Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2014, 19:01   #29
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Siedzenie w ciszy i oczekiwanie na dalsze rozkazy wykorzystywała w sposób znany u typowy dla siebie: łamaniem lodu i rozładowywaniem napięcia. Poza dolewaniem, czy robieniem na nowo kawy, podrzucała batoniki, czy wedle preferencji inne słodkości. Sama też siedziała z gorącą czekoladą czy kakao. Choć “opiekowała” się wszystkimi to sama szybko wracała zaszyć się w swoim kąciku. Głowę miała zajętą zupełnie czym innym. Bała się, że zostanie to zauważone, że ktoś zapyta. Unikała wszystkich z dużym i sympatycznym uśmiechem. Ciekawym było, czy ktoś to zauważył? Najbliżej było Isaacowi, widział, co się z nią działo. Nic też nawet nie powiedział. Ani razu też nie popatrzył się krzywo. Choć patrzył się, ale czy widział?

* * *

Zajście kosmicznej walki obserwowała z zaciekawieniem. To, że nie musiała się tym zajmować nie znaczyło, że się tym nie przejmowała. Jej osoba w sprawach obsługi okrętu nie miała znaczenia, więc obserwowanie było u niej wyćwiczone. To właśnie z niego wyciągała wnioski. Na ich podstawie pilnowała zachowań, reakcji, czy decyzji. Była lampką ostrzegawczą, gdy coś było nie tak. Tego, co się działo nie oceniała, wciąż analizowała. Tak też bez żadnego słowa przyjęła rozkazy i dwanaście godzin wolnego czasu. W prawdzie jedenaście i pół godziny, nie licząc rozmowy z Fridą, która zawsze nie była dłuższa niż dwadzieścia minut. Wiedziała, że ta sesja będzie trudniejsza. Jednak opłaci się. Wiedziała, że w tym spotkaniu wypracuje coś ważnego. Wiedziała też, że po spotkaniu wypracuje coś, co siedziało w jej głowie od dłuższego czasu.

* * *

W końcu wróciła. Była u siebie, w swoim nowym domu. Samotna, bez nikogo ani niczego, co mogłoby przeszkodzić. Dryf, któremu mogła się poddać nie dawał jej spokoju. Nie był pokusą. Nie był też rządzą. Był czymś innym. Czymś, czego nie mogła określić a czemu musiała się podporządkować. Czymś, nad czym się nie próbowała zastanawiać, będąc pod wpływem znacznie silniejszym od niej. Była ćmą lecącą do światła. Nie obchodziła jej droga, sens, czy wynik. Ciągnęło ją do uczestnictwa w płynięciu razem z nurtem.

Budzik brutalnie zerwał ją z letargu. Leżała zwinięta w kłębek. Na całym ciele miała gęsią skórkę. Przypadkowy dotyk jednego miejsca reagował promieniującym dreszczem po całej jego okolicy. Nie miała pojęcia jak długo nie kontaktowała. Poczucie czasu urwało się jej bardzo szybko. Podniosła się z trudem, nie miała siły w mięśniach. Ciało było jak z waty. Oczywiście promieniowało z każdym ruchem. Musiała wracać do reszty, zegarek bezlitośnie wskazywał brak czasu… Zbyt duży brak czasu. Była prawie spóźniona. Musiał wyć i wyć a wcale go nie usłyszała. Wycie wcale jej nie obudziło, obudziła się sama. Ciekawe...

* * *

Na swojej zmianie lekko kołysało ją, wyglądała na pijaną, ale nie było czuć żadnego alkoholu. Serdeczny uśmiech i przymrużone oczy wskazywały zatem bardziej na zaspanie. Zdarza się i tak, że obudzenie nie w tej fazie snu dewastuje człowieka. Pytanie na jak długo?

Chwile przez blackoutem Ineth wyskoczyła ze swojego miejsca. Oczy wielkie jak księżyce nabrzmiały na twarzy zastygniętej w niemym krzyku. Upuściła trzymany kubek, który z brzdęknięciem uderzył w podłogę rozlewając swoją zawartość. Wyczuła to, ale zbyt późno by jakkolwiek zareagować. W chwili impulsu jęknęła cicho a przed jej oczami zrobiło się czarno. Nogi zmiękły a ręce poszybowały do brzucha i na oślep do czegokolwiek, co można było złapać by się nie przewrócić. Błogostan rozlał się po całym ciele, które bez grawitacji poleciało bezwładnie w górę. Przyjemność połączona z przepływającym szczęściem zwijała ją w konwulsjach. Rzeczywistość się urwała.

Wróciła, gdy leżała już na podłodze. Słodycz, którą wciąż pulsacyjne odczuwała spowodowała ból na całym ciele. Był zarazem wszystkim, czego chciała i tym, co chciała uniknąć. Drżała jeszcze przez kilkanaście sekund dochodząc do siebie. O dziwo doświadczyła tego, co pragnęła. W końcu zwinięta w kłębek umiejscowiła się w czasie i miejscu. Mimo, że rozum mówił zupełnie co innego to w myślach słyszała tylko “jeszcze raz”. To, co robiła dalej było automatyczną reakcją. Wyuczeniem, co powinno się robić w takiej chwili niż świadomym wyborem.

“To nie był EMP Morgan… Impuls… Ale nie EMP.” odbiło się w jej głowie. W sumie sam by się o tym przekonał na własnym zegarku… Jeśli miałby odrobinę wyczucia i klasy, by w ogóle nosić zegarki, bądź przynajmniej zauważać potrzebę tego atrybutu w stroju. Milczała, zachowując nie tylko zewnętrzną ciszę ale również wewnętrzną. Stała wpatrując się w odczyty i raporty. Choć tak na prawdę nie wzrok ani słuch nadstawiała, ale swoje przeczucie. W końcu przeszedł moment na jej reakcję.

- NIE - zarządziła kategorycznie na stwierdzenie Tonego. Była to reakcja niecodzienna. Nikt bowiem wcześniej nie słyszał takiego tonu z ust esperki. Zwracało to uwagę. Twarz wyrażała zupełnie co innego, niż zwykle. Jedynie Isaac widział ten wyraz wcześniej. Skupiona, śmiertelnie poważna, przejęta rzeczami, o których reszta nawet nie miała szans się przejąć.

- ...Nie… - powtórzyła już o wiele łagodniej, pozbywając się lodowatej miny na rzecz niezwykłego przejęcia i powagi sytuacji - Potrzebujemy sprawnego Thundera. Sprawdź go i podtrzymuj jego gotowość. Scorpion też jest ważny.

- Frida, zablokuj i wyłącz zasilanie grodzi pasa startowego Thundera. Tonemu zajmie trochę dobiegnięcie do niego.

- Schao, dobierz najszybszy pocisk jako wabik na zbliżające się jednostki. Czekaj na mój znak.

- Morgan, systemy maskujące. Na teraz, nie na “za chwilę”.

- Wasza trójka zostaje na mostku. Musicie jak najszybciej postawić maskowanie na nogi i przygotować ALOJOSA do uniku na pełnej prędkości. Jesteśmy w skafandrach. Możecie użyć wszystkich zasobów jeśli będzie taka potrzeba. Informujcie mnie o wszystkim.

Na krótką chwilę obróciła się do swojego panelu dotykając go parę razy. Oczom ukazały się logi dostępu do maszynowni, ustawione wcześniej przez inżyniera. Zastygła na jedną myśl po czym kontynuowała.

- Mr. Jones, maszynownia - wypowiedziała wpatrując się na zwiadowcę. Nie powiedziała nic więcej. Żadnych uwag, ograniczeń działań, czy zastrzeżeń. Nic.

- Isaac, nie mogę puścić go samego, idź z nim - dodała z dziwnym i obróconym podejściem do sprawy. Przecież w maszynowni to technik miał grać pierwsze skrzypce i ewentualnie mieć osobę do pomocy… Czemu zrobiła to na odwrót? - Weź narzędzia.

- Ja… Ja zajmę się kajutą kapitana… - dopowiedziała sama sobie upewniając się, że wszyscy są oddelegowani według jej obrazu sytuacji.

Z mostku zeszła ostatnia, opuszczając jeszcze za sobą wewnętrzną dźwignie manualnego otwierania śluzy. Następnie wyłączoną automatykę zamknęła energicznymi obrotami z zewnątrz. Nie miała narzędzi, żeby wyjąć kręcony kołowrotek, ale przynajmniej opóźni wejście do środka. Miała już prostą drogę do swojego celu. Kapitan wcale nie miał problemu z obudzeniem się. Ciężko się obudzić, skoro się nie śpi. Kapitan nie spał. Nie był nawet w swojej kajucie. Wiedziała o tym i miała szanse to wykorzystać. Musiała to wykorzystać w takich okolicznościach.
 
Proxy jest offline