Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2014, 19:58   #31
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
W życiu każdego żołnierza przychodził moment, w którym wykonanie rozkazu kłóciło się nie tylko z własnym zdaniem ale i wewnętrznym systemem wartości podrzędnego, biednego trepa, który to stawał przed wyborem podobnym do tego jak między kiłą a rzeżączką. Frida najchętniej nie zbliżałaby się do podejrzanego przedstawienia, za bardzo trąciło jej pułapką i z jakiego kąta by nie spojrzała, ciągle coś nie pasowało. Przeczucie powoli zmieniało się w mdlącą pewność, że coś nie gra...tylko co konkretnie? Tego nawigator nie była w stanie jednoznacznie powiedzieć. Mechanicznie wykonywała rozkazy Tactora, zgrzytając zębami w całkowitej ciszy. Olała resztę załogi z Rossem na czele, wycinając ich skutecznie ze swojego krajobrazu. Pozostał tylko trójkąt: rozkazy kapitana, mechanika AJOLOSA i ona, zatopiona w zbyt dużym fotelu, niczym dziecko, które usiadło omyłkowo na miejscu dla dorosłych. Cudowną ucieczkę statku handlowego skwitowała niezadowolonym pomrukiem. Dlaczego wiedziała, że tak to się właśnie skończy?
Z utęsknieniem wyczekiwała zmiany warty, a gdy ta nadeszła, bez słowa zdała swoje stanowisko Tactorowi i ruszyła wgłąb statku.

Od początku kariery w wojsku, Frida nie narzekała na nadmiar wolnego czasu, ba! Były momenty w których z utęsknieniem wyczekiwała chwili tylko dla siebie, pozwalającej uspokoić nerwy i złapać głębszy oddech...wyciszyć się, by w nadchodzących godzinach nie złapać za pierwsze z brzegu narzędzie mordu i nie zacząć wariować.

A teraz po raz kolejny, zamiast mrugnąć na kilka godzin, stała przed drzwiami Rowens. Z własnej, czy nie z własnej winy - nie zmieniało to faktu, że czuła złość, większą nawet niż ogarniające ją z wolna zmęczenie. Bo ile można? Po co, za co? Korowód pytań, przetaczający się przez głowę nawigator zwolnił, aż w końcu zatrzymał się, zupełnie jak ona, niezdecydowana co robić dalej. Zapukać, olać, uciec? Zawsze istniała jakaś alternatywa…

- Pieprzyć to - westchnęła zła jak osa, unosząc zaciśniętą pięść. Zrezygnowała jednak i opuściła ręce. Zamiast tego przykopała kilka razy w metalową powierzchnię, wyładowując w ten sposób choć odrobinę frustracji.

- Możesz wejść - przebiło się nieznacznie przez śluzę, a po jej otwarciu nawigatorka została powitana ciepłym i sympatycznym uśmiechem.

Po otwarciu włazu ukazało się pomieszczenie takich samych rozmiarów jak mieli wszyscy załoganci na ALOJOSIE. Inaczej urządzone, bardziej… Przytulne. Trochę dalekie od surowego stanu jaki miała reszta pomieszczeń na okręcie. Organizacja przestrzeni była bardziej… dynamiczna. Sporo elementów się chowało, czy rozsuwało. Obecna konfiguracja… Była zawsze taka sama gdy Frida miała nieprzyjemność wysiedzieć jajko przez dwadzieścia minut. Miała do dyspozycji jedną z dwóch niewielkich kanap.

- Zrobiłam tobie herbaty. Słodziłaś półtorej, prawda? - dopytała odrywając się na chwile do półki wychodzącej ze ściany.

Starsza blondyna prychnęła coś pod nosem, szybkim krokiem podchodząc do bliższej kanapy. Rozsiadła się wygodnie, kładąc ramiona na oparciu i zakładając nogę na nogę. Ciężki, wojskowy bucior zamajtał w powietrzu, o mały włos nie strącając ze stoliczka jakiegoś durnego datapada.
- Wszyscy zdrowi, w najbliższej przyszłości nie planuję masowego mordu. W tym tygodniu nikogo nie pobiłam, nie obrzucałam zużytymi ogniwami, ani nawet pustymi butelkami. Kubki też stały grzecznie na blacie, a noże na swoich miejscach, więc jest ok. Nie odczuwam braku perspektyw, ani depresji. Nie myślę o rodzinie, domu, ani niczym poza misją. Tak wiem, mamy robotę i ona jest priorytetem. Ross mnie wkurwił, to mu pocisnęłam. Niech się cieszy, że bardziej nie oberwał. Widzisz? - Frida zaczerpnęła powietrza, robiąc krótką pauzę po potoku słów, które wylały się z jej ust z prędkością działka laserowego - Jestem, kurwa, poprawna do urzygu, miła i w ogóle. Tak, wiem jakie błędy popełniłam i tak dalej i tak dalej...tyle razy przez to przechodziłyśmy, że zdążyłam już na pamięć nauczyć się twoich gadek motywacyjnych i strofujących. Skoro to wszystko, to już pójdę. Tylko mordę przepłuczę, bo mi zaschło od tego pieprzenia. - wzruszyła ramionami sięgając po kubek z herbatą.

Esperka uśmiechnęła się tylko w swój ciepły, przyjacielski i nieznośny sposób. - Czyli półtorej - podsumowała po czym nasypała do kubka odpowiednią ilość, zamieszała parę razy i wręczyła go Fridzie. Następnie zajęła swoje miejsce podwijając nogi o boku.

- Znasz moje gadki, znasz pytania, wiesz, że cokolwiek powiesz, nie będę cię oceniać - pociągnęła spokojnie rozpoczęty temat. - Za każdym razem mówisz, że to jest bez sensu i wściekasz się na wszystko. Jeśli tak jest, to powiedz mi, czemu wracasz do mnie?

- Spytaj się Tactora - Nawigator skrzywiła się wyraźnie, upijając łyk herbaty - Nie jestem tu dla jebanej przyjemności, więc machnij mi zaliczenie na tej sesji i daj żyć. Jak się gdzieś rozpieprzymy to nie miej pretensji, też muszę spać. Ty mi tego dziś nie ułatwiasz.

- Będziesz miała jedenaście i pół godziny snu po tym jak skończymy. Mogę cię zapewnić, że wypoczniesz wystarczająco. Nie tylko przez wyczerpanie można popełnić błędy. Jest wiele bardziej złożonych elementów. Nie musisz się tym przejmować, to nie jest twoje zadanie, ale są ludzie, którzy zajmują się takimi rzeczami.

- Bo nie mają lepszych rzeczy do roboty i z nudów im odpierdala - Frida wcięła się Rowens w zdanie, uśmiechając się jadowicie - Tydzień na poligonie i zaraz by wywietrzały z głowy podobne bzdury, kurwa. To wojsko, a nie troskliwe misie.

- Sztab zajmuje się wysyłaniem misji kosmicznych, pilnowaniem “porządku galaktycznego”, rozwijaniem najnowszych technologi skoków przestrzennych. W swoich kadrach mają geniuszy. Myślisz, że zajmowali by się bzduramii, o których mówisz?

Van Belzen nie odpowiedziała, uśmiechała się jedynie, a kubek w ściśnięty jej dłoni niebezpiecznie zatrzeszczał.

- Ci geniusze uznali to za wystarczająco ważne, by na każdym okręcie umieszczać osobę specjalnie do tego wyznaczoną. Również w stopniach tacy ludzie są odznaczani w odmienny sposób niż reszta. Nie mówię tutaj o tym, co jest lepsze, czy ważniejsze. W ten sposób to nie działa. Psycholog okrętowy jest tak samo potrzebny jak technik, nawigator, czy skaner. Misje dłuższe niż trzy miesiące mają to narzucone poprzez procedury. - zarysowała teorię swojej pozycji w taki sam ciepły i spokojny sposób - I uważam, że myślisz podobnie, ale nie zdajesz sobie z tego sprawy. Buchasz emocjami, złością, frustracją. Myślisz nad tym, co mówię. Dla tego cały czas się spotykamy.

- Mhm, mhm. Pierdolenie. Coś jeszcze masz mi dziś do zakomunikowania? Jak nie to odhaczaj sesję i spierdalam. Dość już gadek i pustego smędzenia po próżnicy.

- Hm… - popatrzyła się na chwilę w bok - Mogę tobie podziękować za kawę po wyjściu z ostatniego skoku. Nawet mimo, że pozbyłaś się w ten sposób przesłodzonego kubka z winy szturchnięcia Morgana. Zawsze miły gest. - uśmiechnęła się ciepło - Dla mnie byłaby pitna, gdyby Mr. Jones nie wymieszał jej ze swoim cygarem… Widzisz, potrafisz być dla kogoś na prawdę miła, nawet nie widząc tego.

Frida parsknęła, a pusty kubek wylądował na stoliku.
- Wyglądałaś jak gówno, zresztą zawsze tak wyglądasz po wyjściu z hiperprzestrzeni. - burknęła, spoglądając na młodszą kobietę spode łba - Rzygając i słaniając się na nogach jesteś nieprzydatna. Każdy ma swoją rolę do odegrania, niańczenie jednego z załogantów jest ostatnią rzeczą, której potrzebujemy na pokładzie.

- Pomyślałaś o tym, że właśnie wtedy zrobiłaś to samo, co robię ja? To jest wsparcie, bynajmniej nańczenie. Jestem tutaj właśnie po to, by wspierać załogę, każdego z osobna, w ciężkich dla nich warunkach. Każdy ma swoją poprzeczkę, nie musi być nawet jej świadomy. Siedzimy tutaj, by pomóc Tobie w radzeniu sobie z tą poprzeczką.

- Ale ty farmazony pleciesz - blondyna zarechotała - no ale czego się więcej spodziewać? Do tego cię wytresowali - do gadania. Z haftem na klacie i kołowaniem we łbie nie nadajesz się do swojej roboty. Mnie wyszkolili do czego innego, nie potrzebuję socjalnych wygibasów do szczęścia. Wystarczy, że nikt nie będzie wpierdalał się do mojej piaskownicy, szczególnie gdy ma gówniane pojęcie o tym, czym się zajmuję. Ross zaczął truć mi dupę podczas sadzania ptaszka na orbicie i to na wyłączonych silnikach. To nie jakieś jebane wyjście do sklepu po wódkę. Odpowiadam za was, dopóki siedzę za sterami, koniec tematu, Rowens. Więcej nic mówić nie potrzeba. Gadanie a działanie to dwie odrębne historie, więc sklej dupsko i nie porównuj mnie do siebie. Jesteśmy kompletnie inne.

- Ani razu nie nawiązałam do tego tematu. Drugi raz sama do niego nawiązujesz. Rozmawiamy nie o jednej sytuacji, tylko o całości. Ani razu też nie porównałam niczego. Ani razu też nie mówię, jak powinnaś sterować okrętem. Mówię o innych rzeczach, od których uciekasz w inne tematy. Uważasz, że moje słowa na nic nie wpłyną? Że nie jestem zdolna do tego, by na ciebie wpłynąć? - zapytała nieco poważniej.

- Szczerze to mam wyjebane - Frida sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej pomiętą paczkę papierosów. Ignorując towarzyszkę, wyłuskała jednego fajka, z przyjemnością wtykając go do ust. Po chwili niewielką kajutę wypełniły pierwsze sine kłęby dymu.
- Próbuj, jak musisz...wiem, że musisz. Powiedz co masz do powiedzenia, jak zawsze, a ja to przetrawię i wyciągnę wnioski. Wpływasz na mnie i nie tylko na mnie. Taka twoja rola. Rozmawiamy, bo musimy. Mówiłam ci już, nie jestem tu dla przyjemności, ale z rozkazu kapitana. Dlaczego? To pewnie wiesz. Daj mi więc pieprzoną pracę domową do odrobienia w najbliższym czasie i miejmy to z głowy. Wkurwia mnie już ta gierka w uśmiechy i życzliwości. - głos nawigator stał się zimny i oschły. Z założonymi na piersi rękami wpatrywała się w Panią-Zostańmy-Najlepszymi-Przyjaciółmi, bębniąc od czasu do czasu palcami o przedramię.

Atmosfera stała się nieco mniej przyjemna i spoważniała bardziej.

- Jesteś i za każdym razem byłaś z mojej prośby. Kapitan ma zupełnie inne środki radzenia sobie ze spięciami w załodze. Więc jeśli potrzebujesz jakiegoś materiału do obwiniania, proszę bardzo. Możesz winić mnie, nie będę się gniewać, czy mieć ci za złe. - przerwała na chwilę odwzajemniając poważny wzrok - Rozmawiamy nie “bo muszę”, tylko “bo chcę”. To, że nigdy nie robię tego inaczej nie oznacza, że nie potrafię. Potrafię. Nawet nie wiesz jak bardzo. Potrafię wywołać w tobie dowolną emocję. Nie robię tego, bo nie chcę by sesja wyglądała w ten sposób. Nie po twojemu. Tylko po mojemu.

- To ten moment w którym mam się przestraszyć, spuścić oczy i zacząć potulnie opowiadać o swoim dzieciństwie? Chyba cię pojebało - ostrym słowom towarzyszył krótki blask i kolejne chmury papierosowego dymu, niedopałek wylądował w pustym kubku - Koło chuja lata mi z czyjego rozkazu tu jestem. Masz swoją misję, współpracuję i nie utrudniam. Mogłabym udawać skruchę, tylko po co? Jestem szczera, doceń to. Nawet sama wyłożyłam ci swoje ostatnie grzechy. Czego kurwa jeszcze chcesz? Płakania na ramieniu i wspólnego oglądania seriali? Ja pierdolę...lepiej od razu machnij mi pieczątkę “niezdolna do służby” i skończmy ten cyrk. Nie będę rzygać tęczą, ani udawać, że kocham wszystkich na około. To nie w moim stylu - zamilkła na moment, po czym spojrzała Rowens prosto w oczy i dodała przez zaciśnięte zęby - Nienawidzę dwulicowych szmat.

- Czyli jednak po twojemu… - uśmiechnęła się niemrawo po czym wstała i podeszła do jednej z szufladek ściennych. Wyciągnęła z niej… Pudełko chusteczek.

Van Balzen prychnęła, machając ze zniecierpliwieniem dłonią uzbrojoną w papierosa.
- Wiem, że wszyscy uważacie mnie za babkę z kutasem, ale nie muszę sobie spuszczać ciśnienia, dzięki.

- Nie, nie są dla ciebie. Są dla mnie - odpowiedziała lekko w zamyśleniu. Popatrzyła się gdzieś na podłogę i upuściła je gdzieś jakby od niechcenia. Następnie wróciła na swoje miejsce do podobnej pozycji. Zawiesiła swój wzrok na nawigatorce. Wpatrywała się przez jakąś chwilę. Wydawało się, że mimo wnikliwości… Było coś w nim powierzchownego i neutralnego. W końcu odezwała się. - Ściągnij spodnie...

***

Czas wolny minął nawigator szybciej, niżby sobie tego życzyła. Po sesji z Rowens przez długi czas nie mogła zasnąć. Finalnie skończyła na kilkugodzinnej wegetacji we własnej kajucie, za towarzyszy mając morze kawy i paczkę papierosów. O ustalonej porze ruszyła na mostek, pocierając zdrętwiałą twarz i żując jeden z batoników, zawiniętych jeszcze przed przerwą.

Komplikacje pojawiły się w momencie, w którym prawie udało się jej przekonać samą siebie, że cały ten niepokój jest jedynie wytworem kobiecej, nadpobudliwej wyobraźni. Awaria wszystkich systemów szybko przegoniła resztki otępienia, stawiając na nogi wszystkie szare komórki, jakie jeszcze się van Belzen ostały. A może zrobił to nagły brak grawitacji?

Po raz pierwszy od dawna Frida utraciła kontrolę nad sterowanym statkiem i było to jak policzek, spotęgowało nagromadzoną gdzieś pod skórą złość, oraz strach. AJOLOS stał się nagle cichy i ciemny, zupełnie jakby umarł, a załoga miała do niego dołączyć w krótkim czasie. Pośrodku konfliktu, w niepewnej sytuacji, z wrogimi jednostkami dookoła, ich szanse na przeżycie równały się zeru - i to w tej najbardziej optymistycznej wersji.

-O ja pierdolę - jęknęła z ulgą, gdy po dziesięciu sekundach wylądowała na powrót w fotelu, uderzając boleśnie plecami o oparcie. Zaciskając zęby chwyciła za pas i przypięła się do siedzenia, by po chwili wyrzucić z siebie długą wiązankę przekleństw w kilku językach. Gdziekolwiek by nie spojrzała, wszędzie coś szwankowało. Część podsystemów nie reagowała, inne współpracowały, ale wyjątkowo opornie. Czuła, jakby ktoś przetrącił jej kręgosłup, pozbawiając czucia w części kończyn. Rozmyślania kto, jak i dlaczego? nie miały sensu. Skupiła się więc na jak najszybszym postawieniu do pionu tego, co pozostało sprawne, lub w miarę sprawne.

- Hangar odcięty. Niech West da znać, jak będzie gotowy - wyrzuciła z siebie gorączkowo, zamykając kolejne podsystemy i przekierowując energię do systemów maskujących. Światła na statku zgasły, gdzieniegdzie pozostały jedynie czerwone lampy alarmowe, a drobne przedmioty zaczęły unosić się w powietrzu - Grawitacja zmniejszona. Odkurzcie latarki, bo światło też idzie się jebać. Mam nadzieję, że wszyscy się wyszczali i nikogo nic nie swędzi, bo zostaniemy w skafandrach na dłużej. Ross, rób swoje. Więcej mocy ci nie wyciągnę, korzystaj z tego co jest. Przygotować się do aktywacji protokołu nagłego startu. - ostatnie zdanie wypowiedziała w myślach, kierując je wprost do wirtualnej inteligencji AJOLOSA.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline