Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-10-2014, 11:57   #221
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Utworzone z F.leją i jak zawsze z GreKiem ;)

Gdyby ktokolwiek, choć przez krótką chwilę spojrzał na Orina, przeraziłby się nie na żarty. Bard wyglądał jakby zobaczył ducha. Wytrzeszczył oczy, krew odeszła mu z twarzy a zamarzła w kończynach, otwarł usta w skrajnym zdumieniu i o mały włos nie krzyknął. W następnej chwili już go nie było. Nie, nie zemdlał. To Cathil jak zawsze przytomniejsza od niego złapała go za frak i pociągnęła w dół na spotkanie z szorstką, wysłaną sosnowymi igłami i szyszkami ściółką. Nadal z otwartymi w szoku ustami, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku, wskazał w kierunku napotkanych osób.

Cathil przycisnęła palec do ust w desperackim, nerwowym geście. Chyba jednak dobrze rozumiała barda, sama wyglądała jakby chciała wrzeszczeć.

Orin nie kojarzył żadnego z przeciwników. Nie za bardzo zresztą miał jak się im przyjrzeć, wolał się nie wychylać by przez przypadek nie zdradzić własnej pozycji. Jedynie po wściekłym grymasie na twarzy łowczyni mógł zgadywać, że nie pierwszy raz się spotykają.

W końcu jego towarzyszka jakby podjęła decyzję, wyraźnie zacisnęła dłoń na rękojeści siekiery i uśmiechnęła się szeroko po czym dźgnęła niziołka delikatnie łokciem i pokazała przestrzeń przed małym orszakiem.
- Biegnij tam i obrzucaj Smardza kamieniami - syknęła cicho, prosto do ucha barda.
Dla Orina wskazanie co ma robić było niczym rozkaz. W tej jednej chwili musieli w pełni na sobie polegać. Ufał Cathil więc niemal natychmiast, niemal bez zastanowienia wstał i ruszył we wskazanym przez nią kierunku. Gdy tylko to zrobił, łowczyni wystrzeliła, jak z procy, szybko i cicho lecz w przeciwnym kierunku. Orin nie spoglądał już w jej stronę, tylko skupił się na czterech sylwetkach podążających drogą.
- Hej wy! Coście za jedni?! - wykrzyknął co sił w płucach zaraz po pojawieniu się na drodze i według zaleceń Cathil zaczął kierować się w przeciwnym kierunku co ona.
Miał za zadanie odwrócić uwagę, a przynajmniej tak zrozumiał intencje łowczyni, toteż starał się jak najlepiej potrafił skupić na sobie przeciwników i dać im do zrozumienia, że wcale się ich nie boi.
- Kogo to prowadzicie?! - krzyknął po raz drugi już po przecięciu kierunku marszu grupki.
Przygotował kamień do rzutu starając się zrobić to tak, by tamci dostrzegli, że jest uzbrojony. W głowie mu szumiało, dłonie mrowiły a serce waliło niczym przeklęty dzwon chcący się wyrwać z jego klatki piersiowej.

Nagłe pojawienie się niziołka na drodze, ten tylko efekt przyniosło, że mężczyzna trzymający więźniów na uwięzi, puścił liny, pchnął związanych do przodu, powodując, że nagłym szarpnięciem upadli na kamieniste podłoże, tuż prawie u stóp malca, po czym wysunął miecz z pochwy i zakrwawionym okiem potoczył wokół.

Nie widząc jednak nadchodzącego niebezpieczeństwa, splunął tylko gęstą plwociną i zaklął pod nosem.
- Z drogi kurduplu, bo cię...
Orin nie zdążył usłyszeć co stanie się jak nie usunie się z drogi, bo w tym momencie drugi kompan zbrojnego krzyknął a z chaszczy wyskoczyła Cathil w długich susach zbliżając się do niego z uniesioną siekierą. W następnych chwilach wiele rzeczy wydarzyło się naraz. Ostrze poleciało w dół, lecz zbir widząc biegnącą zdążył już wyciągnąć miecz i sparować uderzenie. Kopnięciem chciał powalić dziewczynę, lecz stawiając ciężar ciała na chorej nodze stęknął głośno i zdołał ją tylko odepchnąć od siebie.

Wściekła łowczyni szybko oceniwszy sytuację, wykorzystała słabość przeciwnika i kopnęła mężczyznę w ranną goleń, zasłaniając się przy tym przed ewentualnym ciosem miecza.

Niziołek natomiast po odruchowym odskoku od lecących w jego stronę ciał zrobił parę kroków w tył i wyszarpnął zręcznie procę. Miał nadzieję, że ranny w twarz zbir tego nie dostrzeże, i że już w następnej chwili będzie mógł posłać w jego stronę pierwszy pocisk. W duchu tylko modlił się by strzał okazał się celny.

Cios wyprowadzony przez dziewczynę trafił kulawca w kostkę. Cathil włożyła w kopnięcie sporo siły i poczuła ból promieniujący od nogi do bioder. Mężczyzna jednak zachwiał się. Nogi ugięły mu się w kolanach, na które upadł ciężko podpierając się odruchowo bronią, która ze zgrzytem wbiła się w kamienistą ziemię.

Pocisk nałożony przez niziołka poszybował w kierunku zbrojnego i trafił go w policzek zaznaczając czerwoną, krwawą bruzdą swą drogę. Zbir wrzasnął rozdzierająco. Dotknął lewą dłonią świeżej rany i z szaleństwem w oczach, unosząc ostrze rzucił się w kierunku bezczelnego procarza.

Cathil usłyszała wrzask, wiedziała, że bard będzie potrzebował pomocy, musiała jednak wykorzystać szansę. Kopnęła ponownie, celując wysoko, by przewrócić męża na ziemię.

Przerażony niziołek zrobił wielkie oczy i począwszy się raptownie cofać przed szarżującym zbirem, wyciągnął przed siebie dłoń w prostym geście mówiącym tyle co:
- Przepraszam! Celowałem w nią! - wskazał palcem Cathil. Potrzebował chociaż chwili. Chwili, w której dwa razy większy od niego drab zawaha się i da Orinowi szansę na…
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
Stary 30-10-2014, 09:39   #222
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
...śmiertelny cios, jeśli trafi w odpowiednie miejsce. Kopnięcie wyprowadzone z niewygodnej pozycji przez wątłą dziewczynę trafiło draba tuż nad uchem. Stęknął oszołomiony padając twarzą w zwiędłe liście, puszczając głownię wbitego w ziemię miecza. Próbował się podnieść, lecz szło mu niesprawnie.
Cathil opuściła siekierę na jego kark i rozejrzała się za kolejnym celem.
Protesty niziołka nijak nie robiły na szarżującym wrażenia. Albo przejrzał jego słabą grę aktorską, albo co bardziej prawdopodobne, wogóle nie zwrócił uwagę na to co malec mówi. Orin z przerażeniem obserwował jak zbliża się jego nieuchronny koniec. Ostrze miecza zaczęło zniżać swój lot. Wyciągniętą ręką zasłonił się od zbliżającego się cięcia. W ostatniej chwili ostrze nagle straciło swój impet i tuż obok rozdziawionej gęby barda poleciało w krzaki, prawie obcinając mu ucho. Zbrojny natomiast upadł tuż u jego stóp. Dopiero po chwili Sorley zdał sobie sprawę, że życie zawdzięczał nieznajomemu podążającemu z Neną, który tak splątał nogi napastnika swoimi, że ten runął jak długi.
Siekiera opadła z mlaskiem wbijając się w podstawę czaszki. Nie krzyknął nawet. Zwiotczał a z wnętrza rozłupanej głowy wylała się bura substancja, która jeszcze nie tak dawno była mózgiem. Szarpnęła za trzonek, lecz zakleszczył się wewnątrz.
Orin wskoczył na leżącego. Ten chciał sięgnąć do tyłu ręką, lecz nie zdołał pochwycić malca. Próbował wstać, lecz nogi ciągle miał splątane przez skrępowanego sznurami nieznajomego. Wysiłki niziołka były jednak daremne, gdy przetoczył się na bok strącając go ze swoich pleców.
Ogłuszony nieco przez szarpaninę Orin próbował coś dostrzec przez podrażnione piachem oczy. Nieopodal zamigotała mu znajoma sylwetka.
- Cathil! - zdołał jedynie wykrzyknąć nim szamotający się drab palnął go na odlew ramieniem.
Łowczyni nie krzyknęła, nie wydała z siebie żadnego dźwięku, nie dała znaku, że usłyszała, że pójdzie na pomoc. Wyszarpnęła siekierę z jej wilgotnego więzienia i bez chwili wahania rzuciła się na drugiego z przeciwników. Zawsze uważała, że czyny ważniejsze są od słów.
W kilku susach była przy walczących i unosiła siekierę, by po raz kolejny tego dnia usłyszeć jej śpiew. Miło, że ten był do niej tyłem, zajęty maltretowaniem Orina. To ułatwiało sprawę.
Raz jeszcze ostrze spadło w dół, brzęknęło napotkawszy stalowe pierścienie kolczugi. Kilka ogniw prysnęło, Smardz stęknął, lecz ubranie spełniło swoją funkcję zatrzymując śmiertelny cios. Cathil wzniosła broń ponownie. Poprawiła. Tym razem wyżej. Tym razem chrupnął przecięty krąg szyjny. Zwiadowca całym swym ciężarem przygniótł niziołka. Z otwartej tętnicy chlusnęła krew. Zapadła cisza przerywana tylko szybkim oddechem dziewczyny.
- Aaaa! - jęk obrzydzenia wymieszany z lękiem wyrwał się z ust Orinowi, który próbował strącić z siebie martwego przeciwnika. W końcu się mu to udało wyprostował się i zachwiał. - Nena! - rzucił jakby nigdy nic do przyjaciółki po czym kulturalnie odwrócił się i zwymiotował.
Nerwy dopadły i Łowczynię. Do tej chwili unosiła się na fali gniewu, strachu i determinacji. Teraz ledwo trzymała sie na nogach. Przełknęła ślinę i spróbowała uspokoić oddech, wyszarpnęła siekierę i zrobiła kilka kroków do tyłu, nie rozumiejąc do końca tego co widzi. Tyle krwi. I to ona uczyniła. Zabiła Smardza. Przetarła twarz wierzchem dłoni. Jej odwrót coś zatrzymało. Odwróciła się i od razu uklękla przy spętanym mężczyźnie. Blizna na jego twarzy działała dziwnie hipnotycznie. Trudno było od niej oderwać wzrok. Jeszcze raz przetarła twarz i pochyliła się nad więzami. Palce jej się trzęsły. Trzeba było go uwolnić. Miała nadzieję, że jeżeli go uwolni będzie mogła wreszcie na kimś polegać.



Mężczyzna patrzył na nią cierpliwie jak odplątywała więzy. Gdy ostatni sznur opadł złapał ją silnie dłonią za przedramię i spojrzał prosto w oczy. Jego wzrok był przenikliwy, jakby sondował jej umysł. Blizna przebiegająca przez prawe oko szpeciła jego twarz i przyciągała uwagę. Zdawała się żyć swoim własnym życiem. Nadawała mężczyźnie surowości. Nie wytrzymała spojrzenia.
- Dobra robota - rzekł zwalniając uścisk i podnosząc się z ziemi. - Jestem ci coś winien. Wam... - poprawił się spoglądając na wymiotującego niziołka.
Podszedł do leżącej ciągle Neny i odwrócił ją na plecy. Była blada i nieprzytomna. Na głowie wykwitł jej wielki guz.
- Zwą mnie Garou. Zaskoczyli nas w przesmyku.
Podszedł do martwego Smardza. Jednym kopnięciem przewrócił go na plecy. Sięgnął do pasa i odpiął nóż.
- Jednego udało mi się wykończyć, ale tamten pozbawił mnie przytomności - wskazał na pierwszego z zabitych. - Nena chyba spłoszyła konie...
Wrócił do nieprzytomnej i jednym ruchem rozciął krępujące ją więzy.
- Znajdźmy jakieś spokojne miejsce na obóz.
Łowczyni skinęła głową i wstała. Bez słowa zaczęła przeszukiwać trupy w poszukiwaniu wszystkiego co mogło okazać się przydatne. Zdarła z nich płaszcze, zbroje, zabrała broń, pieniądze i co tylko znalazła.
- Nena! - powtórzył za nowym sprzymierzeńcem niziołek. Przetarł wierzchem dłoni usta i pokuśtykał obolały do pozbawionej świadomości druidki. - Co jej jest? - zapytał zerkając na zmianę to na przyjaciółkę to na Garou. Widać było, że na usta ciśnie się mu o wiele więcej pytań lecz te musiały póki co poczekać.
- Prowadzili nas od bladego świtu. Była wykończona. Uderzyła się w głowę upadając - stwierdził oczywistość mężczyzna. - Chciałbym być dobrej myśli. Jeśli nie odzyska przytomności w ciągu najbliższych godzin, trzeba będzie nam znachora.
Cathil, obarczona łupem stanęła przy towarzyszach i spojrzała z niepokojem na Nenę. Rzeczywiście, druidka nie wyglądala najlepiej. Łowczyni złożyła ściągnięte z trupów zbroje przed towarzyszami, także broń dorzuciła do kupy, sobie zabierając jedynie nóż i skrzętnie chowając kosztowności za pazuchę. Z wielkim bólem serca przykryła nieprzytomną płaszczem. To był dobry płaszcz. Kudłata z chęcią zachowałaby go dla siebie.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 30-10-2014 o 09:41.
F.leja jest offline  
Stary 31-10-2014, 23:54   #223
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kesa przystanęła, lekko zdyszana po szybkim marszu. Rozejrzała sie dookoła. Miasto, wykute w skale. na skałach. Skalne miasto. Na pierwszy rzut oka wyglądało na opuszczone, ale pewności nigdy nie można było mieć.

- Halo? - zawołała.
Echo rozbiło się po skałach i wróciło zwielokrotnione. Miasto, jeśli to było miasto, wyglądało na wymarłe.

Kesa westchnęła, ciało protestowała przeciwko dalszemu wysiłkowi, ale wytłumaczyła sobie, ze ruch świetnie jej robi, mięśnie potrzebują ćwiczeń, żeby dojść do pełnej sprawności. Poza tym głód coraz wyraźniej dawał znać o sobie. Zaczęła wspinać się w górę, w stronę przejścia, gdzie zniknęła postać.
Droga prowadziła przez opustoszały plac a potem po wytartych kamiennych stopniach, które musiały znieść kroki wielu setek jeśli nie tysięcy stóp. Teraz pokrywał je kamienny pył, w którym odznaczały się ślady bosych stóp. Pośliznęła się na jednym z nich i spojrzała w dół. Pionowa niemal ściana, po której wiły się schody, była bardzo zdradliwa i niebezpieczna. Mijała kilka otworów, w których znajdowała opuszczone pomieszczenia mieszkalne, wykute wprost w skale.

W końcu dotarła do tego, w którym zniknęła postać za którą podążała. Już od progu wyczuła ulotny zapach palonych gałęzi i jakiejś bliżej nieokreślonej potrawy. Poczuła wzmożony głód, który zaatakował z podwójną siłą.

Wnętrze, które ukazało się jej oczom, nie różniło się wyglądem od pozostałych, poza jedną, dość istotną rzeczą. Wyglądało na zamieszkane. Różne przedmioty codziennego użytku leżały na kamiennych półkach, u powały zwisały zasuszone zioła. Przy palenisku, odwrócona tyłem do niej stała starsza kobieta.

Dziewczyna przystanęła, aby wyrównać oddech.
- Witajcie - powiedziała cicho. Przepełniało ja dziwne przeczucie, ze dotarła do właściwego miejsca. Choć nie wiedziała, gdzie jest. - Jestem Kesa, medyczka.
Kobieta drgnęła.
- A więc to prawda - odrzekła cicho, do siebie, po czym odwróciła się w kierunku Kesy.

Miała na oko czterdzieści parę lat i łagodną twarz, na której gościł nieśmiały uśmiech.

- Usiądź dziecko - wskazała ręką kamienną ławę przykrytą skórą. - Musisz być głodna. Zwą mnie Maray, Gasnąca Gwiazda.
Kesa podziękowała skinieniem głowy i weszła głębiej do izby.
- Wiedziałaś, że przyjdę - stwierdziła. - Skąd? Kto ci powiedział? Potrzebuję pomocy, nie dla siebie, Irga.. moi towarzysze.. mogą ciągle żyć. Pójdziesz ze mną? Nie mamy wiele czasu.

Maray spojrzała na nią bacznie. Wystrzelone z dużą szybkością pytania skonsternowały ją trochę.

- Co się stało? Kto potrzebuje pomocy? Opowiedz mi wszystko dokładnie.
Kesa potrząsnęła głową, zrezygnowana. Jak miała dokładnie opisać, wszystko to, co ją spotkało? Sama nie rozróżniała, które z ostatnich wydarzeń były realne, a które tylko się jej przyśniły. Starucha żyła jeszcze , ale kto wie, ile czasu jej pozostało...

- Zwą ją Irga, jest szeptunką. Przeszłyśmy na druga stronę, za Zasłonę. Ja wróciłam, ona.. połowicznie. Skoro wiedziałaś, że przyjdę.. - brakowało jej słów, szukała ich gorączkowo - wierzę, ufam, że wiesz.. znasz kogoś, kto i ją sprowadzi.
- Chodźmy
- powtórzyła nagląco. - Pamiętam drogę, oznaczyłam wejście do załomu, gdzie leżą. Chodźmy. Może nie jest za późno.

Twarz kobiety ponownie złagodniała i zagościł na niej smutek.
- Irga, twoja towarzyszka, ona... Nie należy już do tego świata - sięgnęła po chochlę i nalała z kotła w glinianą miskę. Smakowity zapach rozniósł się po pomieszczeniu. - Nie możemy zrobić nic by ją tutaj sprowadzić. Jeśli Rozmawiający ze Zmarłymi jest z nią... - urwała podstawiwszy misę na skraj kamiennej ławy. - Pozostaje nam mieć nadzieję, że uda im się wrócić.

Usiadła zachęcając ją gestem do spróbowania potrawy.
- Tak... - powiedziała Kesa powoli. Zapach strawy kusił, hipnotyzował - Był z nią... Też sądziłam, że to jej wybór. Węże ich pilnują, nie pozwalają podejść.
Sięgnęła po naczynie, nabrała nieco i spróbowała. Miała wrażenie, że nigdy wcześniej nie jadła nic tak smacznego. Miała ochotę przechylić misę i wypić wszystko duszkiem, ale rozsądek i doświadczenie zwyciężyły. Jadła bardzo powoli, niewielkimi kęsami.
- Bardzo dziękuję. Znakomite. - powiedziała w końcu, oddając naczynie.

- A teraz – kobieta spojrzała z nieśmiałym uśmiechem - opowiesz mi co się stało ze szczegółami?
- Nie powiedziałaś mi jeszcze, skąd wiedziałaś, że przybędę...
- zaprotestowała.

- Apis - gospodyni krzyknęła w głąb mieszkania. Z drugiego pomieszczenia wyszedł ku nim starszy, szczupły mężczyzna drobnej postury.

- Apis - przedstawił się. - Pomagałem Dhintay'ka przenieść wasze ciała do groty po przejściu.

Spojrzała, zdziwiona.
- Kesa z Imarii. Widzieliście, że przechodzimy.. ja nie miałam pojęcia. Irga też pewnie wiedziała, ale nie powiedziała. Mało mówi, a jeśli już to zagadkami. Mam wrażenie, że ciągle mnie sprawdza, egzaminuje, i jest niezadowolona, bo co bym nie robiła to i tak nie przechodzę jej prób i nie potrafię sprostać wymaganiom.
Milczała przez chwilę , porządkując myśli.
- Szukałyśmy naszej znajomej, Neny, i mężczyzny z blizną. - powiedziała, i dopiero wtedy uświadomiła sobie, ze to wcale nie jest początek jej historii. Cofnęła się więc myślami, i opowiedziała o wilkach, dzwonie, dzikusce, kacie...

Opowieść płynęła niespiesznie. Maray i Apis słuchali
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 02-11-2014, 19:33   #224
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Odrzuć ograniczenia…
Ściana drewnianej chaty była miękka i rozedrgana pod jej ręką. Czerwone ślady, które na jej twarzy zostawiły cierniste krzewy i gałęzie nie bolały tak jak powinny boleć. Serce biło mocno i równo, gdy zaciskała dłoń na framudze okna, przyglądając się sylwetce Wilka nachylonej nad nieprzytomnym mężczyzną. Czuła jego zapach. Czuła jego obecność, jak odbijające się w uszach bzyczenie insekta - natrętne, natarczywe, niemożliwe do zignorowania. Czuła echo gniewu i pogardy chłodem pełznące po skórze, intensywne jak niesiony wiatrem odór znad trupich jam.

Zastanawiała się czy go nienawidzi.

Patrzyła jak podnosi z klepiska przywiązanego do krzesła mężczyznę. Powrozy wrzynające się w ciało, głowa zwisająca bezwładnie na piersi, opuchnięte usta, złamany, krwawiący nos. Znała go. Weld.

Znała jego żonę.
Znała jego dzieci.
Pamiętała.
Poczęstunek. Chleb jeszcze ciepły w jej dłoni.
Zyczliwość. Gościnę.
Pamiętała, choć tak bardzo zajęta była wtedy splataniem Wilczego nieszczęścia.

Smutek szarpnął ją za serce, bo skoro Weld był tutaj, nie było go pod drugiej stronie Zasłony. Nie było go tam, dokąd wróciła Brzoza. Umarł i teraz Wilk zabijał go ponownie.

- Gdzie oni są? - warczał, unosząc pięść do kolejnego ciosu.
- Coś z nimi zrobił? - cedził zimno, gdy jego pięść kruszyła zęby związanego chłopa.

Pod jej palcami słoje na drewnie splatały się na kształt pajęczyn i warkoczy, strzępy kory przypominały śliskie, rybie łuski. Okiennice drżały niecierpliwie tracąc kształt, spływając ku ziemi jak ciepły wosk. W korzeniach drzew pełzały węże. Wśliznęła się do środka przez otwarte okno. Wplecione w jej warkocz ozdoby z drewna i kości zagrzechotały, rozdzwoniły się srebrzyście. Wilk szykował się do kolejnego ciosu.

- Nie waż się - zasyczała.

Pięść uniesiona do ciosu zawisła w powietrzu nie dochodząc celu. Wilk odwrócił twarz w stronę kobiety. Uśmiechnął się i spod bladych warg ukazały się wilcze kły. Błysnęło groźnie oko.

- Czego chcesz? - szczeknął. - Skąd się tutaj wzięłaś?

- Zbłądzić musiałam - odpowiedziała mu powoli, z zimnym namysłem, z udawaną pogardą i prawdziwym gniewem. Zamknęła palce wokół strzępu rzemienia. - Zbłądzić musiałam - powtórzyła - skoro zamiast mężczyzny o sercu ze stali znalazłam li tylko dzikie zwierzę.

Zawarczał iście zwierzęco, podwinął wargi szczerząc ostre zęby. Gdy rzucił się ku niej, zdążyła odskoczyć, zastawić się ciężką ławą. Popatrzył na nią wściekle.

- Co wiesz? Po coś przyszła?

Oblizała wyschnięte usta, zaciskając palce na rzemieniu oderwanym od jego buta. Strzęp garbowanej skóry pulsował w jej dłoni - napęczniały jak tłusta larwa echem emocji, magią i słowami splatającymi temu mężczyźnie zły los. Szkoda było jego siły, pomyślała. Szkoda jego gniewu i oczu jak okruchy lodu. Jednak gdy patrzyła na niego w uszach dzwonił jej krzyk płonących żywcem dzieci. Z jego woli i jego rozkazu. Z jego powodu. Tego nie potrafiła wybaczyć: tych małych śmierci, które nie miały się wydarzyć, które miały nadejść dopiero wiele lat później.

Podź, podź… kochanie…

Zanuciła mu cicho, jadowicie. I mogłaby przysiąc, że nawet teraz kolejne słowa wychodziły z jej ust w trzasku ognia wgryzającego się w żywe ciało.

Świat jest zły i czeka cię udręka
Wiem gdzie leży krain moc
Gdzie się w dzień przemienia noc

Cztery i dwie dusze. W to wierzyła Irga i to było prawdą jej ludu. Krew. Oczy. Serce. Mózg. Nie wszystkie odchodzą tak samo, nie wszystkie znikają tak samo. Oddech i cień. Henki i varjo. One czasem nie odchodziły nigdy.

Więc niech przyjdą.
Jeśli nie odeszły jeszcze - niech przyjdą.
Niech przyjdą i domkną Wilczy los.

Weld poruszył się nieznacznie krześle. Popiół pokrył klepisko jak szron.

Cofnęła się, umknęła poza zasięg jego ramion, gdy chwycił za nieheblowane drewno i odrzucił ławę na bok.

- Drwisz sobie ze mnie? - Pod napiętą skórą jego twarzy przesuwał się kształt wilczego pyska.

- Wojownik bez miecza - wygięła wargi w krzywym, nieładnym uśmieszku. - Dowódca bez ludzi. Pytający bez odpowiedzi. Jesteś sam. Nie masz nic. Nie. Nie godzi się drwić ze słabego.

Prawie jej się udało.

Chciała, żeby stracił panowanie nad sobą, żeby furia go zaślepiła, żeby zrzucił ludzką skórę i - przynajmniej tu i teraz - stał się tym kim był naprawdę i kim ona go widziała. Wilkiem w przebraniu. Dopóki będzie ślepy, ona będzie miała przewagę. Dopóki będzie wściekły, skupi się tylko na niej. Nie na Weldzie, nie na otoczeniu, które przybierało w jej oczach coraz bardziej groteskowy i niezrozumiały kształt.

Nie odskoczyła, gdy kolejny raz skoczył ku niej. Uderzyła głową o rozmiękłą jak mech ścianę i gdy zaciskał ręce na jej gardle, docisnęła dłonią rzemień do jego twarzy.
Odrzuć ograniczenia…
- Po dziesięciokroć, Synu Wilka - wyharczała, powtarzając słowa swojej klątwy. Pod jej palcami rzemień poruszył się jak wąż, zatrzepotał jak przestraszony ptak. - Po dziesięciokroć wróci do ciebie moja krzywda. Po dziecięciokroć los ci odpłaci krwią i pogardą.

Wrzasnął. Krew spłynęła po jego twarzy, gdy rzemień wgryzał się w jego skórę, wnikał tam, gdzie krył się wilczy kształt jego serca. Uderzył ją, aż się zatoczyła i upadła.

- Po dziesięciokroć upadniesz, bo taki los dla ciebie splatam.

Podniosła się z ziemi. Przesłonięte bielmem oko zalśniło w półcieniu jak księżycowy kamień. Magia przepływała przez nią jak woda przez sito.

- Pomrze twoja duma - dopowadała suchym jak stara kość głosem. - Pomrze twoja siła. A potem - umrzesz ty. Raz po raz. Raz za razem.

- Nie z twojej ręki, głupia suko - zawarczał, gdy pod jego twarzą kotwica jej magii rozrastała się jak bluszcz.

- Nie. Nie z mojej. Czujesz? Oni przyszli.

Gdzieś za jego plecami coś poruszyło się, skrzypnęło krzesło, do którego przywiązany był Weld. Popiół tańczył w powietrzu jak śnieg. Nie potrafiła ich zobaczyć. Nie wszystkich. Cienie, szepty, zapach niesiony niewyczuwalnym wiatrem, sięgający kości chłód, którego nie wypędzi ani ciepło ogniska, ani ciepło drugiego ciała. Słoje na drewnie, układające się w zamazane kontury twarzy, kształty sylwetek dostrzegane kątem oka. Dotyk lekki jak oddech i ostry jak brzytwa. Echa krzyków i próśb. Smród potu, strachu i krwi.

Nie, nie potrafiła ich zobaczyć.
To nie byli jej zmarli.
Wszyscy należeli do Wilka.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 03-11-2014, 17:16   #225
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację

Kesa.

W miarę jak płynęły słowa Kesa przeżywała na nowo wydarzenia ostatnich miesięcy. Przypomniała sobie wspólny cel, który złączył ich drużynę na tak krótki czas. Swoje odejście i ponowne spotkanie w Denondowym Trudzie. Wszystko to było zadziwiające. Jakby cały świat sprzymierzył się przeciwko nim.

Zasłuchane twarze Apisa i Maray pomagały snuciu opowieści. Nie przerywali. Przytakiwali. Widziała w ich oczach zaciekawienie i zdumienie.

Ciepły posiłek, ogień w kominku sprawił, że naszła ją senność. Od dłuższego czasu poczuła się nareszcie bezpieczna. Obecność innych osób, które budziły sympatię i wydawały się być jej przyjazne działała kojąco. Pobyt za Zasłoną odcisnął na niej swe piętno. Potrzebowała chwili spokoju, regeneracji. Jej organizm, umysł musiał odetchnąć.

Skorzystała z gościny i zapadła w mocny, uzdrawiający sen.


Bernard.



Arnuk prowadził ich krętymi korytarzami skalnymi i Bernard wkrótce stracił orientację o ile wogóle ją wcześniej miał. Zdał się na mężczyznę i szybko odzyskał spokój i złudne wrażenie bezpieczeństwa, które utracił po opuszczeniu Denondowego Trudu. Przewodnik szedł przodem, dostosowując swoje tempo marszu do kroczącego za nim kata. Pochód zamykał jego towarzysz, milczący i ponury Urunk hei.

Szybko przestał zwracać uwagę na otoczenie i zapamiętać układ ścieżek, które przemierzali. Skupił się więc na idącym przed nim. Człowiek pokonywał wzniesienia i kamienne przeszkody z lekkością i pewnością wskazującą, że przemierzał je nie raz. Kij, który miał ze sobą, co ze zdumieniem zauważył Bernard, nie służył mu wcale do podpierania się, lecz niósł go w dłoni. Ten zbędny, zdaniem kata balast, zwrócił więc jego szczególną uwagę. Nie był to zwykły kij, wystrugany z gałęzi drzewa. Był nienaturalnie wręcz prosty i jak zauważył, pusty w środku. Jego uwagę przykuła też skórzana sakwa przytroczona do boku mężczyzny, z której wystawały pierzaste, niewielkie lotki, podobne do tych jakie widywał nie raz na strzałach. Lecz sakwa nie mogła pomieścić strzały, bo była zbyt mała. Co do tego miał pewność.

Przerwał rozważania, gdy ściany rozstąpiły się i weszli w szerszą kotlinę, w której ścianach jak się okazało po chwili, wydrążono sztuczne groty, zamienione później na mieszkania. Urunk hei odłączył od nich a Arnuk poprowadził go wprost do jednej z takich grot. Już z daleka doleciał ich smakowity zapach jadła.


Cathil, Orin.


Zagrożenie nadeszło niespodziewanie. W jednej chwili siedzieli w grocie z nieprzytomną Neną, w drugiej usłyszeli zdławiony krzyk Garou stojącego na straży, zamieszanie na zewnątrz a po chwili poczuli piekące ukąszenia pierzastych wysłańców, jakby rój jadowitych os wleciał do środka. Świat zawirował, by rozmyć się w niewyraźną plamę.

***

Poddali się woli nieznajomego. Poszli za nim. Uradowani tym, że w końcu znaleźli sojusznika. Garou przerzucił sobie nieprzytomną przez plecy, jak młode jagnię i ruszył pewnym krokiem, nie oglądając się za siebie. Jego pewność i siła dodawały otuchy i przyszła im nieśmiała myśl do głowy, że to być może koniec ich niepowodzeń i złych przygód.

Jednocześnie blada twarz Neny napawała ich niepokojem o jej zdrowie. Z tymi mieszanymi uczuciami dotarli do niewielkiej, suchej groty, którą pobliźniony uznał za właściwe miejsce na nocleg. Ułożył dziewczynę ostrożnie na glebie, podkładając jej pod głowę płaszcz, po czym zaoferował, że sam pierwszy stanie na zewnątrz na straży.



Wszyscy prócz Irgi.

Niezwykłe spotkanie w kamiennym mieście było zaskoczeniem dla nich wszystkich. Było tu wiele opuszczonych mieszkań. Obywatele miasta byli starzy a najmłodszą z nich była Maray, Gasnąca Gwiazda. W ich postawie widać było jakiś nieodgadniony smutek. Zaoferowali przybyłym jeden z wolnych lokali, przestronny trzyizbowy z kuchnią i jadalnią. Pozostawili ich samych sobie, dając im czas ochłonąć, odpocząć i dojść do siebie.

Przyprowadzeni Cathil, Orin i Garou wkrótce wybudzili się z narkotycznego snu. Tubylcy przeprosili ich za zajście w grocie i wycofali się. Nena była ciągle nieprzytomna i blada. Wydawali się niepilnowani a otaczający ich ludzie życzliwi.


Irga.

Popiół zawirował wokół Wilka.. Otoczył go szarą chmurą i opadł.
Jego oblicze groźne dotąd wyrażało trwogę. Powietrze stęchło od smrodu strachu. Twarz mu zszarzała, przybierając kolor popiołu zalegającego klepisko kilkucentymetrową warstwą.

Irga ich nie widziała, lecz widziała przerażenie pełznące ku wilkowi, widziała jak trwożliwie rozglądał się wokół, cofał ku ścianie, jak jego suche, sine usta szeptały z niedowierzaniem.

- Nie, nie... to nie możliwe... odejdźcie... To niemożliwe... Nie...

W końcu ściana zagrodziła mu drogę, wtulił się w nią. Nagły chłód zmroził izbę. Pajęczyna lodu oplotła miejsce gdzie stał Wilk. Z ust buchnął mu kłąb pary. Mróz ścisnął ścianę, która zawyła z bólu. Twarz mężczyzny stężała.

- Nieeeeeee!

Ostatni krzyk opuścił jego płuca nim szara skóra pomarszczyła się, jakby nagle wyparowała z niego wilgoć, po czym cała postać Wilka rozpadła się w popiół, który opadł mieszając się z tym już zalegającym klepisko. Niesamowity wizg rozległ się w chacie, ściany nabrzmiały od niego pęczniejąc od środka, następnie uleciał przez szpary w okiennicach i nastała głęboka cisza dzwoniąca w uszach.

Irga stała, wpatrzona szeroko rozwartymi oczami w niecodzienne przedstawienie. Po postaci Wilka pozostało jedynie wgniecenie w miękkiej ścianie i kupka popiołu. Pajęczyna mrozu poczęła stopniowo puszczać. Weld stęknął. Przebudził się i otworzył podpuchnięte oczy. Łypnął na Szeptunkę, powiódł wzrokiem po chałupie.

Nagle popiół obok dziewczyny wzbił się w górę mimo zamkniętych drzwi i okien, jakby uniósł go niespodziewany powiew wiatru. Temperatura wokól niej spadła gwałtownie. Zobaczyła swój oddech. Nie widziała nic, lecz wyczuwała czyjąś obecność. Ktoś, coś się jej przyglądało z zaciekawieniem. W głowie, nie wiedzieć czemu, usłyszała melodię kołysanki. Melodię przepełnioną bólem tak wielkim, że łzy potoczyły się po jej policzkach rzeźbiąc drogę w popiele oblepiającym jej skórę. Jak długo trwała w takim stuporze? Nie była w stanie ocenić. Dość, że nagle powietrze trzasło i pośrodku izby pojawiła się czerń - rozdarcie w Zasłonie. Chłód zelżał a melodia ucichła. Weld patrzył oniemiały.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 22-11-2014, 12:43   #226
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[MEDIA]http://fc08.deviantart.net/fs31/i/2008/195/9/1/Rock_City_by_Dr4kon.jpg[/MEDIA]

Cathil wcisnęła się w kąt izby i wielkimi, pełnymi strachu oczyma chłonęła otoczenie. Najsubtelniejszy ruch przykuwał jej spojrzenie, najcichszy dźwięk sprawiał, że przechylała głowę by słuchać. Jej brwi ściągnięte były na czole w gniewny łuk, ale to niepewność dominowała w jej postawie. Niepewność, która pod wieloma względami była groźniejsza od gniewu.

Niziołek za to, zaraz po przebudzeniu, gdy tylko dotarło do niego z kim przyszło im się spotkać, ucieszył się wręcz nad miarę. Nie zapomniał oczywiście o zagrożeniu jakim mimo wszystko jawili się mu mieszkańcy tego dziwnego co najmniej miejsca, lecz radość ze spotkania przezwyciężyła strach.., Szybko zrzucił na Kesę grad pytań dotyczących oczywiście tego, jak to możliwe, że się tu znalazła. Następnie orientując się, że popełnia małą gafę, jako że nie wszyscy w pomieszczeniu się znali, zaczął przedstawiać Kesę, Bernarda i Garou sobie nawzajem. Ucieszył się rzecz jasna obecności kata, bardziej jednak zaaferował go stan Neny. Właśnie tego dotyczyła kolejna fala pytań zadawanych Kesie. Kilka razy spojrzał także w stronę tajemniczego i niewiele mówiącego Garou. Ich spojrzenia skrzyżowały się. Tak. Oboje wiedzieli, że w końcu człowiek z blizną, będzie musiał powiedzieć o sobie więcej niż do tej pory...

Garou był milczący i niepytany nieszczególnie miał ochotę nawiązywać rozmowę. Pierwsze co zrobił, to sprawdził obecność broni. Stwierdziwszy, że nóż jest na miejscu, rozluźnił się. Rozejrzał się po lokum, sprawdził czy ktoś ich pilnuje a następne co zrobił to podszedł do Neny. Ciągle była nieprzytomna a to najwyraźniej martwiło go bardzo.
- Chyba będziemy musieli poprosić tubylców o pomoc - burknął. - Pewnie mają jakiegoś znachora.

Kat spojrzał ciężko na mężczyznę z blizną i oparł się o chłodną ścianę jaskini.
- Na ciało znachor by się nam wszystkim przydał. Na duszę zaś słowo wyjaśnienia - zauważył, mając na względzie stan swój i towarzyszy - Ale nie ma go tu. Ty zaś jesteś. Może to pora, byś powiedział, czemu tu się znaleźliśmy…?

Pobliźniony wzruszył ramionami.

- Nie znam tego miejsca i nie jestem tutaj z własnej woli. Zaskoczyli mnie… nas - spojrzał na wtuloną w ścianę Cathil - Użyli chyba jakiejś trucizny. Tyle wiem, a ty? Kacie? - podkreślił ostatnie słowo.

Łowczyni
wbiła niepewne spojrzenie w człowieka z blizną i nie spuszczała z niego oka.

Bernard uniósł zmęczone oczy na nieznajomego i odpowiedział powoli:

- Dostałem się tu tak samo tajemniczo jak ty… zbiegu. Nie o to mi chodziło - westchnął gorzko i wskazał Nenę - Każdy z nas nosi w sobie kawałek historii, który jest z nią związany. Swój znam. Waszego - powiódł wzrokiem po Cathil, Kesie i Orinie - mogę się domyślać jedynie w zarysach. Zaś Twoja historia - wrócił znów do mężczyzny - Jest dla mnie tajemnicą. Może pora złożyć wszystkie te oderwane kawałki w całość, w jedną opowieść…?
Cathil otworzyła usta, i jej cisnęły się pytania, choć nie potrafiła zadawać ich tak pięknie jak Kat.

- Dlaczego pomogłeś Nenie uciec z Trudu? Dlaczego ją tu prowadzisz? - zapytała cicho.

Kesa obudziła się wypoczęta i w pełni sił. Wydawać się mogło, że ostatnie wydarzenia były tylko wytworem jej umysłu. Rozejrzała się po izbie, zatrzymując wzrok na twarzach swoich - dawno nie widzianych - towarzyszy.

- Jak to możliwe, że wszyscy trafiliśmy w jedno miejsce? - zapytała po pierwszych powitaniach, próbując jednocześnie odpowiadać niziołkowi i formułować swoje wątpliwości.

Ale po krótkiej chwili ktoś inny wypełnił jej myśli.

- A więc jednak odnaleźliście ją... - powiedziała, klękając przy Nenie. Czuła uścisk w gardle. Driudka wyglądała źle, bardzo osłabiona, nieprzytomna, z urazem głowy.

- Jak długo jest w takim stanie? -zapytała Kesa, zaglądając Nenie w źrenice, badając puls, bicie serca. - Kiedy ostatnio jadła? Próbowaliście ją poić? Ktoś ja uderzył? - jej dłonie krążyły po ciele driudki, szukając złamań, opuchnięć, wszystkiego, co niepokojące.

- Znacie się na leczeniu? - bardziej stwierdził niż spytał towarzysz Neny. - Gnali nas cały dzień, była wycieńczona. Nie bardzo mogłem jej pomóc.
- Znam - odpowiedziała Kesa krótko, siadając tak, aby zasłonić Nenę swoim ciałem. - Dajcie mi pracować. Potrzebuję się skupić.

Dotknęła skroni druidki, znieruchomiała i wślizgnęła się umysłem do jej ciała. Krew krążyła w tętnicach i żyłach powoli, rzadka, przezroczysta, pozbawiona niemal wszelkich substancji odżywczych. Serce pracowało ciężko, powoli , ale jednak rytmicznie. Płuca rozkurczały się jakby niechętnie, ale też równo. To dobrze rokowało, choć tlenu w krwi było niewiele . Poza ogólnym osłabieniem i odwodnieniem nie było żadnych urazów.

Poza krwiakiem w mózgu, oczywiście.

Był dość duży, niefortunnie umiejscowiony. I ciągle rósł. Powoli, ale nieubłaganie. Kesa załatała pęknięte naczynko, a potem- powoli - zaczęła rozpędzać krwiak. Mogła albo zmusić krew, aby wróciła do naczyń, albo stworzyć jej ujście na zewnątrz ciała. Po chwili namysłu zdecydowała się na drugie, szybsze rozwiązanie. Przecisnęła się przez cieńsze miejsce na spojeniu kości czaszki, tworząc niewielki otwór. Wymagało to dużej determinacji, kość nie poddawała się łatwo. Potem przecięła skórę od środka. Jaźń medyczki wróciła do środka jej ciała a spod palców Kesy przyciśniętych do skroni Neny pociekła wąska stróża krwi.
Kesa puściła wstrzymywany oddech. Jak zwykle miała wrażenie, że pracowała długie godziny, choć dla potencjalnego obserwatora wszystko trwało nie dłużej niż dwa mrugnięcia oka.

Odetchnęła głęboko, a potem zabrała się za zwykłe czynności, które tworzyły zasłonę dla jej prawdziwych umiejętności - nakładała zioła, kompresy, przesuwała dłońmi po ciele druidki. Odpoczywała. Obie odpoczywały.

Wszystko szło ku dobremu.

Nieznajomy patrzył z uwagą na to jak dziewczyna zajmuje się Neną.
- Zwą mnie Garou - zaczął. - Zajmuję się… zleceniami. Czymś, czego wasza profesja - spojrzał twardo na Bernarda - nie pochwala. W Denondowym Trudzie kończyłem właśnie ostatnią robotę, gdy całe miasto oszalało. Wyczuwałem coś od dłuższego czasu, coś wisiało w powietrzu. A tego dnia na rynku, podczas egzekucji wszystko osiągnęło punkt kulminacyjny. Sami uruchomiliście zapadnię, wiecie o czym mówię.
- Dlaczego mnie to nie dotknęło? - wzruszył ramionami. - Nie wiem… Wyczuwam pewne rzeczy. Na inne zaś jestem nieczuły.
- Wtedy, na placu, wszystko jakby sprzysięgło się przeciwko niej - kiwnął głową na druidkę. - Spytacie co mnie to obchodzi?

Przez chwilę szukał słów. Zamyślił się.

- Mogłem odejść, lecz coś mnie wtedy tknęło. Ta emanacja nienawiści. Ot i cała historia.

W miarę, jak Cathil słuchała, ogarniała ją coraz większa rezygnacja. Teraz, gdy byli w miarę bezpieczni, gdy nie musiała walczyć o każdy krok, każdy oddech, zmęczenie i strach przygwoździły ją do ziemi.

- Podążają za nami - rzekła, przyciskając kolana do piersi i zwieszając głowę - Stalowooki i jego ludzie, do niedawna byli na naszym tropie.
- Tu nas nie znajdą… zbyt szybko - powiedział kat uspokajająco - Zresztą, tym razem mamy broń i świadomość, czym kończy się porażka. Więcej nas nie pokonają. - uśmiechnął się, usiłując nadać swoim zastygłym w gorzkim grymasie rysom nieco pogody. - Skoro odzyskaliście swoją przyjaciółkę… pora zastanowić się, co dalej. Ja… - rozejrzał się po otaczających go twarzach - Już wiem co uczynię. Ale wasza droga wiedzie zapewne gdzie indziej.
- Ja tylko chciałam ją znaleźć - szepnęła Cathil zza kurtyny rozczochranych włosów. Chciało jej się płakać. Do tej pory nie myślała za dużo, ale teraz wszystko uderzyło ją ze zdwojoną siła. To co przeszła, co ją spotkało, co… - Żeby była bezpieczna. Nie wiem, nie wiem co robić, gdzie iść.

Garou spojrzał prosto w oczy kata, jakby się z nim mierzył wzrokiem.

- Nie zostawię jej teraz… po tym wszystkim. Obawiam się, że… jak go nazwałaś? - rzucił w kierunku dziewczyny - Stalowooki… - zasmakował nazwy - Taaak… to do niego pasuje. Obawiam się, że Stalowooki nie odpuści. Miałem nadzieję, że zmylę trop ale ten szczwany lis nie dał się nabrać.

Podszedł do wyjścia, zlustrował kotlinę leżącą u stóp skały, po czym wrócił do pomieszczenia.

- Nie możemy się czuć bezpiecznie, póki idzie naszym śladem, lecz… - odwrócił się znowu do kata - Razem jesteśmy silniejsi.

Poklepał niziołka przyjacielsko po plecach.

- Nawet w tym malcu jest odwaga, która może zaimponować.

Stanął nad łowczynią i wyciągnął do niej rękę.

- Widziałem jak poradziłaś sobie tam na szlaku. Potrafisz walczyć o swoje. Razem damy sobie radę.

Cathil podniosła spojrzenie na mężczyznę. Pociągnęła nosem i przetarła oczy wierzchem dłoni. Obraz zamazał się lecz nie znikł. Przełknęła łzy, które z jakiegoś powodu cisnęły jej się pod powieki. Bardzo chciała mu wierzyć.

Włożyła swoją dłoń w jego większą i skinęła głową. Wiedziała, że niezależnie od tego jak będzie trudno, teraz już za nim pójdzie wszędzie.

- My… Nie mamy planu… Pomysłu… Nawet mapy! - sapnął Orin ze smutkiem spoglądając na nieprzytomną druidkę - Teraz, gdy… jesteśmy tu wszyscy… właśnie tu, właśnie my… Po prostu zastanawiam się... Tylu zdolnych, odważnych i silniejszych oddało już życie na tym… tym szlaku... Jakim cudem ja jeszcze żyję, kiedy Nena, Druidka... - wyraźnie zaakcentował to słowo lecz nie dokończył już zdania.

- Nena będzie żyła — zapewniła niziołka Kesa, podnosząc się na nogi. - Jest osłabiona, ale zioła pomogą. Teraz śpi. Wkrótce się obudzi. Wierzę w to głęboko.
- A wy?- rozejrzała się po towarzyszach - Cali jesteście?

Na surowej twarzy Garou odnotowała się wyraźna ulga a Kesa odczytała w niej jeszcze coś na kształt wdzięczności.
- Musi nabrać sił nim wyruszymy w dalszą drogę - stwierdził. - Nie ufam tutejszym. Pójdę się rozejrzeć i dam wam czas na podjęcie decyzji co do dalszych działań.

Rzucił jeszcze raz okiem na leżącą na posłaniu, równo oddychającą Nenę, po czym opuścił pomieszczenie.

- Gdyby ci ludzie chcieli coś nam zrobić… mieli nas w swojej mocy cały czas - Bernard pokręcił głową na podejrzliwe stwierdzenia mordercy do wynajęcia - Korzystajmy z tego podarowanego czasu w pełni. Lęk nie pozwala nam dobrze wypocząć; a mi oprócz zmęczenia nic nie dolega - postarał się tchnąć nieco ducha w towarzyszy i rozwiać ich obawy. Okaleczoną dłoń wciągnął głębiej w rękaw szaty; nie zamierzał gnębić uzdrowicielki tym ponurym obrazem, a i jego samego mierził ten widok, przywodząc wciąż świeże wspomnienia bólu i upokorzenia. Zresztą kikut goił się przyzwoicie i nie wymagał poważniejszych medycznych zabiegów. Mężczyzna nabrał powietrza w płuca i chwilę mocował się ze sobą, nim cicho powiedział:

- Zresztą, troszczcie się o siebie. Ja… ja tu zostanę, niezależnie od tego, co dalej ma się stać. Nie mam już sił, by wrócić na szlak. A teraz, z pomocą Garou i panienki Kesy… byłbym tylko dla was obciążeniem. Taka jest moja decyzja i wierzcie, nie przyszła mi ona łatwo… - zakończył, opuszczając głowę, by nikt nie widział emocji malujących się na jego doświadczonej przez los twarzy.

Kesa przeniosła spojrzenie na kata. Nie uszło jej uwadze, że chowa dłoń, ale nie dała tego po sobie poznać.

- Nie po to chyba los skrzyżował na powrót nasze drogi, a abyśmy się mieli zaraz rozdzielać, prawda? - spytała miękko.

- Skrzyżowania mogą prowadzić w różne strony - odpowiedział tylko smutno mężczyzna.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 23-11-2014, 15:25   #227
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Nie potrafiła ich zobaczyć, ale czuła ich obecność.

W chłodzie osiadającym szorstkim szronem na włosach, skórze, ustach. W popiele opadającym na ziemię jak śnieg. Byli tam. Byli przy niej. Wszyscy, którzy przedwcześnie zginęli z ręki Wilka, którzy zginęli od jego miecza nim dopełnił się ich los. Wszyscy, których pożarła wilcza prawda.

I odpłacali mu.
I niszczyli go.
Pożerali.
Pochłaniali - chciwie, łapczywie, desperacjo - aż nie zostało nic.

Co dopełniało się przed jej oczami i na jej prośbę? Zemsta? Sprawiedliwość? Nie wiedziała. Nie rozumiała. Orli by wiedział czy postąpiła słusznie. Dhintay’ka miałby pewność czy śmierć tego mężczyzny przywróci równowagę. Dla niej samej jedno tylko było jasne - Wilk nie skrzywdzi już dziewczyny o włosach brązowych jak skorupa orzecha, nie dogoni Źródła. Jego podróż się skończyła.


***


Zadrżała, gdy przestrzeń rozdarła się jak stare sukno. Czerń zapulsowała w powietrzu - niepokojąca i zaskakująco ciepła. Obok niej Weld jęknął głośno, potrząsnął głową. Irga patrzyła na rozdarcie w Zasłonie jak zahipnotyzowana. Mogła wrócić na drugą stronę, do świata żywych. Mogła wrócić, a jednak stała nieruchomo jak posąg. Nie mogła się zmusić, by zrobić te kilka krótkich kroków.

Nie chciała wracać.
Niech jej wszystkie duchy wybaczą.
Nie chciała.

Nie chciała starości, zniedołężnienia i przygniatającego ciężaru lat. Nie chciała powykręcanych palców, piersi suchych pustynia i jałowego łona. Nie chciała przygiętych do ziemi pleców i bólu, który przychodził wraz z deszczowymi dniami i chłodem nocy. Nie chciała ślepego oka, bezzębnych ust i skóry wiotkiej jak pergamin.

Tu była silna i wolna.
Tam…

Wszyscy, których kochała odeszli. Wszyscy, za którymi tęskniła byli już tutaj. Próbowała przywołać do siebie wspomnienia miejsc i osób. Jednako obojętnych i drogich jej sercu. Nie potrafiła. Pamięć o nich była nieuchwytna jak zwinna, rzeczna ryba. Nawet twarze Tary, Brzozy czy szamana - wszystkich, których spotkała przecież tak niedawno - były niewyraźne, rozmyte, pozbawione szczegółów. Przygryzła wargi.

Zapominała.
Odchodziła.
Działo się to, co zapowiedział Dhintay’ka.

Stała zaciskając dłonie w pięści i szukając tej jednej rzeczy, dla której warto byłoby wrócić.
Nie potrafiła.

Oprócz wrażenia ciepła, znajomego ciężaru w dłoniach.
Jej gliniane naczynie.
Jej żar.
Hete.

Zawsze.
Hete.


***


Szarpnęła za rzemienie, którymi przywiązany był do krzesła Weld i nawet nie zdziwiła się, gdy przesypały się pomiędzy jej palcami jak piasek. Przesunęła dłońmi po jego twarzy, przycisnęła wargi do jego czoła, jakby chciała go naznaczyć, wypalić oddechem znamię na jego ciele. Nie wiedziała na ile krzywdy zdążył mu wyrządzić Wilk. Zaszeptała słowa otuchy. Pośpiesznie, bezdźwięcznym, napiętym głosem. Więcej mówił dotyk - delikatny, czuły, prawie matczyny.

Obok niej rozdarcie w powietrzu krwawiło czernią.

- Dhintay’ka! - krzyknęła raz.
- Szamanie! - krzyknęła drugi.

Jej głos poniósł się daleko - silny i prawie materialny. Rozmawiający Ze Zmarłymi usłyszał ją i odpowiedział. Nie usłyszała słow, ale samą intencję zazwyczaj skrytą za nimi.

Wracaj.
Nie wrócę.
(Ulga.)
Maray.
Jej łono pelne.
(Akceptacja.)
Uciekaj.
Wracaj.


Uciekła więc.
Skoczyła w rozdarcie, zanurzyła się w czerni.

Wróciła.


***


Wszystko wróciło.

Starość. Ból. Bezsilność. Wspomnienia.

Jęknęła. Z trudem przewróciła się na bok i zwymiotowała na kamienie rzemieniem Wilka, żółcią i wężowymi łuskami. Obok niej leżało nieruchome, sztywniejące już ciało szamana - z szarą, stężałą twarzą, oplecione równie nieruchomymi wężami. Zamrugała oczami, próbując rozkleić powieki. Rozejrzała się wkoło.

- Heke - wychrypiała z trudem przez zaschnięte wargi.

Trzęsące się, pokryte starczymi plamami i sinymi żyłami dłonie odruchowo sięgnęły ku naczyniu, które ledwie widziała przez łzy. Pokrzywione palce desperacko zacisnęły się na ciepłej glinie, jak na ostatniej desce ratunku.

Wróciła.
Niech jej duchy pomogą.
Wróciła.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 24-11-2014, 18:14   #228
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
- Arnuk, czy tego nie widzisz? Oni wszyscy są Kanuk i naruszają nasze prawo!

Mężczyzna siedzący tyłem to wejścia uderzył płasko dłonią o kamienny stół. Jego adwersarz siedział jednak niewzruszony na przeciwko niego obserwując twarze okalających ich wianuszkiem mężczyzn. Arnuk starał się odczytać z nich emocje, tak jak to już robił wielokrotnie. Wielu z nich naturalnie zgadzało się z młodym wojownikiem. Pomrukiwali a kilku z nich nawet gniewnie przytupywało nogami. Większość jednak się wahała, czekała na odpowiedź Arnuka.

- Urunk hei - jego głos był opanowany, cichy. Zmuszający do słuchania i uspokajający. - Doskonale znam prawo. Wiem co mówi o Kanuk i Kamiennym Mieście. Wiem również co mówi o przodkach i powinności wobec nich. Tej nocy gdy obcy weszli do...

- Wiem! - przerwał gniewnie. - Wszyscy słyszeliśmy o przekazie, lecz czy sam nie twierdziłeś wielokrotnie, że wizja nie jest jasna i czytelna? Czy nie mówiłeś, że możemy jedynie domyślać się jej prawdziwego znaczenia? Powtarzam, wyślijmy Kanuk za Zasłonę. Niech przodkowie zdecydują o ich losie!

W nastałej nagle ciszy dało się słyszeć kamienie osypujące się po skalnej ścianie. Jakby ktoś nieostrożnie postawił stopę, na niepewnym podłożu. Wojownik stojący przy wejściu wyjrzał na zewnątrz lecz nie zauważył nic prócz nadchodzących ciemności.


Irga.


Samego momentu przejścia nie pamiętała. Jakby starczy organizm starał się wyprzeć z umysłu chwile, które zagrażają równowadze psychicznej. Pozostało jedynie jakieś niejasne wspomnienie jakby tonęła w czerni, która ją zalewała, ciągnęła na dno a ona walczyła bezskutecznie młócąc rękami, próbując wydostać się na powierzchnię. Nie pamiętała jak tego dokonała. Pamiętała swoją bezsilność, strach i przeświadczenie nieuchronnego końca, i pamięta jedną iskierkę pośród ciemności, która nie pozwalała jej przestać walczyć - Heke.

***

- Heke - wychrypiała z trudem przez zaschnięte wargi obejmując kurczowo ciepłe naczynie.

Twarz szamana zawirowała wokół niej wykrzywiając się w karykaturalnym grymasie pośmiertnej maski. Cały świat tańczył wokół jej ciała, nad którym nie miała władzy.

Twarze nachylające się nad nią.
Dłonie wyciągające się w jej stronę.
Wężowe pyski z rozdwojonym językiem.
Białe obłoczki na niewielkim wycinku burego nieba.

Wszystko zgasło.



Wszyscy prócz Irgi.


Garou nie było cały dzień. Wrócił dopiero wieczorem ponury niczym gradowa chmura z pakunkiem zawiniętym w matę trzcinową. Odciągnął ich od wejścia do drugiego pomieszczenia, które znajdowało się wewnątrz pieczary, nie miało okien a jedynym źródłem światła był ogień palący się w kominku.

- Obawiam się, że intencje naszych gospodarzy nie są zupełnie czyste - zaczął spoglądając z wyrzutem na kata.

Opowiedział pokrótce przebieg spotkania, którego był świadkiem.

- Wygląda na to, że część mieszkańców nie jest nam przychylna - zakończył historię. - Arnuk zdaje się być tutaj jakimś autorytetem i trzyma ich w ryzach, musimy jednak mieć się na baczności i pilnować siebie nawzajem. Jak Nena?

- Jest ciągle nieprzytomna - Kesa stała w półcieniu, obserwując towarzyszy, - odpoczywa, ale jej stan się polepszył. Powinna odzyskać świadomość lada chwila, lecz będzie ciągle osłabiona.

Kiwnął głową, akceptując informację, analizując możliwości.

- Musimy zostać póki nie odzyska świadomości - zdecydował. - Nie uda nam się uciec wlekąc ze sobą nieprzytomną. Póki co starajmy się unikać tubylców i w miarę możliwości nie opuszczać tego miejsca. Nie prowokujmy ich ale bądźmy przygotowani do natychmiastowego opuszczenia tego miejsca.

Spojrzał po zebranych.

- Zostawili nam broń, gdyby chcieli naszej zguby dawno już mieliby możliwość pozbawić nas życia - oponował Bernard.

- Może masz rację - przytaknął, - nie chciałbym abyś się mylił. Życie nauczyło mnie jednak podejrzliwości.

Rozsupłał rzemienie przy macie, którą ciągle miał przy sobie.

- Tutejsi używają czegoś takiego - wyciągnął z zawiniątka prosty kij, wydrążony w środku, jaki Wolner widział już przy Arnuku i Urunk hei - jako dmuchawki. Wkładają strzałkę tutaj - sięgnął po jedną z kilku pierzastych, krótkich strzał leżących obok i włożył ją z jednej strony do otworu - i silnym dmuchnięciem wystrzeliwują w cel.

Niziołek sięgnął po jedną ze strzałek, jednak ręka Garou złapała go za nadgarstek.

- Ostrożnie - ostrzegł go. - Groty nasączone są trucizną. Nawet lekkie skaleczenie powoduje dostanie się jej do obiegu. Może wywołać paraliż. Prawdopodobnie poczęstowali nas tym gdy zaskoczyli nas na szlaku.

Nagle oczy Mahr zabłyszczały gdy zdała sobie sprawę co jeszcze leży na rozwiniętej macie. Sięgnęła po przedmiot drżącymi z wrażenia dłońmi.

- Znalazłem to w jednej z jaskiń - zwrócił się do dziewczyny widząc jej podniecenie. - Mają tam niezły arsenał.

Już na pierwszy rzut oka widać było, że broń była doskonałej jakości. Łęczysko było wykonane z nieznanego jej gatunku drewna, lekkie i elastyczne. Zdobiły go napisy, których nie potrafiła odszyfrować.

- Mam też to - wyciągnął na dłoni kilka strun, które doskonale nadawały się na cięciwy. - Następnym razem może znajdę jakieś strzały. Widziałem jak potrafisz się czymś takim posługiwać. Jest twój.




Irga.


Nie mogła otworzyć oczu. Powieki były ciężkie. Całe ciało obolałe. Słyszała głosy, które dochodziły do niej zniekształcone, z oddali. Jakby leżała zanurzona w jakiejś cieczy. Czuła ruch wokół niej. Muśnięcia wiatru na policzku. Mokry ślad łzy. Kołysanie. Jak wtedy na łodzi, na falującym morzu, gdy pochorowała się przy boku rybaka. Śmiał się wtedy a ona czuła słony smak wody, którą przecierała zmęczoną twarz.

Gdzieś nią nieśli. Rozmawiali ze sobą, krótkimi urywanymi słowami. Byli zdenerwowani. Spieszyli się.

W końcu położyli ją na stabilnym podłożu. Świat przestał się kołysać. Zdołała otworzyć na chwilę sklejone powieki. Zobaczyła nachylone nad sobą obce twarze. Dźwięki zaczęły przybierać formę słów.

- ...mawiający ze zmarłymi...

- ...węże...

- ...pozostał...



Wszyscy prócz Irgii.


Nagłe poruszenie na zewnątrz zwróciło ich uwagę. Podeszli do wyjścia. Pośrodku kotliny zebrał się tłumek mieszkańców. Otaczali centralne miejsce miasteczka, dyskutując nad czymś zawzięcie.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 09-12-2014, 21:09   #229
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Każda emocja ma swój smak, zapach i kolor, tożsame tylko dla siebie i od razu rozpoznawalne. Jeszcze do niedawna kat, dzikuska i niziołek cuchnęli zwierzęcym smrodem strachu, ostrym zapachem, który przesączał się przez skórę grubymi kroplami potu. W kamiennym mieście spłukał z nich ten zapach orzeźwiający strumień ulgi; za Bernardem - co sam czuł - ciągnął się jednak wciąż ciężki zaduch desperacji i zmęczenia. Lecz prócz tego, pierwszy raz od wielu, wielu dni powietrze było czyste i świeże. Odnalezienie Neny - mimo jej niepewnego stanu - dodało wędrowcom energii i nadało sens dotychczasowym trudom. Nawet metaliczna nuta agresji, tak wyraźnie odczuwalna od ponurego Garou nie mogła zabrać katu radości z tych kilku głębokich oddechów słodkiego powiewu wolności...

Do czasu. Być może Bernard był już przewrażliwiony po tylu nieszczęściach, jakie na niego - i jego towarzyszy - ostatnio spadły, ale zapach kłopotów uderzył go twarz jak obuch. Przeczucie, podszept losu? Zataczając się jak pijany, stanął we wejściu jaskini i spojrzał w dół, na poruszony tłumek ludzi. Znów... znów czarny kruk nieszczęścia krążył nad nimi - i Neną z obraźliwie rozdartym dziobem. Co zrobią dzicy? Znów uwięzią, poddadzą jakimś upokarzającym próbom, wygnają jak wściekłe psy, czy po prostu zabiją? Znów będą zdani na łaskę i niełaskę innych, nieprzewidywalnych ludzi, znów będą musieli drżeć o kolejną chwilę życia, zaklinając w myślach swoich oprawców?

A przecież niedawno obiecał sobie - i dzikusce - że już nie muszą się bać. Że tym razem będą walczyć do końca. Przypomniał to sobie, zaciskając dłoń na wyślizganym korbaczu.

- Nie pozowlę nikogo im skrzywdzić... - powiedział cicho, bardzo cicho, bardziej do siebie, niż dla reszty i ruszył w dół, ku debatującej grupie krokiem, w którym nagle odżyła dawno zapomniana pewność.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 10-12-2014, 20:11   #230
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
To był ten moment, to była ta chwila, w której Orin poczuł, że musi coś zrobić, musi zdecydować.
- Chyba, jednak, lepiej, tu dłużej, nie zostawać... - wydukał. - Idźcie przygotować Nenę, ktoś będzie musiał - wyraźnie podkreślił to słowo - ją nieść. Ja postaram się trochę zagadać tubylców.
Oczywistym dla malca było, że bez niego cała grupka o wiele lepiej sobie poradzi w wędrówce. Nie będzie ich spowalniać ani nie ściągnie na nich jeszcze większej ilości problemów. Poświęcenie się dla swoich przyjaciół jak i znajomych swoich przyjaciół uznał w tym momencie za najwłaściwsze.

Spojrzał w ich twarze. Nikt nie zareagował, wszyscy wpatrzeni byli w dół w grupkę tubylców. Kesa jednak pokręciła przecząco głową.
- Nena teraz nie powinna być przenoszona. Potrzebuje spokoju, gwałtowne zmiany pozycji ciała mogą jej zaszkodzić. Lepiej jej nie podnosić.
Podeszła do niziołka.
- Jak dotychczas doświadczyłam od tych ludzi tylko pomocy i wsparcia. Czego się obawiasz? Myślę, że powinniśmy skorzystać z gościnności tego miejsca przez kilka dni, jeśli mieszkańcy nie mają nic przeciwko, oczywiście.
- Ja… Chyba ich trochę nie rozumiem. - odpowiedział zgodnie z prawdą. Obcy wydawali się mu jacyś dzicy i kulturalni zarazem a mimo, że zapewniali o swoich pokojowych zamiarach... - Poza tym Ciebie nie potraktowali usypiającymi igłami - mruknął pod nosem dokańczając na głos tok myśli i okazji przecierając lekko swędzące miejsce po “ukąszeniu”. - No i jest jeszcze Garou… Cóż, raz już uratował mi życie. Zresztą, nie tylko mi jak wynika z jego opowieści. Jeśli wyczuwa coś niepokojącego to wierzę, że nie bez powodu.
- Być może daliście im powód, aby was tak traktować - spojrzała na niego badawczo. - A daliście?
- Ależ skąd! - obruszył się chociaż było widać, że pytanie zielarki dało mu do myślenia - W jednej chwili siedzimy sobie wygodnie i rozmawiamy a w drugiej, puff! Ukłucie i jesteśmy tu!
- To nie ma sensu - potrząsnęła głową. - zapytajmy ich wprost, o co chodzi. - ruszyła w stronę wyjścia, alepo chwikli zatrzymała się i spojrzała przez ramię na nizołka - idziesz?
Mina barda wyrażała wiele mieszanych emocji. Skinął jednak twierdząco głową i podążył za Kesą.
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.

Ostatnio edytowane przez aveArivald : 21-12-2014 o 23:39.
aveArivald jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172