Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2014, 18:30   #124
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Zostałaś tylko ty. - Powiedział spokojnym głosem Sonny Hokorii. - Dołącz lepiej do swoich.
- Bez niego nigdzie się nie ruszę. - Wilczyca nie miała takiego spokojnego tonu.
- Nie wart jest tego. - Japończyk mówił wręcz apatycznie.
- Co ty możesz o tym wiedzieć. - Głos kobiety-wilka przybierał na sile i dobitnie świadczył o tym, że jeszcze chwilę, a wybuchnie.
- Nie czujesz tego? - Zdziwił się Eutanatos. .
- Znam tego człowieka bardzo dobrze. Ciebie zresztą też. I nie dam się nabrać tak jak mój kuzyn Akamu. - Postąpiła krok do przodu.
- Jak on by to określił ? Śmierdzi Żmijem. - Sonny nawet nie drgnął.
Chyba nie zauważony przez dwójkę w środku Fabien przeszedł bez problemu przez barierę.
Ryozo zaś wykonał kilka prostych mudr by za pomocą Pierwszej, a potem Ducha… a następnie ich kombinacji zbadać barierę. I odkryć czy może rzucać czary do niej, nie przekraczając jej.
- Ty - warknął Fabien na Sonyego. - Wyjdziesz ze mną na zewnątrz. Siostro w Gai, wstrzymaj się na chwilę ze swoją zemstą. Muszę coś sprawdzić.
Kobieta-wilkołak równocześni z Japończykiem obrócili głowy w stronę Fabiena z wyrazem zdziwienia na twarzach.
- Że co?? - Spytała gniewnie.
- Nie wiem, co chcesz sprawdzić, ale niech będzie. - Odpowiedział spokojnie Sonny.

Uwadze Ryozo nie umknął fakt, że początkowo bariera nie chciała się poddać jego Magyi. Nie chodziło nawet o to, że stawiała opór. Bardziej o to, że choć całą swą uwagę skupiał na kopule, jego czar zdawał się padać gdzieś z boku, tak jak by załamywał się na kopule niczym światło przechodzące przez pryzmat.

Mimo początkowych trudności w końcu my się udało. Bariera miała strukturę minerału jaki wydobywa się w kopalniach na całym świecie. Czystą magyię można by porównać do oszlifowanego kamienia. A ta tutaj była właśnie jak nieoszlifowany okaz. Dodatkowo poprzetykana była żyłkami czego dziwnego. Czegoś z czym Sakamoto do tej pory nie zetknął się wcześniej. Niemniej jednak całość stanowiła zwartą i wytrzymałą konstrukcję, która trzymała w sobie wszystko i nie pozwalała temu wydostać się na zewnątrz. Jednakże z zewnątrz można było się tam dostać. Istniała więc szansa, że skoro obiekty, można by rzec fizyczne, przedostają się przez nią do środka to i moc byłaby w stanie pokonać tę barierę.

Kiedy już wydostali się z pułapki Fabien spojrzał na Sonyego, a potem przeniósł uwagę na wnętrze "klatki". Chciał wyczuć Żmija. Test był prosty. Jeżeli wrogiem śmierdział Sony, klatka będzie czysta lub mniej zabrudzona, niż gdy on w niej przebywał. Jeżeli to Oscar Chamberlain był naznaczony przez Żmija, młody theurg powinien to wyczuć. Przez chwilę wilkołak trwał w milczeniu upewniając się do wyniku testu.
Żmij był tu wyczuwalny. Chociaż nie tak mocno jak wewnątrz więzienia. Ale to nie Japończyk był jego nosicielem.
- Wrogiem jest ten, który leży w środku - warknął Fabien. - Walka z Sonnym nie jest moją walką. Jeżeli macie pojedynek o honor, to jest to wasza sprawa, a nie moja. Nie jestem sędzią, ale wydaje mi się, że wszyscy działamy wbrew rozsądkowi. Zemsta nie jest dobra. Zatruwa nam umysły, serca i dusze. Nie będę odbierał życia z tego powodu. To wbrew woli Matki Gai.
- On zdradził i zabił jednego z moich krewnych. - Aoatea wyrecytowała wyuczoną regułkę, chociaż bez zbytniego przekonania.
Hokorii machnął ręką z rezygnacją. Nie miał ochoty powtarzać po raz kolejny, że to nie ona zabił Akamu. Postąpił o krok do przodu chcąc wrócić do środka, ale zatrzymał się i cicho zwrócił się do osób stojących koło niego. Słowa te bardziej skierowane były do wilkołaków.
- Musicie ją stąd wywabić. Inaczej ona też zginie. - To nie była groźba, ale realne ostrzeżenie, że Japończyk gotów jest poświęcić życie upartej garou, by dopiąć swego. - Nie mogę pozwolić mu wyjść i nie mogę pozwolić mu żyć dalej.
- Pomogę ci w tej walce, niby-duchu. To wróg wszystkich garou! - wilkołak spojrzał na Aoateę. - Wszyscy powinniśmy zgładzić ten pomiot Żmija. A potem, jeżeli będzie jakieś potem, rozstrzygnąć sprawy śmierci Akamu. Wyjaśnić wszystkie wątpliwości. Osądzić winę. Na Gaję! Przecież wystarczy jeden sędzia z darem prawdy naszej Matki i będziemy wiedzieć, kto naprawdę zabił! Można poprosić duchy Prawa i Kary o rozsądzenie! Po co mnożyć wrogów? Nie mamy ich wystarczająco wielu?
- To nie będzie walka. - Hokorii powiedział to zimno i bez żadnych emocji zaciskając przy tym prawą pięść. Wokół Japończyka rozszedł się gorzki zapach śmierci.
- Hokorii-san może nie przeżyć tej walki z wrogiem wszelkich garuuu - stwierdził spokojnym głosem Ryozo stojąc poza barierą i dodając. - Jeśli nawet zabił jednego z was, to czy ta walka nie jest odkupieniem jego winy? Czy w ten sposób nie wyrówna karmy? A nawet jeśli... to jest czas na porachunki po tej walce.
Po czym zwrócił się do Fabiena.
- Broń którą porzuciliśmy w kopule jest w stanie ranić nadnaturalne istoty. Można jej użyć do walki.
Sam Ryozo też zamierzał skorzystać wpierw z broni, oczywiście bez wchodzenia pod kopułę.
Ciekawość, kto i jak stworzył tę klatkę, musiała zostać odsunięta na plan dalszy. Podobnie jak i ewentualne porachunki między Sonnym a wilkopodobnymi stworzeniami. Zdecydowanie ważniejszą sprawą było pozbycie się tego czegoś, co jeden garou nazwał Żmijowym pomiotem. A jeśli da się to załatwić z daleka - tym lepiej.
- Przynajmniej możemy osłabić to coś - powiedział John na głos.
Zbadanie bariery z użyciem Materii i Entropii dostarczyło Johnowi kilku informacji. Po pierwsze, nie był to twór materialny. Po drugie, jego powstanie było dziełem przypadku, a nie celowego działania. Po trzecie zaś, również John dostrzegł pewne załamanie swoich czarów. W jego przypadku objawiło się to wprowadzeniem pewnej dozy chaosu w raczej uporządkowaną strukturę kopuły, co poskutkowało powstaniem kilku niewielkich pęknięć na jej - do tej pory nieskazitelnej - powierzchni. Powstanie rys nie umknęło również uwadze Sonny’ego Hokorii.
- Co robisz, głupcze?! - huknął Japończyk. - Ta kopuła jest jedynym, co powstrzymuje Oscara. Nie wolno jej tknąć przed jego unicestwieniem.

Jakim cudem to “coś” powstało? Co się nagle wtrąciło w rozgrywające się tu zdarzenia i stworzyło piękne, działające w ten sposób więzienie?
John z przyjemnością posiedziałby tutaj długie godziny by dowiedzieć się, jak własnoręcznie zbudować takie cudo. Jednak Sonny miał trochę racji...
Fabien warknął i wszedł do środka.
- Bestio Żmija - ostrzegł wroga. - Przygotuj się na koniec!
Honor był ważny. Honor trzeba było zachować nawet w takich okolicznościach.
Crinos rzucił się na Chamberlaina celując pazurami w jego ciało, chcąc wgryźć się w mięso i rozerwać je na strzępy. Chciał, by wróg Gai otrzymał to, na co zasłużył! Nie walczył w szale, próbował go kontrolować zadając ciosy pewnie i skutecznie, tak jakby był achrounem.

Fabien działał z zaskoczenie i to było jego atutem. Wilkołak, która była razem z Oscarem Chamberlainem, nawet nie zdążyła zareagować, gdy uzbrojona w pazury łapa uderzyła w leżące ciało. Młody teurg czuł, że śmiertelny cios, który właśnie wyprowadził, nie jest do końca jego własną zasługą. Jakaś inna siła go wspomogła. To siła płynąca od nauczycielki wszystkich Garou. Od Luny.
Oscar nawet nie zajęczał Z jego i tak już bezwładnego ciała wydostał się czarny jak noc dym. Zaczął on krążyć pod sufitem pokoju szukając drogi ucieczki. Ale jej nie znalazł.
Towarzyszka Aoatei, której imienia nawet nie poznał, podniosła się gwałtownie i rzuciła na Fabiena. Tym razem to on dał się zaskoczyć.
Dwa futrzaste ciała przetoczyły się po podłodze.
Ryozo rozpoczął kolejne rzucani czaru, układając mudry i wypowiadając słowa. Chciał porazić wilczycę prostą sugestią: “zatrzymaj się”. Nie wątpił, że ów czar nie powstrzyma jej na długo, ale da ich sojusznikowi przewagę czasu.
- Spróbuję ... uleczyć ... jego ... ciało .. kiedy .... duch Żmija...jest.... na .. zewnątrz. - Fabien postarał się dotrzeć do wilkołaczycy. - Był... opętany.... a rytuał... oczyszczenia.. nie .... działał. Tak... musiało.. być!
Nawet jeżeli coś mu odpowiedziała, to i tak tego nie usłyszał. Gwałtowny wybuch zagłuszył wszystko. A oni oboje znaleźli się w jego epicentrum. Wiedziona instynktem wilkołak puściła swojego przeciwnika i zakryła łapami łeb.

Takich efektów wizualno-akustycznych nikt się nie spodziewał. Pokój dosłownie wybuchł. A poświata, która temu towarzyszyła, oślepiła ich na dobrych kilka sekund.
Ryozo nie zdołał w ryzach utrzymać mocy, którą właśnie ściągał i Japończyk mógł mieć tylko nadzieję, że nie trafi w nikogo tutaj.
- Cio… - Krzyknęła Aoatea Mathews nim straciła wszystko i wszystkich z pola widzenia.
Gdy odzyskali już wzrok w pokoju leżały tylko dwa nieprzytomne wilkołaki. Ciało Chamberlaina zniknęło.
- Eeee… eemm… Może już eee...wracamy? - zapytał Sakamoto zupełnie skołowany i zdezorientowany tym wybuchem Paradoksu. Cóż… może już dziś przesadził z nadużywaniem swych mocy. Jego awatar protekcjonalnym skinieniem głowy potwierdzał jego podejrzenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline