Niech to szlag! Walka trwała w najlepsze, w pewnym oddaleniu, wywołując u Gunthera bardzo sprzeczne uczucia. Nie mógł nie cieszyć się gdzieś w głębi siebie, że póki co unika najgorszego. Z drugiej strony było mu źle wiedząc, że jego towarzysze walczą z przeważającym wrogiem. Dlaczego nie wyszło? Dlaczego nie uciekli?
Cholerne pytania, nie było na nie teraz czasu!
Ludzie zwiali gdzieś daleko, nie czekając na rozstrzygnięcie potyczki. To nie wróżyło dobrze. Przykucnął i sprawdził ślady, uznając od razu, że nie jest w stanie ich gonić. Nie wtedy, kiedy jeszcze miał szansę pomóc. Wyciągnął z kołczana kolejną strzałę i nałożył na cięciwę. Stojąc w ciemnościach zbliżył się trochę i zaczął szyć z łuku w plecy mutantów. Było jasne, że było ich za dużo. Dlatego postanowił zaryzykować. Wziął głęboki oddech.
- Kompania! - ryknął. - Okrążyć ich! Łuki napiąć! Ognia!
Wypuścił kolejny pocisk.
- Potrzebujemy któregoś żywcem!
Kłamać może nie kłamał dobrze, ale to były tylko okrzyki w ciemności. Modlił się w duchu, aby Soren się do nich przyłączył, a wtedy może chociaż część mutantów poczuje niepokój, a może nawet ucieknie. |