Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2014, 12:09   #29
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Katedra w Burroughs, kazamaty
Przesłuchania ciągnęły się prawie do północy, ale obyło się bez drastycznych metod. Pani redaktor była bardzo rozmowna czując zwierzęce spojrzenia Kleina. Marcus wcale jej się nie dziwił. Większość ludzi przykuta nago do metalowego mebla, mając nad sobą bezlitosnego wroga robiła zazwyczaj wszystko, by przerwać swoje upokorzenie. Pani redaktor nie była tutaj wyjątkiem, a nawet naczelny Burroughs Enquire w niczym nie mógł jej teraz pomóc, o czym została dokładnie poinformowana. Spodziewała się najgorszego, jednak mistyk nie czuł w niej skazy, a jej grzeszki i pospolite przestępstwa niespecjalnie interesowałyby inkwizycję. Chyba, że dałoby się dzięki temu dojść do innych, bardziej interesujących Bractwo informacji, na co mistyk w tej chwili liczył Sympatycznie się robi Marcus analizował wyciągane informacje. Co prawda informacje raczej zainteresowałyby polityków i decydentów niż Bractwo, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Lista informatorów była dosyć krótka, krótsza niż się spodziewał, ale za to konkretna.
Major Thompson to była zupełnie inna para kaloszy. W jego przypadku zwykłe procedury mogły dać mierny efekt, więc Marcus ograniczył się jedynie do niewielkiego szantażu i wstępnego przesłuchania po czym zaskarbiając sobie wdzięczność oficera zwolnił go. Obiecany dostęp do baz danych wywiadu Kapitolu w Burroughs był o wiele lepszą korzyścią niż zmaltretowany psychicznie oficer i kolejny przeciwnik. Tropy prowadziły jednak do San Dorado i niespecjalnie Markusowi się tam spieszyło. Nie bez ubezpieczenia i oficjalnych papierków których potrzebował, aby uzyskać dostęp do niektórych nazwisk z listy pani redaktor. Mógł oczywiście zacząć bez papierków i najprawdopodobniej w końcu do tego dojdzie. O kurię się nie bał, bo kardynał Dominik znany był z braku litości dla herezji i aprobowałby poczynania Mistyka nawet, jak rozpaliłby stosy na środku Burroughs, ale niemal na pewno inkwizytor Simon nie będzie zadowolony, że ktoś miesza w jego piaskownicy. Problem w tym, że Dominik był daleko na Lunie, a Simon był na miejscu z armią inkwizycji. Trzeba było zdobyć na tyle mocne podstawy do śledztwa, by Simon nie był zdolny tego zignorować. A na to zgodnie z przewidywaniami mistyka było o wiele za wcześnie. Decyzję można było odroczyć, pozostawało jednak pytanie na jak długo? Na osłodę miał jednak nieco roboty tutaj, pozostawało jedynie odpowiednio uwolnić panią redaktor. Wdzięczny informator był lepszy niż wpływowy wróg.
- Tobiaszu, wyślijcie notatkę do czwartego dyrektoriatu z informacją, że prowadzone będzie śledztwo w San Dorado. W szeregach korpusu oficerów sił zbrojnych Kapitolu. Powód. Podejrzenie o ukrytym kulcie Algerotha – Biurokratyczna machina Bractwa potrzebowała czasu na przetrawienie każdej informacji, jednak wiedział ,że aresztowań żołnierzy i oficerów Kapitolu może być niebawem więcej. Lepiej, żeby Misja wiedziała jak się z tego dyplomatycznie wytłumaczyć.
- Co zrobić z podejrzanymi? – Tobiasz skrzętnie notował uwagi mistyka.
- Wypisać stosowne dokumenty i zwolnić – Kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą. – Pani Bennet, proszę pamiętać o naszej umowie – Mistyk wyszedł z celi gestem zabierając wyraźnie rozczarowanego Kleina ze sobą.
- Szefie, mam pytanie. Kogo my właściwie szukamy? - Marcus nie spodziewał się błyskotliwości po brutalnym zboczeńcu więc pytanie Kleina nie zdziwiło mistyka.
- Pewnego młodego gówniarza, żołnierza niskiego stopniem, ale syna oficera. Wysoko postawionego oficera. No i heretyka. Konkretnego, ale to nie twoja sprawa - Marcus wolał nie zdradzać szczegółów tępemu osiłkowi, zwłaszcza idąc korytarzami katedry zarządzanej przez ambitnego i gotowego na wszystko inkwizytora. Nie wiadomo komu Klein kapował, choć mimo wszystko Marcus wątpił, by taki zwyrodnialec mógł być dla Simona użyteczny.
- A może by popytać po knajpach? Skoro miał dzianego ojca, pewnie lubił zabawę. Wiem, gdzie tacy jak on się bawią. Dziwki, koks, i inne konkrety. Tacy jak on to zboczeńcy, im naprawdę potrafi nieźle odwalać – Klein sprawiał wrażenie jakby merdał ogonem. Gdyby go miał. Marcus zwalczył w sobie pokusę podrapania Kleina za uchem i uśmiechnął się. I kto to mówi Pomyślał Marcus jednak przystanął, analizując pomysł pielgrzyma.
- Klein, właśnie załatwiłeś nam nadgodziny.... -

Klub Velvet, około szóstej rano.
- Ale bajzel - Myślał Marcus opierając się plecami o bar. Odłamek szkła z rozbitego pokala rąbnął w hełm mistyka. Nie tak miało być.
Początkowo nie spodziewał się problemów. Weszli do wielkiej, przypominającej halę fabryczną dyskoteki, w której mogło pomieścić się dobre kilkaset ludzi. Dyskoteka, normalnie zamknięta już o tej porze zwyczajowo przypominała lekki chlew – jak to rzetelne speluny po pracowitej nocy. Przewrócone krzesła, zapełnione szklankami i pokalami stoliki, i leżące tu i ówdzie części garderoby. A w zasadzie bielizny. Głównie damskiej. Na stojących głównie pod ścianami kanapach obitych aksamitem mistyk dostrzegł też zacieki krwi i dziury po pociskach.Smród alkoholu, papierosów i innych używek wciąż unosił się w powietrzu, grzęznąc w unoszącej się jeszcze mgle z aparatury i smogu papierosowego. Ochroniarze przy wejściu nie robili problemów – widząc arsenał i obstawę z jaką Marcus się pojawił i kierując go bezpośrednio do właściciela lokalu. Jednak kiedy szli przez sprzątaną przez kilku ludzi salę jeden z nich widząc odzianych w pancerze żołnierzy bractwa i tuby stabilizatora mocy wyzierające zza pleców mistyka zrobił najgłupszy, bo ostatni w swym życiu błąd. Wyciągnął broń i zaczął strzelać. Pociski w większości chybiły, ale jeden odbił się od naramiennika zbroi mistyka, rykoszetując gdzieś w aparaturze na suficie. Marcus czuł delikatny i lekko ulotny zapach mrocznej symetrii, i w sumie spodziewał się, że znajdzie tu wszystko, od pospolitych przestępców po heretyków i odszczepieńców, ale nie spodziewał się, że ktoś tak nerwowo zareaguje na ich widok. Wielka szkoda, bo zanim Marcus zdążył zaordynować aresztowanie, Higgins zareagował instynktownie posyłając całą serię z AG-17 prosto w gościa z pistoletem. Facet po prostu rozleciał się na kawałki, masakrowany pociskami z karabinu szturmowego. Stojący obok niego sprzątacz z miotłą, cały zbryzgany krwią po prostu stał jak słup, sparaliżowany i niezdolny do czegokolwiek podczas gdy pozostałych dwóch grzecznie padło na parkiet, próbując ukryć się pod stolikami. Ochrona lokalu przyleciała jak muchy do gówna, pechowo nieśli broń wcale nie wyglądającą pokojowo. Pielgrzymi, przeszkoleni przez Bractwo zadziałali instynktownie, rozpętując małe piekiełko. Ochroniarze przy wejściu zdołali uzbroić się w pistolety maszynowe jednak zanim zdążyli je przeładować Klein i Kendrick posłali długie serie prosto w szklano- metalową ściankę, odgradzającą parkiet dyskoteki od wejścia. Ochroniarzom nie zapewniła wystarczającej osłony przed pociskami z Panzerknackerów bo obaj, podrygując od trafień osunęli się na ziemię. Kolejnych dwóch wybiegło z drzwi przypominających kuchenne - Jurgen ściągnął obu kilkoma celnymi strzałami. Cielak odpalił krótką serię prosto w wyglądającego na skacowanego ochroniarza, który wychynął zza kontuaru z wrednie wyglądającą strzelbą. Seria rzuciła go na stojące za kontuarem półki z alkoholem, które runęły pod jego ciężarem, grzebiąc go pod stertą okrwawionego szkła. Marcus ruszył do przodu, w stronę szerokich schodów prowadzących na galeryjkę otaczającej cały lokal i do pomieszczeń biurowych na piętrze, jednak seria z Car-24 z galeryjki rzuciła mistykiem o parkiet. Marcus przetoczył się po podłodze opierając się plecami o ściankę kontuaru. Reszta pielgrzymów rozpierzchła się między stolikami szukając improwizowanej osłony. Strzelec na galeryjce poczynał sobie coraz śmielej, bo mimo iż siekał pociskami po całej dyskotece, to udało mu się przyszpilić cały oddział mistyka. Po przeciwnej stronie galerii, przez oszkloną ścianę Marcus widział odzianych w garnitur trzech osobników, którzy z wielkiego futerału wyciągnęli M606. Mięli też strzelby i coś co wyglądało mu na uprząż z zawieszonymi granatami. Mistyk wiedział ,że jeśli nie ruszą do przodu, koncentryczny ogień z broni maszynowej i granaty w ciasnym pomieszczeniu będą mogiłą dla osłanianego jedynie cienkimi stołami oddziału.
Tylko jeden pielgrzym zajmował odpowiednią do strzału pozycję -Cielak, zdejmij gościa! - Marcus miał już dość impasu spowodowanego ostrzałem z galeryjki. Wielki Imperialczyk, kulący się za przewróconym stolikiem musiał przyklęknąć, aby złożyć się do strzałów, co jednak narażało go na ostrzał z góry. Odłamki szkła wzbijane przez kule pistoletu maszynowego tłukły o pancerz pielgrzyma, kiedy wychylił się zza osłony, próbując wykonać rozkaz. Jeden z pocisków musiał go dosięgnąć, bo Cielak sapnął głośno po czym wszystko zagłuszyła seria z Panzerknackera. Kita ognia z wylotu lufy i dźwięk dartego metalu galeryjki zakończonego wrzaskiem trafionego ochroniarza była sygnałem dla reszty, że można ruszać. Sprzątacze najwyraźniej nie przeżyli ostrzału, leżąc nieruchomo na parkiecie pod stolikami.
Cielak oparł się ciężko o stolik, jednak ruszył do przodu. Marcus wbiegł na schody i posłał cały magazynek prosto w drzwi na piętrze. W samą porę, bo z gabinetu wychodził już na galeryjkę ochroniarz z lkmem. Pociski z Punishera posłały go prosto na ścianę, po której osunął się na podłogę. Kolejne pociski trafiły niosącego uprząż z granatami – pierwszy pocisk zdruzgotał kolano, kolejny trafił w głowę osuwającego się na podłogę bandyty. Trzeci zdążył strzelić w drzwi i prawdopodobnie by trafił nieosłoniętego niczym mistyka, gdyby nie jego umierający kolega, który rozstawał się z życiem bardzo powoli. Strzał ze strzelby trafił więc w plecy umierającego, który tym razem upadł jak ścięty kosą. Bandyta zrepetował broń i zmierzył się ponownie do strzału podczas gdy mistyk wymieniał magazynek. Marcus nie zdążył, ale nie było potrzeby. Trzask serii z AG-17 i monstrualne pająki pęknięć pojawiające się na szklanej ściance oznajmiły mistykowi, że któryś z jego pielgrzymów zdążył z asystą. Zerknął na schody i zobaczył Higginsa. Z lufy jego Panzerknackera którego właśnie przeładowywał wydobywała się smużka dymu. Ten pielgrzym naprawdę zadziwiał refleksem. Za nim gramolił się Ian
- Cielak, w porządku? - Imperialczyk pokiwał głową. - Drasnął mnie jebaniec - Poskarżył się mistykowi.
Ostrożnie weszli do pomieszczenia. Kolejne zamknięte drzwi, więc biura okazały się nieco bardziej rozbudowane niż myślał.
- Dobra robota. Idziemy pogadać z szefem tej nory, więc uważajcie w kogo strzelacie. Tym razem chcę mieć kogoś żywego. Higgins, zrozumiano? -
- Ta jest - Higgins nie sprawiał wrażenia jakby myślał właśnie o rozkazach. Zajęty był kontemplowaniem zawartości futerału, który okazał się niezłym arsenałem. Uniósł w dwóch palcach torebkę z białym proszkiem i uśmiechnął się. Wrzucił ją jednak z powrotem i przeszukiwał dalej.
Marcus podszedł do obitych mahoniową okleiną drzwi. W pierwszej chwili chciał po prostu tam wejść, ale coś podpowiadało mu, że nie powinien tego robić. Stanął z boku drzwi jednocześnie pociągając delikatnie za klamkę. Strzępy kosztownej okleiny i drzazgi z drzwi prysnęły dokoła, masakrowane ciężkimi pociskami z rewolweru. Chyba Enforcera sądząc z odgłosu strzałów.
- Raz, dwa, trzy... - Ktokolwiek to był, puściły mu nerwy bo ładował cały bębenek na ślepo, nie wiedząc ilu jest napastników. Marcus spokojnie przywoływał moc sztuki, kumulując mistyczną energię.
- Sześć... - Marcus kopnął zdezelowane pociskami drzwi rzucając telekinezą prosto przed siebie. Podmuch przesunął biurko, przygniatając kryjącego się za nimi człowieka w ciemnogranatowym, modnym garniturze. Trzęsącymi się rękoma, desperacko próbował przeładować bębenek Enforcera.Widząc mistyka modniś wybałuszył oczy i zamarł w przestrachu. Rewolwer upadł z klekotem na podłogę.
- Przeszukać resztę pomieszczeń. Klein na dół – pilnuj wyjścia. - Pielgrzymi karnie ruszyli aby wykonać rozkaz.
- Pan Henry Simms? - Mistyk podsunął sobie jedno ze krzeseł i usiadł przed wystraszonym bandytą. - eeeeeeee - głos zamarł w gardle pechowego gospodarza lokalu, ale mistyk miał za wiele spraw do załatwienia, aby tracić czas na niedyspozycje przesłuchiwanego.
- Doskonale. Proszę się nie wstydzić. Nie zabijam. Bez powodu – Marcus uśmiechnął się do blednącego człowieka. W jego oczach jednak zobaczył rosnącą desperację, która zaczynała zagłuszać jego strach. Na przedramieniu ręki sięgającego po broń mężczyzny Marcus zobaczył niepokojąco znajomy tatuaż. Butem przydepnął rękę. Chrupnęło.
Zapowiadał się męczący dzień.
 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 25-11-2014 o 15:08.
Asmodian jest offline