Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2014, 20:00   #531
vanadu
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Fiołki biegały radośnie po rozpalonej promieniami księżyca górskiej dolinie. Roran leżał uśmiechnięty na złocistym sianku i posilając się pieczystym odpoczywał. Nie pamiętał jak się tu znalazł ani po co, lecz był szczęśliwy i zadowolony. Czuł się młodo. Ptaszki śpiewały, a gdzie nie poszedł odnajdywał porzucone beczki piwa i wina. Coś tu się jednak nie zgadzało, nie wiedział tylko co.. Stada owiec i kozic, tak zwykły widok na halach i pastwiskach płaskowyżu dziwnie zniknęły. I gdzie byli wszyscy…wyraźnie pamiętał jak rozmawiali gorączkowo a teraz zniknęli…tak właściwie to gdzie były do kurwy nędzy góry. Było tu pusto, ba, nawet wiatr umilkł a ptaki nie śpiewały. Ha, nie było słychać ruchu ni niczego i było to dziwne. Co prawda mało to obchodziło starego krasnoluda bo i nie zauważył tego pierwej lecz coraz bardziej wydawało się to podejrzane. Może Ergan albo Dirk spierdolili coś z lekami? Nie…to na pewno było prawdziwe, wiedział to. Widział to w otaczającym go świecie, smakował to w wodzie. Wszystko było tak dobre, tak oczywiście jedyne.

***

Wszystko rozmyło się we mgle. Stał w skalistym korytarzy a długobrode hefalumpy porykiwały dziko pożerając niziołcze truchła. Gdzie on trafił? Co oni mu podali. Nie pojmował. Nic nie pojmował. Stał w zbroi, w ręce dzierżył topór z gromlitu…..nie, to był rorkolit, jeszcze cenniejszy…a u jego stóp leżały porąbane zwłoki ludzkich bogów. Nie pojęli jego wielkości i przybył by ich skarcić…tak, to było to…skarcił ich…

***

Klęczał a ból rozsadzał mu czaszkę. Wokół upadały skały, a świat rozpadał się na strzępy. Płomienie strzelały i wybuchały na podobieństwo ogni alchemicznych wielkich bez granic. Ciało jego rozpadało się na strzępy…ból…tylko ból….Tak Valayo, tak…. Tak, kopnę Detlefa w dupę…ból…ból…wiedział co musi zrobić. Musiał wstać, musiał iść…musiał…musiał się obudzić.
 
vanadu jest offline