Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2014, 12:43   #226
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[MEDIA]http://fc08.deviantart.net/fs31/i/2008/195/9/1/Rock_City_by_Dr4kon.jpg[/MEDIA]

Cathil wcisnęła się w kąt izby i wielkimi, pełnymi strachu oczyma chłonęła otoczenie. Najsubtelniejszy ruch przykuwał jej spojrzenie, najcichszy dźwięk sprawiał, że przechylała głowę by słuchać. Jej brwi ściągnięte były na czole w gniewny łuk, ale to niepewność dominowała w jej postawie. Niepewność, która pod wieloma względami była groźniejsza od gniewu.

Niziołek za to, zaraz po przebudzeniu, gdy tylko dotarło do niego z kim przyszło im się spotkać, ucieszył się wręcz nad miarę. Nie zapomniał oczywiście o zagrożeniu jakim mimo wszystko jawili się mu mieszkańcy tego dziwnego co najmniej miejsca, lecz radość ze spotkania przezwyciężyła strach.., Szybko zrzucił na Kesę grad pytań dotyczących oczywiście tego, jak to możliwe, że się tu znalazła. Następnie orientując się, że popełnia małą gafę, jako że nie wszyscy w pomieszczeniu się znali, zaczął przedstawiać Kesę, Bernarda i Garou sobie nawzajem. Ucieszył się rzecz jasna obecności kata, bardziej jednak zaaferował go stan Neny. Właśnie tego dotyczyła kolejna fala pytań zadawanych Kesie. Kilka razy spojrzał także w stronę tajemniczego i niewiele mówiącego Garou. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Tak. Oboje wiedzieli, że w końcu człowiek z blizną, będzie musiał powiedzieć o sobie więcej niż do tej pory...

Garou był milczący i niepytany nieszczególnie miał ochotę nawiązywać rozmowę. Pierwsze co zrobił, to sprawdził obecność broni. Stwierdziwszy, że nóż jest na miejscu, rozluźnił się. Rozejrzał się po lokum, sprawdził czy ktoś ich pilnuje a następne co zrobił to podszedł do Neny. Ciągle była nieprzytomna a to najwyraźniej martwiło go bardzo.
- Chyba będziemy musieli poprosić tubylców o pomoc - burknął. - Pewnie mają jakiegoś znachora.

Kat spojrzał ciężko na mężczyznę z blizną i oparł się o chłodną ścianę jaskini.
- Na ciało znachor by się nam wszystkim przydał. Na duszę zaś słowo wyjaśnienia - zauważył, mając na względzie stan swój i towarzyszy - Ale nie ma go tu. Ty zaś jesteś. Może to pora, byś powiedział, czemu tu się znaleźliśmy…?

Pobliźniony wzruszył ramionami.

- Nie znam tego miejsca i nie jestem tutaj z własnej woli. Zaskoczyli mnie… nas - spojrzał na wtuloną w ścianę Cathil - Użyli chyba jakiejś trucizny. Tyle wiem, a ty? Kacie? - podkreślił ostatnie słowo.

Łowczyni
wbiła niepewne spojrzenie w człowieka z blizną i nie spuszczała z niego oka.

Bernard uniósł zmęczone oczy na nieznajomego i odpowiedział powoli:

- Dostałem się tu tak samo tajemniczo jak ty… zbiegu. Nie o to mi chodziło - westchnął gorzko i wskazał Nenę - Każdy z nas nosi w sobie kawałek historii, który jest z nią związany. Swój znam. Waszego - powiódł wzrokiem po Cathil, Kesie i Orinie - mogę się domyślać jedynie w zarysach. Zaś Twoja historia - wrócił znów do mężczyzny - Jest dla mnie tajemnicą. Może pora złożyć wszystkie te oderwane kawałki w całość, w jedną opowieść…?
Cathil otworzyła usta, i jej cisnęły się pytania, choć nie potrafiła zadawać ich tak pięknie jak Kat.

- Dlaczego pomogłeś Nenie uciec z Trudu? Dlaczego ją tu prowadzisz? - zapytała cicho.

Kesa obudziła się wypoczęta i w pełni sił. Wydawać się mogło, że ostatnie wydarzenia były tylko wytworem jej umysłu. Rozejrzała się po izbie, zatrzymując wzrok na twarzach swoich - dawno nie widzianych - towarzyszy.

- Jak to możliwe, że wszyscy trafiliśmy w jedno miejsce? - zapytała po pierwszych powitaniach, próbując jednocześnie odpowiadać niziołkowi i formułować swoje wątpliwości.

Ale po krótkiej chwili ktoś inny wypełnił jej myśli.

- A więc jednak odnaleźliście ją... - powiedziała, klękając przy Nenie. Czuła uścisk w gardle. Driudka wyglądała źle, bardzo osłabiona, nieprzytomna, z urazem głowy.

- Jak długo jest w takim stanie? -zapytała Kesa, zaglądając Nenie w źrenice, badając puls, bicie serca. - Kiedy ostatnio jadła? Próbowaliście ją poić? Ktoś ja uderzył? - jej dłonie krążyły po ciele driudki, szukając złamań, opuchnięć, wszystkiego, co niepokojące.

- Znacie się na leczeniu? - bardziej stwierdził niż spytał towarzysz Neny. - Gnali nas cały dzień, była wycieńczona. Nie bardzo mogłem jej pomóc.
- Znam - odpowiedziała Kesa krótko, siadając tak, aby zasłonić Nenę swoim ciałem. - Dajcie mi pracować. Potrzebuję się skupić.

Dotknęła skroni druidki, znieruchomiała i wślizgnęła się umysłem do jej ciała. Krew krążyła w tętnicach i żyłach powoli, rzadka, przezroczysta, pozbawiona niemal wszelkich substancji odżywczych. Serce pracowało ciężko, powoli , ale jednak rytmicznie. Płuca rozkurczały się jakby niechętnie, ale też równo. To dobrze rokowało, choć tlenu w krwi było niewiele . Poza ogólnym osłabieniem i odwodnieniem nie było żadnych urazów.

Poza krwiakiem w mózgu, oczywiście.

Był dość duży, niefortunnie umiejscowiony. I ciągle rósł. Powoli, ale nieubłaganie. Kesa załatała pęknięte naczynko, a potem- powoli - zaczęła rozpędzać krwiak. Mogła albo zmusić krew, aby wróciła do naczyń, albo stworzyć jej ujście na zewnątrz ciała. Po chwili namysłu zdecydowała się na drugie, szybsze rozwiązanie. Przecisnęła się przez cieńsze miejsce na spojeniu kości czaszki, tworząc niewielki otwór. Wymagało to dużej determinacji, kość nie poddawała się łatwo. Potem przecięła skórę od środka. Jaźń medyczki wróciła do środka jej ciała a spod palców Kesy przyciśniętych do skroni Neny pociekła wąska stróża krwi.
Kesa puściła wstrzymywany oddech. Jak zwykle miała wrażenie, że pracowała długie godziny, choć dla potencjalnego obserwatora wszystko trwało nie dłużej niż dwa mrugnięcia oka.

Odetchnęła głęboko, a potem zabrała się za zwykłe czynności, które tworzyły zasłonę dla jej prawdziwych umiejętności - nakładała zioła, kompresy, przesuwała dłońmi po ciele druidki. Odpoczywała. Obie odpoczywały.

Wszystko szło ku dobremu.

Nieznajomy patrzył z uwagą na to jak dziewczyna zajmuje się Neną.
- Zwą mnie Garou - zaczął. - Zajmuję się… zleceniami. Czymś, czego wasza profesja - spojrzał twardo na Bernarda - nie pochwala. W Denondowym Trudzie kończyłem właśnie ostatnią robotę, gdy całe miasto oszalało. Wyczuwałem coś od dłuższego czasu, coś wisiało w powietrzu. A tego dnia na rynku, podczas egzekucji wszystko osiągnęło punkt kulminacyjny. Sami uruchomiliście zapadnię, wiecie o czym mówię.
- Dlaczego mnie to nie dotknęło? - wzruszył ramionami. - Nie wiem… Wyczuwam pewne rzeczy. Na inne zaś jestem nieczuły.
- Wtedy, na placu, wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko niej - kiwnął głową na druidkę. - Spytacie co mnie to obchodzi?

Przez chwilę szukał słów. Zamyślił się.

- Mogłem odejść, lecz coś mnie wtedy tknęło. Ta emanacja nienawiści. Ot i cała historia.

W miarę, jak Cathil słuchała, ogarniała ją coraz większa rezygnacja. Teraz, gdy byli w miarę bezpieczni, gdy nie musiała walczyć o każdy krok, każdy oddech, zmęczenie i strach przygwoździły ją do ziemi.

- Podążają za nami - rzekła, przyciskając kolana do piersi i zwieszając głowę - Stalowooki i jego ludzie, do niedawna byli na naszym tropie.
- Tu nas nie znajdą… zbyt szybko - powiedział kat uspokajająco - Zresztą, tym razem mamy broń i świadomość, czym kończy się porażka. Więcej nas nie pokonają. - uśmiechnął się, usiłując nadać swoim zastygłym w gorzkim grymasie rysom nieco pogody. - Skoro odzyskaliście swoją przyjaciółkę… pora zastanowić się, co dalej. Ja… - rozejrzał się po otaczających go twarzach - Już wiem co uczynię. Ale wasza droga wiedzie zapewne gdzie indziej.
- Ja tylko chciałam ją znaleźć - szepnęła Cathil zza kurtyny rozczochranych włosów. Chciało jej się płakać. Do tej pory nie myślała za dużo, ale teraz wszystko uderzyło ją ze zdwojoną siła. To co przeszła, co ją spotkało, co… - Żeby była bezpieczna. Nie wiem, nie wiem co robić, gdzie iść.

Garou spojrzał prosto w oczy kata, jakby się z nim mierzył wzrokiem.

- Nie zostawię jej teraz… po tym wszystkim. Obawiam się, że… jak go nazwałaś? - rzucił w kierunku dziewczyny - Stalowooki… - zasmakował nazwy - Taaak… to do niego pasuje. Obawiam się, że Stalowooki nie odpuści. Miałem nadzieję, że zmylę trop ale ten szczwany lis nie dał się nabrać.

Podszedł do wyjścia, zlustrował kotlinę leżącą u stóp skały, po czym wrócił do pomieszczenia.

- Nie możemy się czuć bezpiecznie, póki idzie naszym śladem, lecz… - odwrócił się znowu do kata - Razem jesteśmy silniejsi.

Poklepał niziołka przyjacielsko po plecach.

- Nawet w tym malcu jest odwaga, która może zaimponować.

Stanął nad łowczynią i wyciągnął do niej rękę.

- Widziałem jak poradziłaś sobie tam na szlaku. Potrafisz walczyć o swoje. Razem damy sobie radę.

Cathil podniosła spojrzenie na mężczyznę. Pociągnęła nosem i przetarła oczy wierzchem dłoni. Obraz zamazał się lecz nie znikł. Przełknęła łzy, które z jakiegoś powodu cisnęły jej się pod powieki. Bardzo chciała mu wierzyć.

Włożyła swoją dłoń w jego większą i skinęła głową. Wiedziała, że niezależnie od tego jak będzie trudno, teraz już za nim pójdzie wszędzie.

- My… Nie mamy planu… Pomysłu… Nawet mapy! - sapnął Orin ze smutkiem spoglądając na nieprzytomną druidkę - Teraz, gdy… jesteśmy tu wszyscy… właśnie tu, właśnie my… Po prostu zastanawiam się... Tylu zdolnych, odważnych i silniejszych oddało już życie na tym… tym szlaku... Jakim cudem ja jeszcze żyję, kiedy Nena, Druidka... - wyraźnie zaakcentował to słowo lecz nie dokończył już zdania.

- Nena będzie żyła — zapewniła niziołka Kesa, podnosząc się na nogi. - Jest osłabiona, ale zioła pomogą. Teraz śpi. Wkrótce się obudzi. Wierzę w to głęboko.
- A wy?- rozejrzała się po towarzyszach - Cali jesteście?

Na surowej twarzy Garou odnotowała się wyraźna ulga a Kesa odczytała w niej jeszcze coś na kształt wdzięczności.
- Musi nabrać sił nim wyruszymy w dalszą drogę - stwierdził. - Nie ufam tutejszym. Pójdę się rozejrzeć i dam wam czas na podjęcie decyzji co do dalszych działań.

Rzucił jeszcze raz okiem na leżącą na posłaniu, równo oddychającą Nenę, po czym opuścił pomieszczenie.

- Gdyby ci ludzie chcieli coś nam zrobić… mieli nas w swojej mocy cały czas - Bernard pokręcił głową na podejrzliwe stwierdzenia mordercy do wynajęcia - Korzystajmy z tego podarowanego czasu w pełni. Lęk nie pozwala nam dobrze wypocząć; a mi oprócz zmęczenia nic nie dolega - postarał się tchnąć nieco ducha w towarzyszy i rozwiać ich obawy. Okaleczoną dłoń wciągnął głębiej w rękaw szaty; nie zamierzał gnębić uzdrowicielki tym ponurym obrazem, a i jego samego mierził ten widok, przywodząc wciąż świeże wspomnienia bólu i upokorzenia. Zresztą kikut goił się przyzwoicie i nie wymagał poważniejszych medycznych zabiegów. Mężczyzna nabrał powietrza w płuca i chwilę mocował się ze sobą, nim cicho powiedział:

- Zresztą, troszczcie się o siebie. Ja… ja tu zostanę, niezależnie od tego, co dalej ma się stać. Nie mam już sił, by wrócić na szlak. A teraz, z pomocą Garou i panienki Kesy… byłbym tylko dla was obciążeniem. Taka jest moja decyzja i wierzcie, nie przyszła mi ona łatwo… - zakończył, opuszczając głowę, by nikt nie widział emocji malujących się na jego doświadczonej przez los twarzy.

Kesa przeniosła spojrzenie na kata. Nie uszło jej uwadze, że chowa dłoń, ale nie dała tego po sobie poznać.

- Nie po to chyba los skrzyżował na powrót nasze drogi, a abyśmy się mieli zaraz rozdzielać, prawda? - spytała miękko.

- Skrzyżowania mogą prowadzić w różne strony - odpowiedział tylko smutno mężczyzna.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline