Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2014, 23:18   #50
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Nie mam żadnych wątpliwości pani doktor - powiedział jeszcze zanim drzwi się otworzyły po czym spojrzał znacząco na siostrę. Nie wiedzieć czemu zdawało się że uradował go fakt iż głosowanie zakończyło się fiaskiem, a przywódcy nie wybrano. Dowodził tego szeroki pojednawczy, a wręcz pocieszający uśmiech jaki wykwitł na jego obliczu w momencie gdy pani doktor powiedziała, że brak decyzji też jest decyzją. Jakby zapewniający ją, że to nie jej wina, że właśnie poniosła porażkę, a on zrobił co mógł no bo przecież zagłosował - W końcu, wszyscy żeby przetrwać, musimy sobie nawzajem pomagać i ufać, prawda?

Choć przez chwilę patrzył jej prosto w oczy jakby dowodząc, że nie ma niczego do ukrycia, z ulgą powitał wjeżdżające gabloty, które sprawiły, że mógł bezkarnie wzrok swój odwrócić. Oczywiście był prawie pewien, że podsłuchiwali. Podejrzewał, że tak będzie. Głupia, uparta River nie posłuchała go. Ale to niczego nie zmieniało. Skoro oni na te wszystkie kłamstwa, że im głupio, że tylu ludzi zginęło żeby ich tu przyprowadzić, że mogli im wywiercić dziurki w głowach (Bzdura! Nie wywiercili ich bo nie wiedzieli czy to nie uszkodzi ich mocy), że bla bla bla bla bla… Skoro zamierzali zakładać na nie maskę niezaprzeczalnie dobrotliwego i pełnego szczerego ciepła oblicza doktor Alreuny to i on nie będzie gorszy. Bo wszak to oni nie mieli wyboru. Novum potrzebowało psioników. A on potrzebował tylko się stąd wydostać najlepiej otrzymawszy supersprzęt dla superbohaterów, który zważywszy na ostatecznie poprawiające humor szkolenie mistrza Genga, rzeczywiście mógł być przydatny. I który też mu właśnie naiwnie dostarczali…

Od razu podszedł do wielkiej gabloty oznakowanej swoim imieniem. Tak jak sam był raczej szczupły, tak kombinezon, który dla niego zaprojektowano wyraźnie zdawał się braki tężyzny rekompensować jakimiś specjalnymi wzmocnieniami rozlokowanymi na poziomie wybranych partii mięśniowych.
- Suuper - powiedział podnosząc rękaw stroju i dotykając ciemno szarego materiału.
Broń była poumieszczana w odpowiednich kaburach stroju. A składał się na nią ciekawie wyglądający karabin automatyczny będący najbardziej pod ręką, zapewne jako broń pierwszego wyboru. Robin mimo iż do tej pory w swoim życiu widział właściwie wyłącznie pistolety w jakie wyposażona była ochrona, patrzył na to cudo równie krytycznie jak na przewidywalny w swoim zakończeniu komiks. Nieco większe uznanie przypadło pokaźnemu karabinowi snajperskiemu zatkniętemu na plecach, a już niczym nie ukrywane rozbawienie. Bo podczas gdy Nikolai z pewną chyba konsternacją łapał się za wielki topór dwuręczny, Robinowi dostała się dwudziestocentymetrowa namiastka miecza, który…
Aj!
Natychmiast przytknął usta do skaleczonego kciuka. Ostre to cholerstwo…

Spać poszedł “o czasie”.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline