Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2014, 00:27   #11
Oriathim
 
Reputacja: 1 Oriathim nie jest za bardzo znany
Dokładnie tego potrzebował. Zadania które miało zająć jego myśli. Bo choć codzienna rutyna pochłaniała znaczną część dnia to wciąż miał sporo wolnego czasu, a wtedy jego umysł zawsze wracał do konfrontacji z Othią. Poranek minął jak zawsze, pobudka o godzinie piątej, nakarmienie i obejrzenie zwierząt, wymiana kilku słów na temat Węglicy, suki sprowadzonej aż z innego planu egzystencji, która się oszczeniła. Była ona oczkiem w głowie tutejszego koniuszego, spokojnie można było powiedzieć że traktował ją niemal jak członka rodziny królewskiej. O godzinie szóstej stawił się na musztrę, co prawda jako zwiadowcy go już nie obowiązywała, ale właśnie na takich, powtarzanych codziennie czynnościach można było najlepiej zaobserwować zmiany, wszystko co odbiegało od normy. Jego Mistrz nie raz powiadał że z sposobu w jaki pastuch dogląda trzody można się dowiedzieć więcej na temat ruchów mniejszych czy większych oddziałów w okolicy niż z papierów opisujących te ruchy. Do godziny ósmej miał czas wolny, jak zwykle o tej porze wybrał się do akademickiej stołówki. Z michą wojskowego gulaszu i kawałem chleba zasiadł do stołu. Gulasz na śniadanie, obiad i kolację. Jego uwadze nie umknął fakt że wszyscy go omijali szerokim łukiem. Cóż wreszcie jego czyny dogoniły reputację. Zjadł szybko i wybrał się na plac ćwiczeń. Z naręczem oszczepów przystąpił do treningu, zarówno rzutów, jak i walki w zwarciu. Uwielbiał ten typ broni, gdyż był niezwykle uniwersalny. Nie ćwiczył jednak długo, w rzutach był niemal perfekcyjny, a nie mógł znaleźć partnera do sparingu. Na godzinę dwunastą miał zajęcia prowadzone przez Mistrza Tropienia, ale postanowił wybrać się wcześniej. I był to dobry ruch. Właśnie tam spotkała się z nim Ann i dała mu kawałek mapy. W zwięzłych słowach objaśniono mu na czym miało polegać jego zadanie. Nie przepadał za pracą w mieście, ale rozkaz to rozkaz. Poprosił tylko swojego Mistrza o próbkę narkotyku, był pewien że będzie ją miał w swoim zielniku. Nie mylił się. Uważnie ją zbadał, zapamiętał kolor, zapach, smak, który był nieco gorzkawy i ogólny wygląd.

Został zwolniony z dalszych zajęć w dniu dzisiejszym. W związku z tym postanowił wyruszyć w teren. W drodze oszacował w jaki sposób narkotyk mógł trafiać do miasta. Z tego co słyszał były to duże ilości, więc zapewne przez doki. Może docierały lądem, z karawanami, ale było to mniej prawdopodobne. Działanie ewentualnej magii teleportacji bez wątpienia byłoby wykryte, w ciągu zajęć miał okazję obserwować przez specjalny okular różne efekty magiczne. Teleportacja rozsiewała wokół olbrzymie ilości magicznej aury. Szybkim krokiem ruszył do doków, za kilka miedziaków wysupłanych z sakiewki kupił butelkę jakiegoś na wpół sfermentowanego wina. Twarz, ręce i swój strój zawczasu ubrudził, chcąc uchodzić za miejscowego pijaczka. Tak przygotowany zasiadł na jednym z krawężników i popijając swój trunek obserwował, co jakiś czas zmieniał swoje miejsce pobytu, nie chciał napotkać straży. Nie wyglądał bynajmniej barek załadowanych narkotykiem, tylko ludzi o trzęsących się dłoniach, wielkich oczach oraz osób zdenerwowanych. Uzależnieni ludzie byli jak ćmy. Zawsze ciągnęło ich do ognia.

Gdy w końcu uznał że widział dosyć, a i pora była już późna wyruszył do umówionego miejsca spotkania. Zahaczył o swój pokoik w twierdzy gdzie doprowadził siebie do porządku. Odrobinę czarnej farby którą wykorzystywał do swoich włosów wtarł w powieki, otaczając swe oczy czarnym kręgiem. Na tym tle naturalna zieleń jego oczu była mocniej wyeksponowana i z doświadczenia wiedział że przykuwała ona spojrzenia postronnych. Gdy tylko dotarł do Lewiatana owionął go egzotyczny zapach. Zdecydowanie ruszył do baru i zamówił kielich Pustynnej Krwi, Calishyckiego wina. Ten trunek niestety kosztował go zdecydowanie więcej niż kilka miedziaków. Kilka chwil porozmawiał z pracującymi tam paniami i panami, ale w końcu ich przeprosił, tłumacząc się wypatrzeniem starego przyjaciela. Ruszył w kierunku Garena.
- Dawno się nie widzieliśmy. - rzucił swobodnie, równocześnie odsuwając dla siebie krzesło - List od Erie. - dodał już zdecydowanie ciszej, równocześnie dając Garenowi kawałek mapy - Mów mi Bastard. - powiedział gdy upewnił się że nikt postronny go nie słucha.
 
Oriathim jest offline