Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2014, 17:37   #10
Ereb
 
Ereb's Avatar
 
Reputacja: 1 Ereb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodzeEreb jest na bardzo dobrej drodze
Rozmowa w zaułku
Starszy mężczyzna był wyraźnie niezadowolony, że przybysze traktują go w sposób może i grzeczny, ale wyraźnie lekceważący. Jedynie sha’ir z siedząca mu na ramieniu Latifyą wzbudził jego szacunek i uznanie. Na resztę zaczął patrzeć z rosnąca niechęcią. Na pytanie o miejsce, gdzie można spotkać mędrców i uczonych, staruszek poradził:
- Aby wysłuchać uczonej mowy i referatów wielkich mędrców, jakich w Muluk nie brakuje udaj się panie do meczetów Przodków. Najlepiej zaraz po południowej modlitwie. Wtedy to wielu uczonych wychodzi na plac przed meczet i wygłasza pouczające pogadanki dla zebranych tam ludzi. Szczerze mówiąc nie ma, co jednak liczyć na prywatną rozmowę, gdyż tłum tam zawsze kłębi się wręcz nie przebrany. Plac, to ważne miejsce pielgrzymek. To święte miejsce, które uświęcili nasi starożytni władcy. Wielu pobożnych ludzi udaje się tam po pokrzepienie, inspirację i błogosławieństwo. Jeżeli więc twoim pragnieniem jest prywatna rozmowa z jakimś mędrcem, to radzę wstąpić do meczetu Tysiąca Fontann. Wieczorami na tyłach sali modlitewnej spotykają się najtęższe umysły Muluk i debatują przy sziszy do późnej nocy o sprawach ważkich i filozoficznych. Kłopot jednak w tym, że bez protekcji lub znajomości nie da się tam wejść od tak po prostu. Masz jednak panie szczęście, gdyż mój kuzyn pełni zaszczytną funkcję świątynnego strażnika i za drobną opłatą mógłby ci panie wystarać się o możliwość wejścia na takie spotkanie.
Gdy padły pytania o tajne zebranie kupców, starzec, który nadal nie był łaskaw się przedstawić machnął ręką i powiedział:
- Szczerze mówiąc, to szkoda czasu na takie czcze pogaduszki. Tymi oszustami powinna się zająć miejska milicja, a nie kupcy. Powiem wam w sekrecie, że mój syn słyszał, że te kradzieże to spisek. Ponoć macza w tym palce zarówno Jednooki Abdul, kapitan milicji, jak i i wielce czcigodna rodzina al-Zaharjia. Nie mówcie jednak tego głośno, bo za takie pomówienie rychło można trafić w ręce kata. Lepiej nie rozpowiadać wszędzie, co się wie - przy tych słowa staruszek położył wymownie palec na ustach.

Obawy Kumalu
W czasie rozmowy, milczący, czarnoskóry Kumalu spostrzegł coś co go zaniepokoiło. Kilkanaście metrów od miejsca, gdzie stała grupa i starzec mameluk zauważył czyjś cień. Niespiesznie ruszył w tamtym kierunku, aby sprawdzić kto też się im przygląda i przysłuchuje. Nie chciał wszczynać jeszcze alarmu i robić niepotrzebny rwetes, więc nie rzucił się na podglądacza.Gdy Kumalu dotarł do zaułka w którym ukrywał się podglądacz nikogo juz tam nie było. Wojownik zdążył jeszcze tylko dostrzec, jak zamykają się drzwi jednego z domów.
Dom nie wyróżniał się niczym spośród reszty, więc trudno było orzec kim mógł byc szpieg. Tym bardziej, że drzwi mogły prowadzić także tylo na wspólne podwórze, co utrudniałoby poszukiwania podglądacza.
Sytuacja ta jednak uzmysłowiła mamelukowi, że muszą być ostrożni i czujni. Ich dość ekscentryczna grupa na pewno przykuwała uwagę. I choć nie mieli tutaj wrogów, to z samej ciekawości okoliczni rzezimieszkowie mogli się im uważnie przyglądać.

Rozmowa ze starcem zakończyła się krótkim pożegnaniem i grupa udała się do “Czarnego Lwa” Jedynie Malik wraz Latifyą ruszyła z mężczyzną do sklepu jego syna, aby kupić jakiś zwiewny ciuszek dla swojej dżiniji.


Kram al-Hamida
Gdy tylko Malik znalazł się w niewielkim sklepie syna al-Hamida, bo takie nazwisko nosił starzec, który ich spotkał, niemal natychmiast przeklął swoją niefrasobliwość, pośpiech i nadgorliwość.
Sklep był co prawda niewielki, ale mógł poszczycić się szerokim asortymentem. Ilość kolorów i wzorów tkanin dla przyzwyczajonego do ascetyzmu maga.
Za to Latifya była niemal wniebowzięta. Co prawda tylko przez kilka chwil, ale zawsze. Po pierwszym zachwycie dżiniji.zaczęła narzekać na jakoś tkanin, ubogie i przewidywalne wzory oraz sposób wykończenia. Malik nie przywykły do tego typu sytuacji musiał wysłuchiwać zarówno narzekań swego dżina, jaki słów zachwytu płynących z ust Masuda, syna starca i właściciela kramu.
Negocjacje i przymiarki były długie i męczące dla Malika, gdyż wiedział, że zakup jakikolwiek nie będzie pochłonie znaczną część jego skromnych funduszy, a i tak dżiniji.nie będzie do końca zadowolona.

Koniec końców transakcja została zakończona po ponad godzinie. Latifya otrzymała zwiewny szal oraz kilka kolorowych chusteczek z delikatnego materiału, udającego jedwab. Na niebie pojawiły się już pierwsze gwiazdy, gdy Malik opuszczał kram al-Hamida.
Świadomość, że samotnie będzie musiał dotrzeć do “Czarnego Lwa” troszkę go przerażała. Idąc opustoszałymi ulicami Muluk, początkujący sha’ir przypomniał sobie słowa mameluka stojącego na bramie. Opowiadał on o licznych bandach grasujących po nocy i niebezpiecznych zaułkach miasta.
- Widzę, że strach cię obleciał panie - zadrwiła Latifya, gdy mag ostrożnie wychylał się za róg, aby sprawdzić, czy nikt za nim nie idzie.
- Nie ma się co bać. Jesteśmy w całkiem bezpiecznej dzielnicy. Poza tym niedaleko jest stąd posterunek milicji, więc jakby coś to wystarczy głośno krzyczeć i na pewno przyjdzie pomoc. A tak swoją drogą, to bardzo ciekawy człowiek z tego Masuda. Sklep ma na uboczu, niby handluje tkaninami, ale ich jakość oględnie można nazwać marnotą. A w zakamarkach jego sklepu zauważyłam kilka interesujących rzeczy. Widziałam stary arras z wyszytymi magicznymi symbolami, widziałam miedzianą lampę, która porastała kurzem, ale była wytarta w jednym miejscu, a także kilka fiolek z dziwnymi substancjami. Coś mi się zdaje, że nasz przyjaciel Masud i jego ojczulek albo dorabiają coś na boku, albo sami nie wiedzą co kryje się w zakamarkach ich kramu. Warto byłoby się dowiedzieć coś więcej o tym Masudzie al-Hadim. - podsumowała

Noc w “Czarnym Lwie”
Gdy Malik dobijał targu w kramie al-Hamida reszta drużyny właśnie zbliżała się do seraju, który polecił im strażnik na bramie. Już z daleka słychać było gwar i hałas typowy dla tego typu miejsc.
Wejście do seraju znajdowało się w głębi jasno oświetlonych podcieni wysokiego budynku. Między kolumnami ustawiono niskie stoliki i wygodne pufy. Na stołach stały tacę z owocami oraz pachnącym aromatycznie mięsem, a wokół unosił się tytoniowy dym Przy stolikach siedzieli głównie mężczyźni, którzy jak wskazywały ich tatuaże należeli do mameluków, którzy skończyli służbę.

Gdy drużyna zbliżała się do wejścia, nagle niczym z podziemi wyrósł przed nimi wychodzony żebrak w potarganym ubrani. Jego włosy przypominały zmierzwioną sierść starego wielbłąda, a jego oczy płonęły szaleńczym blaskiem.
Mężczyzna zaczął tańczyć w podskokach przez stojącymi na czele grupy Kamulu i Janosem. Choć tak naprawdę trudno było to w pełni uznać za taniec. Bardziej adekwatnym określeniem byłyby szaleńcze podrygi. Obaj mężczyźni chcieli ominął żebraka i iść dalej. Ten jednak rzucił się ku nim, niczym jakieś dzikie zwierze. Z jego ust popłynęła gęsta, biała piana, a oczy wywróciły się do góry białkami.
Oszalały mężczyzna upadł tuż przed Yatem i zaczął bełkotać coś w jakimś dziwnym języku. Z ust ciągle płynęła mu piana, a jego ciałem co i rusz targał gwałtowny dreszcz. Żebrak uczepił się nogi mistyka i ciągle coś mówił w bełkotliwym język. Całe wydarzenie sprawiło, że wszyscy obecni w podcieniach goście seraju zwrócili swoją uwagę w stronę stojącej pośrodku drużyny i telepiącego się na ziemi żebraka.
- Co tak stoicie? - krzyknął ktoś z głębi - Pomóżcie mu.
Nikt jednak nie miał odwagi zbliżyć się do szaleńca. Jego chorobliwe podrygi trwały jeszcze kilka chwil. Po czym żebrak wyczerpany zaległ niczym nieżywy u stóp mistyka.
Wychudzony mężczyzna spojrzał już w pełni świadomym wzrokiem na stojącą nad nim grupę i powiedział spokojnym już głosem:
- Raczcie wybaczyć mnie lichej wszy o wielcy i czcigodni państwo. Choroba dręczy me ciało i tracę nad nim kontrolę. Niech wasze oblicza nie oburzają się na mnie i nie karzcie mnie, Proszę.
W tym momencie, dwóch rosłych mameluków pilnujących porządku w seraju odciągnęło żebraka na bok i gestem dłoni, nakazali drużynie przejście dalej.

Wewnątrz seraju panowała niczym nie zmącona radosna atmosfera. Widać było, że miejsce to tętni życiem i wszyscy dobrze się tutaj czują. Większość stolików była zajęta, ale w kącie znalazł się niewielki, pusty stoli przy którym drużyna zajęła miejsce.
Minęło zaledwie kilka chwil, gdy przy stoliku pojawił się wygolony na łyso krasnolud o gęstej czarnej niczym smoła brodzie. Jego oczy mieniły się błękitnym blaskiem.
- Salam! Witam w moich skromnych progach. Amani al-Atallah do usług, możecie mi jednak mówić Ani. W czym mogę pomóc?
Drużyna poprosiła o jakiś pokój oraz kolację. Jak się okazało w “Czarnym Lwie” serwowano nie tylko wyśmienite mięsne potrawy z baraniny i wołowiny, nie tylko zestawy owoców i ryb, ale także, co było rzadkością kumys i słodką i niezwykle wonną małmazje.

Wieczerza minęła spokojnie, a mniej więcej w połowie jej trwania pojawił się Malik wraz ze swoim dżinem. Dołączyli oni do reszty drużyny i podzielili się wrażeniami z wizyty w kramie al-Hamida.
Po długiej podróży wszyscy byli zmożeni, więc zaraz po posiłku udali się na spoczynek.

Poranek i spotkanie z bin Nassurem
Gdy tylko pierwsze promienie słońca rozświetliły ziemię wśród murów i uliczek miasta dało się słyszeć głos muezzina, który wzywał wszystkich bogobojnych i oświeconych ludzi na poranna modlitwę.
Drużyna nieprzyzwyczajona do tego typu hałasów z samego rana, przebudziła się w nie najlepszych humorach. O dalszym śnie nie było mowy, gdyż piejący śpiewak nie dawał na to najmniejszych szans.
Zatem z konieczności drużyna zeszła do wspólnej sali na śniadanie, które jak poinformował Ani było wliczone w cenę noclegu.

Po porannych ablucjach i posiłku wszyscy ruszyli z powrotem do sklepu bin Nasura. O tak wczesnej porze musiał on się już znajdować w swoim sklepie.
I tak też właśnie było. Zarówno on jaki i jego dwóch pomocników uwijało się w pocie czoła, aby wystawić towar przed sklep i przygotować wystawę. Widząc grupę potencjalnych klientów, niewysoki Hassan bin Nassur ukłonił się nisko i powiedział:
- Pokój z wami drodzy państwo. Proszę o chwilkę cierpliwości, zaraz wszystko będzie gotowe.
Po czym pacnął otwartą dłonią jednego z pomocników i krzyknął mu do ucha:
- Ruszaj się gagatku. Nie widzisz, że klienci czekają.
Jednak, gdy bin Nassur usłyszał, że grupa przybyły z polecenia szejka al-Makhariegiego kupiec zmienił zupełnie podejście.
Zaprosił cała drużynę na zaplecze i tam spokojnym i zaniepokojonym głosem:
- A czy coś się stało memu przyjacielowi? Mam nadzieję, że los mu sprzyjał i cieszy się pełnym zdrowiem i pogodą ducha.
Odpowiedź jaką usłyszał bin Nassur zasmuciła go niepomiernie. Niemal widać było, jak w jego oczach pojawiły się łzy.
- Wybaczcie mi wzruszenie, ale Abdul jest moim serdecznym przyjacielem i każda krzywda i nieszczęście, które go spotyka rani mnie równie mocno. Będę się za niego modlił, aby Dżisan obdarzyła go swoją pomyślnością, a Przeznaczenie kształtowało prosto jego ścieżki.
W tym momencie do kantorka na tyłach sklepu wszedł jeden z pomocników i powiedział:
- Panie, przybył Faruk. Mówi, że ma ważne wieści, które nie mogą czekać.
- Przekaż mu, że już do niego idę. - a do drużyny zwrócił się słowami - Wybaczcie moi mili goście, ale obowiązki wzywają. W tej chwili nie mogę wam poświęcić tyle czasu ile trzeba i nie mogę was ugościć jak należy. Proszę zatem, abyście przyjęli moje zaproszenie na obiad. W czasie posiłku opowiecie mi dokładnie słychać u mego przyjaciela i przekażecie mi wieści od niego. Spotkajmy się w południe w seraju “Słodycz Araju” To niedaleko Targu, na ulicy Szafirowej. Na pewno znajdziecie bez trudu. Powiedźcie przy wejściu, że jesteście moim gośćmi, a zaprowadzą was do prywatnych komnat. Teraz niestety muszę was opuścić. Do zobaczenia.

Drużyna musiała więc opuścić bin Nassura i poczekać z przekazaniem przesyłki do południa.
 
__________________
"Kupię 0,7, to leczenie paliatywne i pójdę spać, bo w końcu sam sobie zbrzydnę" AJKS
Ereb jest offline