Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2014, 11:06   #25
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Napięcie na pokładzie AJOLOSA było wręcz wyczuwalne. Nie trzeba było mieć zdolności ESP by je wyczuć. Nie było w tym nic dziwnego. Walki w kosmosie musiały tak działać na ludzi. Zamknięci w małej skorupie byli zależni od siebie i swoich umiejętności oraz od skomplikowanej technologii. Jeden błąd – człowieka lub maszyny – a wrogi okręt mógł swoją bronią zmienić ich wszystkich w dryfujące w kosmicznej otchłani kawałki materii organicznej i nieorganicznej.

Nic więc dziwnego, że byli zdenerwowani. I że kawa zaproponowana przez Rowens nieco złagodziła gromadzace się napięcie.

Do tego ten niespodziewany ruch w systemie.

Kapitan wysłuchał raportów i szybko sprawdził coś w systemie pamięci AJOLOSA. Przez kilka chwil wpatrywał się w holowyświetlacz skoncentrowany i czujny.

- Jest tylko jeden okręt Vassico se Davakh o sygnaturze podobnej do tej, którą przechwyciliśmy. To faktycznie fregata handlowa należąca do felinickiej rodziny kupieckiej Dra’Pavarro. Fregata zaginęła w systemie Epsilion Eridani dwa lata federacyjne temu.

Dał im kilka sekund, by przetrawili te informacje.

- Utrzymujemy ciszę i kod czerwony.

To oznaczało, że nie zamierza ryzykować nadawania sygnałów do bazy o pomoc, nawet przez potencjalnie bezpieczne i trudne do przechwycenia nadajniki. I że los cywilnej jednostki jest dla niego mniej ważny, niż misja zwiadowcza.

- Belzen, trzymaj nas na orbicie Totha. Urządzenia nasłuchowe w pełnej gotowości. Obserwujemy. Nie pomożemy tym nieszczęśnikom nie zdradzając swojej obecności. Jones. Daj mi dane z sondy. Ross, obserwuj wszystkie sygnatury. Gdyby coś się zmieniło, natychmiast mnie o tym informuj. Reszta, działania według procedury zwiadowczej, czerwonej.

Oznaczało to nie mniej, nie więcej, jak siedzenie w ciszy i oczekiwanie na dalsze rozkazy.

* * *

Ross wpatrywał się w sygnatury przechwyconych obiektów z napięciem.

Co jakiś czas obraz na holowyświetlaczu drgał, zanikał, tracił kontury i kształt – efekt bliskości gazowego olbrzyma, którego powierzchnia emitowała tyle szumów i trzasków, że wpływała zarówno na możliwość wykrycia przez wroga, ale także ograniczała prowadzenie działań nasłuchowych.

W pewnym momencie wskaźniki i wykresy skoczyły gwałtownie. To oznaczało, że polariańśki okręt otworzył ogień. Bez ostrzeżenia. Najpewniej silnymi działami jonowymi lub plazmowymi.

- Polarianie zaczęli strzelać – zakomunikował kapitanowi.

Nie musiał dodawać nic więcej. Vassico se Davakh miał przechlapane. Doskonale o tym wiedzieli.

Tactor jednak milczał, zajęty odczytem danych zdobytych na sondzie. Kolumny cyfr i znaków przesuwały się bez ładu i składu przez ekran jego holowyświetlacza, grały na jego twarzy zielenią i czerwienią.

- Wygląda na to, że coś przeleciało w odległości dwóch milionów kilometrów od zniszczonej sondy. Dziwny odczyt. Nie był to okręt polarian. Nie ten typ jednostek. Wygląda to na jakieś wyładowania elektromagnetyczne, pole lub strzał. Możliwe, że ten okręt polarian dysponuje jakąś zaawansowaną technologią, która potrafi namierzyć naszą sondę i po jej wykryciu zwyczajnie otworzyli do niej ogień. Belzen. Prześlę ci dane. Wyznacz symulacje kursów. Porównamy to z pozycjami naszych obiektów na skanerze. Ty rób swoją, ja swoją.

Kilkadziesiąt sekund później było pewne, że trajektoria lotu masy energii pokrywa się z niezidentyfikowaną sygnaturą, ponad sześćset milionów kilometrów od ich pozycji, w pasie asteroid.

- Jak nasz gość po drugiej stronie systemu? – Zapytał Tactor.

Sygnatura nadal była na miejscu, nieco przesunięta w stronę pasa asteroid w centralnej części układu.

- Dał radę uciec.

- Ciekawe – kapitan wyraził głośno myśli większości załogi.

Każdy, kto służył w Flocie Federacji wiedział, że mało który okręt cywilny był w stanie uciec przed takim atakiem z zaskoczenia, chyba ze posiadał zamontowane potężne tarcze ochronne lub doskonałe systemy detekcyjne, ostrzegające przed atakiem. Albo polarianie byli wyjątkowo kiepscy w prowadzeniu kosmicznych walk. To było pierwsze zetknięcie się wszystkich członków załogi z przedstawicielami tej agresywnej rasy.

Ross wypatrzył coś jeszcze. Wyglądało na to, że felinicka sygnatura odpowiedziała własnym ogniem, równie mało skutecznie.

- Mamy tam prawdziwą bitwę kosmiczną. – Powiedział kapitan Tactor. – Wchodzimy do gry. Van Belzen. Kurs na Perłę. Podchodzimy na pełnym maskowaniu na odległość pięciu milionów kilometrów od celu. Prędkość optymalna.

Oznaczało to że muszą przelecieć odległość bliską 2 800 000 000 kilometrów przez pustkę układu, nim znajdą się na wyznaczonej przez kapitana pozycji.

- Stała prędkość systemowa.

30 000 km na sekundę, potrzebowali więc blisko 100 000 sekund (wliczając wytracanie prędkości przed celem) 1 667 minut w zaokrągleniu, ponad 27 godzin lotu!

- West – padały kolejne rozkazy. – Godzinę przed wyznaczonym punktem wyprowadzasz Thundera w kosmos, jako eskortę. Dzielimy się na dwie czteroosobowe wachty. Pierwszą biorę ja – siądę za sterami AJOLOSA, Jones – ty zajmiesz miejsce Rossa, West – ty zajmiesz miejsce Chana oraz Clarke – pracujesz nad materiałem z sondy. Postaraj się uzyskać jak najwięcej danych na temat jednostki, która ją zniszczyła. Reszta, odpoczywa i śpi. Meldujecie się na mostku za dwanaście godzin. Zachowany kod czerwony! Żadnych hałasów, gier, poboru mocy. Skafandry można zdejmować tylko w swoich kajutach. Opuścić stanowiska.


* * *

Pierwsza wachta minęła spokojnie. Tector prowadził AJOLOSA co jakiś czas sprawdzając pozycję i korygują nieznacznie kurs w stosunku do planety Perła. Jones prowadził obserwacje sygnatur zaznaczonych przez Rossa Ich pozycje zmieniły nieznacznie położenie. Sygnatura jednostki cywilnej przesunęła się bliżej pasa asteroid, podobnie jak mniejsza sygnatura polariańska. Niezidentyfikowany sygnał z pasa asteroid nadal pozostawał na miejscu, podobnie jak większa polariańska sygnatura na orbicie Perły.

Wyglądało na to, że Vassico se Davakh jakimś cudem wymknął się polarianom.

Clarke pracował nad danymi z sondy. Czyścił nagranie, wzmacniał, przepuszczał przez specjalistyczną aparaturę zamontowaną na pokładzie AJOLOSA, ale przez tyle godzin nie udało mu się ustalić więcej, niż dowiedzieli się przy pierwszym odczycie. Wyglądało na to, że jakiś niezidentyfikowany obiekt o nieznanej sygnaturze (ale na bank żaden z polariańskich okrętów) przeleciał blisko sondy. Ta przechwyciła jego sygnaturę, mniej więcej w tym samym czasie, co przechwyciła pojawienie się okrętu polarian przy Perle i nadała sygnał do SIECI. Kilka minut później jej obwody zostały wysmażone przez potężny impuls elektromagnetyczny o sile i natężeniu zdolnym przebić się przez pancerz ochronny urządzenia mający zapobiec tego typu wydarzeniom. To musiał być atak. Nic innego. Kurs przelotu nieznanego obiektu pokrywał się z pozycją sygnału w pasie asteroid.

Mimo nasłuchu nie udało się już przechwycić żadnych komunikatów, raz tylko Jones zarejestrował jakieś odchylania w standardowym spectrum pomiaru, najpewniej ślad komunikacji pomiędzy okrętami polarian. Bez wyspecjalizowanych specjalistów nie byli jednak w stanie przetransferować kodów na zrozumiały dla nich język. Niestety – Federacja nadal za mało wiedziało o wrogu.

Po dwunastu godzinach, zgodnie z rozkazami, na mostku nastąpiła zmiana. Ross i Chan wrócili na swoje stanowiska, upewniając się, że poprzednicy niczego nie zepsuli i nie poprzestawiali, Van Benzen przejęła stery, a Rowens – jako najstarsza stopniem po kapitanie – zajęła miejsce dowódcy.


19 GODZIN OD OPUSZCZENIA ORBITY TOTHA, 8 GODZIN, 12 MINUT i 32 SEKUNDY DO OSIAGNIĘCIA PUNKTU DOCELOWEGO

Jones, West i Clarke oraz kapitan Tactor spali w swoich kajutach odsypiając męczącą, kilkunastogodzinną służbę, kiedy zdarzyło się coś nieprzewidywalnego.

AJOLOS znajdował się 1 667 600 800 kilometrów od wyznaczonej pozycji, kiedy – bez najmniejszego ostrzeżenia – wyłączyła się cała elektronika.

Nagle wysiadły wszystkie systemy na okręcie zwiadowczym – w tym system podtrzymywania życia. Sztuczna grawitacja również, więc każdy nie przypięty do fotela lub łóżka, zwyczajnie podryfował w stronę sufitu. Belzen straciła panowanie nad pilotowaną fregatą, ekrany skanera znikł, systemy celowania również. Zgasły kontrolki innych systemów, w tym maskowania.

Panika ścisnęła serca ludzi pełniących wachtę, zaskoczonych tym niespodziewanym wydarzeniem! Przez chwilę mieli absolutne, wręcz graniczące z pewnością przekonanie, że zostali trafieni jakąś bronią energetyczną o potwornej sile rażenia. Że – podobnie jak wcześniej sondę – impuls elektromagnetyczny usmażył im całą elektronikę. To oczywiście równało się śmierci.

Byli bezradni. Dryfujący w kosmosie! Bez szans na wezwanie ratunku! Odsłonięci! Podatni na ataki!

Po dziesięciu sekundach zasilanie wróciło w jednym rozbłysku zapalanych systemów. Oczywiście czekało ich mnóstwo pracy, by wszystko przywrócić do pierwotnej, pełnej funkcjonalności.

Nie mieli pojęcia z jakiego powodu wydarzył się ten nagły shot-down, lecz znajdowali się w odległości umożliwiającej polariańskiej jednostce ich wychwycenie. Priorytetem dla misji było przywrócenie pełnej sprawności systemów maskowania.

Potrzebny był im zarówno kapitan, jak i Clarke. Potrzebni im byli wszyscy, by szybko przywrócić AJOLOSA do pełnej sprawności bojowej.

Rowens włączyła cichy alarm w kabinach. Natarczywy brzęczyk i pulsujące czerwienią światła obudziły Jonesa, Clarke’a oraz Westa. Od razu wiedzieli, że coś jest nie tak. Nadal czuli zmęczenie po zbyt krótkim śnie. Zerwali się ze swoich miejsc i zameldowali gotowość do działania.

Nie czekając na przebudzenie reszty załogi Rowens szybko włączyła systemy diagnostyczne AJOLOSA, a te od razu „wypluły” niepokojący komunikat o „znacznych szkodach” w maszynowni i uszkodzeniach w przepływie energii pomiędzy ogniwami! Znowu! Czyżby coś przeoczyli z Clrakiem, kiedy byli ta pierwszy raz!? To było niemożliwe!

Ross szybko skalibrował dane na skanerze, kiedy tylko AJOLOS odzyskał zasilanie i od razu wykrył dwie nowe sygnatury. Zbliżały się z prędkością 110 000 kilometrów na sekundę od strony Perły i mknęły prosto w stronę AJOLOSA. Docelowy czas osiągniecia pozycji ich okrętu wynosił ponad 4 godziny, chyba że nieznane obiekty przyspieszą.

Wyglądało na to, że wróg wysłał jakieś sondy badawcze lub jednostki dalekiego zwiadu w ich stronę. Cholerni Polariane byli niezwykle czujni, albo działali jak paranoicy, co było nawet do nich podobne.

Priorytety: przywrócenie systemów maskujących, usuniecie szkód w maszynowni, przywrócenie pełnej mocy bojowej okrętu, uniknięcie lub likwidacja wrogich celów.

Potrzebowali decyzji kapitana, który jako jedyny nie potwierdził swojej obecności po ogłoszonym przez Rowens alarmie.
 
Armiel jest offline