Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2014, 20:47   #27
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Taki z Vassico se Davakh był statek handlowy, jak z koziej dupy...
Na czym jak na czym, ale na tym to się Tony znał. Thunder był w stanie poradzić sobie z każdą jednostką handlową, chyba że ta była podrasowana.
Fregata klasy ZEUS dałaby sobie radę z całą flotyllą statków handlowych. Jeśli więc Vassico zdołał się wymknąć Polarianom, to albo ci ostatni na prowadzeniu wojny się nie znali, albo Vassico od dawna nie miała nic wspólnego ze statkiem, który zaginął parę lat temu. Nie mówiąc o tym, że statki nie odnajdują się ot tak, same z siebie, po paru latach.
Albo więc Dra’Pavarro robili jakieś przekręty, albo też ktoś przywłaszczył sobie ich statek i nieźle doposażył. Przynajmniej jeśli chodzi o sprzęt, bo jego obsługa, przynajmniej jeśli chodziło o skuteczność ostrzału, pozostawiała bardzo wiele do życzenia.
Jakim cudem obaj uczestnicy tego starcia zdołali nie wyrządzić sobie krzywdy? Wszak Polarianie, rasa ponoć wojownicza, nie mogli być aż takimi patałachami. Chyba że obsadzali dowództwa swoich okrętów według znajomości i pokrewieństwa, a nie według zasług. Ale to chyba cecha Zeimian...
Nie wiadomo było, dlaczego Vissaico dopuścił do starcia. Czemu się nie wycofał dużo wcześniej? Dlaczego zanurkował w pas asteroid? Uciekał, czy też może usiłował ściągnąć przeciwnika w określone miejsce.

- Wyglądają jak aktorzy na scenie - powiedział cicho. - Może jeden i drugi to Polarianie? Urządzili przedstawienie na naszą na przykład cześć? Przez te dwa lata Vassico mógł parę razy zmienić właściciela, więc mógł też wpaść w ręce Polarian.

Teoria była nieco naciągana, ale nie niemożliwa. Co prawda nie wiadomo było, po co komu taki cyrk, ale jeśli, na przykład, chcieli ku sobie ściągnąć AJOLOSA, czy inny okręt Federacji, to im się to udało.


Całkiem inną kwestię stanowił ów tajemniczy obiekt, który zniszczył sondę. Nie pasowało to ani do Polarian, ani do żadnego z okrętów Federacji.
Czyżby w ich małą wojenkę wmieszał się ktoś trzeci? Ktoś, o kim nikt nic nie wiedział? Gdyby to był sojusznik Polarian, no to na co czekał, siedząc jak zając pod miedzą? Zasadzka? Obserwator? Wyjdzie w praniu, jak mawiała świętej pamięci prababka Tony'ego. Niech jej ziemia lekką będzie... jeśli można tak powiedzieć o kimś, kto kazał się po śmierci wystrzelić w kapsule prosto w Słońce. Co i tak było niczym w porównaniu z życzeniem jej najstarszego syna.

Słowa kapitana o przyszłym zadaniu Thundera i jego pilota wyrwały Tony'ego ze wspomnień.
Lecieć jako osłona... W razie starcia był to zaszczytny lot w jedną stronę, bo myśliwiec jako taki niewiele mógł zdziałać - najwyżej liczyć na to, że w nawale zajęć przeciwnik go nie zauważy. Albo zlekceważy, na początek zajmując się poważniejszym zagrożeniem.
Z paroma rakietami pewnie by sobie poradził, ale jedna salwa z dział plazmowych zamieniłaby Thundera w obłok zjonizowanego gazu.
Z drugiej strony... Może by przeżył resztę załogi. O parę chwil. Poza tym - i tak wszyscy wiedzieli, że piloci mysliwców żyją krócej niż inni. Wiedział, na co się pisał.

***

Wachta była średnio ciekawa.
Obserwacja wszystkiego, co się w układzie ruszało i trzymanie rąk z dala od klawiatury Chana.
Nie... Tony nie miał obaw. Wiedział, że nic nie zepsuje, ze nie wypali nagle ze wszystkich dział i wszystkich wyrzutni. Nie zamierzał jednak mieszać się w to, co poustawiał sobie Chan. Wystarczyło śledzić to, co się działo na ekranach i sprawdzać wszystkie parametry. A tu na razie wszystko grało, był więc i czas na nieco własnej inicjatywy, związanej z zadaniem Thundera. Jakby nie było, ktoś miał za zadanie robić za osłonę, a zatem ów ktoś musiał kilka rzeczy przygotować na spokojnie - na przykład manewry czy sposób wspomożenia AJOLOSA czy to w obronie, czy to w ataku.
Ewentualnie lecieć jako przynęta. Coś w sam raz dla samobójcy... Na szczęście Tactor nie wyglądał na takiego, co wysłałby jednego ze swoich ludzi na samobójczą misję.

***

Przed zaśnięciem Tomy przypomniał sobie plotkę, jaka krążyła w niektóych kręgach. Plotkę związaną z eksperymentami, które ponoć cieszyły się wielkim poparciem wśród niektórych wojskowych wyższych szczebli. Zabawa polegała na uśpieniu delikwenta i poddaniu głębokiej hipnozie. A potem leżał sobie człowiek wygodnie, w łóżeczku, a jego szarym komórkom wydawało się, że dzieje się to czy tamto.
Paskudny pomysł i Tony miał nadzieję, że nigdy nie wejdzie w życie. Na wszelki jednak wypadek, nawet gdyby to wszystko miało się okazać czyimś głupim eksperymentem, wolał zachować się tak, jak w rzeczywistości i nie liczyć na to, że ktoś go zbudzi i powie "Oblał pan, skrzydłowy West".
Z tym mocnym postanowieniem zasnął.

Obudzenie nie było zbyt przyjemne.
Mozna lubić nieważkość, ale lepiej być wcześniej uprzedzonym o takiej możliwości.
Przeklinając dowcipnisia, który zaczął się bawić grawitacją, West zaczął rozpinać pasy i równocześnie próbował skontaktować z mostkiem, by dowiedzieć się, co za kretyn stoi za tym wszystkim. I w tym właśnie momencie wróciło światło. I grawitacja.
Lewitujący skafander spadł na podłogę, a nad wezgłowiem koi zamrugało światło wezwania na mostek, a towarzyszące światełkom brzęczenie obudziłoby nawet siedmiu braci śpiących.

Zgodnie z instrukcją na zjawienie się na mostku w trybie awaryjnym były dwie minuty. West zjawił się tam dziesięć sekund przed tym terminem. Akurat na tyle wcześnie, by wysłuchać wynurzeń Rossa.

- Czy ty się dobrze czujesz, Morgan? - spytał, gdy Ross wreszcie zamilkł. - Jaka ściana EPM? Wszak takie coś usmażyłoby wszystko, co na pokładzie AJOLOSA. A nie wiem, jak tam twój zegarek, ale mój ma się dobrze. Nawet na sekundę nie zastrajkował. Nie było nawet żadnego impulsu.

- Budziliście kapitana? - zwrócił się do obsługi mostka. - Pójdę do niego - powiedział, gdy okazało się, że wśród tych, co się zjawili na dźwięk alarmu nie było Tactora.

Powinien co prawda sprawdzić, co z Thunderem, ale myśliwiec był mniej ważny niż kapitan.
 
Kerm jest teraz online