Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2014, 00:38   #47
Narina
 
Reputacja: 1 Narina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skałNarina jest jak klejnot wśród skał
Czas w Źródle nigdy jej się nie dłużył, nawet jeśli nie było przy niej Najważniejszego dla niej w Świątyni Anioła. Kiedy wszystkie rozmowy ucichły, Sivenea odwróciła się tak, by stać przodem do Istoty tego pomieszczenia. Patrzyła przed siebie, a jej oblicze jakby złagodniało. Czyżby na jej twarzy zagościł nawet niewielki, szczery uśmiech? Ciężko to określić aniołom, które do tej pory jedynie ją widywały w świątynnych murach lub podczas walki.
Po chwili czarnowłosa usiadła na krześle, które pozostało tam, gdzie Siveneal je postawił ostatnio. Założywszy nogę na nogę poprawiła się i przechyliła delikatnie głowę na bok. Wzięła głębszy wdech. Miała teraz czas dla Patrona, Brata i siebie. Był to moment, którego nic nie mogło zmącić, nawet postronne rozmowy, zachowania Harielitów czy inne, niestosowne w jej opinii rzeczy (niekoniecznie mające właśnie miejsce). Czas spędzony tak blisko Patrona nigdy nie był stracony. Także żadne tego rodzaju poczucie w sercu i myśli anielicy się nie pojawiło. Sivenea nie interesowała się też brakiem osób postronnych w tym miejscu. To nie było istotne w żadnym razie. Czerpała z łask, jakie ofiarowywał jej Zeruel, chociaż ona była tego niegodna.
Kiedy do Źródła weszła cała świta na czele z Egzarchą, Sivenea wstała i stanęła przy Protektorze. Skłoniła się tak, jak należało zachowując przy tym wszystkie zasady etykiety świątynnej. Spojrzała na swojego Templariusza, jemu skinęła osobno, ponownie. Jedyne, o czym w tej chwili pomyślała to fakt, że zabrano jej właśnie możliwość kontemplowania. Nie było w jej myśli ani żalu ani wyrzutu, ot: stwierdzenie faktu, nic więcej. Czarnowłosa anielica wysłuchała słów Egzarchy w spokoju. Skrzywiła się jedynie, kiedy poczuła, że Egzarchini posunęła się do użycia charyzmatu na swoich podwładnych celem uzyskania bezwzględnego posłuszeństwa i braku sprzeciwu. Czyżby ta anielica bała się o swoją posadę, że musiała sięgać do takich rozwiązań? Bliźniaczka poczuła rodzący się wewnętrzny przymus posłuszeństwa. Walczyła chwilę z tym uczuciem, broniła się przed nim, co powodowało tylko narastający ból głowy i dość nieprzyjemny ścisk w trzewiach przeradzający się po kilku sekundach w chęć zwymiotowania śniadania. Dopiero po chwili Sivenea poddała się zrezygnowana. Dziwna niemoc zapanowała w jej głowie, niemoc wszystkiego, co mogłoby się wiązać ze świadomością, samodzielnym myśleniem i decyzjami. Co by się nie działo, Sivenea wolała rozmowę bez tego rodzaju sztuczek, teraz czuła się niczym marionetka w cudzych rękach - to nie napawało optymizmem, chęcią działania i motywacją. Egzarchini, gdyby powstrzymała tę przeogromną chęć kontrolowania skrzydła tak mocno i ingerowania w zachowania wszystkich tu zgromadzonych aniołów, mogłaby dostrzec prawdziwe oblicze Zeruelitki, Zeruelitki z jasnym umysłem, nieuciśnionej charyzmatem - posłusznej swojej zwierzchniczce i decyzjom przez nią wydanych. A tak? Tak wszystko mogło być zrzucone na karb działania charyzmatu. Wyglądało to tak, jakby niebieskooka była krnąbrną nastolatką podważającą decyzje rodziców. To, delikatnie mówiąc, niesprawiedliwe… Choć czy jakakolwiek sprawiedliwość na tym świecie istniała?
Sivenea mogła iść pierwsza do spowiedzi, nie miała nic do ukrycia. Wszystko, co się wokół niej zdarzyło, przekazała Pani Lodu już wcześniej. Spojrzała na Brata wyczekująco. Pytanie głowy świątyni jednak spowodowało, że kobieta odezwała się mimowolnie.
- Najjaśniejsza, wybacz proszę mą śmiałość i to, że odzywam się bez zgody - tu Sivenea zerknęła na Brata. - Spieszę jedynie z wyjaśnieniami, że jeden z aniołów, który z nami czekał pod Twoim gabinetem, pomimo wiedzy o Twoich rozkazach przybycia do Źródła oddalił się od grupy. Żadne z nas nad nim władzy nie ma - tu wskazała na współtowarzyszy. W końcu na szybko tworzone skrzydło nie dostało wyraźnych rozkazów, kto przewodzi grupie oraz jaka w skrzydle powinna panować hierarchia. - tak więc nie naszą powinnością było trzymanie go tutaj choćby i siłą.
Potem anielica skłoniła się Egzarsze i dodała:
- Wszystko, co miałam do przekazania, usłyszałaś Pani kilka chwil wcześniej. Jednak Twoja wola jest i naszą wolą. Choć podejrzewam, że wymuszona spowiedź Patronowi niemiła, mogę udać się jako pierwsza do Spowiedniczki..
I jak powiedziała, tak zrobiła. Złożyła delikatny pocałunek na policzku Brata i puściwszy jego ramię, zgodnie ze wszelkimi kanonami, przeszła przez salę do miejsca, gdzie czekała Mirianela. Po kilkunastu sekundach stukot jej obcasów ucichł, a drzwi delikatnie dały znać, że kobieta zamknęła je za sobą.
***
Ciężko powiedzieć, ile czasu zajęła spowiedź Sivenei. Ni to krótko ni to długo - jeno tyle, ile spowiedź czarnowłosej zająć powinna. Co działo się za drzwiami wiadome było tylko dwóm kobietom… Ewentualnie Egzarsze - taka wiedza czarnowłosej nie została przekazana. Anielica wyszła z takim samym wyrazem twarzy, z jakim opuściła całe zgromadzenie. Nie odzywając się (bo przecież nikt jej o nic nie pytał), wróciła do swojego Brata i stanąwszy obok czekała na rozwój wydarzeń.
 
Narina jest offline