- Teraz nie ma czasu. - Zarkan usilnie starał się coś powiedzieć, ale Detlef zastanawiał się właśnie nad tym, co usłyszał od Thorina. - Później! - krzyknął, przerywając słowotok Dorrina. Swoją drogą jakiś dziwny się zrobił małomówny dotąd wojownik - mimo ciężkich ran, w tym gardła, rozgadał się jak na urodzinowej popijawie.
Nie było jednak czasu na nic innego poza oczywistym zagrożeniem ze strony następujących im na pięty skavenów. Ogień w sali stanowił barierę zarówno dla nich, jak i wroga, więc oczywistym było, że należało całe siły skupić na górze. - Kyan, wołaj Grundiego - ma zapierdzielać na górę! Natychmiast! - zawołał do Thravarssona na końcu tunelu. - Dirk, Ergan, Dorrin, Galeb, Roran i Kyan zostają tutaj! - Zaczął wydawać polecenia. - Kyan, pilnuj tego ognia i drzwi! Ja, Grundi, Thorin i Khaidar idziemy po Thorguna! Wszystko zostawić - bierzemy tylko broń, tarcze i opatrunki. Pamiętajcie o kuszach. Ruszać się!
Upewnił się, że wszyscy rozumieją i szykują się do odsieczy upartemu białowłosemu khazadowi. Ergansson zdawał się nie rozumieć. Thazor przez chwilę patrzył na niego i zrezygnował, widząc zawzięte postanowienie w oczach Ergana. Kiwnął głową dając przyzwolenie.
Zrzucił plecak, worek i cały osprzęt, który w walce był co najmniej zbędny. Dociągnął paski i sprzączki, poprawił toporki za pasem i ułożenie paska rusznicy na ramieniu. - Idziemy! Za mną! - krzyknął krótko i ruszył truchtem pod górę. Nie miał sensu bieg z wywieszonym jęzorem - droga wiodła pod górę i będąc obwieszeni bronią oraz pancerzami wypluliby płuca na samej górze. Jeśli mieli cokolwiek zwojować, to musieli być w stanie walczyć. Kolczasta głownia broni kołysała się w rytm stawianych kroków.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |