Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2014, 12:43   #29
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post wspólny :)

Walka dobiegła końca na tyle szybko, że nikt nie musiał, a wręcz nie powinien narzekać na zmęczenie. Jednak nie można było powiedzieć tego samego o odniesionych ranach, których nie zabrakło.
Lena już wcześniej poczuła ostre ukłucie w udo i było to dość dziwne w danej sytuacji. W tamtym momencie ich przeciwnicy byli przed nimi, więc kobieta ewidentnie nie spodziewała się ciosu od tyłu. Wybiło ją to z równowagi i koncentracji, gdyż nie wiedziała co właściwie się dzieje. Czyżby przeciwników było więcej i otoczyli ich z dwóch stron? Lena zdawała sobie sprawę, że mogła zostać oflankowana. Ale dlaczego nikt jej nie ostrzegł? Nikt nie krzyknął, nie powiedział. To musiało być coś innego. Na szczęście pojawił się Grisha ratując sytuację i walka zakończyła się w zasadzie zwycięstwem. Mimo wszystko cios jaki otrzymała Lena budził pewne pytania.

- Dziękuję - powiedziała krótko Lena spoglądając w stronę Grishy i nieznacznie skinęła mu schowaną w hełmie głową.

Obróciła się nieznacznie, wyginając się w boku i skręcając szyję. Bez problemów dostrzegła źródło bólu, jakim był bełt wbity w jej lewe udo, który jakimś nieszczęśliwym trafem przebił się przez jej zbroję.
- Co to? - Spytała zdziwiona. - Któż do mnie strzelał? - powiedziała ogólnie, spoglądając na stojących za nią towarzyszy. Ilość kuszy w drużynie była ograniczona, a bełt tkwiący w jej udzie łatwo można było dopasować do tych w kołczanach. Lena miała jednak nadzieję, że winowajca sam się przyzna i właśnie z tą intencją się odezwała, zachowując spokój i cierpliwość.

Belisara rozglądała się wokół i tylko przelotnie spojrzała na Lenę.
- Krasnolud ma pewnie przetrącone wszystkie kości. - burknęła na tyle głośno by wszyscy ją usłyszeli i podeszła do rozciągniętego na ziemi mieszkańca podziemi. Postawiła na ziemi torbę i kucnęła koło rannego.
- Nie wstawaj. Łaska Pani zaraz cię uleczy - powiedziała po czym zamknęła oczy, wyszeptała krótką modlitwę… i nic się nie stało. Najwyraźniej Pani nie miała łaski dla połamanych krasnoludów. Nie miała jej chyba także dla Belisary, ponieważ kobieta nie odczuła zwyczajowego dreszczu uniesienia, gdy przepływała przez nią moc bogini.
- Spokojnie, nic mi nie jest - obolały i posiniaczony Derek podniósł się powoli wbrew radzie kapłanki - przeżyłem tąpnięcie korytarza i zatłuczenie przez orków, nie myślicie chyba że załatwi mnie jakaś parodia juczniaka.
Krasnolud podszedł do leżącej mułobestii i kopnął truchło z rozmachem - Choć trzeba przyznać drowim synom, że twarde były. Wpakowałem w niego dwa bełty i chyba nawet nie poczuł - dodał wyciągając jaskrawo pomalowane admantowe pociski z grzbietu i piersi odmieńca.
Lena bez trudu zorientowała się, czyi bełt ma wbity w nogę. Wszak każdy zaopatrywał się u innego zbrojmistrza i pociski do kusz różniły się od siebie. Rudowłosa najwyraźniej chciała uniknąć tematu, co dawało się w pełni zrozumieć, nie mniej jednak nie wyjaśniało to, czy rzeczony postrzał był dziełem przypadku, czy celowym działaniem kapłanki.
- Jesteś pewien Derek? Mam eliksiry lecznicze... - zaczęła i przez moment przerwała w pół zdania, gdy coś do niej dotarło - ... w torbie, która została przy siodle Vikarego. Proszę uprzejmie, czy ktoś mógłby go odnaleźć i przyprowadzić? Sama obecnie nie jestem w stanie - powiedziała delikatnie, z nadzieją że ktoś jej pomoże... zarówno z koniem, jak i z raną.
- Też mam. Przydają się. Ale póki co nie krwawię i nie umieram - optymistycznie rzekł zwiadowca Krwawych Kilofów, po czym zakaszlał i wypluł czerwonawą plwocinę na omszały kamień - No, znaczy prawie nie krwawię. Łyknę, jak mi się pogorszy.
Sarga podejrzliwie przyglądał się Bellisarze nakładając kolejny bełt na maleńką kuszę. Dopiero po chwili gnom przypomniał sobie o ucieczce psa i oglądnął się przez ramię
-Behemot, bydlaku wracaj, żeby Cię piorun trzasnął…- mag odwiesił kusze na ramie szarpnął bródkę - ale tylko trochę i w ogon, przyda mi się jeszcze to durne psisko -
Już miał udać się w stronę najbliższych krzaków celem poszukania zwierzaka, gdy skulony pies z siodłem na grzebiecie wychynął z zarośli.
- No tu jesteś - ucieszył się iluzjonista i spojrzał z powrotem na rudą kapłankę.
Pani Belisaro - czy prócz tańców przy ogniu z wiechciem trawy potrafi waćpanna cokolwiek z czarów objawionych manifestować? Bo jak na razie widzę, że albo łaska bogini Cię opuściła, albo nabijasz nas generalnie w butelkę i nijak kapłanką nie jesteś.
- Bogowie też mają gorsze dni - rzucił Derek - pamiętam kiedyś kapelan opowiadał, jak Moradin się spił na urodzinach Tymory, że przez tydzień na modły nie odpowiadał. Jak który kapłan chciał uzdrowienie rzucić, delikwent miast gojenia dostawał kaca...
- a haha - parsknął śmiechem gnom - a juści słyszałem, słyszałem - tatko opowiadał o drużynie Tarczowych co z nim podróżowali, jakież było zdziwienie gdy po walce z lodowym gigantem, drużynowy kapłan, miast ich wszystkich uleczyć nabawił ich wszystkich kaca. Tatkę wtedy w beczce zamknęli co by nie śpiewał….e no tak chociaż tatko to piknie śpiewa… - zająknął się mag czując, że zdradza rodzinne tajemnice wcale chwały rodzicielowi nie przysparzając.
- Ty niewdzięczny pokurczu! - krzyknęła wściekle nagle zarumieniona kapłanka. - Na ciebie Pani nie uroni kropli swej dobroczynnej mocy, bądź pewien! Derek ma się dobrze, sam rzekł, dlatego zaniechałam uzdrowienia. - zełgała gładko, choć każdy kto miał odrobinę wiedzy na temat boskich łask rozumiał, że coś poszło nie tak.
-aha - mruknął Gnom i krzywiąc się nieznacznie, skłonił się w pas - wybacz o pani tedy mą impertynencje. -. Mag podreptał za rudowłosa patrzeć jak radzi sobie z bełtem w udzie Leny. Wielce ciekawiło go jak Belisara dalej leczyć będzie.

Lena była dość niezadowolona, gdy okazało się że nikt nie chciał jej pomóc. Westchnęła smutno z rezygnacją. Zdjęła stalowe rękawice i kucnęła nieznacznie, aby dosięgnąć bełtu wbitego w tył jej uda. Udało się, jednak jego wyciągnięcie nie było już takie łatwe. Pozycja w jakiej była i kierunek parcia nie był czymś, do czego ludzkie mięśnie były przyzwyczajone, a zdecydowanie musiała ich użyć.
- O bogini! Teraz ta łamaga! - Belisara załamała ręce widząc co robi paladynka. - Daj to, bo tylko się zapapra! - Kapłanka chwyciła torbę i podeszła do rannej. Uklękła i wykrzyknęła ze zdumieniem i egzaltacją: - Błogosławieństwo Beshaby! Tylko prawdziwy pechowiec może wejść w ogień sprzymierzeńców. Powinnaś złożyć jej ofiarę, żeby nigdy się nie powtórzyło - mówiła odpinając nagolennik i oczyszczając ranę przez powstałą po bełcie dziurę w skórzni.
Ból jaki czuła Lena zdecydowanie dawał o sobie znać, ale pełny hełm skutecznie zamaskował łzy, które pojawiły się w jej oczach. Przynajmniej okazało się, że bełt nie przebił zbroi wywołując wgniecioną do środka dziurę w metalu, która zdecydowanie uwierałaby jej ranę, a ”jedynie” przebił się między płytami, nieznacznie tylko naruszając strukturę stalowego pancerza i tylko symbolicznie uszkadzając skórznię. Lena dalej mogła ich używać bez żadnych niedogodności. Inna dobra strona sytuacji? Rudowłosa twierdziła, że postrzał był dziełem przypadku, a nie jej celowym działaniem. Lena w to uwierzyła.
- To nie kwestia pecha, Belisaro. Tylko nasz brak doświadczenia we wspólnym działaniu. Nie powinnaś była strzelać nie mając wroga na dogodnej pozycji, a ja choć walcząc z nim stałam w miejscu, to mogłam przecież taki strzał ułatwić - zauważyła Lena i zastanowiła się przez krótką chwilę.
- Teraz już nic nie poradzimy, stało się. Ale jeśli dojdzie jeszcze do walki, proponuję aby osoby strzelające stanęły bliżej tych walczących wręcz. Nawet tuż za plecami. Dołożymy wszelkich starań, aby nasi wrogowie nas nie ominęli... I nie obawiajmy się mówić podczas walki, gdyż to pomaga lepiej zorganizować się jako grupa - powiedziała spokojnie Lena, czekając cierpliwie w bezruchu do momentu aż Belisara opatrzyła jej ranę.
Kapłanka prychnęła, fuknęła i mocno zacisnęła bandaż. Wyglądała jakby miała ochotę jeszcze coś powiedzieć, ale tylko klepnęła rycerkę po zbroi i mruknęła:
- Idź szukać tego konia. Sama daleko tak nie zajdziesz.
- W pełni się z tym się zgadzam - odparła Lena i skinęła Belisarze głową.

Niestety nikt nie zadeklarował pomocy Lenie z Vikarym, więc nie mając innego wyboru sama musiała po niego pójść.
- Udam się po swego konia. Wrócę niedługo - poinformowała pozostałych dość smutnym głosem. Wzięła swe rękawice i nagolennik, a następnie pokuśtykała za Vikarym, okazyjnie podpierając się na mieczu, niczym kuli odciążającej jej ranną nogę.
-Pani pozwól, że Ci pomogę wierzchowca Twego odnaleźć, wcześniej inne myśli zaprzątnęły mą głowę - szarpnął bródkę nie lekko nabzdyczony Sarga. Co jak co ale wyzywanie od pokurczy Iluzjonista nie lubił.
Lena odwróciła się do gnoma i choć hełm ukrywał jej intencje, to obdarzyła go niewyraźnym uśmiechem.
- Dziękuję, chętnie przyjmę twą pomoc. Razem znajdziemy go szybciej - powiedziała, po czym oboje - czy nawet w czwórkę licząc zwierzęta - ruszyli pozostawionymi przez jej konia śladami.

Wkrótce Lena, Sarga i Behemot wspólnie odnaleźli Vikarego, który ranny i wystraszony uciekł dość daleko. Obecnie już się uspokoił, ale ułożył się na trawie, co nie wróżyło najlepiej.
Lena podeszła bliżej niego. Wyglądał okropnie, jego rana była w pełni na widoku, cała zakrwawiona i... Lena widziała, że cierpiał. Zdjęła hełm i z lekkim trudem kucnęła u jego boku.
- Vikary, tak mi przykro. To moja wina - powiedziała z żalem w głosie i łzami w oczach. Zdecydowanie nie chciała, aby stało mu się coś złego.
Koń uniósł głowę, spoglądając na nią. Wyglądało na to, że zrozumiał.
Lena nie traciła czasu. Przyłożyła ręce do rany Vikarego. Koń zadrżał z bólu, ale leżał spokojnie, zaś paskudna rana poczęła zarastać. Po kilku minutach nie było po niej śladu i tylko różowy placek nieobrośniętej włosiem skóry znaczył miejsce, gdzie potwór dosięgnął boku wierzchowca.
Koń wstał na cztery kopyta, pokręcił głową i smagnął ogonem na boki. Lena też wstała, a zadowolony Vikary się do niej przymilał, gdy delikatnie pogładziła zwierzę po pysku.
- Już. Nic mu nie jest - powiedziała zadowolona Lena. - Wracajmy do pozostałych - rzekła, spoglądając w stronę iluzjonisty.
- Oczywiście. Cieszę się, że ja i mój niewydarzony kundel wreszcie się na coś przydaliśmy - Sarga uśmiechnął się i poklepał po łbie Behemota. - bałem się, że będzie gorzej, a Belisara moim skromnym zdaniem wcale wiele na uzdrawianiu się nie zna. - gnom przyjrzał się ciekawie zakutej w zbroje paladynce czekając jakby na potwierdzenie ze nie tylko on nie ufa rudej kapłance.
- Cieszę się, że już po wszystkim. Dziękuję za pomoc - odparła Lena z uśmiechem.
Szybko upewniła się, że zarówno Vikary jak i ekwipunek który nosił, są w dobrym stanie, zanim ruszyli w drogę powrotną.
- A co do Belisary. Jest ona kapłanką Beshaby, dla której leczenie nie jest priorytetem, więc sądzę że masz rację - dodała spoglądając na Sargę i kiwnęła mu głową.

Lena i Sarga porozmawiali jeszcze trochę, zanim wrócili do pozostałych towarzyszy. Ale nie był to koniec wędrówki, tylko początek - przed nimi wszystkimi była jeszcze długa droga.

Niestety nie dowiedzieli się, co się stało mułom. Czy był to efekt spadających gwiazd? Dwóch słońc? Może zjadły coś w tym lesie, co je przeklęło? A może ktoś z Termalaine nie chciał aby ich misja się powiodła i przeklął te niewinne zwierzęta? Możliwe że sprawa ta się jeszcze wyjaśni, ale lepiej było się pogodzić z tym, że pewnie nigdy się tego nie dowiedzą.
 
Mekow jest offline