Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2014, 17:48   #10
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Odzew na wiadomość poprzedniego dnia był zadziwiająco mały. Może mało kto był zachęcony znikającą wiadomością. Zamiast tego wysłanniczka Roni Tiran, złożyła osobistą wizytę w klasztorze i akademii wojskowej. Klasztor może był stwierdzeniem nieco na przerost, biorąc pod uwagę że były to cztery budynki w cieniu Kamiennej Łzy, nie mniej jednak nauczano tu drogi wojennej medytacji i ścieżek Azutha. Młodej mniszce, z którą rozmawiała, przedstawiła się wyłącznie jako Ann, można by mieć mieszane odczucia względem przekazanych dziewczynie informacji. Gdyby nie wzajemne skinięcie głową, między rzekomą wysłanniczką i Bokaru, przełożonym klasztoru. Widać było że ta dwójka się zna, a przeorowi nie przeszkadza obecność Ann w klasztorze. Dziewczyna została więc z głową pełną myśli burzących spokój i kawałkiem mapy z numerem jeden wyrysowanym z tyłu.


Z Bastardem sprawa miała się podobnie, z tym że on jako jeden z nielicznych, w całej grupie dobranej do tego zadania, był w tym kierunku szkolony. Co prawda większość treningów obejmowała zwiad i współpracę z wojskiem, czy niewielkimi oddziałami, ale docelowo, chodziło o to samo. Nie miał pewności, czy nie jest to jakiś test. Niemniej jednak, został z kawałkiem mapy, z numerem trzy z tyłu, miejscem spotkania oraz opisem kogo ma szukać.


Miejsce wieczornego spotkania było specyficzne. Czerwony Lewiatan był niczym innym jak zamtuzem. Halruaa miało dość luźne podejście do cielesności, ale te sprawy były w Aelienthe dość dobrze uregulowane. Gdyby ktoś przyjrzał się dokładniej ścianom i zdobieniom, dojrzałby nawet rękę artysty w wykończeniach wnętrza. Gdyby przyglądać się naprawdę dokładnie, można by uznać że to ta sama ręka, która stworzyła większość miasta. To jednak wymagałoby naprawdę silnej woli, gdyż uwagę przykuwały głównie wdzięki kobiet i mężczyzn tu pracujących.




Miejsce było zwykle uczęszczane przez odpoczywających zbrojnych, lub próbujących przepuścić swój ciężko zarobiony żołd. Nie było jednak zbyt tłoczno. Zarówno teren przed budynkiem, jak i wnętrze, spowite było lekko różowawym światłem. Gdyby jednak komuś jednak zachciało się wszczynać rozróbę, na miejscu zawsze był oddział strażników. Z tego co głosiły plotki nie patyczkowali się jeśli musiało dojść do interwencji. Zaś jak najbardziej oficjalnie, jakiś czas temu jeden z Sembijskich szlachciców przypłacił znęcanie się nad jedną z dziewczyn głową.




Zarówno Garenowi, jak i Tallocowi udało się zdobyć nieco informacji. Mieli więc o czym rozmawiać a czas spotkania się zbliżał nieubłagalnie. Nad miasto wyleciały skrzydlate istoty, zajmujące się rozświetlaniem go na noc, ci z lepszym wzrokiem, byli w stanie rozpoznać w jednej z nich kapłankę Lathandera ze świątyni znajdującej się niedaleko krypt miejskich i akademii wojskowej. Garen dotarł na miejsce jako pierwszy.


 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline