Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2014, 12:35   #650
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Karl w milczeniu spojrzał na Wolfa, on pierwszy powinien odpowiedzieć na pytania.

- Misja jest związana z tym cośmy znaleźli w kopalni, którą to dla was oczyszczaliśmy z nieumarłych. Baron chciał żebyśmy znalezisko zbadali, a trop zawiódł nas tutaj i wiedzie dalej, aż do krasnoludzkiej twierdzy. Nie wiemy na razie wiele, ale to co poznaliśmy wystarczy, by uznać, że to zadanie ma wielką wagę, bowiem nie obietnica zysków nad tą misją wisi, a groźba ogromnego niebezpieczeństwa, jakie może nawiedzić te ziemie.

Wolf pokręcił głową. Bez względu na to co by powiedział, Mercuccio i tak będzie zbyt zajęty sprawami baronii, by mieszać się w ich zadanie. Z ostrożności jednak nie chciał wyjawiać zbyt wiele. Jedno jednak nie ulegało wątpliwości.

- Więcej powiedzieć mogę, że w tej kwestii już nie pracujemy dla baronii, panie Mercuccio. Śmierć barona zwolniła nas z kontraktu i możecie mi wierzyć, że będzie to owocne dla obu stron. Co nie znaczy że nasza współpraca ma się zakończyć. Pomożemy wam przejąć władzę nad baronią.

Najemnik kontynuował, ale widać było, że mówi już do wszystkich. Sam był przekonany do słuszności następnych kroków. Teraz jednak trzeba było przekonać innych.

- Jeśli kapitanowie pogryzą się o władzę, baronia nie dopełni swego zobowiązania i nie pomoże krasnoludom w walce z zielonymi, a pół tysiąca zbrojnych, których możecie wystawić stanowi ogromną różnicę na przełęczach. Może khazadom uda się utrzymać w twierdzach. Nawet jeśli uda się im przetrwać, bez wsparcia ludzi nie zatrzymają fali, która zaleje te ziemie. Wtedy zaś o kant dupy będzie można rozbić nasze zadanie. Dlatego tak panie Mercuccio, pomożemy. Ale nasze wynagrodzenie musi być solidne, bo nie jesteśmy bohaterami, jeno najmitami - Wolf postanowił przejść do targowania - Konie z oporządzeniem i sto koron w monetach na osobę, będzie w sam raz.

Baron zaczął spoglądać na resztę towarzyszy Wolfa, czy potwierdzają słowa swojego dowódcy. Nie mówił nic, jakby analizował swoją sytuację, lub rozważał inne drogi wyjścia.

- Jak powiedział Herr Wolf. - potwierdził cyrulik - Nie mniej, jeżeli nasza współpraca będzie przebiegała owocnie i będziecie zadowoleni z naszych usług droga do dalszej, bliższej współpracy stoi otworem. Oczywiście, w zależności co będziecie w stanie nam zaoferować… i nie mówię tu tylko o złocie.

-Herr Karl, co Pan ma na myśli ? Wolałbym by z góry zostały ustalone warunki współpracy- widać było, że Mercuccio było strasznie skrupulatny i szczegółowy w tych kwestiach. A może, to strach. Ciężko było wyczuć -[i]Tak więc jeśli ma Pan coś zaproponowania, proszę zrobić to teraz. Wolałbym żeby umowa między nami nie zmieniała się, od tak bez powodu..Oczywiście mogą wystąpić pewne wydarzenia, które mogą wymagać dokonania pewnych zmian, wynagrodzeń ale to muszą być naprawdę wyjątkowe sytuacje…[/] - podrapał się po czole. Widać było, w jego przekrwionych oczach, że ciężko znosi stres.

- Herr Mercuccio… - zaczął z delikatnym uśmiechem i spokojem Karl choć w głowie kłębiła mu się myśl “Czy człowiek źle znoszący stres nadaje się na władcę?” - ...interesuje mnie dostęp do ksiąg barona, oraz możliwość prowadzenia moich eksperymentów medycznych. Oczywiście, na jeńcach i więźniach przy tym wyciągając od nich potrzebne informacje. Wikt, opierunek, wysłuchiwanie moich rad jeżeli taka okoliczność nastanie, oraz zaotarzanie w ingrediencje alchemiczne do moich badań. Polanuję rozpocząć produkcję mikstur leczniczych na potrzeby wojska. Poza tym…
Tutaj wziął oddech przygotując się do prezentacji pozstałych członków drużyny
- ...jak Pan zapewne wie, jeżeli zamierza Pan przejąć schedę po Baronie, będziesz potrzebował ludzi obytych we świecie, tych co z niejednego pieca chleb jadli i ze stresem są za pan brat nie dając mu sobą panować, a być jego panami. Doradców, ambasadorów, ludzi i nieludzi od kontaktów z elfami i krasnoludami… - tu spojrzał na Youviel i Galvina - ...zaufanych i znających trudy życia, umiejących sobie poradzić i zaradzić kiedy trzeba.

Drapieżny uśmiech zawitał na jego ustach kiedy powiedział
- Nie ukrywam, tęskno mi do czasów kiedy pod okiem mojego mistrza kroiłem zielone ścierwo wydobywając informacje o położeniu ich sił i liczebności. Jęki cierpienia wrogów Sigmara i Baronii… czy masz kogoś kto nie boi się tego zadania i zna się na swoim fachu?

Szambelan pokręcił głową przecząco tłumacząc:
-Baron był dobrym człowiekiem. Nie dopuszczał się takich rzeczy. O ile na eksperymenty na zielonych mogę się zgodzić, na tyle na tortury ludzi niestety nie mogę. Kłóci się to z moimi przekonywaniami, jak i dziedzictwem jakie mi Pazziano zostawił. Dostęp do pokoju Barona oczywiście zostanie Ci dany. Co do zaopatrzenia to na podstawowe rzeczy możesz liczyć, a jeśli chodzi o bardziej skomplikowane składniki będzie to trzeba omówić osobno. Nadchodzi wojna, i muszę się liczyć z tym że koszty utrzymania armii nie będą małe i wszelkie inne rzeczy będą traktowane początkowo marginalnie. Jeżeli chodzi o pomoc w produkcji mikstur leczniczych, oczywiście zostanie Ci ona udzielona. Podczas wojny może okazać się nieoceniona dla naszych sił, jak i dobrym argumentem przetargowym w negocjacjach z krasnoludami. - lekki uśmiech się pojawił na twarzy mężczyzny.

- Proszę mi wybaczyć śmiałość, ale Baron był zbyt dobrym człowiekiem w tych gorzkich ziemiach. Niewiedza o knowaniach sąsiadów kosztowała go życie, a zeznania spiskowców i jeńców wojennych na temat sił naszych wrogów i ich knowań są kluczem do planowania bitew i dalszych posunięć. Proszę się nie martwić, każdy rozsądny człowiek zrobi wszystko by uniknąć tortur cielesnych. Jednak… nim przejdziemy do omawiania aktualnej sytuacji, chciałbym, by moi towarzysze się wypowiedzieli. - powiedział Karl.

Wolf spojrzał przeciągle na Karla, ale nie skomentował jego warunków. Zamiast tego kiwnął głową do towarzyszy.
- Tak, z pewnością moi drużynnicy mają jakieś dodatkowe warunki. Sprawa wszak prosta nie jest.

Lotar nie skomentował ani wodzowskich aspiracji Wolfa, ani wcześniejszych marzeń Karla. Pierwsze zdały mu się mało szkodliwe, a nad drugimi... musiał się poważnie zastanowić. Człek opętany taką manią był niebezpieczny dla otoczenia. Tę jednak sprawę trzeba było zostawić na później.
- W tej chwili najważniejszy jest czas - powiedział. - Nie wiem, czy nie powinniśmy pojechać na spotkanie Deuvala. Porozmawiać z nim zanim wieść o śmierci pana barona rozniesie się na wiele mil dokoła. Chociaż zdaje sobie sprawę z tego, że to jest dość ryzykowne, spotkać się z tym generałem na jego terenie.
- A prócz koni i złota zdałby się jak najlepszy ekwipunek - dodał. - Zdaje się... spotkaliśmy niedawno kupca, który miał dość ciekawy asortyment. Mi na przykład przydałby się lepszy kaftan kolczy. No i może miecz nieco lepszej roboty, niż mój. Lina, jak sądzę, znajdzie się gdzieś tutaj i nie trzeba będzie po kupcach biegać.

-Dobrze Herr Lotar. Skoro tego sobie Pan życzy, niech i tak będzie… - rzekł Mercuccio, zgadzając się na warunki najemnika.

- Warunki, negocjacje i pieprzenie po próżnicy - do rozmowy włączyła się fanatyczka, choć z jej miny dało się wywnioskować, że czyni to niechętnie. Krzywiła się bardziej niż zazwyczaj, a z jej oczu wionęło takich chłodem i złością, że aż zęby bolały - Znów robić będę za złego proroka, trudno. Ktoś musi. Stawiając ten grajdołek do pionu stracimy czas, dużo czasu. Niech więc warte to bedzie zarówno owych dni, jak i zachodu. To, do czego zobowiązał nas baron ważniejsze jest, niźli pańskie spory i łapanie się za kudły, celem wydarcia jak największego kawałka ziemi dla siebie. Zdążyłam przyzwyczaić się już, że najbardziej palące i groźne problemy spychacie na boczny tor, dziwiac się potem wielce, że sagan pełen gówna w końcu się wylewa, pochłaniając was i wszystkie ważkie spory, które do tej pory uważaliście za priorytety. Złoto i konie to podstawa. Trzeba będzie nadrobić drogi, przemieszczać się szybko. Przydałoby się też sensowne mięso armatnie, świeża krew - zwijcie jak chcecie. Ktoś niepodszyty tchórzem... i żadnych kolejnych idiotów. Dodatkowa para rąk może przesądzić o przyszłym losie nie tylko naszym, ale i okolicznych ziem. Poza tym wreszcie wypadałoby tu przynieść żagiew prawdziwej wiary. Widziałam tę waszą światynię… niewarta splunięcia, o komentarzu nie wspominając. W obliczu czającego się tu zła, najrozsądniejszym rozwiązaniem jest zawierzyć swe życie jedynemu, słusznemu obrońcy ludzkości i jego imię chwalić, prosząc o wstawiennictwo i łaskę opieki nad ludem w tych ciężkich czasach.

Szambelan zamyslil się, bowiem prośba widocznie go zaskoczyła. Odpowiedź mogła jednak się Laurze nie spodobać gdy usłyszała:
-O ile konie nie stanowią problemu, to jednak nie będę miał nikogo przydatnego kto mógłby udać się z wami. Każdy wartościowy żołnierz będzie wysłany na odsiecz kransoludom. Mogę jednak zaproponować coś innego. Kobieta która tak żarliwie wyznaje Sigmara, zechce z pewnością by w Baronii powstała jego świątynia, tym bardziej jeśli będzie to budynek zbudowany według jej wizji. Myślę że, każdy wyznawca marzy o czymś takim…- spojrzał z lekkim wyzwaniem w oku na Sigmarytke.

- A ja panie Mercuccio zapytam tak - wtrącił Gomez po tyradzie Laury - komu mogło zależeć na śmierci barona i kto miał możliwości wynajęcia dobrze zorganizowanego oddziału zabójców?

Odpowiedź Mercuccia była szczera i brutalna:
- Każdy kto ma pieniądze mógł to zrobić. To są Księstwa Herr Gomez, tutaj pieniądz rządzi. Gdyby Pan miał taką sumę mógłby też to zorganizować. Kto chciał jego śmierci... lista jest długa. Każdy pomniejszy baron czy rywal handlowy. To mógłby być ktoś komu zamysł Barona przeszkadzał. Wrogów ma każdy…- nie kończył licząc że rozmówca go zrozumie.

- Niech pan sporządzi listę, bo wiedza o tym będzie dla nas ważna, a je nie chciałbym poruszać się w gąszczu intryg po omacku. - odpowiedział rzeczowo cyrkowiec. - Natomiast jeśli chodzi o wymagania, to póki co nie są one teraz duże, warto jednak by pomyślał pan o nas w przyszłości nie o jako zwykłych najmitach, ale kandydatach na wiernych urzędników.

Kiwniecie głową świadczyło że przyjął do wiadomości.
- Listę dostarczę popołudniu. Nie chcę popełnić błędu. Co do prośby jest to coś na przyszłość. W końcu trzeba mieć sojuszników, a najlepiej takich którym można zaufać. - uśmiech pojawił się na jego twarzy odsłaniając lekko poszarzałe zęby. Twarz jednak szambelana była pełna zmarszczek, jego oblicze blade. Trud dnia widać było dawał o sobie znać.

Kiedy inni mówili krasnolud milczał i w sumie gotowało się w nim. Tu gra toczyła się o Góry Czarne… i o jego rodzinny dom. Nie tylko o Księstwa Graniczne. W końcu przywalił pięścią w otwartą dłoń z głośnym plasknięciem.

- Dla mnie to już wszystko sprawa osobista. Góry Czarne to mój dom i wszelkie działania, aby odegnać jakiekolwiek zagrożenie w okolicy jest mą sprawą - rzekł poważnie. - Warunek jeden tylko mam… abyście pamiętali o mnie i kiedy wszystko jakoś się uspokoi byli gotowi podjąć dalszą współpracę ze mną. Nie mówię jednak o wojaczce, a handlu. Nie jestem zawodowym rębajłą, aby większość żywota na bitce spędzać.

-Cóż..mości krasnoludzie, moją pamięć i wdzięczność będziecie mieć. Nie wiem czym się paracie, ale jeśli byście chcieli własną karczmę, kuźnię to macie to jakem Mercuccio - mężczyzna uderzył się zaciśniętą pięścią w “serce”.

- Zobaczymy… karczma albo browar. Ale nie są to rzeczy do omawiania teraz - pokiwał głową piwowar - Kapitan Deuval wygląda na człowieka konkretnego. To oznacza, że… - tutaj krasnolud głębiej się zamyślił - … że będziecie musieli panie Mercuccio zdobyć jego szacunek poprzez ogarnięcie tego bałaganu jaki powstał po śmierci barona. Kiedy przystąpicie z nim do rozmowy wszelkie sprawy muszą być już w drodze, a co dało się załatwić na miejscu załatwione. Z dnia na dzień nie zrobimy z was wojaka, żołnierza i wodza, ale możecie pokazać, że troszczycie się o ludzi nie mniej niż baron. I że macie nerwy ze stali.

Mercuccio milczał. Przytaknął tylko głową potwierdzająco, jakby każde słowo krasnoluda miało mieć znaczenie. Wzrok szambelana powędrował ku elfce, która do tej pory milczała.

Youviel podobnie jak krasnolud milczała słuchając innych. Jednak jej gniew nie ciążył. Spoglądała po ludziach targujących się o nagrodę. Elfka nie umiała znaleźć dla siebie żadnego przedmiotu albo przedmiotu, który był jej niezmiernie potrzebny. Naprawa zbroi była kwestią czasu, ale lepszego kunsztu nie mogła oczekiwać po ludzkich siedziskach. W końcu uznała, że może zabrać głos w tej przekupnej debacie.

- W zamian za pomoc niech obecny tutaj Wolf otrzyma tytuł szlachecki - głos kobiety nie zdradzał aby żartowała lub kpiła. Jej słowa były jak najbardziej poważne.

Wolf na szczęście na tą chwilę nie pił z kufla, gdyż niechybnie by się zakrztusił i padł bez tchu na ziemię. Rzucił zamiast tego spojrzenie w kierunku Youviel by ocenić jak bardzo sobie z niego żartuje, memląc już w ustach przekleństwo. Nie zobaczył jednak rozbawienia na jej twarzy. Odwrócił wzrok i czekał, co powie Mercuccio.

Szambelan pił wino, i prawie się nim zakrztusił. Propozycja jaką usłyszał była niecodzienna, i jednocześnie nietuzinkowa. Błysk w oku przyszłego władcy się pojawił na chwilę, a jego posępną i zmęczoną twarz rozjaśnił uśmiech;

-Twoja prośba elfko jest doprawdy niezwłykła. Niestety jedyne co mogę zrobić w tej sprawie, to nadać Herr Wolfowi tytuł Caballero, który w Imperium znacie jako Ritter. Z racji tego że Baron Paziano był Estalijczykiem i ja jako jego następca przejmę po nim tytuł, muszę zachować Estalijskie zasady nadawania tytułów. Oczywiście pierw muszę pasować Herr Wolfa na rycerza, a następnie wynieść go do rangi Kawalera. Zapewne tym samym dostanie swój kawałek ziemi, oraz ludzi, którymi będzie mógł zarządzać. Jeśli to Cię zadowoli, mogę dać ci moje słowo, że tak będzie.. - rzekł poważnie.

- Zadowoli - Youviel odpowiedziała spokojnie i bez emocji. Miała nadzieję, że słowo człowieka znaczyło cokolwiek. Poszukiwanie nekromanty było bezsprzecznie najważniejsze, ale jeśli przy okazji mogła nieco pomóc Wolfowi w poradzeniu z jego przeszłością to tym lepiej.
- Naprawę zbroi myślę, że można już wpisać w koszt oporządzenia - dodała równie spokojnie co wcześniej.


Kiwnięcie głową miało wyrażać aprobatę.
-Konie, sprzęt oraz złoto dostaniecie od razu, gdy Baronia będzie moja. A właściwie nasza, bo bez was nie wiele jestem wstanie zdziałać - rzekł spokojnie -Skoro poznałem wasze warunki i są one do zaakceptowania, warto teraz poruszyć dwie sprawy. Pierwsza to Deuval, chcecie mu wyjechać na przeciw czy czekamy tutaj. Druga to zaproszenie od Herr Koflach’a. - spojrzał pytająco na Wolfa i resztę.

- Do Deuvala w istocie warto wyjechać. Wystarczy byśmy to uczynili jutro z rana. Dziś wieczór zaś przyjdzie nam odwiedzić Koflacha. Na polityce się nie znam, ale nie warto chyba zrażać do siebie lorda tych ziem odrzucając zaproszenie? Poza tym… będzie miał pan, panie Mercuccio, okazję do poznania jego motywacji.
 
Asderuki jest offline