| ~*~
Powycierana bluza z kapturem, sprane do szarości workowate spodnie od dresu i fryzura “na binturonga” - czyli zwykły poranny strój Amy - nie należał do szczególnie wykwintnych, ale w sumie agent sam sobie był winien, przyłażąc bez wcześniejszego umawiania się... Amy rozejrzała się szybko po mieszkaniu, czy na wierzchu nie leży nic “kompromitującego”, ale prócz rzuconych bez ładu ubrań i rozsypanego piasku z kuwety nie zauważyła nic, co mogłoby zgorszyć - dorosłego w końcu - faceta. Senne malunki jednak wymagały dokładniejszego obejrzenia we względnym spokoju, więc Amy szybko zwinęła je w rulonik, krzyknęła przez drzwi “Zaraz!!” i pobiegła do sypialni, upychając papiery pod zgurduloną pościelą. Zabezpieczywszy w ten sposób swój "skarb", przeczesała na szybko włosy dłonią, chwyciła kubek herbaty i otworzyła szeroko drzwi ze swoim najlepszym uśmiechem.
- Cześć! - przywitała agenta i korzystając z przewagi zaskoczenia, szybo dodała: - Weźmiesz moje poranne gazety? Leżą tam pod twoją prawą stopą. Dzięki. Buty zostaw na tej małej szafeczce. Napijesz się czegoś? Kawy, herbaty, kakao? - wycofała się szybko do kuchni, by nie dopuścić do fizycznego kontaktu i zaczęła przygotowywać gorącą wodę, by agentowi nie przyszło czasem na myśl zbyt blisko się z nią witać.
- Przepraszam za takie niezapowiedziane najście. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem - mężczyzna wszedł do środka, rozglądając się ciekawie, ale nie nachalnie. Za bardzo nie było się też po czym rozglądać - mieszkanie Amy było niewielkie i nadzwyczaj skromne, przynajmniej na pierwszy rzut niewprawionego oka.
Osobna sypialnia z garderobą, łazienka i salon połączony z otwartą kuchnią, wszystko utrzymane w minimalistycznym stylu, niemal bez mebli, bibelotów i ozdób, utrzymane w naturalnych kolorach materiałów - drewna, stali i kamienia. Amy nie lubiła otaczać się przedmiotami - im mniej rzeczy "mówiło" do niej za pośrednictwem jej daru (czy też przekleństwa), tym lepiej i pewniej się czuła. Jedynym wyjątkiem od tej reguły były zalegające wszędzie stosy książek, gazet i innych drukowanych materiałów takich jak mapy, broszury czy zwykłe ulotki. Policjantka obsesyjnie gromadziła takie rzeczy, starając się pozyskiwać różne, nawet pozornie nieistotne informacje z jak najszerszego zestawu źródeł - a po Fenomenie, który "zabił" sieć i telewizję najpewniejszymi do tego kanałami były prasa i radio. Olbrzymich wymiarów korkowa tablica i poniewierające się pod nią notatniki, różnobarwne karteczki, długopisy, nitki i pinezki oraz kolorowe mazaki służyły jej do segregowania tych danych, pomagały odkrywać nowe, nieznane powiązania i wysnuwać daleko idące wnioski, za które była tak doceniana.
Małą część mieszkania - wychodzące na ogródek patio - okupował kot, mający tam swoje królestwo z drapakiem, miseczką, kojcem i całą masą kocich zabawek, z których to wszystkich rzeczy - jak to kot - nie korzystał, mimo intensywnych wysiłków Amy, usiłującej go do tego każdorazowo zachęcić. Policjantka mieszkała na parterze starej kamienicy z własnym, zielonym podwórkiem, doglądanym przez głównie przez grono starszych sąsiadów. Własne mieszkanie w Londynie, w cichej, zamożnej i spokojnej dzielnicy, wyremontowane według jej projektu i dobrze zabezpieczone przed niepowołanym wtargnięciem co prawda kosztowała ją małą fortunę, ale nie żałowała ani jednego wydanego funta - dom był jej prywatną samotnią, miejscem odpoczynku i solidną, bezpieczną przystanią w zwichrowanym i pełnym atakujących zewsząd bodźców świecie.
- Chętnie kawy, jeżeli nie robi ci to problemów. - odpowiedział Jayden, spełniając jej polecenia - Dzwoniłem do twojego wydziału, ale powiedzieli, że jeszcze cię nie ma. Byłem w pobliżu, więc postanowiłem sprawdzić, czy wszystko jest ok. Przy okazji przyniosłem oficjalne podziękowania od Wydziału Regulacji.
- Nie obudziłeś, po prostu nie zdążyłam się jeszcze ogarnąć. - Amy zastukała kubkami i słoiczkiem z kawą. Spojrzała na swoje pomazane dłonie i czekając na gwizdek czajnika wsadziła je pod kran - Dziękuję za troskę... - westchnęła, stawiając przed Hardym kawę, a potem donosząc cukierniczkę i sosjerkę z mlekiem - Faktycznie ten "nekrostwór", a właściwie całe to zajście trochę za bardzo mnie wymęczyło. Ale nie tak bardzo jak pisanie raportu do drugiej w nocy po tym wszystkim! - zaśmiała się lekko i usiadła po drugiej stronie stołu ze swoją herbatą - To miłe, że Regulacja docenia pracę policji. Ale naprawdę zrobiłam tylko to co mnie należało... - wyjaśniła, lekko speszona tym “oficjalnym” podziękowaniem.
- Doskonała robota. - ponownie wyraził uznanie mężczyzna - Wiesz, załatwiłem dla twojego partnera naszego wydziałowego ojczulka. Już jest cały, poskładany. To jedna z nielicznych zalet po Fenomenie.
Upił kawy i uśmiechnął się szeroko.
- Myślałem, że na Tower Bridge robią najlepszą kawę w Londynie, ale jednak się myliłem. A propos. Może chcesz wyskoczyć i zjeść śniadanie na mieście? Znam lokal z wyśmienitymi naleśnikami. Podają je na tyle sposobów, że każdy znajdzie coś dla siebie. Pogadamy spokojnie o naszych sprawach. Może sobie coś wzajemnie podpowiemy, nawet poza procedurami, oczywiście bez zdradzania poufnych danych. Co ty na to?
No tak. Prędzej czy później *znowu* Biuro musiało wyciągnąć po nią swoje ręce. Kilka takich prób było już wcześniej - MI5, MR... Oczywiście żadnych jawnych czy oficjalnych propozycji - tylko badanie gruntu, delikatne kuszenie, piękne obietnice. Nikt z talentem nie mógł liczyć, że przejdzie niezauważony pod nosem agencyjnych rekruterów. Sęk w tym, że Amy naprawdę lubiła być policjantką - i nie chciała zmieniać pracy. Teraz jednak, kiedy w grę wchodziły paranormalne siły, z którymi dotychczasowe instytucje sobie najzwyczajniej nie radziły, kobieta miała ciężki zgryz z przemyśleniami na temat sensu swojej pracy. Chciała pomagać ludziom - dlatego została funkcjonariuszką. Ale czy słabnący cały czas Met dawał jeszcze szansę na efektywne działanie?
- O... okej. - Amy dopiła herbatę szybkim łykiem i wstała, może nieco zbyt gwałtownie, z krzesła. - Poczekasz chwilę? Muszę się przebrać... i w ogóle. - zrobiła niekreślony ruch ręką. - Daj mi piętnaście minutek. Śnieżka dotrzyma Ci towarzystwa. - wskazała na puchatego, białego kota, który z ciekawością zajrzał do kuchni. Sama zaś złapała garść ubrań i zniknęła w łazience. Piętnaście minut trwało może nieco dłużej, niż powinno, ale Amy w końcu zjawiła się odświeżona, pachnąca i ubrana w miarę "wyjściowo".
- Możemy iść. - zakomunikowała, sięgając po palto i wciągając trampki. Miała chwilę zawahania, ale koniec końców zabrała ze sobą też legitymację służbową... i broń. Oficjalnie nie była przecież na urlopie, a policjantem jest się zawsze - nawet na czymś, co coraz bardziej zaczynało przypominać spontaniczną randkę.
Jayden cierpliwie poczekał, aż policjantka się przygotuje i kurtuazyjnie przepuścił ją w drzwiach. Spiesząca się Amy dopiero na ulicy miała lekki atak paniki - no bo jak dostaną się do tej knajpki? Publicznym transportem? Nie...? W takim razie trzeba by zaproponować Hardy'emu podwózkę na miejsce, a wizja bycia mocno obejmowaną przez nie-do-końca znanego jej faceta na małym skuterku, którym zwykle się przemieszczała poza pracą, niezbyt się Amy uśmiechała. Na szczęście sam agent wybawił ją z kłopotu, mówiąc, że sam przyjechał autem. Tu czekała policjantkę niespodzianka - spodziewała się czarnej limuzyny z przyciemnianymi szybami, a pojazdem BORBL'a okazał się... mały, jaskrawo czerwony mini morris w sportowej wersji. Pozytywne zaskoczenie, nie ma co. Amy nawet zażartowała - wspominając swój skromny środek lokomocji - na temat tego, że "prawdziwi twardziele" nie muszą niczego udowodniać i mogą jeździć tak małymi autami, jak im się żywnie podoba. ~*~
Naleśnikarnia, do której zaprosił ją Hardy, była niewielką knajpką, wciśniętą między jakiś nowoczesny pub a sklep z ubraniami. Wnętrze wyglądało jak babciny salon - mnóstwo bibelotów, solidne meble, noszące solidny odcisk czasu, dywany, makatki, nakręcany zegar... Nie było jednak w tym cienia sztuczności czy stylizacji; choć Amy nie przepadała za zbytnim natłokiem rzeczy wokół siebie, zapadając się w wygodny fotel poczuła się jak na miłym spotkaniu w bliskim, rodzinnym gronie. Nawet młoda, pulchna dziewczyna, która przyjmowała zamówienie, wyglądała bardziej na córkę właścicieli, niż profesjonalną kelnerkę; cały lokal aż promieniował swoistym "ciepłem" i przytulną atmosferą, odbieraną gdzieś przez nadzwyczajnie wyczuloną empatię Amy na podświadomym poziomie. Zastanowiła się przelotnie, czy agent nie sprowadził jej tu z pełną premedytacją, by lepiej ją "urobić".
Czekając na zamówienie rozmawiali lekko na niezobowiązujące tematy, trochę narzekając na różne niedogodności związane z pracą, zachwycając się pogodą i starannie omijając wszystkie poważniejsze czy kontrowersyjne sprawy. Agent dał się lubić - i Amy poczuła, że podczas tej pogawędki o niczym topnieje w niej ta irracjonalna niechęć dla człowieka, który miał tego pecha, że akurat był ze służb. Póki co, sam Hardy nie dał jej żadnych powodów do niechęci, a tak czy inna odznaka jeszcze o niczym nie świadczyła. Jednak to, że nie jest to li tylko towarzyskie spotkanie, stało się jasne w momencie, kiedy na stół wjechały parujące i apetyczne naleśniki, a między jednym kęsem a drugim mężczyzna wypalił:
- Jak trafiliście na tego nekrofaga? I dlaczego pojechaliście bez wsparcia ?
- W ostatnim czasie udało nam się powiązać ze sobą niektóre zniknięcia dzieci z gorszych dzielnic... - Amy odruchowo sięgnęła po długopis, jakby chciała coś narysować na serwetce. Powstrzymała się jednak, tylko się nim bawiąc. - Dowody wskazywały na działalność jakiejś zorganizowanej grupy, może kultu religijnego. - uniosła brwi - Rashid Makkaz mógł być ich łącznikiem lub członkiem. Wytypowaliśmy go do przesłuchania, jako podejrzanego... - postukała końcówką długopisu w usta. - Artur przygotowywał papiery; to standardowa procedura. Najwidoczniej w aktach nie było adnotacji o stanie w jakim znajdował się Makkaz. Policja polega na informacjach z Wydziału Regulacji... - pokręciła głową, a burza loków uniosła się i opadła, jakby żyła własnym życiem. - Tak więc byliśmy przekonani, ze jedziemy do zwykłego człowieka. Byliśmy przygotowani na opór... ale nie na to, co tam było. - wzdrygnęła się na jeszcze świeże wspomnienie - Wiem, dwójka funkcjonariuszy to zawsze mało. Z drugiej strony, nie mamy możliwości na każdą operację zabierać pełnego oddziału. Po prostu nie starcza na to policjantów.
- Makkaz nie był zarejestrowany. Nie mamy go na wykazie Martwych. Zbadaliśmy trupa; był w dość zaawansowanym stadium nekrofagii. - odpowiedział Hardy. Spojrzał na policjantkę uważnie.
- Wiesz, jak powstaje nekrofag? Zresztą, oszczędzę ci wykładów przy śniadaniu, dobrze? - uśmiechnął się - Jedno jest pewne. W stanie, w jakim się znajdował, nie byłby zdolny do polowania w tak przemyślany sposób. W zaufaniu powiem ci, że Rashid Makkaz musiał mieć wspólników. Sektę śmierci. Też tak sądzimy. Poddałem moim przełożonym pomysł zorganizowania zespołu śledczego w tej sprawie. Zespołu złożonego z policji i pracowników BORBL. Gdyby pomysł chwycił, chciałem zaproponować twoją kandydaturę na szefową tego zespołu. Wczoraj pozyskałem twoje akta personalne. Doskonale sobie radzisz z takimi zadaniami. Co ty na to?
Przynajmniej dała się kupić na własnych warunkach... Tak podpowiedziała jej ta bardziej zgryźliwa i cyniczna część jej umysłu, ale zaraz została zakrzyczana przez tą dominującą, optymistyczną. W końcu taki zespół dawał duże szanse na rozkręcenie naprawdę dużego śledztwa pod auspicjami policji - i być może częściowe nieuzależnienie się od łaski i nie łaski Wydziału Regulacji w sprawie dostępu do materiałów. W archiwach Metu zalegały kilometry akt, które odłożono na półkę z powodu niedostatecznego zbadania ich nadnaturalnego wątku... Gdyby ta forma współpracy z BORBL się sprawdziła, można było pomarzyć o stworzeniu takiego zespołu na stałe i rozwiązaniu większej ilości niedokończonych "paranormalnych" spraw.
- To duża odpowiedzialność - Amy namyśliła się chwilę - Ale jeśli pojawi się to jako oficjalna propozycja, to podejmę się tego. Nie odpuszczę im dzieci... i Artura. Ale... - uniosła długopis - Jestem tylko policyjnym śledczym. Łączę kropki. Nie mam pojęcia o większości tego nadnaturalnego sy... zamieszania, więc na pewno na początku będę zadawać mnóstwo głupich pytań. - zaśmiała się lekko, żeby ukryć ekscytację i uniosła kubek z niedopitym sokiem - Cóż, to pozostaje wypić za owocną współpracę obu wydziałów!
Jayden uśmiechnął się ponownie.
- Za sojusze, które pomogą nam z tym nadnaturalnym syfem - oddał salut - Jak tylko dowiem się, czy pomysł chwycił, dam ci znać.
Kubki stuknęły o siebie z delikatnym dźwiękiem i stało się to, co miało się stać. Amy Sarah Little, policjantka z Wydziału Śledczego Metropolitan Police, uległa w końcu podszeptom i zrobiła właśnie pierwszy krok w kierunku opuszczenia tonącej łodzi, jaką coraz bardziej przypominała jej obecna praca. ~*~
Po spóźnionym śniadaniu Jayden odwiózł ją do pracy, gdzie trafiła akurat na małe przyjęcie, zorganizowane poniekąd na jej cześć - i na powrót Artura. Parrot był cały i zdrowy; agent dotrzymał obietnicy i faktycznie policjantem zajęli się uzdrowiciele WR'u. Były ciasteczka z czekoladą, wyciągnięta skądś flaszka dobrej whisky, gratulacje i uściski. Amy trzymała się dzielnie, choć ilość empatycznych przebłysków była przytłaczająca. Wszystkie jednak niosły same pozytywne emocje, więc mimo tego, że skończyła z lekką migreną, czuła się jakby wzięła długą, gorącą kąpiel z dużą ilością uprzyjemniających życie pachnidełek. Resztę dnia w pracy spędziła na porządkowaniu papierów i inne drobne prace związane z kończeniem śledzwa, które przechodziło - już oficjalnie - do BORBL'u. Napisała też krótką notatkę służbową do szefa, opisująca spotkanie z agentem i jego propozycję - nie chciała narażać się potem na zarzut nielojalności czy podejrzenie, że kombinuje coś dla siebie za plecami wydziału.
Urwała się z pracy, kiedy było jeszcze jasno i zrobiła sobie długi spacer do domu, rozkoszując się ciepłem słońca i znakami budzącego się wszędzie życia. Myśli Amy płynęły leniwie, ale wciąż zahaczały o nocne rysunki - więc zanim dotarła do swojej dzielnicy, wiedziała, co będzie robić przed snem.
Kiedy już zrobiła wszystko, co było do zrobienia w mieszkaniu, rozłożyła przed sobą swój "zestaw do rytuału", jak żartobliwie nazywała go w myślach. Składały się na niego proste przedmioty biurowe - pinezki, niteczki, karteczki samoprzylepne i całe multum mazaków - oraz kilka kartonowych pudełek wypełnionych starannie wyciętymi z różnych źródeł materiałami. Amy spojrzała na pustą tablicę, potem przeniosła wzrok na równo ułożone przybory, a kiedy stwierdziła, że jest gotowa, wzięła do ręki pierwszy z brzegu rysunek, popatrzyła na niego intensywnie i przyczepiła go na tablicy. Tak samo zrobiła z kolejnym, kolejnym i kolejnym. Pozwoliła umysłowi błądzić, nie starając się zbytnio *świadomie* myśleć, nie skupiając się na niczym konkretnym. Palce wybierały kolejne elementy układanki, znajdowały dla nich miejsce, powiązania, kolory, kierowane falą płynących przez Amy myśli, uczuć i wspomnień. To było coś bliższego tworzeniu sztuki, niż chłodnej analizie - kobieta szukała w tych okruchach harmonii, a nie logiki. Pracowała długo; kiedy poczuła, że weną powoli ją opuszcza, otrząsnęła się z tego swoistego transu i spojrzała na swoje dzieło krytycznym okiem. Chaotyczna plątanina obrazków, karteczek, wycinków z gazeta i nitek nic jej nie mówiła... jeszcze. To był dopiero początek, szkic, który należało wypełnić jeszcze treścią, nadać mu formę i sens. Amy uśmiechnęła się do siebie; była przyjemnie zmęczona i zadowolona z całego dnia. Na rozgryzanie kolejnych elementów sennej łamigłówki będzie jeszcze czas: trzeba mieć tylko otwarte wszystkie zmysły na nowe informacje i doznania. Czasem miała wrażenie, że jest swoistym "magnesem" - i jeśli wystarczająco mocno się skupi na jakiejś sprawie, rzeczywistość "zagina" się wokół niej, podając jej rozwiązania. A może to ona po prostu stawała się bardziej wyczulona na jakiś jej aspekt?
Wzięła jeszcze do łóżka kilka z przyniesionych rano gazet i niedopitą butelkę wina. Kiedy w końcu zasnęła z kotem czuwających w nogach, poczuła jak całe zło związane z Makkazem odpływa w dal i znika w otulającym ją cieple i szczęściu.
__________________ "Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014 Nieobecna 28.04 - 01.05!
Ostatnio edytowane przez Autumm : 14-12-2014 o 13:46.
|