Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-11-2014, 20:00   #531
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Fiołki biegały radośnie po rozpalonej promieniami księżyca górskiej dolinie. Roran leżał uśmiechnięty na złocistym sianku i posilając się pieczystym odpoczywał. Nie pamiętał jak się tu znalazł ani po co, lecz był szczęśliwy i zadowolony. Czuł się młodo. Ptaszki śpiewały, a gdzie nie poszedł odnajdywał porzucone beczki piwa i wina. Coś tu się jednak nie zgadzało, nie wiedział tylko co.. Stada owiec i kozic, tak zwykły widok na halach i pastwiskach płaskowyżu dziwnie zniknęły. I gdzie byli wszyscy…wyraźnie pamiętał jak rozmawiali gorączkowo a teraz zniknęli…tak właściwie to gdzie były do kurwy nędzy góry. Było tu pusto, ba, nawet wiatr umilkł a ptaki nie śpiewały. Ha, nie było słychać ruchu ni niczego i było to dziwne. Co prawda mało to obchodziło starego krasnoluda bo i nie zauważył tego pierwej lecz coraz bardziej wydawało się to podejrzane. Może Ergan albo Dirk spierdolili coś z lekami? Nie…to na pewno było prawdziwe, wiedział to. Widział to w otaczającym go świecie, smakował to w wodzie. Wszystko było tak dobre, tak oczywiście jedyne.

***

Wszystko rozmyło się we mgle. Stał w skalistym korytarzy a długobrode hefalumpy porykiwały dziko pożerając niziołcze truchła. Gdzie on trafił? Co oni mu podali. Nie pojmował. Nic nie pojmował. Stał w zbroi, w ręce dzierżył topór z gromlitu…..nie, to był rorkolit, jeszcze cenniejszy…a u jego stóp leżały porąbane zwłoki ludzkich bogów. Nie pojęli jego wielkości i przybył by ich skarcić…tak, to było to…skarcił ich…

***

Klęczał a ból rozsadzał mu czaszkę. Wokół upadały skały, a świat rozpadał się na strzępy. Płomienie strzelały i wybuchały na podobieństwo ogni alchemicznych wielkich bez granic. Ciało jego rozpadało się na strzępy…ból…tylko ból….Tak Valayo, tak…. Tak, kopnę Detlefa w dupę…ból…ból…wiedział co musi zrobić. Musiał wstać, musiał iść…musiał…musiał się obudzić.
 
vanadu jest offline  
Stary 23-11-2014, 22:27   #532
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Teraz
Potworna mara szła przez korytarze, zostawiając za sobą trupy i krwawy ślad. W dłoniach trzymała rusznicę, a przy boku miała przytroczony topór i sztylet. Oba ostrza pokryte były krwią, tak samo jak i ich właściciel. Nie można było powiedzieć, że szedł on, bowiem podpierając się o ścianę przesuwał się bardzo powoli do przodu. Co jakiś czas kasłał a z ust wypływała mu krew. Na nodze miał przewiązany kawałek szmaty, który był całkowicie nasiąknięty krwią. Pancerz na wysokości kolana był rozszarpany tak samo jak skóra i mięsień w tym miejscu. Pomimo przewiązania kawałkiem ubrania, krew cieknie mocno spływając po nogawce spodni. Na głowie niegdyś pieszy miał czepiec, ale teraz głowa nie była niczym chroniona. Widoczne były nawet delikatne zadrapania na policzku i skroni. Umazany cały we krwi mógł przestraszyć nie jednego, choć stan w jakim był, nie świadczył by był on zagrożeniem dla kogokolwiek.

Thorgun, bo tym była ów mara, schodziła powoli kierując się po rampie do tunelu. Pierwszym kogo dostrzegł krasnolud był Detlef, a potem Kyan. Cała reszta jego drużyny, gnieździła się na końcu korytarza. Chuj wie było co tam robili. Gdy tylko strzelec doczłapał do Detflefa rzucił tylko:

-Ominęła was zajebista walka -Uśmiech nie znikał z jego twarzy-Chyba jestem troszkę ranny - i po tych słowach Thorgun padł na ziemię.

Parę chwil wcześniej

Thorgun przysunął sobie stopą pochodnię, i stanął tak by cienie były przed nią. On sam wyjął Miruchnę, i przymierzył. Czekał spokojnie jedynie mówiąc do siebie raczej:
-No dobra szczurze mendy chodźcie do Mirusi. Czas się przywitać… - i pożegnać dodał w duchu Thorgun. Nie wiedział tylko kto się będzie żegnał z życiem. Sam czuł się zmęczony tym wszystkim, i może po prostu chciał sprawdzić czy Bogowie Przodkowie przyjmą go do swych hal. Tego nie mógł nikt wiedzieć, kto nie umiał czytać w myślach, choć i tak nie wiele by to dało. Teraz w głowie strzelca panował istny pierdolnik. Setki myśli latały mu po głowie, a przed nim ciemny korytarz. Pochodnia co nie co rzucała światła, ale słowo się rzekło i krasnolud ma przejebane.

Walka była jego żywiołem, i nie Khazad niezlękł, się gdy z ciemności wypadły na niego trzy szczury. Oko było pewne, a nerwy ze stali. Dłoń trzymała dziarsko Miruchnę, a lufa jej nie drygnęła nawet o cal w powietrzu. Pot choć spływał po skroni krasnoluda, ten z uśmiechem zamierzał przyjąć nie proszonych gości. Zdawało się nawet, że strzelec coś nuci wesoło pod nosem.


Każdy ważący po 150 kg żywej masy mięśni i wkurwienia, szybki i zabójczy szczur mutant biegł prosto na krasnoluda. Bum...rozległo się echo po korytarzu i kątem oka strzelec dostrzegł jak kula wyrywa kawał mięsa z pędzącej bestii. Ta jednak nie zamierzała się zatrzymać mimo odniesione rany. Dwa bełty gdzieś pomknęły z ciemności, lecz Bogowie mieli go w swojej opiece. Żaden jednak nie dosięga celu. W tym momencie Miruchna już leżała na ziemi, a dłoniach krasnoluda błyszczał złowrogo topór i sztylet. Tą walkę miała rozstrzygnąć krew i stal.

W tym czasie jedna z bestii wyskoczyła wysoko w powietrze chcąc zacisnąć szczęki na gardle Thorguna, ale zrządzenie losu sprawiło, że ten wylądował na innej pędzącej bestii, przeszkadzając jej w ataku. Ostre niczym brzytwy zębiska mijają centymetry od nogi Khazada. Podobno do trzech razy sztuka, i musi być coś w tym powiedzeniu bowiem trzeci napastnik trafił idealnie. Paszcza wielkiego szczura zaciska się na prawym biodrze Thorguna, powodując pierwsze obrażenia u niego. Krew zaczyna ściekać po nodze strzelca. To powoduje wściekłość u krasnoluda, który zaczyna młócić na lewo i prawo swoim toporem. Jedna z bestii dostaje idealnie w korpus, i długa szeroka rana otwiera się na brzuchu stwora. Ten jednak nie umiera tylko walczy dalej, chwytając mocno za nogę krasnoluda. Zęby wbijają się głęboko w skórę, i bestia zaczyna wyszarpywać kawałki mięsa. Ból towarzyszy Thorgunowi przy tym , ale nie ma czasu by płakać, myśleć nad tym czy pisać skargę do mamusi. To jest kurwa wojna!!!
Kolejne bestie atakują na szczęście obrońcy udaje się jakoś odganiać przez chwilę od nich. Coraz bardziej krwawi, lecz mimo to uderza ponownie swoim toporem w trzymającą go bestię. Topór zagłębia się ponownie głęboko w ciało bestii, idealnie w tym samym momencie gdy, zdradziecki skaven rani go z kuszy. Bełt przecina policzek, zostawiając na nim krawy ślad. Cóż, wygląda to trochę jak zacięcie po goleniu lecz Thorgun modli się w duchu by bełt nie był zatruty. Walka zaczyna robić się coraz bardziej brutalna bowiem kolejna bestia rani poważnie dzielnego Khazada. Zapewne, gdyby miał spamiętywacza, jego porażkę miałby kto upamiętnić jakimś poematem a tak… A tak Thorgun musi dalej wywijać tym swoim żelastwem, wiedząc że jeśli padnie jego truchło posłuży jako pokarm dla szczurów. Chujowa perspektywa nakręca go coraz bardziej pomimo tego że jedna z bestii szarpie mocno za skórznię na wysokości klatki piersiowej, a bełty latają jak pokurwiałe. Thorgun robi potężny zamach toporem i odcina szczurowi wszystkie pazury, razem z paluchami. Krew obryzgała krasnoluda, i jeśli ktoś będzie chciał straszyć swojej dzieci, wystarczy że upamiętni strzelca na jakimś obrazie. Ten wygląda jak chodzące nieszczęście krwawiące z kilkunastu ran, pokryty cały juchą i szczurzymi kawałkami mięsa. Trzy bestie są poważne ranne, tak samo jak i obrońca, który jednak musi się także zmagać z nadchodzącymi ciemnościami i ukrytymi w mroku strzelcami. Sytuacja zaczyna robić się coraz gorsza, co powoduje że strzelec musi postawić wszystko na jedną kartę. Wymierzony cios trafia do celu i odcina szczurowi ucho. Kolejny idealnie zagłębia się w grzbiet, trafiając przez żebra do serca. Gdy topór zostaje wyciągnięty, jego właściciel zostaje obryzgany przez krew. Cała twarz, i szaty wyglądają jak...ale nie ma czasu zanosić rzeczy nad rzeczkę, co by je wyprać. Jeden ze strzelców posyła kolejny bełt. Tym razem jednak trafia w udo, które zostaje przebite na wylot. Ból i krwotok powodują że Thorgun nie ma szans na ucieczkę. Jego jedyną szansą jest wybić wszystkich, co zaczyna robić. Uderzenie toporem od dołu idealnie wyrywa kawał mięsa i flaków, a przez dziurę na grzbiecie wyciągnięty zostaje kawałek płuca. Bestia pada choć żyje. Jednak niczym śmiertelnie ranny pies, leży na boku i skamle cicho, krew tryska z licznych ran...wykrwawia się.
Pochodnia gaśnie w momencie gdy wszystkie trzy bestie umierają. Strzelcy uciekają w popłochu. Thorgun pada na ziemię, brocząc krwią. Ma mało czasu by się jakoś opatrzyć i podążyć śladem swoich towarzyszy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 27-11-2014, 04:53   #533
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
11 Vharukaz, czas Ezarytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Tunel przed komorą zaporową, rampa, wczesny ranek


Grundi dopiął swego, zdołał wejść do sali w której rządy swe objął potężny słup ognia i który palił wszystko co było w zasięgu jego błękitno - żółtych jęzorów. Zasłaniając się tarczą, w kilka chwil odrzucił pod ściany wszystko to co mogło stać się potencjalnym paliwem dla ognia… drewniana ława, stół, taczki, cebry i koryto, na koniec zaś potężnym uderzeniem swego barku odepchnął żeliwny koksownik. Faktycznie, po tej chwili ogień nie miał już czego pochłaniać w sali, ale temperatura rosła tam w zastraszającym tempie, płomień uderzał w podłogę i zawijał swe jęzory ku górze, nie zanosiło się na to że owe piekło miało zakończyć się lada chwila. Żar i płomienie nie były dla oddziału przeszkodą biorąc pod uwagę miejsce z którego obserwowali całe zajście, jednak dla tych khazadów którzy byli w sali, było jasne że bez wentylacji te tunele zmienią się w wędzarnie, wcześniej czy później, to było oczywiste… owa trójka doskonale wiedziała że to ów niezbędna szczelina powietrzna stała się swego rodzaju ognistą pułapką. Do identycznych wniosków doszedł także Ergan choć w sali nie był, ale znał tego rodzaju rzeczy i to nie tylko jako rzemieślnik i aspirujący inżynier, ale także jako hutnik. Komora czyścicieli z każdą chwilą wypełniała się dymem, niebawem to samo miało stać się z tunelem w którym stałą grupa krasnoludów, później pewnie z rampą i cug miał zaciągnąć smoliste, gęste spaliny do komina sitowego. Wszystko było jasne, czasu było niewiele by podjąć decyzję w którym kierunku ruszyć dalej.

Ronagaldson leżał na zimnej skale i wciąż nie odzyskał przytomności, obok siedzieli niego siedzieli Dirk i Galeb których stan zdrowia także pozostawiał wiele do życzenia, podobnie jak Dorrin, ale ten ostatni nie zamierzał siedzieć bezczynnie. Zarkan był pocięty przez wroga straszliwie podczas kilku ostatnich potyczek, jednak dłonie i głowę miał wciąż zdrowe i ochocze by sprawdzić sprawę dziennika majstrów… wzmocniony miksturą Thorina czuł się znacznie lepiej niż można by przypuszczać. Co jak co, ale lekarstwa faktycznie potrafiły czynić cuda. Dorrin wolnym krokiem ruszył w stronę komory czyścicieli a w krok za nim ruszył Kyan który miał mieć baczenie na żar, zgodnie z rozkazem Detlefa. W sumie ciekawym było co Thravarsson o tym wszystkim myślał, nie był częścią tego oddziału, po prawdzie nie był oficjalnie częścią żadnego azulskiego oddziału i mógł on za swego dowódcę uważać tego kogo szanował na tyle by tak go nazywać… jak na razie wyglądało na to że Kyan jest zadowolony z decyzji Detlefa, ale może robił tylko dobrą minę do złej gry? Cholera wie. Tak czy owak ruszył on z Dorrinem do sali na środku której słup ognia strzelał z sufitu, komnata ta była pełna dymu i khazadzi kaszląc musieli osłaniać się od dymu. Dorrin mniej więcej wiedział jak, gdzie i czego szukać, w efekcie, w ciągu krótkiej chwili Zarkan odszukał kalendarz za niewielką ruchomą płytą w ścianie. Dziennik majstrów, kalendarz kopalni czy książka nadzorcza, zwał jak zwał, ważne że była tam gdzie być powinna i być może zawierała jakieś informacje ważne dla drużyny.

Alchemik z klanu Lisa oraz runotwórca siedzieli cali obolali w tunelu a stary wojownik Rorinson spoglądał na nich z wielkim żalem. - Na rany Grimnira, ale was porządnie urządził ten ogień, co? - Ironizował Huran. Uśmiechnął się krzywo i nogi się pod nim ugięły, prawie by upadł gdyby nie ściana o którą się oparł… powoli zsunął się po ścianie i usiadł na zimnej skale, kaszlnął kilka razy a na jego brodzie pojawiła się krwawa plwocina. - No to jesteśmy kurwa w dupie goblina. Byle tylko do jaskiń się dostać, tam chłodu zaznać bo dość mam tego ognia. W jaskiniach labirynt, drogi kręte i nie poznane w pełni, tam ich zgubimy, powiadam wam towarzysze. Byle tylko do jaskiń się dostać. - Ostatnie słowa Huran wypowiedział nie patrząc już na rozmówców tylko gdzieś w głąb tunelu. Rorinson był straszliwie zmęczony, to było widać. Oddychał bardzo spokojnie, miarowo, tak jakby tracił siły życiowe, jakby zasypiał, jego oczy wciąż jednak śledziły jakieś niewidzialne dla innych obrazy na kopalnianych ścianach. W ten czas ocknął się Roran, nie mógł ruszyć ręką czy nogą, mowy nie było by zdołał nawet wstać, ale to że był przytomny chyba dobrze rokowało. Chłód skały na której leżał był dla niego cudowny biorąc pod uwagę jego stan. Skóra Rorana była twarda i nabrzmiała jak ciało topielca, spuchnięty, krwawiący, krasnolud zatracił swe dawne rysy twarzy, nikt by teraz nie powiedział że to ten sam khazad… to być może był jedyny pozytyw całej sytuacji, być może dzięki temu będzie mógł wrócić on kiedyś na ziemie bretonów i nie zostanie rozpoznany a w efekcie ścięty za przewiny jakich się tam kiedyś dopuścił. Zawsze patrz na pozytywne aspekty swej sytuacji, prawda? Mawiał tak chyba jakiś khazad rodem z Albionu, ponoć był on dość zabawnym jegomościem ale chuja on tam wiedział o ranach z rodzaju tych które teraz pokrywały ciało Ronagaldsona. Były dowódca oddziału nie był już zdolny do podróży o własnych siłach i trzeba było to brać teraz pod uwagę, nie było też sposobu by nieść go w kocu jak wcześniej Ergana gdyż taki sposób zaprzeczałby całkowicie leczeniu alchemicznych poparzeń. Roran stał się ciężarem, żywy ale czy na tyle by przeżył? Zostawić go jednak się nie godziło, ale czy była możliwość by go zabrać, a może kolejny dłuższy postój by odzyskać siły, czy to miało jednak sens, czy było w ogóle możliwe?!

Kyan z Dorrinem zniknęli w głębi korytarza z jednej strony, po drugiej stronie mrok wessał Detlefa, Khaidar, Ergana, Thorina i Grundiego którzy ruszyli w sukurs synowi Siggurda który to dzielnie pozostał na tyłach by osłaniać przeprawę w dół rampy. Huran i Roran ledwie wykazywali już jakieś witalne zachowania poza oddychaniem oczywiście, Urgrimson spoglądał zafascynowany dziwnie na swój sposób na swe spalone dłonie, a Galeb wtedy właśnie wyczuł coś być może istotnego, jakaś dziwna energia, bardzo słaba, z rodzaju tych które są spontanicznie zauważane u niektórych osobników różnych ras, nic wielkiego… Galeb mógłby to sklasyfikować jako aury które towarzyszą zwykle guślarzom lub doświadczonym iluzjonistom. Galvinson nie mógł jednak określić źródła tej energii ale było blisko, bardzo blisko, więc albo było za słabe by je odszukać zmysłami kowala run albo pochodziło z miejsca którego umysł runotwórcy nie odczytywał jako potencjalnego nośnika takiej mocy. Gdyby porównać tę moc do jakieś konkretnej znanej Galebowi to była ona niczym namiastka sił Jolvena, topornika i ucznia Hazgi Ellinssona, ten sam wzór w eterze, tyle że energia ta była o wiele słabsza. W tym czasie Dirk próbował zgiąć dłonie i sprawdzić czy z nimi lepiej, oczywiście robił to na tyle na ile mógł bo ciasne opatrunki Thorina choć chroniły rany przed brudem i zakażeniem to równie dobrze potrafiły ograniczyć zdolności ruchowe pacjenta… pewnie azgalski cyrulik robił to celowo, może w ogóle wszyscy medycy i felczerzy tak postępowali by ich pacjenci byli na swój sposób wyłączeni z prac i nie mieli jak chwycić topora, dłuta czy kilofa. W sumie to było przecież możliwe bo Thorin był na swój sposób przebiegłym lisem i kto wie jakimi drogami wędrowały jego myśli. Ważne że Urgrimson wracał do zdrowia, wciąż, poza okraszonym straszliwym bólem załatwianiem potrzeb fizjologicznych nie mógł zrobić nic, nawet utrzymać kubka z wodą ale wszystko zmierzało ku lepszemu. Jasnym było dla niego że ze wszystkich ranny to on jest dotknięty obrażeniami najmniej i on także dochodzi do siebie najszybciej, zawdzięczał to swym lekarstwom które choć trudne w preparowaniu i wcale nie tanie to potrafiły czynić cuda. Na samym leczeniu Dirk nie znał się za bardzo ale jeszcze kilka dni a pewnie będzie mógł zacisnąć pięść lub nawet chwycić coś w dłoń. To było nie byle co, bo gdyby porównać jego stan z Roranem czy Galebem to Dirk zdecydowanie był w dobrym stanie. Klan Lisa i jego wynalazki, to było ostrze obosieczne i warto było o tym pamiętać.

Tymaczasem pododdział Detlefa trafił na rampę by po niej dotrzeć na szczyt i wspomóc Thorguna ale napotkanie go po drodze odmieniło całą sytuację. Ranny Siggurdsson padł na skałę i jasnym stało się ze na Alriksona znów czeka masa roboty. W sumie to było bardzo ciekawe zagadnienie gdyż dawało obraz tego jak wiele zmienia w zbrojnej grupie obecność doświadczonego medyka, jak wielu poczciwych wojowników Grungniego trafiło zbyt wcześnie do zaświatów przez to że nie było w pobliżu kogoś o zdolnościach felczerskich. Wiedza i umiejętności w każdej materii były ważne, ale te dotyczące ratowania życia i zdrowia chyba najważniejsze, szczególnie wtedy gdy w malignie ktoś wzywał wszystkich bogów na pomoc i przysięgał cuda niewidy byle tylko ocalić skórę od przykrego losu. Czy Thorgun do takich należał, to miał pokazać dopiero czas ale jego rany były bardzo poważne co mogło i tak być niewielką ceną za to czego dokonał. Los sprzyjał Tułaczowi, szczególnie że nie walczył on swą ulubioną bronią którą znał doskonale i potrafił posługiwać się nią z wielką precyzją. Strzaskane kolano, łydka i piszczel, zwisające płaty skóry odsłaniające rozszarpane mięśnie, do tego głęboka dziura w drugim udzie która powstała w efekcie obrażeń od wrażego bełtu i późniejszego wyrwania pocisku z rany. Wcale nie było się co dziwić że Detlef nakazał by Thorin został przy rannym… Thorgun wymagał natychmiastowej opieki i choć jego życiu nic nie zagrażało to stan w jakim się znalazł oznaczał długie tygodnie leczenia i potrzebę odpoczynku. Ilość rannych wojowników w oddziale się drastycznie zwiększała ale lepiej że ranni niż martwi, no i dokonania Thorguna musiały mieć swą cenę, a najlepiej zrozumieć potrafili to ci którzy zawędrowali na szczyt rampy gdzie strzelec stawił czoła wrogowi.

Thorvaldsson pierwszy wyłonił się z tunelu, zaraz za nim był Grundi, a później Khaidar i Ergan który zignorował wcześniejszy rozkaz Detlefa i mimo swych ran i bezwładnej ręki, chwycił broń i udał się z grupa idąca pierwotnie na ratunek Thorgunowi, a obecnie będącą ariergardą w trakcie zabezpieczania drogi odwrotu. Oczom czwórki krasnoludzkich wojowników ukazał się obraz powstały w wyniku walki stoczonej tu między Siggurdssonem a skavenami, jednak nie były to zwyczajni szczuroludzie których to khazadzi już poznali dość dobrze, to było coś innego, coś nowego, choć pewnie nie dla każdego z towarzyszy broni. Grundi i Detlef znali już te stwory z przeszłości, z walk jakie toczyli w tunelach pod swymi warownymi miastami, mimo tego nie potrafili przybliżyć czym owe stworzenia były lub do czego były używane w szeregach skavenów, jednak nie trudno było sklasyfikować je jako swego rodzaju zwierzęta… co było na swój sposób dość ironiczne i groteskowe że zwierzęta korzystać mogły ze zdolności innych zwierząt wywodzących się z tego samego gatunku a jednak będąc znacznie prymitywniejszymi i zniewolonymi. To jednak były wywody godne uczonych… dla wojowników trzy truchła bestii były tylko krwawymi trupami które spotkała słuszna śmierć, warto było jedynie zważyć na ich walory bojowe. Duże, ciężkie i muskularne, o łapach dość krótkich co wskazywało na to iż ich punkt ciężkości był nisko osadzony, zatem musiały być stworami węszącymi, trudno pewnie było ocenić ich szybkość ale gryzonie potrafiły zaskoczyć pomimo swojego, zdawałoby się, braku predyspozycji do błyskawicznych ataków. Bestie miały duże głowy i rzędy straszliwych zębów, ostrych jak szpilki i w zadziwiająco dużej ilości, ich wielkość i umiejscowienie powodowało że uzębienie wiecznie było poza paszczą co dodawało im dzikiego wyglądu. Wielkie nosy i długie wąsy wskazywać musiały na doskonały zmysł węchu, pazury zaś były długie i ostre tym samym dając do zrozumienia że rany nimi zadane musiały być głębokie i potwornie bolesne. Kreatury miały na sobie mnóstwo ran świeżych zadanych z pewnością przez Thorguna, ale i setki starych blizn… na szyjach zaś, cała trójka miała żelazne obroże zrobione z łańcucha. Stwory były zmasakrowane, paskudnie śmierdziały a ich krew kałużami skupiała się wokół ciał po to by później zamienić się kilka krwawych strumyków i począć spływać w dół rampy. Khazadzi zauważyli też że w miejscu gdzie doszło do walki leży kilka połamanych skaveńskich bełtów oraz że śmierdzi piżmem którego zapach wszyscy w oddziale już tak dobrze przecież znali. Tunel prowadzący do komina sitowego był mroczny i pusty… zupełna cisza i spokój, a jednak z pełnym przekonaniem można było powiedzieć że w ciemności, gdzieś tam na granicy zasięgu wzroku wciąż czai się wróg. Czyżby thaggoraki nie mieli zamiaru odpuścić? Doświadczenie w wojennym rzemiośle podpowiadać mogło krasnoludom że to nie było w skaveńskiej naturze by tak podążać za wrogiem, szczególnie za takim którego jak na razie szczuroludzie nie mogli jakoś specjalnie i dotkliwie ugryźć… zatem co się zmieniło, skąd taka zaciekłość i wyniszczająca taktyka?!
 

Ostatnio edytowane przez VIX : 27-11-2014 o 12:31.
VIX jest offline  
Stary 28-11-2014, 22:01   #534
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Erganson ruszył do pierwszej martwej bestii i rąbał mieczem w jej mięsistą nogę aż jej nie odrąbał. Nie widząc żywych wrogów w zasięgu wzroku krasnolud zabrał ze sobą odrąbaną mięsistą łapę i zawołany przez Dorrina podszedł do krasnoluda i zaczął pospiesznie oglądać zapiski kopalniane jakie Dorrin właśnie zdobył. Dziennik zawierał kilka ważnych i ciekawych informacji, które Ergan szybko znalazł ponieważ sztuka górnictwa nie była mu obca mimo iż nie zarabiał na życie w ten sposób. Zabierając dziennik ze sobą rzemieślnik rzekł głośno aby towarzysze mogli go usłyszeć.
-Wiem jak zgasić ogień na kilkanaście minut. Może da się to zrobić na stałe ale musiałbym przeczytać cały dziennik a to mi trochę zajmie. Idę zgasić płomień a wy będziecie musieli w tym czasie otworzyć drzwi. Są szczelne więc lepiej je otworzyć niż całkowicie zniszczyć. Zyskamy kwadrans na wydostanie się stąd albo wyczytam jak to wyłączyć na zawsze. Skoro nie mamy czasu to ruszam...

Ergansson powlekł się do komnaty z płomieniem. Nakrył twarz chustą, którą miał ze sobą od wejścia w tunel techniczny, nabił odrąbaną nogę na miecz i zbliżając się trochę do płomienia podpiekł ją odrobinę paląc sierść i rumieniąc mięso a jednocześnie szukając tego opisanego w dzienniku miejsca. Kiedy je odnalazł krzyknął na towarzyszy.

- Teraz ogień zgaśnie więc bądźcie gotowi...

Ergan podszedł do ściany omijając płomień i jakby znając izbę na pamięć wcisnął ukrytą płytkę w ścianie po czym upewniając się, że towarzysze są gotowi pociągnął za łańcuch w ścianie a płomień zgasł. Wtedy krasnolud przygryzając podpieczone delikatnie mięso wrócił do czytania dziennika kopalnianego.

-Jakiś kwadrans... Odparł z pełną gębą...
 
blackswordsman jest offline  
Stary 29-11-2014, 14:45   #535
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Kiedy ogień zgasł, Grundi postanowił nie marnować ani chwili. Podobno gaz miał niedługo znów zacząć napływać i brak konkretnego działania oznaczał śmierć. Nie znaczyło to oczywiście że działanie jej zapobiegnie, ale z pewnością odroczy ją na jakiś czas.

Czując, jak mu się zdawało, nagły przypływ sił, Grundi podszedł do rzeczy Rorana i wydobył z nich topór byłego dowódcy. - Będę tego potrzebował na chwilę. Rzucił tylko i pomaszerował w stronę śluzy.

- Musimy rozpieprzyć te śluze. Dawać drugi topór, może Dorrinowy bo wielki w chuj i idziemy. Trzeba to zrobić szybko! Po chwili był już pod drzwiami. Odłożył swoje toboły pod jedną ze ścian i zacierając ręce zabrał się do rąbania. Po paru uderzeniach w drewno, dołączył do niego drugi topornik i dzazgi poczęły latać w powietrzu jak pojebane. Drzwi nie chciały ustąpić łatwo, lecz w porównaniu do kucia w skurwysyńsko twardej skale była to przyjemność.

Tym też sposobem po dłuższej chwili, gdy pot już porządnie zrosił czoło Grundiego, drzwi ustąpiły. Początkowo była to mała szczelina, którą dostawało się chłodne powietrze, ale po podrąbaniu paru strategicznych miejsc i kopniaku czy dwóch, otwarł się przed rębaczami długi, ciemny korytarz.
Fulgrimsson oparł się o ścianę i dysząc delektował się chłodnym powietrzem z korytarza. Nie marnował jednak czasu. Czym prędzej założył zwój plecak, wziął w rękę z tarczą pochodnię, a w drugą topór Rorana i ruszył, prowadząc resztę w ciemność. Wkurwiały go już te przestoje.
- Bierta jakoś rannych i idziemy! Pozostanie tutaj oznacza śmierć! Czy to z łapy wroga, czy to od gazu. Powiedział chłodno.

Po chwili korytarz doprowadził jego i innych do ogromnej sali, w której początkowo chuja zobaczył. Lecz świtało robiło swoje...
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 29-11-2014, 15:35   #536
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Dorrin był rad, że dziennik, który znalazł dopomógł im, że płomień zgasł, że nie spaliło mu dupy. Był do niej przywiązany…

Pozostawał jeden problem - gaz. Tak więc plan Grundiego zdawał się dobrym pomysłem.

Dorrin kiwnął Grundiemu głową.

-Wezmę topór Hurana. - rzekł - Jeśli ktoś chce mój, niech mówi.

Wziął ostrze starego Hurana w jedną rękę i ruszył pomóc Grundiemu. Uderzał raz za razem, jedną reka. Mimo to, jego ciosy były silniejsze niż ciosy zwykłego khazada, wspólną zasługą drzwi puściły.

Z pochodnią w ręku wszedł za Grundim w chłód i ciemność, ruszył długim korytarzem. W końcu wszedł do sali…
 
Fyrskar jest offline  
Stary 29-11-2014, 15:54   #537
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Komora do której wkroczyli khazadzi była obszerna, wysoka na dwadzieścia stóp i o promieniu dobrych trzydziestu, dziwnie w niej śmierdziało, jakby spalenizną ale to swąd zgniłych jaj górował nad wszystkimi innymi zapachami. Ściany były tam wygładzone do perfekcji, choć widać było że to nie dziełem natury a rzemiosłem krasnoludów tak się stało, cel w jakim tego dokonano pozostawał ukryty przed oddziałem Detlefa który obserwował to pomieszczenie. Dało się tam też zauważyć jakieś szczeliny, nierównomierne, zdecydowanie naturalne, były wszędzie, na skalnej posadzce, sklepieniu i ścianach, wyglądały jak ozdoby ale z pewnością nimi nie były. Z dziwnej komory było jedno wyjście oczywiście poza tym którym weszli tam zbrojni towarzysze, portal ów prowadził do długiego i ciemnego tunelu na którego końcu mogło być dosłownie wszystko.



Najważniejszym jednak było to co znajdowało się na środku sali, a przyznać trzeba było że widok to był niecodzienny. Niesamowita machina krasnoludzkimi rękoma stworzona, ze stali, żeliwa, miedzi i szkła… od posadzki aż do sufitu, stała tam niczym filar podtrzymujący sklepienie. Urządzenie było plątaniną rur i dźwigni, zegarów i przekładni, nie zajmowało dużo miejsca, jednak było wysokie. Pomyśleć można by że to ono przyciągało uwagę śmiałków którzy tam zawędrowali, jednak to wciąż nie był obraz który był najciekawszy. Fakt, machina z pewnością była czymś istotnym ale to co było u jej stóp zasługiwało na szczególną uwagę. Trzy wielkie, barczyste postacie, spalone na węgiel, siedziały oparte o urządzenie. Wielkie głowy i potężne szczeki z ogromnymi kłami, bez wątpienia musiały to być truchła orków, niewiele jednak z nich zostało poza czarnymi szkieletami. Między rurami maszyny było coś jeszcze, jeszcze jedna istota, ta jednak znacznie mniejsza, z pewnością krasnolud. Khazad również był spalony jak węgiel, stał jednak tyłem do oddziału Detlefa i ramionami oplatał rury, twarz wtuloną miał w korpus machiny.



Gdy jeden z krasnoludzkich wojowników podszedł bliżej do spalonych, dotknął ostrożnie ramienia martwego krasnoluda i wtedy ten odpadł od urządzenia, jego ramiona strzeliły jak suche patyki i odłamały się a tors upadł na plecy i gdy tylko zderzył się z podłogą odpadły też nogi. Makabryczny obraz nie miał jednak końca gdyż trup zachował część twarzy i piersi. Spalona broda, wąsy i brak konturów facjaty, przypominał tym sam Rorana, tyle że Roran wciąż był żyw. We wnęce jaką zakrywał swym ciałem krasnolud były dwie rzeczy, skórzana torba na pas doskonałej jakości oraz wspaniale zdobiona barta sztygarska… obie rzeczy w nienaruszonym stanie. Barta nie była taka jakie zwykle widywało się w kopalniach, to było coś innego, ten topór górniczy był dziełem sztuki, zatem nie mógł należeć do byle kogo… bo gdyby porównać kopalnię do armii, to ów barta była godna przynajmniej stopnia równego mieczowi marszałka.


 

Ostatnio edytowane przez VIX : 29-11-2014 o 15:59.
VIX jest offline  
Stary 29-11-2014, 19:43   #538
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Ergansson wszedł przez roztrzaskane drzwi śluzy i rozglądając się porównywał wygląd komory z tym co znalazł w dzienniku kopalni oraz ze swoją wiedzą. Od razu dostrzegł maszynę i o dziwo jej działanie było dla niego oczywiste. Nauki z górnictwa, matematyki, inżynierii i mechaniki nie poszły w las. Podjadając dalej szczurzą nogę krasnolud zerkał to na dziennik to na machinę i maszerował na drugi koniec sali w poszukiwaniu wyjścia. Szedł trochę jak pijany i noga z ręką i żebrami bardzo go bolała ale to nic w porównaniu z ekscytacją i energią jaka się w nim rozbudziła przez mechaniczne odkrycie. Zupełnie bez emocji, wręcz z jakimś szalonym uśmiechem na twarzy Ergan powiedział głośno do towarzyszy.

-To nie koniec. Dziennik mówi, że jesteśmy w komorze spalania gazu. Mamy zaledwie kilka minut z tych piętnastu zanim płonący gaz opanuję tę komorę gdzie jesteśmy. Za pomocą tej machiny mogę to wyłączyć...ale wtedy gaz wleci tutaj nie podpalony, no przynajmniej aż nie podpalą go wasze pochodnie. Tyle że wtedy gazu się uzbiera tyle iż wybuch zasypie nas pod tysiącami ton kamieni nawet jeśli będziemy daleko stąd. Tak więc Radzę ...zapierdalać do wyjścia...chyba, że gasicie pochodnie a ja zamienię płonący gaz w nie płonący gaz , który kiedyś i tak zapłonie...ale w tej chwili nie wiem jeszcze jak. Ciekawe co jeszcze tu napisali? Ostatnie słowa Ergan skierował sam do siebie. Zupełnie jakby zapomniał, że za chwilę jego kompani spłoną i tym razem ostatecznie. Nawet najlepsze cuda Dirka i Thorina im nie pomogą. Krasnolud patrzył w kierunku nieznanego wyjścia. Szybko przekalkulował w myślach ile czasu zabierze przeprawa rannych przez salę a potem skutki większego wybuch gazu...

-W nogi kurwa!! Ratuj się kto może!!! Krzyknął. Odliczał w głowie przypuszczalny czas skracając go o minutę. Mimo wszystko czekał na decyzję Detlefa. Jeśli ktoś miałby nie zdążyć to Ergan zatrzyma mechanizm spalania a potem... potem się zobaczy. Albo szybko wymyśli jak to odkręcić albo wszystko wyjebie w powietrze zawalając kilometry korytarzy.
 
blackswordsman jest offline  
Stary 29-11-2014, 20:44   #539
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Czasami życie było proste i nieskomplikowane, wystarczało skupić się na obowiązkach i zadaniach. Thorin miał jasny cel - utrzymać przy życiu możliwie wielu, a najlepiej wszystkich towarzyszy. Cel może i był jasny, lecz do prostych nie należał, zwłaszcza że działania kompanów sprawiały wrażenie jakby celowo postanowili mu utrudnić jego robotę.

Thorgun nie był wyjątkiem, strzelec wyglądał na ledwo żywego i z pewnością bez szybkiej interwencji medyka nie pożyłby długo. Podczas gdy reszta zajęła się badaniem zwłok szczuro-potworów które jakimś cudem ubił, Thorin zajął się leczeniem strzelca. Po raz kolejny poszły w ruch nici i bandaże, spirytus i narzędzia chirurgiczne. Czasu oczywiście jak zwykle brakowało, wiedział, że obecna robota może być jedynie powierzchowna, mająca na celu głównie zatamowanie krwotoku i nie dopuszczenie aby stan pacjenta się pogarszał.

Kiedy już uznał robotę za skończoną wszyscy ruszyli w kierunku komnaty która jeszcze nie tak dawno oświetlona była płomieniem. Płomieniem z którym poradził sobie Ergan , Thorin co prawda nie wiedział jak poważny był problem wcześniej, zdał sobie za to sprawę, że ktoś tu zna się jednak na górniczych znakach - żałował tylko, że ów talent nie uwidocznił się wcześniej kiedy mijali górnicze zapiski i symbole.

Dość późno niestety zauważył że Ergan konsumuje dziwnie wyglądający kawał mięsa nabity na miecz. Chwilę mu zajęło nim skojarzył jego marsz w kierunku padłych stworów, odgłosy rąbania trucheł i obecny widok nadzianej na miecz szczurzej kończyny. Ze zgrozą odwrócił się od wstrętnego widoku i omal się nie porzygał.

- Erganie ! Na litość Valayai nie jedz tego! - wciąż jeszcze nie dowierzał temu co widzi. Jednak widok się nie zmieniał, może jedynie niewiele gdyż Ergan na chwilę zaprzestał konsumpcji wpatrując się w Thorina. - Toż to ścierwo, strute, wypaczone przez eksperymenty skavenów, nie ma porównania miedzy szczurami a skavenami oraz tym wszystkim co od nich pochodzi. Nawet nie poprosiłeś by zbadać to mięso czy nadaje się do jedzenia, czy nie nosi w sobie jakiejś choroby, zarazy, trucizny przodkowie jedni wiedzą jeszcze czego! - po chwili do umysłu przerażonego kronikarza dotarła jeszcze jedna gorsząca możliwość - Przecież to mogło żywić się wczesniej na naszych braciach!

Thorin nie tłumaczył więcej, odszedł nie chcąc patrzyć na ten makabryczny widok, żołądek i tak zwinął mu się w pentelkę i był niemal pewny że szybko sam niczego nie zje - może to i lepiej przy świadomości kurczących się zapasów. Nie miało to jednak znaczenia, po prostu nie zdołałby w najbliższych godzinach zjeść czegokolwiek.

Gdy jednak Ergan krzyknął -W nogi kurwa!! Ratuj się kto może!!!

Sprawa zeszła diametralnie na drugi plan, a może nawet trzeci, lub zgoła w ogóle przestała mieć znaczenie, skoro za chwilę wszyscy mieli wybuchnąć czy spłonąć. Thorin spojrzał się na Detlefa , chyba tylko dlatego że Ergan pomimo krzyku sam pozostał na miejscu. Gotował się jednak do szybkiego biegu... przynajmniej na tyle na ile umożliwiało mu to obciążenie.
 
Eliasz jest offline  
Stary 30-11-2014, 01:44   #540
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Udało się odnaleźć Thorguna żywego. Broczący krwią z odniesionych w dopiero co zakończonym starciu khazad właściwie wpadł na nich, gdy biegli na górę. Thorvaldsson zostawił z nim Thorina, a sam z pozostałą trójką ruszył dalej. Widok ubitych bestii, znacznie od typowych skavenów masywniejszych i dysponujących większą siłą powinien być pokrzepiający, jednak chmurne czoło thazora temu przeczyło. Zhufbarczyk zastanawiał się, dlaczego thaggoraki ścigają ich tak zawzięcie mimo poniesionych strat i przy tym znikomego zagrożenia ze strony ich oddziału dla skaveńskiej armii oblegającej Azul. Coś tu nie pasowało, ale za nic nie mógł wykoncypować co to mogło być.

Wrócili do reszty zabierając po drodze Alriksona i Siggurdssona. Chwilowy spokój wykorzystali do przygotowania się do dalszej drogi, a Dorrin i Ergan kombinowali z pergaminem znalezionym w skrytce w lampie. Po chwili okazało się, że wskazywał on miejsce ukrycia górniczego dziennika, a ten sposób dezaktywowania ogniowej pułapki, co Ergan niezwłocznie uczynił. Triumfalny okrzyk i brak huku płonącego gazu oznajmił sukces Erganssona. Mniej dobrą wiadomością było to, że brak płomienia jest tylko czasowy a nie wiadomo ile zejdzie im na forsowaniu drzwi strzegących przejścia dalej.

Gdy Grundi z Dorrinem zaczęli pracować nad drzwiami Thorvaldsson z pomocą Khaidar przenieśli ledwo przytomnego brata khazadki na jedną z ław, która miała odtąd spełniać rolę prowizorycznych noszy. Pozostawała kwestia jego pancerza i broni - nie było tego dużo, ale cholernie dużo ważyło. Po krótkim namyśle zdecydował zabrać zbroję kolczą i zostawić blachy, które najmocniej ucierpiały w kontakcie z alchemicznym ogniem. Rozhartowany pancerz płytowy był równie ciężki jak jego nieuszkodzony odpowiednik, jednak zapewniał o wiele mniejszą ochronę. Wszyscy byli już ranni, niektórzy ledwo mogli iść o własnych siłach i każdy dodatkowy kilogram oznaczał pozostawienie czegoś innego - po prostu nie mogli sobie pozwolić na targanie nieprzydatnych śmieci. W ciągu kilku chwil Roran znalazł się na ławie, mając pod nogami swój kolczy pancerz - zarówno zbroja, jak i jej właściciel zabezpieczeni przed zsunięciem się i upadkiem na ziemię za pomocą jednej ze znalezionych w sali lin.

Gdy tylko drzwi rozsypały się pod ostrzami dwójki rąbiących je krasnoludów, ci natychmiast ruszyli dalej nie bacząc na towarzyszy. Detlef najpierw podniósł w zdumieniu brew, by zaraz ruszyć za nimi wołając do Thorina i Khaidar, żeby zabrali Rorana i poprowadzili pozostałych. Dogonił Grundiego i Dorrina dopiero na środku kolejnego pomieszczenia, gdy ci przyglądali się dziwnej, niewątpliwie krasnoludzkiej konstrukcji oraz niemal doszczętnie spalonym truchłom zielonoskórych i jakiegoś khazada.

- Co jest, kurwa?! - warknął na nich. - Rozumy wam odjęło, czy od urodzenia na głowę słabujecie? Nie mam pewności, czy zauważyliście, dlatego wyjaśnię powoli, żebyście zrozumieli - mamy rannych, niektórych trzeba nieść, oręż w dłoni pewnie dzierżyć może ledwo połowa z nas, a wy beztrosko zapierdalacie do przodu, jakby gdzieś tutaj chętne panienki na was czekały? - Cedził słowa powoli, a ton głosu, wykrzywiona w grymasie mina i nastroszone brwi sugerowały, że zhufbarczyk jest wkurwiony. - W tej przeklętej kopalni roi się więcej szczurów, niż mrówek w mrowisku i nie ma tu miejsca na takie numery. Albo działamy jako oddział, albo pozwolimy się wpierdolić gryzoniom jeden po drugim. Czy to naprawdę tak trudne, żeby dupy nie ruszać z miejsca i poczekać na rozkaz? Co powiedzielibyście nad zwłokami zaszlachtowanych przez skaveńskie ścierwo towarzyszy w czasie, gdy wy poszliście zwiedzać sobie azulskie podziemia? Ogarnijcie się, zanim przez jakąś głupotę zginiemy wszyscy. - Zakończył wreszcie.

W czasie tej krótkiej połajanki pozostali zdołali dotrzeć do sali z maszyną, której z zainteresowaniem przyglądał się Ergan. Thorvaldsson nie miał pewności, czy ta dwójka jak i reszta zrozumie przesłanie - żeby przeżyć musieli działać razem, niemal jak jeden organizm. Każdy musiał być drugiemu bratem, przedłużeniem jego zbrojnego ramienia i wzmocnieniem jego tarczy. Mimo krzyków thazora Dorrin swoim zwyczajem stał z durną miną i zainteresowany był raczej zwęglonymi zwłokami orków, a Grundi z kolei szturchnął spalonego krasnoluda.
- Zrozumieliście!? - krzyknął do nich, podchodząc do Fulgrimssona. - A to co?! - sapnął zdumiony, bowiem martwy krasnolud chronił własnym ciałem dwa nietknięte ogniem przedmioty - zdobioną górniczą bardę oraz skórzaną torbę, w której, jak dostrzegł zerkając znad ramienia Grundiego, były jakieś papierzyska.

Wtedy Ergan zaczął mówić o komorze spalania gazu, w jakiej mieli się znajdować. Co jakiś czas cały gromadzący się w niej gaz (stąd pewnie smród zgniłych jaj unoszący się w powietrzu) ulegał wypaleniu i mogło to nastąpić w każdej chwili. Wtedy Thorvaldsson zrozumiał, dlaczego prowadzące tutaj drzwi były uszczelnione - gaz mógłby się tam przedostawać i jakiekolwiek źródło ognia w małej sali mogło spowodować zapłon gazu oraz śmierć dozorcy maszynerii. Nagle Ergansson zaczął się nadzierać, że trzeba uciekać.

- Bierz torbę, sprawdzimy później! - Rzucił do Fulgrimssona, samemu chwytając za górniczy topór. - Thorin, Khaidar - bierzcie Rorana i pędem za wszystkimi! Do tunelu! - wskazał pogrążony w mroku korytarz w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszli. - Ergan, zostaw tę cholerną maszynę. - Inżynier najwyraźniej miał zamiar zostać tutaj dłużej, niż wydawało się rozsądne. Spopielone ciała były aż nadto wymownym dowodem na to, co stanie się z nimi jeśli zostaną tutaj zbyt długo. Tym bardziej, że lada moment pułapka ogniowa się włączy, a wyłamane drzwi nie chronią już przed wypływem gazu. Trzech spaleńców to aż nadto i nie trzeba im więcej.

- Prędko! Wynośmy się stąd! - Ponaglił maruderów, samemu czekając aż wszyscy znajdą się w tunelu i dopiero wtedy wbiegł doń również.

Na szczęście drzwi na końcu korytarza, bliźniaczo uszczelnione jak te wcześniejsze tym razem były zamknięte po tej właściwej, czyli ich stronie. Gdy tylko minął próg zatrzasnął je i zabezpieczył zasuwą oraz belką. Jeśli jakimś cudem thaggoraki przejdą przez ogniową pułapkę i komorę spalania gazu, to te drzwi zatrzymają je przez dodatkową chwilę. A i odgłosy rąbania drewna będą dobrze słyszalne, co pozwoli uniknąć przykrej niespodzianki. Dopiero po zamknięciu drzwi pozwolił sobie na głęboki oddech i pełne ulgi westchnięcie.
- Jak ja nie lubię ognia... - mruknął.

Oddział czekał tuż przed prowadzącymi w dół schodami.
- Rorana trzeba nieść. Pierwsza zmiana - Grundi, Thorin. Druga - ja i Khaidar. Zmieniamy się co jedna wypaloną pochodnię. Przerwy w miarę uznania. Nikt się nie oddala. Para, która nie niesie rannego prowadzi i zabezpiecza tył. Tylko oni palą pochodnie. I uważać na schodach.- Szybko ustalił porządek marszu i przydzielił niewdzięczne zadanie dźwigania rannego tym, którzy mogli je wykonać. Reszcie nie pozwalały na to rany.

Po pokonaniu kilku zakrętów spiralnych schodów dotarli do wielkiej dziury w ścianie. Za nią, wyjaśniając również źródło narastającego szumu płynącej wody, ukazał się wodospad - to był ten sam komin sitowy, ale znajdowali się kilka poziomów niżej! Szybko też okazało się, że schody w dół są zasypane i nic nie wskazywało, żeby miał to być drobny zawał.

Thorvaldsson wszedł na kratę - zauważalnie gęstszą, a przy tym wykonaną z prętów o mniejszej średnicy. Zatrzymywały się na niej małe kamienie, a między nimi można było dojrzeć ziarna piasku. Przez oka kraty można było dostrzec niżej kolejną i chyba jeszcze jedną. Gdy zadarł głowę do góry ujrzał górną kratę na wysokości jakiś dwudziestu stóp, a na niej zaczepione jakieś narzędzie, którego głownia utknęła na sicie, a stylisko wisiało w dół. Nie trzeba było dodawać, że wszędzie lała się i pryskała woda a kamienie i ściany były śliskie jak interesy z elfami.
- Jak ja nie lubię wody... - kolejny żywioł najwyraźniej dołączył do listy krzywd Detlefa.

- Nie ma rady - musimy się przebić w dół. - Oznajmił reszcie, która musiała już sama zdawać sobie z tego sprawę. - Najpierw jednak chciałbym zobaczyć, co to za cholerstwo wisi do góry. Może nam się przydać przy sitach.- Wskazał na narzędzie zaczepione na kracie powyżej.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172