Wątek: Tacy jak ty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2007, 21:35   #544
Blacker
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Legion był w czystym szale. Wiedział, że nekromanta będzie silnym przeciwnikiem i nie pomylił się. Ostrza płonęły, ale gorętsza od nich była jego furia. Pomarańczowe oczy jednak nie pokazywały furii, tylko stalową determinację. Miał dość Ritha, a nie wiedział, czemu ci zadufani w sobie głupcy mu służą. Jeśli udałoby mu się zlikwidować maga, to jedynym zagrożeniem tak naprawdę byłby kot. Ale cóż - nekromanta, nie wiadomo czemu nie przejawiał zbytniej chęci bycia zlikwidowanym.

Legion wiedział, że jeśli da mu wystarczająco dużo czasu, ten wykorzysta swoją magię, a to byłoby groźne. Przewagę mogłyby dać mu szybkość i siła, gdyby dotarł do niego, zanim ten miotnie w niego czymś nieprzyjemnym.

Przeliczył się jednak, gdyż uderzyła w niego fala magicznej energii. Co to było za zaklęcie nie wiedział, wiedział jednak, że było wyjątkowo bolesne. Po uderzeniu w ścianę zerwał się na nogi, jednak jego ruchy były wyjątkowo powolne. Poczół, że cosik się w nim urwało

Optymistycznie zakładając, miał złamane minimum cztery żebra. Psymistycznie, jego wnętrzności smieniły się w papkę. Po tym, co czół raczej skłaniał się ku wariantowi pesymistycznemu. Z lewej ręki smętnei sterczała mu kość. No tak, otwarte złamanie. Nekromanta, którego imienia nie zapamiętał mamrotał kolejny czar. Niepotrzebnie zresztą. Legion sam ciężko usiadł przy ścianie. Jeden miecz leżał gdzieś daleko, drugi był w zasięgu ręki, jednak zamiast huczeć ogniem pełzały po nim niewielkie płomyki. I w nim płomień już gasł. Serce z trudem wybijało smętny rytm. Mag tego nie wiedział, ale odezwały się w nim stare rany, marnie zasklepione przez byle jakiego uzdrowiciela. Chyba źle zszyty żołądek się otworzył. Jemu to było jednak obojętne. Prawą ręką ujął ostrze, próbował wstać opierając się na nim, jednak całkowicie na próżno. Było mu zimno w nogi, czół że zaraz mu pęknie pęcheż. A to była chyba ostatnia rzecz, która jeszcze nie pękła, została złamana, skruszona bądź zmiażdżona. Mógł załatwić potrzebę przed walką. Teraz to już nie miało znaczenia. Ręką uniusł po raz ostatni miecz lekko nad ziemię, po czym oparł do o ścianę i wpatrzył się w nekromantę.

Pomarańczowy blask w jego oczach skłębił się, zamigotał i znikł. Oczy stały się szare. Znowu

Znowu był wolny

Uśmiechnął się do świata, do siebie i do maga. Z kącika ust płynęła mu stużka krwi. Nie czół już żadnego bólu.

A szkoda. To właśnie ból świadczy o naszym człowieczeństwie. A jemu, w tym momencie nie dane było poczuć człowieczeństwa
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline