|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-11-2014, 14:32 | #261 |
Reputacja: 1 | Niech to szlag! Walka trwała w najlepsze, w pewnym oddaleniu, wywołując u Gunthera bardzo sprzeczne uczucia. Nie mógł nie cieszyć się gdzieś w głębi siebie, że póki co unika najgorszego. Z drugiej strony było mu źle wiedząc, że jego towarzysze walczą z przeważającym wrogiem. Dlaczego nie wyszło? Dlaczego nie uciekli? Cholerne pytania, nie było na nie teraz czasu! Ludzie zwiali gdzieś daleko, nie czekając na rozstrzygnięcie potyczki. To nie wróżyło dobrze. Przykucnął i sprawdził ślady, uznając od razu, że nie jest w stanie ich gonić. Nie wtedy, kiedy jeszcze miał szansę pomóc. Wyciągnął z kołczana kolejną strzałę i nałożył na cięciwę. Stojąc w ciemnościach zbliżył się trochę i zaczął szyć z łuku w plecy mutantów. Było jasne, że było ich za dużo. Dlatego postanowił zaryzykować. Wziął głęboki oddech. - Kompania! - ryknął. - Okrążyć ich! Łuki napiąć! Ognia! Wypuścił kolejny pocisk. - Potrzebujemy któregoś żywcem! Kłamać może nie kłamał dobrze, ale to były tylko okrzyki w ciemności. Modlił się w duchu, aby Soren się do nich przyłączył, a wtedy może chociaż część mutantów poczuje niepokój, a może nawet ucieknie. |
24-11-2014, 17:58 | #262 |
Administrator Reputacja: 1 | Coś wyraźnie Oswaldowi szczęście nie sprzyjało... Może innym również, ale zdecydowanie Oswalda w tym momencie interesowała tylko i wyłącznie jego osoba. Jakimś cudem udało mu się zniknąć z oczu przeciwnikom i zamierzał to wykorzystać na tyle, na ile mu się to uda. Miał zamiar leżeć, zwinięty w kłębek i cierpieć w milczeniu. Ewentualnie - gdyby zamieszanie bitewne nieco się oddaliło - wypełznąć z wykrotu i zanurkować w krzakach kilkadziesiąt metrów dalej. Gdyby w międzyczasie udało mu się nieco opatrzyć rany... Wtedy by był niemal zadowolony. |
27-11-2014, 08:50 | #263 |
Reputacja: 1 | Mortensen wciąż siedzący na drzewie nie widział dobrze swoich towarzyszy, gdyż ci rozbiegli się po zaroślach. Słychać było krzyki, szczęk broni, a nawet jakieś rozkazy dla wojska, które miałoby czaić się w okolicy. Gdyby nie znał głosu Gunthera to może dałby się oszukać - z drugiej strony było ich tak mało, że ciężko uwierzyć w cały oddział czekający na rozkaz ataku. Postanowił dalej robić swoje i kontynuować ostrzeliwanie odmieńców, póki ci nie odkryli jego kryjówki na drzewie. Przycelował i wypuścił strzałę do jednego z widocznych mutantów.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
28-11-2014, 17:31 | #264 |
Reputacja: 1 | Nie tak miało wyglądać obejście obozu. Trójka atakujących zaciekle mutantów to było aż nadto jak na jednego sługę bożego. Balin pewnie próbowałby odskoczyć od tak niekorzystnego układu gdyby tylko nie pewien szczegół - dookoła towarzysze zapewne mieli dużo gorzej niż on. W obliczu gwałtowności napadu odmieńców nawet nie zdążył ścisnąć mocniej broni - uderzył tak jak stał prosto w łabędzice. Po ciosie od razu przeszedł do obrony wyczekując kontry ze strony przeciwników. Płynąca żywo krew huczała mu w głowie, khazad wiedział, że mały błąd może kosztować go życie. I właśnie wtedy, kiedy tak trzymał topór przed sobą gotów zbić następny atak do jego uszu doszedł krzyk Gunthera: "Kompania! Okrążyć ich! Łuki napiąć! Ognia! Potrzebujemy któregoś żywcem!" A to szczwany lis pomyślał Balin. I bez namysłu odkrzyknął: "Druga drużyna za mną, jeszcze pięć minut walki i na dziś odbój!". |
28-11-2014, 18:11 | #265 |
Reputacja: 1 | Sytuacja Drugi wyglądała dość mocno chujaszczo. Nie zostawało za wielu opcji poza walką aż do zwycięstwa lub śmierci. Na razie musiał odpędzić dwa nastające na niego mutanty i pozbierać się jakoś. Zamachnął się więc i zaatakował - czas by Zabójca Bezdomnych znów posmakował krwi. [jeśli się da to spróbuje zamaszyście ciąć obydwóch przeciwników, ja nie to jeno tego wyżej sieknę. w przypadku 1 ps w przypadku 2 ps zostaje na obronę] |
29-11-2014, 14:18 | #266 |
Reputacja: 1 | Podziałało! Okrzyk wzniesiony przez Gunthera, podjęty przez Balina po drugiej stronie pola bitwy, ciemności i niepewność co do liczby przeciwników sprawiły, że kilku mutantów porzuciło walkę, woląc jeszcze przez chwilę wieść swoje potępione, przeklęte życie. Jednemu z nich nic to nie pomogło – odwrócił się by uciec i w tym momencie Balin odrąbał mu zmutowaną głowę, która pięknym łukiem przeleciała kilka stóp i spoczęła w krzakach, martwymi oczami spoglądając na znajdujące się powyżej liście. Innego uciekającego lekko zranił Druga, ale mutant zdołał oddalić się od tlącego się krasnoluda na bezpieczną odległość. Wystrzelona zaraz potem przez Gunthera strzała, zerwała kawałek skalpu z głowy innego mutanta, który nieco oszołomiony utratą części ciała stał i rozglądał się wokoło, w poszukiwaniu tego, który do niego strzelił. Gunther był dobrze zamaskowany w krzakach. Mutant nic nie dostrzegł. Sørenowi również się poszczęściło i zaliczył kolejne trafienie we wraży cel. Rana nogi jaką zadał była jednak powierzchowna. Bardziej nieprzyjemna niedogodność niż coś zagrażającego życiu. Walka trwała i nie obeszło się bez kolejnych ofiar. Oswald zwinięty w kłębek, przez zachodzące czerwoną mgłą oczy widział szalejących wokół mutantów, których gniew skupił się teraz na Rose. Biedna wiejska dzieweczka nie miała żadnych szans z otaczającymi ją odmieńcami. Trzech w różnym stopniu odmienionych przez Chaos mężczyzn zadawało cios za ciosem, aż w końcu Rose padła na ziemię z agonalnym krzykiem. Wówczas młody chłopak z dwoma nosami na twarzy, któremu los przyprawił róg na środku czoła i obdarzył ropiejącymi wrzodami na skórze odwiązał rzemień od spodni, które opadły odsłaniając sterczące przyrodzenie. Mutant wyjąc z radości ukląkł przy trupie guślarki, rozsuwając jej nogi i zaczął go gwałcić. Pozostali dwaj odmieńcy jak zahipnotyzowani, zupełnie ignorując wszystko co działo się wokoło patrzyli na odrażającą scenę, gmerając przy powrósłach i czekając na swoją kolej. Balin walczący z dwoma mutantami, oboma o pokaźnych rozmiarach, w końcu uległ ich przewadze, otrzymując potężny cios dwuręcznego topora dzierżonego przez trzymetrowego giganta o białych włosach i skórze. Aż go odrzuciło, ale okazało się, że rana, mimo iż głęboka nie zagraża jego życiu. Na razie... |
30-11-2014, 11:34 | #267 |
Administrator Reputacja: 1 | Okazja była wyśmienita - mutanci byli tak zajęci Rose, a raczej tym co zostało z guślarki - że zdawali się nie zważać na to, co dzieje się dokoła. Wystarczyłoby mocniej chwycić za miecz, podkraść się... i zadać cios w plecy. A potem drugi. Proste, niczym zabranie dziecku cukierka. Problem jednak polegał na tym, że w tym momencie nawet małe dziecko zdołałoby odebrać Oswaldowi i miecz, i życie. Tak więc Oswaldowi pozostawało skorzystać z szansy i oddalić się, utrupianie mutantów pozostawić na później. Na dużo, dużo później. Odwrócił głowę od mutantów i spojrzał w przeciwną stronę, usiłując wypatrzyć możliwie bezpieczną drogę ucieczki. |
05-12-2014, 17:14 | #268 |
Reputacja: 1 | Jednego plugawca mniej... Wybornie. Sytuacja była niewątpliwie dużo lepsza niż jeszcze kilka chwil wcześniej. Jednak w dalszym ciągu krasnolud musiał być bardzo skoncentrowany. W tym momencie nie istniało dla niego nic więcej poza dwójką nacierających przeciwników. Oby towarzysze podróży radzili sobie co najmniej równie dobrze jak on... Szczęśliwie jeden z pozostałych przeciwników został już zraniony. Więc to jego wyeliminowanie było aktualnym priorytetem dla akolity. |
05-12-2014, 17:48 | #269 |
Reputacja: 1 | Sytuacja była zła. Tą dziwną dziewuszkę zarąbali gdzie stała, facet który stał obok niego właściwie też nie prezentował się dobrze..Właściwie to prezentował sie do dupy. Był ciężko ranny a wrogowie mieli lada moment zajść go ze wszystkich stron. Zostawało mu liczyć na cud. Usłyszawszy okrzyki kompanów, dołączył do nich: -Do mnie! Sam zaś ponowił atak. Tylko to mu zostawało. |
05-12-2014, 18:26 | #270 |
Reputacja: 1 | - Do atakuuu!!! Gunther wykrzyknął okrzyk bojowy, ale mimo paskudnej sytuacji swoich kompanów, nie ruszył im na ratunek. Nie widział szans na to, że więcej zdziała za pomocą włóczni niż łuku, szczególnie, że musiałby jeszcze podbiec. Była to jakaś logika. Może tchórzliwa, ale cóż mógł zrobić? Cieszył się, że ciemności nie pozwalają dostrzec wszystkiego wyraźnie. Ten atak był błędem, ale błędów nie rozpatrywało się w czasie walki. Wybierał cele tak, żeby jak najbardziej pomóc towarzyszom i jednocześnie mieć jak najmniejsze szanse na ranienie swoich. Kolejna strzała wyleciała w stronę mutantów. |