Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-11-2014, 13:21   #21
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Tundar nie zasnął tej nocy. Z jednej strony zbyt dużo zdarzeń pobudziło wojownika, z drugiej strony nieustępliwa bezsenność. Z trzeciej strony, jak starał się racjonalizować mężczyzna, trzeba pilnować, czy przypadkiem nowo poznany na szlaku krasnolud nie ma zamiaru wzbogacić się na śpiących najemnikach.

Parę godzin przed świtem, gdy wstał by rozprostować kości zauważył brak mułów, ale nie chciał oddalać się od grupy. Wrócił więc do ogniska i przeczekał na straży razem z tymi, którzy czuli się w obowiązku wartować tej dziwnej nocy.

Najgorsze zawsze były poranki, tuż przed pobudką. Półmrok przed świtem zabierał magiczną, hipnotyzującą moc palącego się ogniska, więc nad ranem Tundar dorzucił tylko suchy konar, który miał podtrzymać ciepło w pierwszych godzinach nastającego dnia.

Pierwsza wstała Lena. Mężczyzna siedzący przygarbiony przy resztkach ognia obserwował ją spod kokona z wilczego futra. Nie zdradzał się, że nie śpi. Obserwował rycerkę, jej codzienny rytuał. Gdy skończyła, mężczyzna podniósł głowę skinieniem głowy na przywitanie.
On załatwił poranną toaletę parę godzin przed świtem, był więc gotów do drogi.

Nie dostrzegł dwóch Słońc gdy te wstawały nad górami, był tak przyzwyczajony do wchodów Słońca, że przestał sobie zawracać tym głowę. Dopiero uwaga towarzyszy sprawiła, że spojrzał na nieboskłon

- Na Hoara! - syknął w duchu przeżegnując się. Stał tak moment wpatrzony w ten nieziemski widok, po czym powoli usiadł nie spuszczając oka ze zjawiska.
W więc wczorajsza noc musiała być zaiste niezwykła.

Gdy już ochłonął, a widok przestał budzić grozę, zjadł razem z innymi, choć ciepły posiłek jaki przygotował dla siebie krasnolud był zdecydowanie bardziej pachnący niż jego suche mięsiwo, chleb i dwa jabłka. Półgigant jadł dużo, nie przejmując się tym, że zapasy są ograniczone. Śniadanie było dla niego najważniejszym posiłkiem i nie żałował sobie.
Kiwnięciem głowy zgodził się z sugestią Leny, aby ruszyć za mułami. Nie chodziło nawet o to, że zwierzęta nie były ich własnością, ale o to, że ktoś te zapasy musi po prostu nieść.

Gdy ogarnęli się po posiłku i wszyscy poskładali namioty, Tundar dosiadł Mściwoja i ruszyli za dobrze widocznym śladem mułów. Wojownik poruszał się powoli, widząc, że wierzchowiec, czuły na magię wyczuwa nietypowość dzisiejszego dnia. Uszy spuszczone, prychnięcia i niechętnie stawiane kroki. Coś definitywnie działo się niedobrego. Jakby potwierdzeniem tych przeczuć były dziwne ciała wilków na drodze.

Wojownik niezbyt znał się na tropieniu, ani na dzikich zwierzętach, ale ten widok bardzo mu nie pasował. Przez chwilę wsłuchiwał się w o, co mają do powiedzenia inni (oprócz Sargi, którego gadanie zignorował), ale ostatecznie ominął ciała nieco szerszym łukiem i ruszył dalej.

W tej podróży, milczący mężczyzna zastanawiał się, czy może nie pomóc biednemu gnomowi, któremu pies najwyraźniej odmówił posłuszeństwa, ale perspektywa słuchania go przez resztę podróży z bardzo bliskiej odległości skutecznie go otrzeźwiała - mężczyzna cmoknął tylko na Mściwoja, który niechętnie ruszył nieco szybciej.


~ Wreszcie! ~ pomyślał, gdy na polanie przed sobą zobaczył grupę pasących się mułów.
"Niesamowite, że są całe i zdrowe" chciał powiedzieć, ale zanim zdążył powiedzieć cokolwiek, zobaczył najpierw dziwne plamy na boku jednego z nich, które na początku wziął za ranę, a potem.... potem zobaczył ich pyski!

- Na Hoara! - syknął zatrzymując Mściwoja. Zwierzęta dostrzegły ich i ruszyły do ataku. Ich wielkie pysko-czaski z czarnymi oczodołami i ostrymi zębami zwiastowały ciężki pojedynek.

Tundar wyćwiczonym ruchem zeskoczył z Mściwoja stając między nim, a napastnikami, wyciągając swój potężny topór. Spokojny wdech, wojownik czuł jak adrenalina zaczyna krążyć w jego ciele. Czuł zapach mokrej sierści, zimnej stali, strachu i drzew.

Stanął szeroko na nogach, z toporem w obu rękach. Rzucił okiem na swoich towarzyszy. Liczył na kalekę i rycerkę, oraz być może krasnoluda. Czterech zabijaków plus wsparcie pozostałych kontra dwa rozwścieczone muło-wilko-potwory. Nie będzie łatwo patrząc na rozmiary przeciwników, ale powinni dać radę - po dwóch wojów na przeciwnika. ~ Bywało gorzej ~ pomyślał.

Mściwoj przeczuwają niebezpieczeństwo odwrócił się oddalają od niebezpieczeństwa.
 

Ostatnio edytowane przez psionik : 11-11-2014 o 21:26.
psionik jest offline  
Stary 12-11-2014, 20:30   #22
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Gdy idzie się na zwiad w podziemny - nawet samotny - są zawsze dwie strony, na które zwraca się uwagę: przód i tył. Czasem trzeba sprawdzić bok i odgałęzenia, czasem sprawdzić coś podejrzanego na ścianie, ale niebezpieczeństwo nadejść mogło z dwóch głównych kierunków. Każdy krasnolud godny swojej brody to wiedział. Oczywiście las był inny. Miał jeszcze Boki. Obszerne i równie pełne niebezpieczeństw, jak przód i tył.

Derek Złamana Tarcza szedł kilka kroków przed grupą i kierował broń w kierunku każdego podejrzanego krzaka, hałasu czy dziury. Krwawe Kilofy nazywały to Murum Urbi Durbi - Powierzchniową Paranoją.
Las był dziwny. To znaczy: zawsze był dziwny dla kogoś, kto wychował się i wyrósł w ciasnych i ciemnych korytarzach gdzieś głęboko pod ziemią, ale teraz zwiadowca czuł się w nim wyjątkowo nieswojo. Złowieszcza cisza świdrowała mu w uszach, a instynkt kazał iść z kuszą narychtowaną.
Właśnie wtedy natknęli się na wilki - czy raczej to, co z nich zostało.


- Mam złe przeczucia - powiedział Derek, oglądając ciała z bliska, sztyletem podnosząc kawałki padliny. - Nie wiem co za bestia z zewnątrz mogła to zrobić, ale miejmy się na baczności.
Miał jednak przeczucie, że Uri Battlehammer mógł mieć rację - to, co zabiło wilki mogło wypełznąć z Podmroku. nie mówił jednak tego towarzyszom, bo raz - pewności nie miał, a dwa, nie chciał napędzić im więcej stracha niż to konieczne.
Sam jednak rozładował kuszę i załadował ponownie - smukłymi, pięknie wykonanymi bełtami, odlanymi w całości z ultratwardego admantu. Kupiec, który mu je sprzedał, zarzekał się że są zaczarowane i Derek zapłacił za nie majątek, ale opłacało się. Tym bardziej że nie zużywały się zupełnie, gdyż ich tył krasnolud pomalował w czerwone i białe pasy, by łatwo odszukać je po walce. Pięć takich cudeniek wylądowało w ładownicy repetującej kuszy zwiadowcy.
- Ruszajmy - powiedział.


Muły stały zadem do drużyny, jakby nigdy nic. Pasły się, jak gdyby nigdy nic, Derek rozluźnił się więc - czujne zwierzęta wychwyciłyby niebezpieczeństwo z daleka. Zwiadowca opuścił kuszę i spokojnie ruszył w kierunku zwierząt na polanie, w towarzystwie ucieszonych powierzchniowców.
Oczywiście uciecha i rozluźnienie minęły od razu, gdy osły ukazały swoje pyski - zmutowane potwory, w które przeistoczyły się te poczciwe zwierzaki nie traciły czasu.


Derek Złamana Tarcza nie tracił go także. Zasada "Najpierw strzelaj, potem pytaj" była na powierzchni tak samo praktyczna jak pod ziemią i dwa bełty pomknęły w kierunku bliższej z abominacji.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 14-11-2014, 15:17   #23
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Krasnolud okazał się nad wyraz dobrym strzelcem - a może po prostu ciężko było nie trafić w wielkie bydle biegnące prosto na ciebie? Niemniej jednak bełt w barku nie powstrzymał większego z mułów przed szarżą.

Nim Sarga zdążył wyciągnąć zwój z tłuszczem bestia rzuciła się na Lenę - czy też raczej jej wierzchowca, wyrywając mu w boku duża ranę. I choć dziewczynie udało się utrzymać w siodle to widać było, że koń nie nadaje się już by z niego walczyć.

Tundar skoczył chcąc skorzystać z okazji, lecz chybił, nie mając dość miejsca by zadać porządny cios.

Zarówno Mściwój, jak i Behemot dały nogę, aczkolwiek ten pierwszy oddalając się z większym dostojeństwem.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 14-11-2014 o 21:51.
Sayane jest offline  
Stary 14-11-2014, 21:49   #24
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
-Podoba mi się ta sosna- Sarga wskazał jednego z identycznych iglaków porastających okoliczny las i spojrzał prosto w umęczone ślepia Behemota
- To naprawdę bardzo ładna sosna, nie sądzisz mój drogi? - pies położył uszy po sobie i zaskomlał cichutko.
- No już, już nikt Cie nie obwinia za to że uciekłeś, jesteś co prawda dorosłym pieskiem i mógłbyś zachować jakieś resztki godności, ale mogę to zrozumieć. Naprawdę- zapewniał gnom człapiącego powoli wierzchowca.

Potem mag plótł coś jeszcze o domniemanym związku nowego słońca na fale i dysfunkcje splotu - coś o efemerycznej (miejmy nadzieję) koniunkcji zdarzeń, która może mieć ambiwalentny wpływ na dysonans poznawczy fałdów Splotu. Podkreślał jednak że jest to dywagacja stricte a priori i nie ma pokrycia w żadnej logicznej dedukcji, a raczej jest czystą mentalną projekcją jego strachów.
Sugerował jednocześnie, że ekspiacja (tu spojrzał na Lenę) może być owszem skuteczna ale wolałby się odnieść do bardziej czytelnych środków wyrazu niźli płonne - bądź co bądź modlitwy i gusła (tu kątem oka spojrzał na rudą kapłankę)

Zdawało się, że jego monolog nie będzie miał końca, lecz nagle - całkiem w mniemaniu Iluzjonisty - znienacka znalazły ich zwłoki wilków.
Widząc truchła zwierzaków Sarga nabrał powietrza jakby albo chciał wrzasnąć, albo wypuścić potężnego pawia. Ograniczył się jednak do pokraśnienia na licach i wyszarpnięciu z przytroczonej do pasa tuby, jednego niewielkiego zwoju.
Po chwili chrząkania, mruczenia i mlaskania odczytał własnoręcznie zapisany czar. Powietrze wokół gnoma zamigotało i...
w sumie tyle - zamigotało i znikło - tak samo jak literki na zwoju. Jednak co obeznani w arkanach magii mogli rozpoznać pośpiesznie wyczytane zaklęcie Zbroi Maga, która nałożyła się już niewidzialną ochroną na Iluzjoniście.
Najdziwniejsze jednak zdało się to, że czar jakby uciszył Maga. Co prawda Gnom dalej coś tam bełkotał i marudził, co rusz szturchając psa, który nie chciał go nieść, ale wszystkie komentarze wygłaszane były półgębkiem, albo i wręcz nerwowym szeptem.

Iluzjonista rozluźnił się dopiero gdy zobaczyli znajome zadki ich mułów.
- Tuście mi są!- zawołał radośnie, ale ugryzł się w język gdy niegdysiejsze zwierzaki pociągowe odwróciły się w ich stronę.
-Najpierw strzelać!- wrzasnął wyciągając kolejny zwój z tuby i pośpiesznie deklamując zapisany czar. Gdy ostatnia litera zniknęła z pergaminu gnom spojrzał z tryumfem na...
wciąż szarżujące mutanty.
Jeden z nich już właściwie szarpał rumaka paladynki, a drugi nic sobie nie robiąc z śliskiego pola, które uformowało się magicznie pod jego nogami - wciąż biegł na przód.

- Do kroć set! - warknął gnom i chwycił wiszącą na plecach załadowaną kusze. Choć w jego malutkich rączkach broń wyglądała na dość masywną, to każdy normalny, ludzki mężczyzna uznał by ją za zabawkę. Musiała jednak wystarczyć.
Cofając się ostrożnie by zwiększyć dystans mag przy celował w szarżującego stwora i warknął
- Zdychaj poczwaro
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 14-11-2014 o 21:51.
Nightcrawler jest offline  
Stary 15-11-2014, 00:11   #25
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Co za noc! Co za dzień! Belisara sama nie wiedziała jeszcze co myśleć o tych wszystkich znakach. Gdy tylko zobaczyli rozszarpane truchła niepokój wzmógł się, a teraz?

Nagle wróciły wspomnienia. Ciała obrońców poszarpane czarcimi pazurami, palące rany, które nie chciały się gonić, sylwetka balora ponad zastępami nieludzi.

To się nie powtórzy. Sięgnęła po kuszę, przeładowała i wycelowała w najbliższy diabelski pysk "muła".
 
Quelnatham jest offline  
Stary 15-11-2014, 23:04   #26
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Lena była bardzo zadowolona, że wszyscy z drużyny przystali na jej sugestię odnalezienia mułów. Zgodność i wspólne działanie jakim się wykazali napawały optymizmem i dobrze świadczyły na przyszłość.
Lonelywood do którego się udali budził już nieco inne uczucia - las był taki opustoszały i cichy. W mieście nie słyszeli żadnych pogłosek na jego temat, ale nazwa lasu nie wzięła się przecież znikąd. Nie wspominając już o spadających gwiazdach i dwóch słońcach. Vikary i pozostałe wierzchowce też wyczuwały, że coś jest nie tak. Lena choć młoda, nauczyła się już w życiu, aby nie lekceważyć tego typu znaków, więc miała oczy i uszy szeroko otwarte. Jednocześnie coraz bardziej martwiła się o zaginione muły i miała nadzieję, że wkrótce odnajdą je całe i zdrowe.
Niestety, jakby mało było zmartwień, natknęli się na zmasakrowane ciała wilków. Lena od razu pochyliła głowę i zmówiła modlitwę w intencji dusz tych biednych zwierząt, które nie zasłużyły sobie na taki los. Cokolwiek im to zrobiło, było to nienaturalne. Dzikie zwierzęta i bestie zabijały dla mięsa, a tutaj doszło do zwykłej brutalności... a raczej właśnie niezwykłej. Co właściwie zaszło i kto był za to odpowiedzialny? Lena wzięła sobie za punkt honoru się tego dowiedzieć i odpowiednio wymierzyć sprawiedliwość winnemu. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że cokolwiek rozszarpało wilki, nadal musiało czaić się w pobliżu i przy swej sile zagrażało im wszystkim, nie wspominając już o tych biednych i bezbronnych mułach, które zgubiły się nie wiadomo gdzie.
Na szczęście, udało im się je odnaleźć. Były całe i zdrowe, a gdy tylko Lena je dostrzegła, całe napięcie opadło, a uczucie ulgi wypełniło jej serce... do momentu, aż głowy tych niegdyś spokojnych zwierząt zwróciły się w ich stronę. Od razu było widać, jak bardzo zostały zmienione - zmutowane lub przeklęte. Gdy okazały im swe złowrogie oblicze, Lena poczuła jakby całe mrowisko w mgnieniu oka przebiegło jej po plecach i karku.
O bogowie! To nie były już ich muły! Co im się stało? Kto im to zrobił i dlaczego?
Lena zrozumiała, że to właśnie ich przemienione muły zapewne odpowiadały za tamte wilki. I o ironio, że to one były tymi bestiami, przed którymi mieli uratować bezbronne muły.
Pytań i wątpliwości było wiele, ale nie było czasu się nad niczym zastanawiać, gdyż potwory nie tylko stwarzały zagrożenie, ale i rzuciły się do ataku na swych niedawnych właścicieli.

Lena nie była z siebie zadowolona. Za bardzo przejęła się losem zwierząt i w efekcie nie zareagowała od razu, czyli tak jak powinna była. Co gorsza, przemieniony muł rzucił się akurat na nią - a nawet jeszcze gorzej, bo na jej wierzchowca Vikarego. Kolejnym błędem Leny był brak wcześniejszego przygotowania się do walki, w efekcie czego jej koń brał w niej udział. To był wierzchowiec, a nie koń bojowy.
Vikary, na bolesne ugryzienie go zareagował paniką i strachem - zarżał wystraszony i próbował odsunąć się od zagrożenia, na co nie można mu się było dziwić.
Lena utrzymała się w siodle, ale nie mogła pozwolić na taki przebieg wypadków. Nie mogła pozwolić, aby cokolwiek raniło jej niewinnego konia, nie wspominając o jej towarzyszach i wszystkich innych żywych stworzeniach. Nie tak dawno sama powiedziała, że "strach i gniew nie są rozwiązaniem" i w tamtych okolicznościach była to prawda, ale nie w tych. Gdy Vikary, jej koń i przyjaciel został zraniony, kobietą aż wstrząsnęło. Jej serce zaczęło bić mocniej, krew w żyłach płynęła szybciej, oddech przyspieszył, mięśnie się napięły, a prawa dłoń sama puściła wodze i złapała za rękojeść miecza. Gniew, jaki wywołało zranienie Vikarego dodał Lenie sił i woli do działania, a kobieta wiedziała jak je wykorzystać.
W pełni zdając sobie sprawę, że nie może walczyć z konia, momentalnie postanowiła z niego zeskoczyć. Wyrzuciła stopy ze strzemion, lewą ręką złapała za przedni lęk aby mieć podparcie, nachyliła się do przodu całym tułowiem i jednocześnie wyciągnęła miecz z pokrowca prawą ręką i przerzuciła swą prawą nogę nad zadem konia. Miała nadzieję, że uda jej się skłonić Vikarego do półobrotu, ale w tej pełnej paniki i pośpiechu sytuacji było to dość trudne i wyszedł im zaledwie ćwierćobrót. To musiało jej wystarczyć. Z wysoko uniesionym mieczem zeskoczyła na lewą stronę konia, w dużej mierze znajdując się pomiędzy zwierzętami.
Nie miała zamiaru pozostać dłużna przemienionemu mułowi, za to że skrzywdził jej konia, o wilkach nie wspominając. Podjęła decyzję, aby wykorzystać impet powstały podczas zeskakiwania i tym silniej ugodzić bestię swym mieczem. Gdy tylko jej stopy dotknęły ziemi, zamiast jak zwykle amortyzować uderzenie zgiętymi w kolanach nogami, Lena zostawiła pęd samemu sobie i skierowała jego siłę w zadanie potężniejszego ciosu.
Zdawała sobie sprawę, że cios ten będzie mniej precyzyjny, ale wiedziała że gdy trafi, to z pewnością będzie silniejszy. Warto było zaryzykować.
Tak czy inaczej, stanęła przed Vikarym z nadzieją obronienia go i oczywiście trzymania stwora z daleka od towarzyszy, którzy z tego co usłyszała zdecydowali się na broń dystansową.
 
Mekow jest offline  
Stary 16-11-2014, 14:46   #27
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Strzał Grishy był również niecelny; ciężko zresztą się było dziwić, skoro nikt z tymczasowych kompanów nie uchylił mu się z drogi; a i drzewa nie pomagały. Belisara miała więcej szczęścia; wycelowawszy w drugiego potwora wbiła mu bełt w bark, spowalniając nieco szarżę. Dzięki temu Sardze udało się rzucić zaklęcie, jednak - ku jego wielkiemu rozczarowaniu - bestia ani myślała rozkraczyć się na śliskiej powierzchni. Gnom niejasno przypomniał sobie opowieść starego handlarza, który mawiał, że muł to bydle co nawet po lodzie przejdzie. Najwyraźniej mimo braków w elokwencji miał jednak rację. Co gorsza mułowilk był coraz bliżej, najwyraźniej obierając sobie za cel Dereka. Bestia zatańczyła na tylnych nogach i walnęła kopytami prosto w krasnoluda, wytrącając mu kuszę i powalając na ziemię.

Tymczasem Lena zeskoczywszy z konia zaatakowała swojego przeciwnika. Świsnął miecz potężnie raniąc bestię, która zachwiała się i ryknęła bynajmniej nie mulim głosem. Krwawiącemu Vikaremu nie trzeba było więcej - poddał tyły, a paladynka została na placu boju.

Powalony na ziemię Derek spróbował wstać, puszczając kuszę i chwytając tarczę. Przekleństw pod adresem zwierzaka nie powstydziłby się żaden portowy wyga. Krasnolud sięgnął po nadziak, ale muł nie marnował czasu i ponownie przygrzmocił wojownikowi kopytami. Na nic się zdała zasłona tarczą - kopyta zadzwoniły o derekową zbroję, a wojownikowi gwiazdy stanęły w oczach; miał wrażenie jakby na jego i tak obite już żebra zwalił się cały wózek urobku.

Większy z mułów rzucił się na Lenę kłapiąc zdeformowaną paszczą; na szczęście pełna płyta była skuteczną zaporą przeciw ostrym kłom mutanta. Ale niestety nie przeciwko bełtom sojuszników - Belisara wycelowała w walczącą z paladynką bestię w dobrej wierze, jednak przy spuszczaniu cięciwy ręka omsknęła jej się tak niefortunnie, że trafiła Lenę… a bełt przebił zbroję wbijając się dziewczynie w udo. Rycerka zachwiała się zaskoczona; przez chwilę wydawało jej się, że bestia skorzysta z okazji i odgryzie jej głowę, ale w tym momencie świsnęła broń Grishy i już-nie-muł zwalił się martwy na ziemię.

- Homiś! Wracaj tu bydlaku! Jak Mystre kocham kupie zwój Zauraczania zwierzęcia… - wrzasnął gnom w ślad za uciekającym wierzchowcem i próbując ustrzelić zmutowanego muła z kuszy. Na szczęście dla Dereka ręka gnoma nie drgnęła i grot przebił pysk bestii, wystając śmiesznie z jednej strony. Strzał był już w zasadzie zbędny, bo po potężnym ciosie Tundara, który barbarzyńca zadał sekundę wcześniej, potwór trzymał się na nogach w zasadzie tylko siłą woli. Zwierz wydał cichy jęk - ze wszystkich dotychczas wydanych przez niego dźwięków ten głos był najbardziej podobny do głosu muła - i wyzionął ducha.

Drużyna stała przez chwilę nad dziwacznymi bestiami, rozglądając się czujnie po okolicy. Na szczęście inne dziwadła nie wytchnęły już zza krzaków, a i ich własne wierzchowce nie odbiegły daleko. Należało je połapać i opatrzyć rannych. A potem ruszyć w dalszą drogę, gdyż dzień był jeszcze młody.


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 27-11-2014 o 21:17.
Sayane jest offline  
Stary 23-11-2014, 17:07   #28
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Dziwne to wszystko było.
Dobrze choć że zamluone abominacje chciały zdychać od ich mieczy i bełtów. Ogarniając pobojowisko Gnom jednak wątpił w czyste intencje co po niektórych. Bełt wystający spomiędzy płyt paladynki nie wyglądał za ciekawie - szczęściem jego własne strzały były ciutke mniejsze a i żółto fioletowe lotki ewidentnie odcinały się od standardowego oporządzenia strzeleckiego pozostałych członków drużyny.
Ale przecież i wypadki po ludziach chodzą ot choćby historia Mrozomira Dwupupy co swe nazwisko od bratniej siekiery w zadku zarobił.Mag wzruszył ramionami i dyskretnie zamruczał czar Wykrycia magi gestem dłoni przywołując energię splotu.
CO prawda chciał skupić się na "pseudo mule" z ciekawości czy czasem ich zwierzaki klątwą nie objęte, ale przez chwilkę ujrzał i magiczne utensylia stojących przed nim towarzyszy. Dużo tego nie było, potęgą też średnią się mieniące więc Iluzjonista na padlinie się skupił. Zresztą do nikogo z magia w interes starał się nie pchać - przynajmniej jawnie i przynajmniej tych którzy mu nie podpadli. Jakoś tak tylko przypadkiem dłużej magiczny zmysł zatrzymał na rudej kapłance, a i blond zakonniczce poświęcił sekundkę.
Ale muł ... tak muł był najważniejszy. Padlina znaczy.
Sarga skupił się, podkręcił wąsik i skrzywił się nie zadowolony. Nie czuł od zwierzęcia żadnych klątw, magicznych transformacji ani właściwie niczego nadzwyczajnego - ot mutant, krzyżówka kunia z wilkiem.
Tylko czemu cholerstwo jeszcze wieczorem żuło trawsko i na mulesyna wyglądało.
Klops z grzybnią - jak mawiała matul gdy jej syneczek rozlewał zupę na nowiutkiej spodenki.
Nic to - trochę zawiedziony gnom wrócił myślami do towarzyszy i własnego interesu - czyli konkretnie psa który kolejny raz podwinął ogon i opuścił swego Pana w krytycznym momencie jego życia.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 26-11-2014, 12:43   #29
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Post wspólny :)

Walka dobiegła końca na tyle szybko, że nikt nie musiał, a wręcz nie powinien narzekać na zmęczenie. Jednak nie można było powiedzieć tego samego o odniesionych ranach, których nie zabrakło.
Lena już wcześniej poczuła ostre ukłucie w udo i było to dość dziwne w danej sytuacji. W tamtym momencie ich przeciwnicy byli przed nimi, więc kobieta ewidentnie nie spodziewała się ciosu od tyłu. Wybiło ją to z równowagi i koncentracji, gdyż nie wiedziała co właściwie się dzieje. Czyżby przeciwników było więcej i otoczyli ich z dwóch stron? Lena zdawała sobie sprawę, że mogła zostać oflankowana. Ale dlaczego nikt jej nie ostrzegł? Nikt nie krzyknął, nie powiedział. To musiało być coś innego. Na szczęście pojawił się Grisha ratując sytuację i walka zakończyła się w zasadzie zwycięstwem. Mimo wszystko cios jaki otrzymała Lena budził pewne pytania.

- Dziękuję - powiedziała krótko Lena spoglądając w stronę Grishy i nieznacznie skinęła mu schowaną w hełmie głową.

Obróciła się nieznacznie, wyginając się w boku i skręcając szyję. Bez problemów dostrzegła źródło bólu, jakim był bełt wbity w jej lewe udo, który jakimś nieszczęśliwym trafem przebił się przez jej zbroję.
- Co to? - Spytała zdziwiona. - Któż do mnie strzelał? - powiedziała ogólnie, spoglądając na stojących za nią towarzyszy. Ilość kuszy w drużynie była ograniczona, a bełt tkwiący w jej udzie łatwo można było dopasować do tych w kołczanach. Lena miała jednak nadzieję, że winowajca sam się przyzna i właśnie z tą intencją się odezwała, zachowując spokój i cierpliwość.

Belisara rozglądała się wokół i tylko przelotnie spojrzała na Lenę.
- Krasnolud ma pewnie przetrącone wszystkie kości. - burknęła na tyle głośno by wszyscy ją usłyszeli i podeszła do rozciągniętego na ziemi mieszkańca podziemi. Postawiła na ziemi torbę i kucnęła koło rannego.
- Nie wstawaj. Łaska Pani zaraz cię uleczy - powiedziała po czym zamknęła oczy, wyszeptała krótką modlitwę… i nic się nie stało. Najwyraźniej Pani nie miała łaski dla połamanych krasnoludów. Nie miała jej chyba także dla Belisary, ponieważ kobieta nie odczuła zwyczajowego dreszczu uniesienia, gdy przepływała przez nią moc bogini.
- Spokojnie, nic mi nie jest - obolały i posiniaczony Derek podniósł się powoli wbrew radzie kapłanki - przeżyłem tąpnięcie korytarza i zatłuczenie przez orków, nie myślicie chyba że załatwi mnie jakaś parodia juczniaka.
Krasnolud podszedł do leżącej mułobestii i kopnął truchło z rozmachem - Choć trzeba przyznać drowim synom, że twarde były. Wpakowałem w niego dwa bełty i chyba nawet nie poczuł - dodał wyciągając jaskrawo pomalowane admantowe pociski z grzbietu i piersi odmieńca.
Lena bez trudu zorientowała się, czyi bełt ma wbity w nogę. Wszak każdy zaopatrywał się u innego zbrojmistrza i pociski do kusz różniły się od siebie. Rudowłosa najwyraźniej chciała uniknąć tematu, co dawało się w pełni zrozumieć, nie mniej jednak nie wyjaśniało to, czy rzeczony postrzał był dziełem przypadku, czy celowym działaniem kapłanki.
- Jesteś pewien Derek? Mam eliksiry lecznicze... - zaczęła i przez moment przerwała w pół zdania, gdy coś do niej dotarło - ... w torbie, która została przy siodle Vikarego. Proszę uprzejmie, czy ktoś mógłby go odnaleźć i przyprowadzić? Sama obecnie nie jestem w stanie - powiedziała delikatnie, z nadzieją że ktoś jej pomoże... zarówno z koniem, jak i z raną.
- Też mam. Przydają się. Ale póki co nie krwawię i nie umieram - optymistycznie rzekł zwiadowca Krwawych Kilofów, po czym zakaszlał i wypluł czerwonawą plwocinę na omszały kamień - No, znaczy prawie nie krwawię. Łyknę, jak mi się pogorszy.
Sarga podejrzliwie przyglądał się Bellisarze nakładając kolejny bełt na maleńką kuszę. Dopiero po chwili gnom przypomniał sobie o ucieczce psa i oglądnął się przez ramię
-Behemot, bydlaku wracaj, żeby Cię piorun trzasnął…- mag odwiesił kusze na ramie szarpnął bródkę - ale tylko trochę i w ogon, przyda mi się jeszcze to durne psisko -
Już miał udać się w stronę najbliższych krzaków celem poszukania zwierzaka, gdy skulony pies z siodłem na grzebiecie wychynął z zarośli.
- No tu jesteś - ucieszył się iluzjonista i spojrzał z powrotem na rudą kapłankę.
Pani Belisaro - czy prócz tańców przy ogniu z wiechciem trawy potrafi waćpanna cokolwiek z czarów objawionych manifestować? Bo jak na razie widzę, że albo łaska bogini Cię opuściła, albo nabijasz nas generalnie w butelkę i nijak kapłanką nie jesteś.
- Bogowie też mają gorsze dni - rzucił Derek - pamiętam kiedyś kapelan opowiadał, jak Moradin się spił na urodzinach Tymory, że przez tydzień na modły nie odpowiadał. Jak który kapłan chciał uzdrowienie rzucić, delikwent miast gojenia dostawał kaca...
- a haha - parsknął śmiechem gnom - a juści słyszałem, słyszałem - tatko opowiadał o drużynie Tarczowych co z nim podróżowali, jakież było zdziwienie gdy po walce z lodowym gigantem, drużynowy kapłan, miast ich wszystkich uleczyć nabawił ich wszystkich kaca. Tatkę wtedy w beczce zamknęli co by nie śpiewał….e no tak chociaż tatko to piknie śpiewa… - zająknął się mag czując, że zdradza rodzinne tajemnice wcale chwały rodzicielowi nie przysparzając.
- Ty niewdzięczny pokurczu! - krzyknęła wściekle nagle zarumieniona kapłanka. - Na ciebie Pani nie uroni kropli swej dobroczynnej mocy, bądź pewien! Derek ma się dobrze, sam rzekł, dlatego zaniechałam uzdrowienia. - zełgała gładko, choć każdy kto miał odrobinę wiedzy na temat boskich łask rozumiał, że coś poszło nie tak.
-aha - mruknął Gnom i krzywiąc się nieznacznie, skłonił się w pas - wybacz o pani tedy mą impertynencje. -. Mag podreptał za rudowłosa patrzeć jak radzi sobie z bełtem w udzie Leny. Wielce ciekawiło go jak Belisara dalej leczyć będzie.

Lena była dość niezadowolona, gdy okazało się że nikt nie chciał jej pomóc. Westchnęła smutno z rezygnacją. Zdjęła stalowe rękawice i kucnęła nieznacznie, aby dosięgnąć bełtu wbitego w tył jej uda. Udało się, jednak jego wyciągnięcie nie było już takie łatwe. Pozycja w jakiej była i kierunek parcia nie był czymś, do czego ludzkie mięśnie były przyzwyczajone, a zdecydowanie musiała ich użyć.
- O bogini! Teraz ta łamaga! - Belisara załamała ręce widząc co robi paladynka. - Daj to, bo tylko się zapapra! - Kapłanka chwyciła torbę i podeszła do rannej. Uklękła i wykrzyknęła ze zdumieniem i egzaltacją: - Błogosławieństwo Beshaby! Tylko prawdziwy pechowiec może wejść w ogień sprzymierzeńców. Powinnaś złożyć jej ofiarę, żeby nigdy się nie powtórzyło - mówiła odpinając nagolennik i oczyszczając ranę przez powstałą po bełcie dziurę w skórzni.
Ból jaki czuła Lena zdecydowanie dawał o sobie znać, ale pełny hełm skutecznie zamaskował łzy, które pojawiły się w jej oczach. Przynajmniej okazało się, że bełt nie przebił zbroi wywołując wgniecioną do środka dziurę w metalu, która zdecydowanie uwierałaby jej ranę, a ”jedynie” przebił się między płytami, nieznacznie tylko naruszając strukturę stalowego pancerza i tylko symbolicznie uszkadzając skórznię. Lena dalej mogła ich używać bez żadnych niedogodności. Inna dobra strona sytuacji? Rudowłosa twierdziła, że postrzał był dziełem przypadku, a nie jej celowym działaniem. Lena w to uwierzyła.
- To nie kwestia pecha, Belisaro. Tylko nasz brak doświadczenia we wspólnym działaniu. Nie powinnaś była strzelać nie mając wroga na dogodnej pozycji, a ja choć walcząc z nim stałam w miejscu, to mogłam przecież taki strzał ułatwić - zauważyła Lena i zastanowiła się przez krótką chwilę.
- Teraz już nic nie poradzimy, stało się. Ale jeśli dojdzie jeszcze do walki, proponuję aby osoby strzelające stanęły bliżej tych walczących wręcz. Nawet tuż za plecami. Dołożymy wszelkich starań, aby nasi wrogowie nas nie ominęli... I nie obawiajmy się mówić podczas walki, gdyż to pomaga lepiej zorganizować się jako grupa - powiedziała spokojnie Lena, czekając cierpliwie w bezruchu do momentu aż Belisara opatrzyła jej ranę.
Kapłanka prychnęła, fuknęła i mocno zacisnęła bandaż. Wyglądała jakby miała ochotę jeszcze coś powiedzieć, ale tylko klepnęła rycerkę po zbroi i mruknęła:
- Idź szukać tego konia. Sama daleko tak nie zajdziesz.
- W pełni się z tym się zgadzam - odparła Lena i skinęła Belisarze głową.

Niestety nikt nie zadeklarował pomocy Lenie z Vikarym, więc nie mając innego wyboru sama musiała po niego pójść.
- Udam się po swego konia. Wrócę niedługo - poinformowała pozostałych dość smutnym głosem. Wzięła swe rękawice i nagolennik, a następnie pokuśtykała za Vikarym, okazyjnie podpierając się na mieczu, niczym kuli odciążającej jej ranną nogę.
-Pani pozwól, że Ci pomogę wierzchowca Twego odnaleźć, wcześniej inne myśli zaprzątnęły mą głowę - szarpnął bródkę nie lekko nabzdyczony Sarga. Co jak co ale wyzywanie od pokurczy Iluzjonista nie lubił.
Lena odwróciła się do gnoma i choć hełm ukrywał jej intencje, to obdarzyła go niewyraźnym uśmiechem.
- Dziękuję, chętnie przyjmę twą pomoc. Razem znajdziemy go szybciej - powiedziała, po czym oboje - czy nawet w czwórkę licząc zwierzęta - ruszyli pozostawionymi przez jej konia śladami.

Wkrótce Lena, Sarga i Behemot wspólnie odnaleźli Vikarego, który ranny i wystraszony uciekł dość daleko. Obecnie już się uspokoił, ale ułożył się na trawie, co nie wróżyło najlepiej.
Lena podeszła bliżej niego. Wyglądał okropnie, jego rana była w pełni na widoku, cała zakrwawiona i... Lena widziała, że cierpiał. Zdjęła hełm i z lekkim trudem kucnęła u jego boku.
- Vikary, tak mi przykro. To moja wina - powiedziała z żalem w głosie i łzami w oczach. Zdecydowanie nie chciała, aby stało mu się coś złego.
Koń uniósł głowę, spoglądając na nią. Wyglądało na to, że zrozumiał.
Lena nie traciła czasu. Przyłożyła ręce do rany Vikarego. Koń zadrżał z bólu, ale leżał spokojnie, zaś paskudna rana poczęła zarastać. Po kilku minutach nie było po niej śladu i tylko różowy placek nieobrośniętej włosiem skóry znaczył miejsce, gdzie potwór dosięgnął boku wierzchowca.
Koń wstał na cztery kopyta, pokręcił głową i smagnął ogonem na boki. Lena też wstała, a zadowolony Vikary się do niej przymilał, gdy delikatnie pogładziła zwierzę po pysku.
- Już. Nic mu nie jest - powiedziała zadowolona Lena. - Wracajmy do pozostałych - rzekła, spoglądając w stronę iluzjonisty.
- Oczywiście. Cieszę się, że ja i mój niewydarzony kundel wreszcie się na coś przydaliśmy - Sarga uśmiechnął się i poklepał po łbie Behemota. - bałem się, że będzie gorzej, a Belisara moim skromnym zdaniem wcale wiele na uzdrawianiu się nie zna. - gnom przyjrzał się ciekawie zakutej w zbroje paladynce czekając jakby na potwierdzenie ze nie tylko on nie ufa rudej kapłance.
- Cieszę się, że już po wszystkim. Dziękuję za pomoc - odparła Lena z uśmiechem.
Szybko upewniła się, że zarówno Vikary jak i ekwipunek który nosił, są w dobrym stanie, zanim ruszyli w drogę powrotną.
- A co do Belisary. Jest ona kapłanką Beshaby, dla której leczenie nie jest priorytetem, więc sądzę że masz rację - dodała spoglądając na Sargę i kiwnęła mu głową.

Lena i Sarga porozmawiali jeszcze trochę, zanim wrócili do pozostałych towarzyszy. Ale nie był to koniec wędrówki, tylko początek - przed nimi wszystkimi była jeszcze długa droga.

Niestety nie dowiedzieli się, co się stało mułom. Czy był to efekt spadających gwiazd? Dwóch słońc? Może zjadły coś w tym lesie, co je przeklęło? A może ktoś z Termalaine nie chciał aby ich misja się powiodła i przeklął te niewinne zwierzęta? Możliwe że sprawa ta się jeszcze wyjaśni, ale lepiej było się pogodzić z tym, że pewnie nigdy się tego nie dowiedzą.
 
Mekow jest offline  
Stary 27-11-2014, 21:49   #30
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację

Dolina Lodowego Wichru, Lonelywood
16 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Czwarty dzień wędrówki; popołudnie


Drużyna oczyściła broń, zebrała zdatne do użytku bełty, zapakowała leki i ruszyła w dalszą drogę, wracając na trop orków. Co prawda Lena nalegała by pochować muły - a przynajmniej przykryć ich ciała kamieniami - ale ponieważ była ranna nie miała ani siły przebicia, ani możliwości wykonania tego samej. Gnom po namyśle zaproponował spalenie - ale komu chciało by się znosić tyle opału? Koniec końców w milczeniu ruszyli w drogę. Ani pierwsza walka, ani czwarty dzień wspólnej wędrówki nie sprawiły, że drużyna - którą łączyła tylko zapłata wyznaczona przez burmistrza Termalaine - zbliżyła się do siebie. Gnom paplał nerwowo, ale nie można było tego uznać za konwersację. Belisara dumała nad nieefektywną modlitwą. Krasnolud zaciskał zęby; z każdym przebytym kilometrem dochodził do wniosku, że odmowa leczenia to nie był dobry pomysł - zwłaszcza, że ciężki plecak przy każdym kroku boleśnie obijał mu się o połamane żebra. Tylko było czekać aż któreś przebije mu płuco.

Koło południa monotonię wędrówki przerwała wielka szczelina w ziemi, której - co Derek mógłby przysiąc - wcześniej w tej okolicy nie było. Tropiciel wrzucił do jej wnętrza kamień; czekał długo, ale nie doczekał się żadnego echa. Zdało mu się za to, że ziemia wydała z siebie pełne wyczekiwania sapnięcie, jak najedzony pies co prosi o jeszcze. Oczywiście był to jedynie wiatr…

Krawędź rozpadliny wydawała się dość stabilna, więc grupa ruszyła wzdłuż niej, by po godzinie znów trafić na orczy trop - tym razem bardzo świeży. Przejście Bremeńskie powoli przechodziło w szlak obiegający Kopiec Kelvina.

A po południu, gdy byli już wśród wzgórz, na wysokości Kopca znaleźli orki.

Było ich dziesięć czy dwanaście. Spora rodzina, czy też może niedobitki z jakiegoś plemienia; czterech mężczyzn, szóstka kobiet i czwórka dzieci. Tak się przynajmniej wydawało Kinbarakowi, który w ocenie orków nie miał sobie równych. Reszcie trudno było to stwierdzić, gdyż orki były zamarznięte na kość i do tego pokryte grubą na pół łokcia warstwą lodu. Wyglądało jakby wszystkie zginęły nagle, na przykład od zionięcia białego smoka. Tyle, że żaden smok nie mieszkał w okolicy. Przynajmniej do teraz. No i drapieżnik w Dolinie nie zostawiłby też tak obfitej kolacji samej sobie. Nawet jeśli były to tylko śmierdzące orki.

Tropiciel zauważył jednak, że ślad prowadzi dalej - tym razem pojedynczy już ślad. Nieopodal drużyna odnalazła ukrytą za krzewami jaskinię; nie wydawała się głęboka, za nią był jednak korytarz prowadzący wgłąb ziemi. Zaświecono pochodnie i śmiałkowie zanurzyli się w chłodną ciemność. Smród i walające się odpadki świadczyły o tym, że orki pomieszkiwały tu jakiś czas; utrudniały też skradanie. Krasnolud zauważył, że temperatura wewnątrz jamy gwałtownie spadła; bardziej niż można by się spodziewać w takich warunkach. Przestało to jednak dziwić, gdy na końcu kolejnej - obszernej i ostatniej - jaskini blask pochodni oświetlił młodą orczycę, mogącą sobie liczyć piętnaście czy siedemnaście wiosen, jak fachowo ocenił Kinbarak. Skała wokół dziewczyny była pokryta szronem, a u jej stóp powstało całkiem spore lodowisko. Orczyca wydawała się być na skraju hipotermii i bardziej przerażona tym co się z nią dzieje niż pojawieniem się szóstki zbrojnych.

- Pomóżcie mi - wychrypiała w łamanym wspólnym, a wraz ze słowami z jej ust wydobył się kłąb szronu, który szczelnie pokrył kolejne fragmenty skał.

 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172