przesyłkę. Skradli ją ludzie, Meleka Jednookiego, maga, którego wielu podejrzewało o władanie magią rozkładu oraz konszachty z bandami rabusiów. Musiała odzyskać księgę, ale sama nie była w stanie tego zrobić.
Janos i Aria zaoferowali się pomóc kobiecie i tak Przeznaczenie splotło ich drogi życiowe. Próba odzyskania księgi, jednak nie powiodła się. Siedziba Meleka była zbyt dobrze strzeżona, a na domiar złego cała trójka została złapana i oskarżona o kradzież. W wyniku czego wszyscy wylądowali w lochu.
Bogowie na szczęście nie odwrócili się całkiem od Dżamili i jej nowych przyjaciół. Szansa ucieczki nadarzyła się szybciej niz ktokolwiek mógł przypuszczać.
Ucieczka choć udana sprawiła, że cała trójka była ścigana zarówno przez mameluków z Simbayi, jak i ludzi Meleka. I gdy wydawało się, że Dżamila, Janos i Aria zostaną schwytani lub zabici nadjechali ludzie szejka i uratowali ich.

Uradowana Dżamila zapomniała o urazie do swego męża i z czułością zawisła mu na szyi. Podziękowała także samemu szejkowi i zaoferowała mu swoja służbę w podzięce za ocalenie.
Al-Makhari przyjął jej ofertę i tak Dżamila, Janos i Aria dołączyli do karawany Lisów Pustyni.

Honorowa obietnica
Zaufanie, rzecz niezwykle cenna i krucha. To dzięki niemu istnieją przyjaźnie, małżeństwa, rodziny i handel. Bez niego świat, a w nim człowiek skazany byłby na zgubę i zniszczenie, to zaufanie bowiem stanowi podstawę wszelkich relacji.

Jaki wielkie musiały być zasługi niewielkiej grupy podróżników, że szejk Lisów Pustyni, czcigodny Abdul il-Salun al-Makharii obdarzył ich swoim zaufaniem. A sprawa którą im powierzył, nie należała do byle jakich. Przywódca klanu powierzył bowiem grupie niezwykle cenna przesyłkę. Przesyłkę, którą wraz ze swoim klanem przez kilka tygodni przewoził przez pustynię, aby dotrzeć do Muluk.
Wieść o pogrzebie córki okazała się ważniejsza niż wcześniejsze zobowiązania. Al-Makharii jako człowiek honorowy zamierzał jednak wywiązać się podjętej umowy mimo niesprzyjających okoliczności. I choć osobiście nie mógł sprawy doprowadzić do końca, to powierzył ją ludziom honoru, którzy okazali mu szacunek, pomogli w potrzebie, a tym samym zasłużyli na jego zaufanie.

Niemal purpurowy okrąg słońca chował się powoli za wydmami. Karawana Lisów Pustyni wracała ku swoim rodzimym terenem i choć byli już zaledwie ledwo widocznymi punkcikami na tle ciemniejącego nieba, to nadal bił od nich niewypowiedziany wręcz smutek.
Wiadomość o śmierci Aidy wstrząsnęła całym klanem. Nie tylko szejk podejrzewał bowiem, że jej odejść niewiele miało wspólnego z wolą bogów i Przeznaczeniem. Jak mawiało stare przysłowie “ktoś ją pchnął w objęcia śmierci”

Gdy klan Lisów Pustyni zniknął już zupełnie, grupa podróżników ruszyła w kierunku bram miasta. Bielone muru Muluk, miasta królów, teraz o zachodzie słońca przybrały różowe odcienie przez co przywodziły na myśl cukrowe bezy serwowane na stole Wielkiego Kalifa. Finezyjne zdobienia budynków, świadczące o kunszcie architektów i budowniczych, wysokie wieże minaretów, które niemal sięgały nieba i pałacowe blanki zdobione w złoto i szlachetne kamienie sprawiały, że miasto z tej perspektywy wyglądało niczym dzieło rozmarzonego cukiernika.
Rzeczywistość Muluk jednak daleka było od ociekających lukrem słodkości. Miasto o przeogromnej historii, miasto legendarnych królów, dalekie było od świetności. Oczywiście nadal bogactwo, tej niegdysiejszej perły Ligi Wolnych Miast, oszałamiało podróżnych i przyciągał ich wzrok. Jednak było to bogactwo na pokaz, bogactwo nielicznych wybranych, którzy czy to dzięki swojemu sprytowi, sile, czy też znajomością potrafili nawet w czasie upadku zbijać fortunę. Gdy tylko podróżnik opuścił dzielnice urzędów, przyległą do pałacu sułtana, gdy oddalił się od kilku wystrojonych uliczek okalających bazar i zagłębił się w oddalone od centrum dzielnice doznawał szoku. Chylące się ku upadkowi domy, głodne i umorusane dzieci bawiące się w rynsztoku, ciemne bramy i wąskie uliczki w których unosił się fetor uryny i fekaliów, raziły w oczy o wiele mocniej niż ociekając złotem fasada pałacu sułtana. Tutaj żebracy nie leżeli na ulicy, aby wzbudzić litość przechodniów. Tutaj oni po prostu dogorywali, gdyż nie miał się kto nimi zająć. Tutaj można było dostać nóż pod żebro tylko za złe spojrzenie, a morderstwa za bochenek chleba były na porządku dziennym.
Miasto trawił głęboko ukryty nowotwór. Złowieszczy wirus, którego zwykły przyjezdny nie był w stanie dostrzec. Tylko ktoś kto spędził tutaj kilka tygodni był w stanie zauważyć, że toczy się tutaj cicha wojna, a może nawet kilka. Nie trzeba było bowiem być oświeconym uczonym, czy geniuszem, aby powiązać krwawe porachunki lokalnych gangów z coraz częstszymi morderstwami i porwaniami jakie miały miejsce w kilku szlacheckich domach.
Mówi się bowiem, że rodowe waśni pomiędzy największymi rodami, to nie jest tylko kwestia urażonej dumy i przewrażliwienia na punkcie honoru. W grę wchodzą sprawy o wiele bardziej przyziemne, mroczne i materialne.
Niemal na każdym rogu można spotkać mistyka, kapłana, czy też człowieka mieniącego się prorokiem, głoszącego potrzebę odnowy moralnej. Płomienne mowy jednak trafiają tylko do nielicznych, a i to w większości i tak już ponad przeciętność bogobojnych i oświeconych.

Muluk było więc miastem kontrastów i wkraczający do niego podróżni, przyjaciele szejka al-Makhariego mieli się o tym przekonać już niebawem.


U bram miasta
Drużyna wkraczała do Muluk tuż przed zmierzchem, więc ruch na bramie był niewielki. Dzięki temu pilnujący porządku barczysty, mameluk, miał chwilę aby porozmawiać z przybyszami. Jego surową i ogorzałą od słońca i wiatru twarz, zdobiły zawiłe tatuaże. Świadczyło one nie tylko o jego przynależności do jednego z bractw, ale także o randze i pozycji.
- Salam - powitał ich strażnik dudniącym basem - Pokój z wami. Witam w naszym sławnym mieście. Coś mi mówi, żeście tutaj pierwszy raz. Gdybyście więc szukali miejsca na odpoczynek, to mogę polecić godny i niezwykle przytulny karawanseraj. Prowadzi go mój dobry znajomy, il-Warsalli. Jak się powołacie na mnie, na pewno będziecie mogli liczyć na zniżkę.
Drużyna zapamiętała adres zajazdu, który nosił dumna nazwę Aswad Assad Seraj, czyli Pod Czarnym Lwem. Korzystając z dobrego humoru strażnika zapytali także o drogę do domu Hasana bin Nassura.
- Wszyscy znają Nassura - odparł mameluk - więc każdy wam wskaże drogę. Hassan mieszka tuż przy głównym placu. Ma tam sklep, a sam mieszka na piętrze. Może się jednak zdarzyć, że nie będzie go w domu. Słyszałem, że kupcy mają ponoć jakieś spotkanie w sprawie ostatnich wydarzeń na bazarze. Grasuje tam banda oszustów, która kupuje najróżniejsze towary i płaci za nie złotymi żukami. Są ponoć spreparowane w jakiś magiczny sposób i trudno się zorientować, że to nie złoto. Dopiero wieczorem efekt czaru się kończy i żuki ożywają w sakiewce., he, he, he - zaśmiał się strażnik - Tym bardziej namawiam na odwiedzenie seraju mojego znajomego.
Grupa podziękowała za informacje i ruszyła w kierunku głównego placu.

Z wizytą u bin Nassura

Bogaci we wskazówki jaki dał im pełniący służbę na bramie mameluk, grupa bez trudu dotarła na ulicę Atłasową, gdzie mieścił się sklep oraz dom znanego w całym mieście handlarz suknami i wszelkiego rodzaju materiałami, Hasana bin Nassura.
Drzwi i okiennice sklepu były już zamknięte choć zmrok jeszcze nie nastał i sklep teoretycznie powinien być czynny. Jednak większość sklepów na tej jak i przyległych ulicach było zamkniętych. ,
Co tylko potwierdzało słowa strażnika. Zapewne właśnie teraz odbywało się zebranie kupców o którym mówił.
Nie licząc zatem na wiele Malik zapukał do drzwi. Zgodnie z oczekiwaniami odpowiedziała mu jednak tylko głucha cisza.
Nagle zza rogu, z pogrążonej w głębokim cieniu uliczki wyszedł chudy mężczyzna o wąskiej twarzy i koziej brodzie, która najlepsze lata miała już dawno za sobą. Te kilka splątanych włosów, które mu jeszcze zostało, było jednak na pewno dumą mężczyzny, gdyż co kilka chwil gładził je dłonią i poprawiał. Robił to niezwykle wolno i wręcz z rozmarzeniem.
- Pokój z wami i niech Dżisan hojnie was darzy, Kor wiedzie was ku mądrości, a ścieżki przeznaczenie niech będą proste i gładkie niczym alabastrowe ściany w pałacu Wielkiego Kalifa, niech jego część rozbrzmiewa przez wieki po krańce ziemi.
Gdy bohaterowie odpowiedzieli na pozdrowienie, mężczyzna wyszedł z cienie z zbliżył się do nich.
- Czcigodny bin Nassur jest nieobecny - obwieścił po chwili skrzeczącym głosem - Źle się bowiem dzieje w naszym mieście. Ludzie podli górują nad oświeconymi i bogobojnymi, a i sami bogowie zdają się o nas nie pamiętać. Szajka oszustów dopuściła się występku i okradła wielu z tutejszych kupców. Dlatego też dzisiejszego wieczoru Atłasowa, Jedwabna, Kaszmirowa i inne ulice w pobliżu placu świecą pustkami. Kupcy zebrali się, aby w tajemnicy omówić tę jakże przykrą sprawę. Jeżeli jednak wielce szanowni państwo chcieliby dokonać zakupu atłasu na tunikę, czy też jedwabiu na szarawary, to służę pomocą. Tuż nie opodal mój syn ma sklep, jednak fakt, że sklep stoi w wąskiej i mało znanej uliczce sprawie, że niewielu do niego zagląda, choć towar ma pierwszorzędnej jakości. Gdyby więc tylko czcigodni państwo byli zainteresowani to serdecznie zapraszam. Z przyjemnością wskażę drogę. A gdyby na ten przykład czcigodni państwo utrudzeni po podróży byli i chcieli zaczekać na powrót szanownego bin Nassura, to niedaleko stąd mój kuzyn prowadzi przytulny i niedrogi seraj. Można tam w spokoju i przyjaznej atmosferze napić się czaju lub uraczyć się wonną sziszą.
Mężczyzna w czasie przemowy kilkanaście razy pogładzi brodę. Gdy skończył skłonił się nisko i z pochyloną głową oczekiwał na odpowiedź. Widać było, że człowiek ów przyzwyczajony jest do służby i ma niezwykle służalczą naturę, co w jakiś sposób odstręczało wręcz od niego. Dało się bowiem wyczuć, że jego uprzejmość nie jest do końca szczera.

W obliczu takich okoliczności grupa musiał podjąć pierwszą wspólną decyzję, co dalej robić i gdzie się udać na spoczynek, tego wieczoru.
 
__________________
"Kupię 0,7, to leczenie paliatywne i pójdę spać, bo w końcu sam sobie zbrzydnę" AJKS

Ostatnio edytowane przez Ereb : 21-11-2014 o 23:37.
Ereb jest offline