Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2014, 15:25   #227
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Nie potrafiła ich zobaczyć, ale czuła ich obecność.

W chłodzie osiadającym szorstkim szronem na włosach, skórze, ustach. W popiele opadającym na ziemię jak śnieg. Byli tam. Byli przy niej. Wszyscy, którzy przedwcześnie zginęli z ręki Wilka, którzy zginęli od jego miecza nim dopełnił się ich los. Wszyscy, których pożarła wilcza prawda.

I odpłacali mu.
I niszczyli go.
Pożerali.
Pochłaniali - chciwie, łapczywie, desperacjo - aż nie zostało nic.

Co dopełniało się przed jej oczami i na jej prośbę? Zemsta? Sprawiedliwość? Nie wiedziała. Nie rozumiała. Orli by wiedział czy postąpiła słusznie. Dhintay’ka miałby pewność czy śmierć tego mężczyzny przywróci równowagę. Dla niej samej jedno tylko było jasne - Wilk nie skrzywdzi już dziewczyny o włosach brązowych jak skorupa orzecha, nie dogoni Źródła. Jego podróż się skończyła.


***


Zadrżała, gdy przestrzeń rozdarła się jak stare sukno. Czerń zapulsowała w powietrzu - niepokojąca i zaskakująco ciepła. Obok niej Weld jęknął głośno, potrząsnął głową. Irga patrzyła na rozdarcie w Zasłonie jak zahipnotyzowana. Mogła wrócić na drugą stronę, do świata żywych. Mogła wrócić, a jednak stała nieruchomo jak posąg. Nie mogła się zmusić, by zrobić te kilka krótkich kroków.

Nie chciała wracać.
Niech jej wszystkie duchy wybaczą.
Nie chciała.

Nie chciała starości, zniedołężnienia i przygniatającego ciężaru lat. Nie chciała powykręcanych palców, piersi suchych pustynia i jałowego łona. Nie chciała przygiętych do ziemi pleców i bólu, który przychodził wraz z deszczowymi dniami i chłodem nocy. Nie chciała ślepego oka, bezzębnych ust i skóry wiotkiej jak pergamin.

Tu była silna i wolna.
Tam…

Wszyscy, których kochała odeszli. Wszyscy, za którymi tęskniła byli już tutaj. Próbowała przywołać do siebie wspomnienia miejsc i osób. Jednako obojętnych i drogich jej sercu. Nie potrafiła. Pamięć o nich była nieuchwytna jak zwinna, rzeczna ryba. Nawet twarze Tary, Brzozy czy szamana - wszystkich, których spotkała przecież tak niedawno - były niewyraźne, rozmyte, pozbawione szczegółów. Przygryzła wargi.

Zapominała.
Odchodziła.
Działo się to, co zapowiedział Dhintay’ka.

Stała zaciskając dłonie w pięści i szukając tej jednej rzeczy, dla której warto byłoby wrócić.
Nie potrafiła.

Oprócz wrażenia ciepła, znajomego ciężaru w dłoniach.
Jej gliniane naczynie.
Jej żar.
Hete.

Zawsze.
Hete.


***


Szarpnęła za rzemienie, którymi przywiązany był do krzesła Weld i nawet nie zdziwiła się, gdy przesypały się pomiędzy jej palcami jak piasek. Przesunęła dłońmi po jego twarzy, przycisnęła wargi do jego czoła, jakby chciała go naznaczyć, wypalić oddechem znamię na jego ciele. Nie wiedziała na ile krzywdy zdążył mu wyrządzić Wilk. Zaszeptała słowa otuchy. Pośpiesznie, bezdźwięcznym, napiętym głosem. Więcej mówił dotyk - delikatny, czuły, prawie matczyny.

Obok niej rozdarcie w powietrzu krwawiło czernią.

- Dhintay’ka! - krzyknęła raz.
- Szamanie! - krzyknęła drugi.

Jej głos poniósł się daleko - silny i prawie materialny. Rozmawiający Ze Zmarłymi usłyszał ją i odpowiedział. Nie usłyszała słow, ale samą intencję zazwyczaj skrytą za nimi.

Wracaj.
Nie wrócę.
(Ulga.)
Maray.
Jej łono pelne.
(Akceptacja.)
Uciekaj.
Wracaj.


Uciekła więc.
Skoczyła w rozdarcie, zanurzyła się w czerni.

Wróciła.


***


Wszystko wróciło.

Starość. Ból. Bezsilność. Wspomnienia.

Jęknęła. Z trudem przewróciła się na bok i zwymiotowała na kamienie rzemieniem Wilka, żółcią i wężowymi łuskami. Obok niej leżało nieruchome, sztywniejące już ciało szamana - z szarą, stężałą twarzą, oplecione równie nieruchomymi wężami. Zamrugała oczami, próbując rozkleić powieki. Rozejrzała się wkoło.

- Heke - wychrypiała z trudem przez zaschnięte wargi.

Trzęsące się, pokryte starczymi plamami i sinymi żyłami dłonie odruchowo sięgnęły ku naczyniu, które ledwie widziała przez łzy. Pokrzywione palce desperacko zacisnęły się na ciepłej glinie, jak na ostatniej desce ratunku.

Wróciła.
Niech jej duchy pomogą.
Wróciła.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline