Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2014, 11:52   #46
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
W okrągłej sali panowało milczenie gdy wszyscy zebrani zasiadali na swoich miejscach. Rubius przyglądał się wszystkim z zamyśleniem na twarz.
Stół wyglądał tak jak poprzednio. Z wielką butlą wina w centrum, otoczoną przez kielichy dla każdego z zebranych, kolejno: Lilii Len, Eabiosa Grey, Amensa Arens, Sen Murraya, Rubiusa Cearsa, Milii w roli lidera techników oraz Nine, która pierwszy raz zgodziła się przybyć na zebranie.
Pierwszy odezwał się Rubis:
- Witam was ponownie na zebraniu. Tym razem wyjątkowoym, albowiem w sprawie zbliżającej się bitwy, i co gorsza, wojny. – jego twarz była dosyć pochmurna. - Moja córka nie dołączy do nas dzisiaj w drodze wyjątku, mimo że jej stan zdrowia jest przedni. – dodał. - O rozpoczęcie proszę pannę Lilię.
Artystka wstała i podeszła do ściany, na której powieszono obraz z mapą Ronar. Konkretniej stolicy niewielkiego królestwa, imminej twierdzy Ronar.
-Wedle informacji Vendiego i poprzez długie przeszukiwania północy, udało nam się odnaleźć miejsce pobytu Hrabi. Jego tytuł, jak się okazało, pochodzi z Ronar, gdzie jest zaufanym obecnego króla, w niewiedzy większości poddanych. – wytłumaczyła. - Hrabia przez większość czasu przebywa w twierdzy. Jest to wysoka budowla z wieloma piętrami, której komnaty nie są zbyt wysokie, ale dość podłużne i w miarę szerokie. Jest to budowla mieszkalna dla rodziny królewskiej, cały zamek, razem z swoim podłużnym murem aż do północnej ściany górskiej są wyłącznością najwyższej szlachty. Wszyscy inni, łącznie z rodzinami rycerstwa przebywają w pobliskiej mieścinie, czy raczej po prostu dużej wsi. – zaśmiała się lekko, zasłaniając usta wachlarzem. - Ronar jest w stanie wojny domowej. Ich bohater wojenny, jeden z synów króla, zabił swojego ojca przeprowadzając zamach stanu. Dwóch z jego braci wyraziło sprzeciw, jeden ostatnio został przekonany, o drugim nic nie wiemy. Wojska są jednak ranne i wycieńczone. Jest to idealny moment do ataku i pojmania Hrabi.
Eabios Grey wstał z swojego krzesła i podszedł do mapy. Przejął przemowę od Lilii.
- Planujemy zaatakować z trzech stron. Najpierw Saeh wraz z swoimi kanonierami zaatakują mur z dystansu, aby zwrócić uwagę wojsk broniących twierdzy. Powinni oczekiwać ataku od strony lasu, z której nastąpi bombardowanie. Wtedy piechota ruszy na atatk głównej bramy, w zamieszaniu dzieląc dość i tak spowolnione wojska obronne. W tym czasie artyści wejdą na mury od strony górskiej i wkradną się w okolice twierdzy, aby zinfiltrować ją i zapewnić, że hrabia nie dostanie możliwości ucieczki. – Eabios stanął na baczność. - Plan nie uwzględnia reszty gildii techników, ponieważ nie znamy ich możliwości na ten moment.
Król przytaknął skinieniem głowy. - W takim razie wysłuchajmy Malie. Na jaką pomoc możemy liczyć od twojej gildii?
Lilia dodała jeszcze zdanie. - Jeżeli ktokolwiek ma dodatkowe idee, proszę je prezentować.
Gwardzistka podniosła się w krzesła i odchrząknęła by przemówić:
- Gildia techników jest w stanie oddelegować na pole bitwy cztery bojowe golemy. Nie mieliśmy jeszcze co prawda okazji testować ich w warunkach wojennych, jednak z dotychczasowych doświadczeń bojowych wynika, że nie ma obecnie w Ferramentii równie dewastującej broni. Sugerowałabym więc użycie ich jako karty atutowej. Wrodzy łucznicy nie powinni stanowić dla nich wielkiego zagrożenia, więc rozpoczęcie przez nie frontalnego ataku zminimalizowałoby straty wśród piechoty, a także ułatwiłoby sforsowanie murów - przedstawiła swą propozycję. - Z drugiej strony możemy także użyć ich jako tajnej broni by szybko dostać się do zamku od strony lasu przez zbombardowane wcześniej mury i rozpocząć zdobywanie zamku od środka. Wraz ze wsparciem ze strony magów Ronar nie powinno być w stanie zrobić nic by odeprzeć nasz atak. Jest to bardziej ryzykowna opcja, jednak z informacjami od artystów powinniśmy być w stanie upewnić się że Ronar nie posiada żadnej sekretnej broni która mogłaby sprostać bojowym golemom.
Zgromadzeni zastanowili się lekko. - Twój plan zakłada ruch Artystów przed rozpoczęciem bombardowania. Jest to nieco bardziej niebezpieczne, ale jak najbardziej skuteczne. - zgodziła się Lilia. - Co z magami? - jej oczy skierowały się na Nine.
-Pomożemy! Jakoś~! - zgodziła się czarownica, w niezbyt pomocny sposób. Rubius zastanowił się przez moment. - Jeżeli golemy dołączą do frontalnego ataku, przebicie się przez bramy będzie znacznie łatwiejsze. Z kolei jednak gdyby atak od strony lasu był czymś więcej niż tylko farsą, mielibyśmy tą twierdzę dość ładnie otoczoną. Malie, zdecyduj za siebie, gdzie chcesz widzieć swoje wojska.
- W takim razie zaatakujemy od strony lasu - zdecydowała techniczka. - To będzie pierwsza bitwa w historii w której Ferramentia wykorzysta bojowe golemy, więc sądzę że efekt zaskoczenia da nam większą przewagę.
Zapadło milczenie, gdy wszyscy zebrani re analizowali plan w swoich głowach, upewniając się, że nic im nie uciekło. W końcu jednak przytaknęli sobie w duchu. Rubius powstał, a wszyscy inni razem z nim. - Wobec tego doszliśmy do porozumienia. Jutro rozpoczniemy przygotowania do bitwy i wymarsz na Ronar. Ukrycie naszych wojsk przed wrogiem najpewniej nie będzie możliwe, to jednak czas pokaże. - Z tymi słowami sięgnął po butlę wina, którą otworzył i wlał do swojego pucharu. - Delektujmy się naszą zgodą, która tyle dni dojrzewała! - ogłosił, po czym butla zaczęła być podawana zgodnie z wskazówkami zegara, a kielichy napełniały się. Prawie wszystkie. Siedzący obok Nine Saeh przyjrzał się nieco dziewczynie, po czym wlał symboliczną ilość wina do jej kielicha i podał resztę osobie za nią….

Dzień przed atakiem na Ronar.
Rozstawiony w lesie obóz w którym przebywała Malie był dość skromny. Pomieścił w sobie cztery mechy, jeden namiot magów którzy zgodzili się pójść z Nine, oraz nieco bardziej liczną grupę techników pod przywództwem Saeha, jak dawniej zamaskowanego w swoim ogromnym pancerzu.
Mury było widać już stąd, choć młoda strażnik była pewna, że znajdują się poza zasięgiem wzroku obserwatorów. Jeżeli zamieżała coś zrobić przed atakiem, był to najlepszy moment. Obozy nie były zbyt daleko od siebie. Samo miasto Ronar w sumie też nie, jeżeli chciała zobaczyć ludzi których ich bitwa naraża. Nie każdy urok wojny był piękny.
Malie ubrana w ciepły korzuch obserwowała i nadzorowała pracę pozostałych techników którzy uwijali się przy gigantycznych człekokształtnych machinach, dokonując ostatnich poprawek i kalibracji w uzbrojeniu. Osłabienie systemów chłodzących dzięki bitwie w zimnej pogodzie zmniejszyło nieco pobór energii, a i prąd w systemach sterowniczych przepływał z mniejszymi oporami. Z drugiej strony poruszanie się w tak trudnym terenie sprawiało golemom więcej trudności niż się spodziewała. Koła grzęznące w śniegu i ślizgające się po lodzie znacznie spowalniały ich postęp. Teren dookoła obozu był jednak całkowicie odśnieżony i jedynie spadające z nieba świeże płatki zdobiły wypaloną miotaczami ognia ziemię swym cieniutkim puchem.
- Hej, nie bądź taki skąpy z tym olejem. W tej temperaturze jest prawie tak gęsty jak smoła - skorciła Patrricka który wzdrygnął się gwałtownie i z głośnym jękiem wypuścił z rąk puszkę z olejem, którą szybko z powrotem podniósł.
- P-p-przepraszam - odpowiedział ze znacznie bardziej niż zwykle rozdygotanym głosem. Widać perspektywa zbliżającego się starcia dość mocno nadszarpała jego nerwy. - N-nie wiem j-j-jak ty możesz być t-taka spokojna. Przecież to też t-twoja pierwsza p-prawdziwa b-bitwa.
Dziewczyna w odpowiedzi pokręciła głową i pomachała wskazującym palcem.
- To nie jest bitwa, Pat - oznajmiła pouczającym tonem. - Ze wszystkimi doborowymi oddziałami Ferramentii i naszą sekretną bronią nie ma pytania czy zwyciężymy. Tak więc dla nas to tylko eksperyment i okazja do udowodnienia że nasze mechy nie są golemami bojowymi tylko z nazwy. Dlatego właśnie wybrałam dla naszego oddziału bardziej ryzykowną strategię.
- Jakoś mnie to nie pociesza… - zachlipał cicho chłopak.
- To niech pocieszy cię myśl że wojna z Sidhe będzie z pewnością o wiele gorsza i bardziej niebezpieczna - zaśmiała się Malie, po czym popukała opancerzoną rękawicę w nogę golema, który zaskrzypiał lekko. - Trzeba wymienić nity - oświadczyła. - Zmęczenie materiału od ciągłej zmiany temperatur sprawi że rozpadnie się przy bardziej gwałtownym ruchu.
Patrrick jęknął ponownie i drżąc na całym ciele mimo ciepłego futrzanego płaszcza ruszył w kierunku namiotu techników po nitownicę. Malie zaś westchnęła cicho i pokręciła głową, po czym przeszła do następnego mecha i obsługującego go inżyniera.

Bitwa
Oddziały golemów ruszyły przez las w stronę murów, osłaniając sobą niewielką grupę magów utrzymującą tępa tuż za nimi. Zaklęcia były użyteczne, dzięki swojej magii odziani w zimowe płaszcze czarownicy nie spowalniali mechanicznej armii.
Ledwo dostali się w gęstwiny lasu a wystrzał armat zagrzmiał za nimi niczym grom. Szykujący się do ostrzału łucznicy ustawieni na murach twierdzy Ronar nie zdążyli zorientować się, czym są nadlatujące magiczne kule. Wysadziło ich razem z murem. Siła oddziałów Saeh'a była ogromna, ale na kolejną salwę będzie trzeba bardzo długo oczekiwać.

Tymczasem oddziały artystów rozpoczęły swoją wspinaczkę po murach. Dość szybko się na nich znaleźli. Musieli wykorzystać zamęt wojenny, jeżeli chcieli inwigilować zamek.
Dostali się tam po ciuchu i dość spokojnie.

W tym czasie straż zamku zwróciła swoją uwagę na golemy przechodzące przez dziurę w murze. Lada moment, jeden z strażników oraz dwa oddziały rycerskie byli tuż przed nimi. Oddziały Malie były przygotowane, miotacze ognia uruchomiły się gdy tylko żołnierze znaleźli się w zasięgu. Wielu z nich spanikowało na ten widok, paru wpadło w ogień. Był wśród nich nieco starawy, blond włosy kapitan który patrzył na golemy osobliwym wzrokiem. Nie był przerażony, wyglądał raczej na zawiedzionego. Machnął ręką, jego oddziały przegrupowały się i ruszyły mimo wszystko do przodu. Ostrzał laserów też nie pomagał sytuacji, przetrzebiając oddziały coraz bardziej, rycerz upadał za rycerzem. Choć ostatecznie zbliżyli się na tyle, aby zamachnąć się swoimi dużymi, ognistymi mieczami na olbrzymie cielska robotów. Ponad dwudziestu ludzi ledwo było w stanie nadać pancerzu wcięcia, co tym bardziej poważniejsze szkody.
Dodatkowy oddział rycerzy przybył im na pomoc, jednak ich drobna broń odbiła się od konstruktów Malie. Mechy były jednak przeciwko przewadze liczebnej, co ograniczało ich możliwość manewrowania przed każdym przeciwnikiem.

W tym samym czasie Rubius zaczął swoją szarżę na zamek. Jedyne co stało przed jego oddziałami, przynajmniej na razie, były mierne oddziały łuczników którzy ledwo dawali radę zaszkodzić jeździe i piechocie z Ferramentii. Gdy tylko strzelcy zbliżyli się pod mury, wystrzelili z dużo, dużo większym efektem. Szczęście było po stronie Ferramentii.
Oddziały królewskie za pomocą wzmocnionego magią ekwipunku szybko przebiły się przez bramę miasta a oddziały Eabiosa wparowały do wnętrza, atakując strażników. W tym samym czasie resztki łuczników padały jak muchy od alchemickich strzelb.


Malie spostrzegła kolejne zbliżające się oddziały. Zrobili dobre zamieszanie, powinni się teraz przegrupować. Zwołała swoją armię, oraz magów i wypędziła tą samą dziurą którą wlazła przez mur. Nine szczęśliwie dotrzymała im kroku. Rycerze nie gonili się. Stary blondyn był roztropnym strażnikiem, rozstawił swoje trzy oddziały wokół szczeliny muru, aby upewnić się, że nic nowego nim nie wpadnie.
W głowie Malie rozeszła się wiadomość. Komunikat od artystów. Zamek był duży, był w nim poszukiwany hrabia z swoim lokajem, jakiś Ronarski alchemik i banda żywych szkieletów. Coś, czego jeszcze nie widzieli. Liczebnie wyglądało to niebezpiecznie.

Rozgorzało również miasto w pobliżach twierdzy, z którego zaczęli wybiegać chłopi uzbrojeni w łuki pod przywództwem mężczyzny w późnej dwudziestce, bogato ubranym, nie pasującym do reszty. Ich oddziały ruszyły biegiem w stronę twierdzy. Wykorzystując klejnoty poczęli próbować rozprawić się z murami. Czyżby Ferramentia nabyła nowego sojusznika?

Oddziały Eabiosa stanęły na przeciw niewielkiego wyzwania, pojedynkując się z strażnikami, którzy może nie umierali zbyt prędko, ale również nie byli w stanie zadać Ferramenckiej piechocie większej krzywdy. Sam władca państwa z krzykiem na ustach dołączył do broniących się, z swoimi elitarnymi oddziałami. Wpadły one w bitwę, tworząc niewielką różnicę.

***

Lilia odnalazła w zamku osobę odpowiedzialną za pojawienie się szkieletów, ruszyła w jego kierunku. Jej oddziały gotowe do walki. Zostali jednak spostrzeżeni przez inną osobę. Mężczyzna wyglądający na alchemika ruszył na przeciw ich oddziałowi, będąc w stanie samemu przynajmniej spowolić wyszkolonych zabójców.

***

Eabios kontynuował walkę z swoim przeciwnikiem. Nastąpiła jednak zmiana w bitwie. Taka, której Malie jeszcze nie rozumiała. Straż zamku zatrzymała się i dołączyła do Eabiosa, szarżując na swojego władcę.

Władca Ferramentii z kolei, Rubius, ruszył ku nieznanym oddziałom które wyłoniły się z wioski. Szybko odkrył, że znajdują się oni po stronie Ferramentii, podnosząc bunt. Wtedy dostrzeli w górach bandytów. Odgłosy wojny zadziałały na nich jak magnes, sprowadzając grupę grabieżców w okolicę. Bez dwóch zdań, planowali atak i grabież miasta, w chwili gdy rycerze męczyli się pod zamkiem.

***

Malie zaszarżowała na oddziały rycerzy, jednakże osłabiona. Nieudane zaklęcie z strony magów, zmniejszyło siłę jej golemów! Ciężko było polegać na Nine, jednak zaatakowany oddział rycerzy i tak otrzymał porządne straty, zdając niewiele w zamian. Malie była dość bezpieczna.
Widziany przez nią wcześniej blond włosy strażnik razem z swoim oddziałem zbliżył się. Nie zaczął jednak ataku. - Zaprzestań tego, potworze! Kim wy jesteście i czego chcecie! – wołał w stronę golemów.
- To wy złóżcie broń i poddajcie się jeśli zależy wam na życiu waszych żołnierzy! - odkrzyknęła Malie, której mech zatrzymał się w dziele zniszczenia by zwrócić się bezpośrednio do dowódcy strażników. - Stoicie naprzeciwko elitarnym oddziałom królestwa Ferramentii! Do tego wasze oddziały na wschodzie zdążyły się już poddać i przejść na naszą stronę! Zależy nam tylko na pojmaniu hrabiego! Wasi żołnierze nie muszą niepotrzebnie ginąć, więc powtarzam: złóżcie broń i zaprzestańce dalszego oporu, a nie stanie wam się krzywda! - przedstawiła swoją ofertę. - W przeciwnym razie nasze machiny bojowe zrównają zamek z ziemią, a was razem z nim!
-Wyjaśnij się najpierw. Prędzej umrę, niż polegnę przeciw komuś, kto atakuje mój kraj bez celu. - blondyn stał twardo. Był leciwy, wydawało się, że mógł nawet niedowidzieć. Jak potwornie w jego oczach musiały wyglądać golemy Malie?
- Nie ma czasu na wyjaśnienia - odparła gwardzistka, wyraźnie nie zadowolona opieszałością dowódcy. - Ale w dużym skrócie wasz hrabia należy do cywilizacji pochodzącej zza morza, która zamierza niebawem podbić nasz kontynent, a pojmanie go może być kluczowe dla odparcia owej inwazji. Tak więc jeśli chcecie zachować waszą niezależność, to radziłabym wam sprzymierzyć się z Ferramentią, co zresztą uczynił już wasz taktyk. Wasza śmierć niczego nie zmieni, więc wolałabym gdyby obeszło się bez dalszego rozlewu krwi.
Wbił swój miecz w ziemię z poważnym wyrazem twarzy. - Niech tak będzie, odwołam wojsko mi podległe. Acz nie jest zbyt wiele, co mogę zrobić. Idźcie, i starajcie się nie niszczyć naszych włości. Hrabia powinien być w zamku. Nie dziwi mnie, że może być samym diabłem.
- Dziękuję ci w imieniu twoich i naszych żołnierzy - z głośnika wypłynęło ostatnie zdanie kobiety, po czym jej bojowy golem odwrócił się w kierunku reszty oddziału który również zaprzestał dalszej bitwy, zaś machnięcie mechanicznej ręki było znakiem by ruszyć w stronę wrót zamku.

***

Walka ciągnęła się w najlepsze. Rubius oddzielił się od swojej armii, aby razem z powstańcami odeprzeć bandytów. Po dość długim pościgu udało im się zmusić ich do ucieczki, ścinając większość na ziemię. Oddział Amensa tymczasem ruszył od strony bramy zamku na pomoc uciekającym wieśniakom, zalewając alchemicznym ogniem ścigających ich bandytów, dzięki czemu większość z niewinnych poddanych Ronar zdołała przetrwać ten dzień.

W zamku Eabios z pomocą nowo poznanego łowcy szybko powalili króla Ronar na ziemię. Odpowiedzialnego podobno zarówno za śmierć jednego z Ferramenckich strażników, jak i cały bałagan w Ronar. Następnie, Eabios rozpoczął swój marsz poprzez kościane armie, nie były aż tak groźne, choć mocno spowalniały jego pochód. Przynajmniej do czasu, gdy wszystkie nagle zniknęły.
W końcu oddziały przegrupowały się pod samym zamkiem, z którego wyszła Lilia, święcie przekonana, że udało jej się zabić całe zgromadzenie. Króla nie było jeszcze z Ferramentczykami, ale był w drodze. Mogli śmiało przejść do konfrontacji z Hrabią.
Big Timmy zatrzymał się przed bramą, zupełnie jak gdyby mierzył ją wzrokiem. Po chwili zaś uniósł metalową pięść i przygrzmocił w stalową konstrukcję niczym gong.
- Wyłaź hrabio Scoucie! Twój zamek jest otoczony przez oddziały Ferramentii! Jeśli nie chcesz byśmy zrównali go z ziemią wraz z tobą, to pokaż że posiadasz dość odwagi by wyjść nam naprzeciw!
Z głębi zamku dało usłyszeć się nadchodzące kroki. Miarowe, wyliczone. Należały do dwóch osób.
Pierwszą był domniemany hrabia. Miał długą, zdobną szatę. Błękitną skórę i ciemnoniebieskie włosy. Z jego brody sterczała kozia broda. Wyglądał przez to dosyć szlachetnie i w miarę dorośle, przy jego dość delikatnej cerze.
Obok, choć zawsze krok z tyłu, szedł równie wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu. Zamiast głowy, miał czaszkę.
Hrabia uśmiechnął się i wzruszył ramionami. - Co za intrygujące ludy. Zdradzę jak działają diamenty, a w pierwszej kolejności zniewolą martwych. Martwych zabraknie, to zaczną się mordować. Rozbiliście królestwo dość bezprawne. Wspaniały wybór. – zaklaskał spokojnie. - Choć miało i swoje dobre strony. Jeszcze półtorej roku temu było państwem-miastem. A teraz proszę, dobry kawałek północy zagospodarowany rękoma zza grobu. Ostatecznie nigdzie i nigdy nie ma czerni i bieli. Nawet na ziemiach tak odległych, jak te.
- Mówisz o tych żywych szkieletach? Przyznaję, ciekawe zastosowanie dla magii. Owszem, powiesz nam wszystko co chcemy wiedzieć. O Sidhe, waszych planach podboju, o magii i waszej technologii - odparła pewnie gwardzistka. - Tak się składa że jestem tutaj ekspertem technicznym, więc możesz zacząć już teraz. Chyba że wolisz poczekać na tortury w stolicy.
Hrabia westchnął. - Ale wasza arogancja to to, co mi się stanowczo nie podoba. Nie sądzę aby...wzbogaciła jakiekolwiek społeczeństwo. - Hrabia zaczął masować swój podbródek w zastanowieniu. - O sidhe powiem wam jedno: nie walczcie. Kluczem jest nie przegrać. Przynajmniej do końca waszej ewaluacji.
- Ewaluacji? - zdziwiła się techniczka. - I mówisz że to my jesteśmy aroganccy. Nam nigdy nie przyszłoby do głowy ocenianie wartości innych inteligentnych istot. Dlatego nie posiadamy niewolników, tak jak barbarzyńska Membra. No ale o jakiej to ewaluacji konkretnie mówisz?
-Stop. - polecił Hrabia. - ”Barbażyńska Membra”. To ocena. Barbażyńcom przyjmuje się niższą wartość niż zwykłym ludom. Mimo to, jestem pewny, że Membrańczycy są inteligentni, w końcu wywodzą się od was.
- Nie oceniamy w ten sposób ich wartości, tylko ich czyny. Są od nas gorsi, ponieważ nie potrafią zachowywać się jak cywilizowany naród. Tak jak przestępca który nie przestrzega zasad i krzywdzi innych ludzi zasługuje tylko na loch, albo stryczek - wyjaśniła Malie.
-Stop. “Gorsi”. To ocena. Widzisz, w ocenach nie ma nic złego. Bez nich nie mamy żadnej opinii na jakikolwiek temat. Gdy się zastanowimy, gdyby wziąść przestępce do niewoli, aby pomógł wybudować sierociniec, nie byłoby z niego więcej pożytku niż w lochu, gdzie trzeba go za darmo wykarmiać? - zasugerował.
- O ile jego nadzór nie byłby droższy niż jego praca, to owszem - zgodziła się dziewczyna. - Do czego zmierzasz, hrabio? Jaki jest w takim razie cel waszej ewaluacji nas?
-Uzyskanie oceny i podjęcie decyzji, co do waszych dalszych losów. Czy jesteście warci ratunku? - określił się Hrabia. - Z Sidhe nie wygracie. Choć możecie spróbować tego. - mężczyzna wyjął spod szat naszyjnik, przedstawiający opal okuty wokół diamentami. - A przynajmniej zrozumiecie ich słowa, tak jak ja rozumiem wasze.
- O tym już zadecyduje król - odparła gwardzistka, dając znak żołnierzom by pojmali hrabiego. Po chwili zaś zasyczało sprężone powietrze, a na plecach mecha otworzył się właz z którego wyszła mocno spocona i wyraźnie zmęczona po bitwie Malie. Na jej twarzy widniał jednak pewny siebie uśmiech zwycięzcy.
-Przepraszam, ale na to pozwolić nie mogę. - rzekł spokojnie i machnął ręką. Dziwne, najpewniej magiczne i ciężkie do zrozumienia symbole zafalowały w powietrzu przed jego dłonią. Nagły podmuch powietrza odrzucił żołnierzy daleko za golema Malie.
- Czyli nie pójdzie pan po dobroci? Cóż, jestem nieco rozczarowana - odparła gwardzistka kręcąc głową, po czym schowała się z powrotem w mechu, a z dyszy na jego plecach buchnęła gęsta para gdy silnik ponownie ruszył z kopyta. - Pojmać ich! - zawołała przez głośnik, po czym czwórka mechów na polecenie uniosła swe ramiona. Z luf ogromnych dział wystrzeliły dwie stalowe sieci mające pochwycić hrabiego i jego lokaja, zaś z pozotałych dwóch polały się strumienie wody pod wielkim ciśnieniem mające dodatkowo powalić ich na ziemię.
Hrabia obkręcił się w okół siebie z zamaszystym ruchem. Symbole znów ozdobiły powietrze, i zaraz przed samą siecią wystrzeliło zaklęcie. Ogromna fala zimnego powietrza przeleciała przez korytarz i prosto na mechy oddziału Malie.
Wszystko zamarzło. Maszyny wyłączyły się. Nawet malie w swojej kabinie odczuwała dość srogie zimno.
- Masz talent do rozmowy, ale nie masz temperamentu. - ocenił Hrabia. - A liczyłem, że spoktamy się kiedyś na herbacie. Może jeszcze cię kiedyś zaproszę.
Lokaj rozbił coś o podłogę. Powietrze zafalowało i utworzyło owalną bramą, dość nietypową. Dwójka odwróciła się w jej stronę. Znikając w jej wnętrzu.
 
Tropby jest offline