Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2014, 19:58   #31
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
W życiu każdego żołnierza przychodził moment, w którym wykonanie rozkazu kłóciło się nie tylko z własnym zdaniem ale i wewnętrznym systemem wartości podrzędnego, biednego trepa, który to stawał przed wyborem podobnym do tego jak między kiłą a rzeżączką. Frida najchętniej nie zbliżałaby się do podejrzanego przedstawienia, za bardzo trąciło jej pułapką i z jakiego kąta by nie spojrzała, ciągle coś nie pasowało. Przeczucie powoli zmieniało się w mdlącą pewność, że coś nie gra...tylko co konkretnie? Tego nawigator nie była w stanie jednoznacznie powiedzieć. Mechanicznie wykonywała rozkazy Tactora, zgrzytając zębami w całkowitej ciszy. Olała resztę załogi z Rossem na czele, wycinając ich skutecznie ze swojego krajobrazu. Pozostał tylko trójkąt: rozkazy kapitana, mechanika AJOLOSA i ona, zatopiona w zbyt dużym fotelu, niczym dziecko, które usiadło omyłkowo na miejscu dla dorosłych. Cudowną ucieczkę statku handlowego skwitowała niezadowolonym pomrukiem. Dlaczego wiedziała, że tak to się właśnie skończy?
Z utęsknieniem wyczekiwała zmiany warty, a gdy ta nadeszła, bez słowa zdała swoje stanowisko Tactorowi i ruszyła wgłąb statku.

Od początku kariery w wojsku, Frida nie narzekała na nadmiar wolnego czasu, ba! Były momenty w których z utęsknieniem wyczekiwała chwili tylko dla siebie, pozwalającej uspokoić nerwy i złapać głębszy oddech...wyciszyć się, by w nadchodzących godzinach nie złapać za pierwsze z brzegu narzędzie mordu i nie zacząć wariować.

A teraz po raz kolejny, zamiast mrugnąć na kilka godzin, stała przed drzwiami Rowens. Z własnej, czy nie z własnej winy - nie zmieniało to faktu, że czuła złość, większą nawet niż ogarniające ją z wolna zmęczenie. Bo ile można? Po co, za co? Korowód pytań, przetaczający się przez głowę nawigator zwolnił, aż w końcu zatrzymał się, zupełnie jak ona, niezdecydowana co robić dalej. Zapukać, olać, uciec? Zawsze istniała jakaś alternatywa…

- Pieprzyć to - westchnęła zła jak osa, unosząc zaciśniętą pięść. Zrezygnowała jednak i opuściła ręce. Zamiast tego przykopała kilka razy w metalową powierzchnię, wyładowując w ten sposób choć odrobinę frustracji.

- Możesz wejść - przebiło się nieznacznie przez śluzę, a po jej otwarciu nawigatorka została powitana ciepłym i sympatycznym uśmiechem.

Po otwarciu włazu ukazało się pomieszczenie takich samych rozmiarów jak mieli wszyscy załoganci na ALOJOSIE. Inaczej urządzone, bardziej… Przytulne. Trochę dalekie od surowego stanu jaki miała reszta pomieszczeń na okręcie. Organizacja przestrzeni była bardziej… dynamiczna. Sporo elementów się chowało, czy rozsuwało. Obecna konfiguracja… Była zawsze taka sama gdy Frida miała nieprzyjemność wysiedzieć jajko przez dwadzieścia minut. Miała do dyspozycji jedną z dwóch niewielkich kanap.

- Zrobiłam tobie herbaty. Słodziłaś półtorej, prawda? - dopytała odrywając się na chwile do półki wychodzącej ze ściany.

Starsza blondyna prychnęła coś pod nosem, szybkim krokiem podchodząc do bliższej kanapy. Rozsiadła się wygodnie, kładąc ramiona na oparciu i zakładając nogę na nogę. Ciężki, wojskowy bucior zamajtał w powietrzu, o mały włos nie strącając ze stoliczka jakiegoś durnego datapada.
- Wszyscy zdrowi, w najbliższej przyszłości nie planuję masowego mordu. W tym tygodniu nikogo nie pobiłam, nie obrzucałam zużytymi ogniwami, ani nawet pustymi butelkami. Kubki też stały grzecznie na blacie, a noże na swoich miejscach, więc jest ok. Nie odczuwam braku perspektyw, ani depresji. Nie myślę o rodzinie, domu, ani niczym poza misją. Tak wiem, mamy robotę i ona jest priorytetem. Ross mnie wkurwił, to mu pocisnęłam. Niech się cieszy, że bardziej nie oberwał. Widzisz? - Frida zaczerpnęła powietrza, robiąc krótką pauzę po potoku słów, które wylały się z jej ust z prędkością działka laserowego - Jestem, kurwa, poprawna do urzygu, miła i w ogóle. Tak, wiem jakie błędy popełniłam i tak dalej i tak dalej...tyle razy przez to przechodziłyśmy, że zdążyłam już na pamięć nauczyć się twoich gadek motywacyjnych i strofujących. Skoro to wszystko, to już pójdę. Tylko mordę przepłuczę, bo mi zaschło od tego pieprzenia. - wzruszyła ramionami sięgając po kubek z herbatą.

Esperka uśmiechnęła się tylko w swój ciepły, przyjacielski i nieznośny sposób. - Czyli półtorej - podsumowała po czym nasypała do kubka odpowiednią ilość, zamieszała parę razy i wręczyła go Fridzie. Następnie zajęła swoje miejsce podwijając nogi o boku.

- Znasz moje gadki, znasz pytania, wiesz, że cokolwiek powiesz, nie będę cię oceniać - pociągnęła spokojnie rozpoczęty temat. - Za każdym razem mówisz, że to jest bez sensu i wściekasz się na wszystko. Jeśli tak jest, to powiedz mi, czemu wracasz do mnie?

- Spytaj się Tactora - Nawigator skrzywiła się wyraźnie, upijając łyk herbaty - Nie jestem tu dla jebanej przyjemności, więc machnij mi zaliczenie na tej sesji i daj żyć. Jak się gdzieś rozpieprzymy to nie miej pretensji, też muszę spać. Ty mi tego dziś nie ułatwiasz.

- Będziesz miała jedenaście i pół godziny snu po tym jak skończymy. Mogę cię zapewnić, że wypoczniesz wystarczająco. Nie tylko przez wyczerpanie można popełnić błędy. Jest wiele bardziej złożonych elementów. Nie musisz się tym przejmować, to nie jest twoje zadanie, ale są ludzie, którzy zajmują się takimi rzeczami.

- Bo nie mają lepszych rzeczy do roboty i z nudów im odpierdala - Frida wcięła się Rowens w zdanie, uśmiechając się jadowicie - Tydzień na poligonie i zaraz by wywietrzały z głowy podobne bzdury, kurwa. To wojsko, a nie troskliwe misie.

- Sztab zajmuje się wysyłaniem misji kosmicznych, pilnowaniem “porządku galaktycznego”, rozwijaniem najnowszych technologi skoków przestrzennych. W swoich kadrach mają geniuszy. Myślisz, że zajmowali by się bzduramii, o których mówisz?

Van Belzen nie odpowiedziała, uśmiechała się jedynie, a kubek w ściśnięty jej dłoni niebezpiecznie zatrzeszczał.

- Ci geniusze uznali to za wystarczająco ważne, by na każdym okręcie umieszczać osobę specjalnie do tego wyznaczoną. Również w stopniach tacy ludzie są odznaczani w odmienny sposób niż reszta. Nie mówię tutaj o tym, co jest lepsze, czy ważniejsze. W ten sposób to nie działa. Psycholog okrętowy jest tak samo potrzebny jak technik, nawigator, czy skaner. Misje dłuższe niż trzy miesiące mają to narzucone poprzez procedury. - zarysowała teorię swojej pozycji w taki sam ciepły i spokojny sposób - I uważam, że myślisz podobnie, ale nie zdajesz sobie z tego sprawy. Buchasz emocjami, złością, frustracją. Myślisz nad tym, co mówię. Dla tego cały czas się spotykamy.

- Mhm, mhm. Pierdolenie. Coś jeszcze masz mi dziś do zakomunikowania? Jak nie to odhaczaj sesję i spierdalam. Dość już gadek i pustego smędzenia po próżnicy.

- Hm… - popatrzyła się na chwilę w bok - Mogę tobie podziękować za kawę po wyjściu z ostatniego skoku. Nawet mimo, że pozbyłaś się w ten sposób przesłodzonego kubka z winy szturchnięcia Morgana. Zawsze miły gest. - uśmiechnęła się ciepło - Dla mnie byłaby pitna, gdyby Mr. Jones nie wymieszał jej ze swoim cygarem… Widzisz, potrafisz być dla kogoś na prawdę miła, nawet nie widząc tego.

Frida parsknęła, a pusty kubek wylądował na stoliku.
- Wyglądałaś jak gówno, zresztą zawsze tak wyglądasz po wyjściu z hiperprzestrzeni. - burknęła, spoglądając na młodszą kobietę spode łba - Rzygając i słaniając się na nogach jesteś nieprzydatna. Każdy ma swoją rolę do odegrania, niańczenie jednego z załogantów jest ostatnią rzeczą, której potrzebujemy na pokładzie.

- Pomyślałaś o tym, że właśnie wtedy zrobiłaś to samo, co robię ja? To jest wsparcie, bynajmniej nańczenie. Jestem tutaj właśnie po to, by wspierać załogę, każdego z osobna, w ciężkich dla nich warunkach. Każdy ma swoją poprzeczkę, nie musi być nawet jej świadomy. Siedzimy tutaj, by pomóc Tobie w radzeniu sobie z tą poprzeczką.

- Ale ty farmazony pleciesz - blondyna zarechotała - no ale czego się więcej spodziewać? Do tego cię wytresowali - do gadania. Z haftem na klacie i kołowaniem we łbie nie nadajesz się do swojej roboty. Mnie wyszkolili do czego innego, nie potrzebuję socjalnych wygibasów do szczęścia. Wystarczy, że nikt nie będzie wpierdalał się do mojej piaskownicy, szczególnie gdy ma gówniane pojęcie o tym, czym się zajmuję. Ross zaczął truć mi dupę podczas sadzania ptaszka na orbicie i to na wyłączonych silnikach. To nie jakieś jebane wyjście do sklepu po wódkę. Odpowiadam za was, dopóki siedzę za sterami, koniec tematu, Rowens. Więcej nic mówić nie potrzeba. Gadanie a działanie to dwie odrębne historie, więc sklej dupsko i nie porównuj mnie do siebie. Jesteśmy kompletnie inne.

- Ani razu nie nawiązałam do tego tematu. Drugi raz sama do niego nawiązujesz. Rozmawiamy nie o jednej sytuacji, tylko o całości. Ani razu też nie porównałam niczego. Ani razu też nie mówię, jak powinnaś sterować okrętem. Mówię o innych rzeczach, od których uciekasz w inne tematy. Uważasz, że moje słowa na nic nie wpłyną? Że nie jestem zdolna do tego, by na ciebie wpłynąć? - zapytała nieco poważniej.

- Szczerze to mam wyjebane - Frida sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej pomiętą paczkę papierosów. Ignorując towarzyszkę, wyłuskała jednego fajka, z przyjemnością wtykając go do ust. Po chwili niewielką kajutę wypełniły pierwsze sine kłęby dymu.
- Próbuj, jak musisz...wiem, że musisz. Powiedz co masz do powiedzenia, jak zawsze, a ja to przetrawię i wyciągnę wnioski. Wpływasz na mnie i nie tylko na mnie. Taka twoja rola. Rozmawiamy, bo musimy. Mówiłam ci już, nie jestem tu dla przyjemności, ale z rozkazu kapitana. Dlaczego? To pewnie wiesz. Daj mi więc pieprzoną pracę domową do odrobienia w najbliższym czasie i miejmy to z głowy. Wkurwia mnie już ta gierka w uśmiechy i życzliwości. - głos nawigator stał się zimny i oschły. Z założonymi na piersi rękami wpatrywała się w Panią-Zostańmy-Najlepszymi-Przyjaciółmi, bębniąc od czasu do czasu palcami o przedramię.

Atmosfera stała się nieco mniej przyjemna i spoważniała bardziej.

- Jesteś i za każdym razem byłaś z mojej prośby. Kapitan ma zupełnie inne środki radzenia sobie ze spięciami w załodze. Więc jeśli potrzebujesz jakiegoś materiału do obwiniania, proszę bardzo. Możesz winić mnie, nie będę się gniewać, czy mieć ci za złe. - przerwała na chwilę odwzajemniając poważny wzrok - Rozmawiamy nie “bo muszę”, tylko “bo chcę”. To, że nigdy nie robię tego inaczej nie oznacza, że nie potrafię. Potrafię. Nawet nie wiesz jak bardzo. Potrafię wywołać w tobie dowolną emocję. Nie robię tego, bo nie chcę by sesja wyglądała w ten sposób. Nie po twojemu. Tylko po mojemu.

- To ten moment w którym mam się przestraszyć, spuścić oczy i zacząć potulnie opowiadać o swoim dzieciństwie? Chyba cię pojebało - ostrym słowom towarzyszył krótki blask i kolejne chmury papierosowego dymu, niedopałek wylądował w pustym kubku - Koło chuja lata mi z czyjego rozkazu tu jestem. Masz swoją misję, współpracuję i nie utrudniam. Mogłabym udawać skruchę, tylko po co? Jestem szczera, doceń to. Nawet sama wyłożyłam ci swoje ostatnie grzechy. Czego kurwa jeszcze chcesz? Płakania na ramieniu i wspólnego oglądania seriali? Ja pierdolę...lepiej od razu machnij mi pieczątkę “niezdolna do służby” i skończmy ten cyrk. Nie będę rzygać tęczą, ani udawać, że kocham wszystkich na około. To nie w moim stylu - zamilkła na moment, po czym spojrzała Rowens prosto w oczy i dodała przez zaciśnięte zęby - Nienawidzę dwulicowych szmat.

- Czyli jednak po twojemu… - uśmiechnęła się niemrawo po czym wstała i podeszła do jednej z szufladek ściennych. Wyciągnęła z niej… Pudełko chusteczek.

Van Balzen prychnęła, machając ze zniecierpliwieniem dłonią uzbrojoną w papierosa.
- Wiem, że wszyscy uważacie mnie za babkę z kutasem, ale nie muszę sobie spuszczać ciśnienia, dzięki.

- Nie, nie są dla ciebie. Są dla mnie - odpowiedziała lekko w zamyśleniu. Popatrzyła się gdzieś na podłogę i upuściła je gdzieś jakby od niechcenia. Następnie wróciła na swoje miejsce do podobnej pozycji. Zawiesiła swój wzrok na nawigatorce. Wpatrywała się przez jakąś chwilę. Wydawało się, że mimo wnikliwości… Było coś w nim powierzchownego i neutralnego. W końcu odezwała się. - Ściągnij spodnie...

***

Czas wolny minął nawigator szybciej, niżby sobie tego życzyła. Po sesji z Rowens przez długi czas nie mogła zasnąć. Finalnie skończyła na kilkugodzinnej wegetacji we własnej kajucie, za towarzyszy mając morze kawy i paczkę papierosów. O ustalonej porze ruszyła na mostek, pocierając zdrętwiałą twarz i żując jeden z batoników, zawiniętych jeszcze przed przerwą.

Komplikacje pojawiły się w momencie, w którym prawie udało się jej przekonać samą siebie, że cały ten niepokój jest jedynie wytworem kobiecej, nadpobudliwej wyobraźni. Awaria wszystkich systemów szybko przegoniła resztki otępienia, stawiając na nogi wszystkie szare komórki, jakie jeszcze się van Belzen ostały. A może zrobił to nagły brak grawitacji?

Po raz pierwszy od dawna Frida utraciła kontrolę nad sterowanym statkiem i było to jak policzek, spotęgowało nagromadzoną gdzieś pod skórą złość, oraz strach. AJOLOS stał się nagle cichy i ciemny, zupełnie jakby umarł, a załoga miała do niego dołączyć w krótkim czasie. Pośrodku konfliktu, w niepewnej sytuacji, z wrogimi jednostkami dookoła, ich szanse na przeżycie równały się zeru - i to w tej najbardziej optymistycznej wersji.

-O ja pierdolę - jęknęła z ulgą, gdy po dziesięciu sekundach wylądowała na powrót w fotelu, uderzając boleśnie plecami o oparcie. Zaciskając zęby chwyciła za pas i przypięła się do siedzenia, by po chwili wyrzucić z siebie długą wiązankę przekleństw w kilku językach. Gdziekolwiek by nie spojrzała, wszędzie coś szwankowało. Część podsystemów nie reagowała, inne współpracowały, ale wyjątkowo opornie. Czuła, jakby ktoś przetrącił jej kręgosłup, pozbawiając czucia w części kończyn. Rozmyślania kto, jak i dlaczego? nie miały sensu. Skupiła się więc na jak najszybszym postawieniu do pionu tego, co pozostało sprawne, lub w miarę sprawne.

- Hangar odcięty. Niech West da znać, jak będzie gotowy - wyrzuciła z siebie gorączkowo, zamykając kolejne podsystemy i przekierowując energię do systemów maskujących. Światła na statku zgasły, gdzieniegdzie pozostały jedynie czerwone lampy alarmowe, a drobne przedmioty zaczęły unosić się w powietrzu - Grawitacja zmniejszona. Odkurzcie latarki, bo światło też idzie się jebać. Mam nadzieję, że wszyscy się wyszczali i nikogo nic nie swędzi, bo zostaniemy w skafandrach na dłużej. Ross, rób swoje. Więcej mocy ci nie wyciągnę, korzystaj z tego co jest. Przygotować się do aktywacji protokołu nagłego startu. - ostatnie zdanie wypowiedziała w myślach, kierując je wprost do wirtualnej inteligencji AJOLOSA.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 30-11-2014, 09:43   #32
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Polecenia Ineth zostały przyjęte i poszczególni żołnierze ruszyli, aby je wykonać. Tak to działało. Nie było kapitana, a hierarchia dowodzenia jasno wskazywała jego zastępcę. W wojsku posłuszeństwo wydanym rozkazom wpajane jest od początku szkoleń w Akademii. Nikt ich nie kwestionował. Nikt się nie sprzeciwiał.

West pobiegł w stronę hangaru z Thunderem, Jones i Clarke do maszynowni, Belzen, Chan i Ross wykonywali swoje zadania przy konsoletach na mostku, a sama Ineth ruszyła do kabiny kapitana.

Dwa szybkie obiekty zbliżały się do AJOLOSA zmniejszając dystans.

WEST

Kiedy tylko dotarł do hangaru, ktoś z mostku zablokował do niego dostęp. To akurat nie przeszkadzało Westowi. Szybko sprzęgnął się z THUNDEREM i zajął sprawdzaniem stanu technicznego myśliwca. Systemy lotu, systemy nawigacji, systemy bojowe, uzbrojenie, zasilanie. Wszystko wydawało się być w należytym porządku. Gotowe do akcji.

Przez chwilę pomyślał, że mógłby przecież wskoczyć do kokpitu, opuścić AJOLOSA, wyprzedzić go i spróbować rozpoznać i zestrzelić polariańskie obiekty zbliżające się w ich stronę. To byłby wyjątkowo trudny manewr, ale on by sobie z nim poradził. Przynajmniej wierzył w to z całego serca.

BELZEN

Czarowała AJOLOSA, jak tylko potrafiła najlepiej, przepuszczając kolejne wiązki energii przez najważniejsze w tym momencie systemy, głownie maskowania i nawigacji. Skupiona, nieświadomie przeklinając pod nosem by za chwilę błagać szeptem lub zaklinać systemy okrętu. Jej wysiłki zaczęły przynosić skutki. Powoli, bardzo powoli, jak wybudzany ze snu hibernacyjnego geriatry, AJOLOS zaczynał odzyskiwać potrzebną im funkcjonalność. A kiedy uda się jej odzyskać sterowność i jednostka zwiadowcza zmieni się w coś więcej, niż posuwającą się w przód skorupę z osmonitów, wtedy będzie mogła spróbować uniknąć kopniaka wymierzonego na ślepo przez polarian.


ROSS

Przy tych zasobach energetycznych, które miał do dyspozycji, Ross mógł na razie niewiele zdziałać. Udało mu się odpalić podstawowe filtry widma, ale takie maskowanie nie oszukałoby nawet jednostek cywilnych. Czekał cierpliwie, bo tylko to mu pozostało, co parę sekund zerkając odruchowo na niestabilny holowyświetlacz skanera – skaczący obraz, migotanie i znikanie nie pozwalały na precyzyjne odczyty. Jednocześnie jego myśli szalały.

Zastanawiał się nad tym jak to możliwe, że nie wyłapał tej energii, która załatwiła AJOLOSA i coraz bardziej przekonywał się, że impuls musiał zadziałać bezpośrednio na pokładzie. Przez chwilę rozważał inną jednostkę zwiadowczą o podobnych moich systemach maskowania – równie doskonałych, która ostrzelała ich znienacka. Ale tą hipotezę też odrzucił. Raczej nie zrobili nic, co pozwalałoby wyłapać AJOLOSA, a jednocześnie strzał domniemanej jednostki natychmiast zdradziłby jej położenie.

Poziom zasilania powrócił na tyle, że Ross mógł nałożyć kolejną warstwę filtrów na ich maskowanie. Nadal jednak daleki był od osiągnięcia zadowalających efektów w tej kwestii. W tym tempie potrzebował jeszcze co najmniej pół godziny, by systemy maskowania AJOLSA odzyskały pełną moc. Jego zdaniem dobrze byłoby wyhamować statek, przyczaić się za jakimś większym obiektem kosmicznym i kontynuować lot dopiero po tym, kiedy systemy maskowania będą w pełni sprawne. O ile uda się taką sprawność odzyskać.

CHAN

Moduły bojowe były w tym momencie najmniej ważnym zasobem AJOLOSA.

Otrzymał rozkaz, którego w tym momencie nie był w stanie wykonać. Ale mógł się do niego przygotować. Przede wszystkim szybko sprawdził stan systemów ofensywnych okrętu. W tym momencie, z braku odpowiednich potencjałów, mógł liczyć jedynie na rakiety. Dobre przynajmniej tyle. Gdyby systemy maskowania zawiodły konieczne będzie wzmocnienie tarcz na AJOLOSIE. Tylko cholerne zasilanie musi odzyskać przynajmniej połowę mocy.

Jak na razie udało im się uzyskać zasilanie na poziomie 15% funkcjonalności. A tym niewiele zrobi. Do uderzenia rakiet – o ile to są rakiety, lub ataku wrogich statków zostały jeszcze prawie 4 godziny. To, że suną siłą rozpędu, a nie lecą z prędkością systemową, po wyznaczonym wcześniej kursie, w tym przypadku dawało im więcej czasu. Jedyna jasna strona w ich położeniu.


MR. JONES i CLARKE

Do maszynowni dostali się dość szybko, jednak od razu trafili na pewien problem. Drzwi nie chciały się otworzyć. Dopiero rozwalenie panelu i działanie manualne pozwoliło im sforsować przeszkodę. Działając we dwóch, sprawnie, uporali się z zadaniem w niespełna dwie minuty.

Kiedy tylko otworzyli przejście z maszynowni wydobył się ciemny, tłusty dym, na tyle ograniczający widoczność, że od razu musieli włączyć moduły clear-vision w swoich skafandrach. Nigdzie jednak nie widzieli ognia, który mógł być przyczyną dymu. Filtry oddychania skutecznie odcinały ich od wrażeń zapachowych, więc poruszali się teraz powoli, słysząc jedynie swoje oddechy.

I wtedy go zobaczyli.

Przez pierwsze kilka sekund trudno było im uwierzyć, że to kapitan.
Tector stał wyprostowany, przy ogniwach energetycznych, ciemnych i wypalonych. Ze zdziwieniem ujrzeli, że jego ciało jest spalone. Przez poczerniałe mięso widać było jeszcze rozbłyski energii, energetyczne impulsy wybuchające pod skórą, niczym malutkie supernowe. Obie dłonie kapitana zanurzone były w kostkach energetycznych tak, jakby wbił w nie ręce. Na razie trudno im było uwierzyć w to, co widzą ich oczy.

I nagle Tector poruszył się! Czyżby kapitan zdołał przeżyć cos takiego! To było niemożliwe!

Powoli odwrócił się w ich stronę, a oni ujrzeli, że po człowieku, którego znali nie pozostało zbyt wiele, poza zwęglonym ciałem, jarzącym się energią.
Tector ruszył w ich stronę



ROWENS

Do kajuty kapitana dotarła szybko i korzystając z nowo uzyskanych uprawnień, weszła do środka.

Dwa razy więcej miejsca, osobna konsola komunikacyjna, wygodna koja, a nawet kabina V-R do odtwarzania filmów i gier.

Kapitana jednak nigdzie nie było. Za to rzucił jej się w oczy pewien charakterystyczny element, nadpalona, pokrwawiona pościel rozciągnięta na koi. Czarne, smoliste płyny ustrojowe znalazła też niedaleko łóżka razem z czymś, co wyglądało jak dwie ostrygi, a co po uważniejszym przyjrzeniu się, okazało się być oczami!

I wtedy jej wzrok padł na jedną ze ścian, gdzie fluorescencyjnym markerem kaptan nabazgrał jakieś dziwaczne linie, wzory geometryczne, spirale i kliny. Od samego patrzenia te bohomazy rozbolały ją oczy. Wyczuła silne zawirowania ESP wokół. To był jakiś … przekaz, sygnał.

Niebezpieczny i obcy!

Skąd się jednak wziął? W jaki sposób trafił do głowy kapitana, a ten odtworzył go na ścianie swojej kajuty?

Rowens wiedziała, że takie kodowanie podprogowe jest możliwe. Taką technologią dysponowała rasa godseyan – przyłączona do Federacji już jakiś czas temu, lecz nadal niezrozumiała i obca. Widziała nawet urządzenia tej rasy wzmacniające moce ESP adeptów. Ale to wyglądało … inaczej. Bardziej prymitywnie. Bardziej chaotycznie. Bardziej … niszczycielsko.
Nie miała pojęcia, co to wszystko znaczy i zaczynała czuć się zagubiona.
 
Armiel jest offline  
Stary 30-11-2014, 12:08   #33
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Clarke patrzył z niedowierzaniem. Odkąd żył nie widział czegoś tak makabrycznego i cieszył się, że nie czuje zapachu, który musiał panować w całej maszynowni. Znaleźli z Jones'em przyczynę spadku mocy statku i kapitana , ale ani jedno ani drugie nie było pocieszającym znaleziskiem.

Isaac włączył radio i opcję przekazu obrazu poprzez holoekran wbudowany w kombinezon.


-Rowens, znalazłem kapitana i przyczynę straty mocy - powiedział inżynier. Zwracał się jedynie do swojej przełożonej, natomiast obraz i dźwięk został wysłany do każdego załoganta. - Co mam z nim zrobić? - zapytał dalej, gdy nagle kapitan, a w zasadzie to co z niego zostało, wyrwało się z porażającego uścisku ogniw energetycznych i ruszyło w stronę Clarke'a i Jones'a. -Co jest do kurw...- słyszeli pozostali załoganci w radiu, gdyż Isaac zerwał gwałtownie połączenie i jego wypowiedź została urwana w połowie.

-Kapitanie?- powiedział Isaac - Seret? - próbował dalej. - Stój tam gdzie jesteś, sprowadzimy pomoc. - przerwał na chwilę i obserwował zachowanie kapitana. Gdy nie udało mu się nawiązać żadnego kontaktu z potwornie okaleczonym mężczyzną, a ten dalej parł do przodu, Isaac wyciągnął rękę i złapał jedno z ogniw w moduł kinetyczny, gotowy zamachnąć się nim i zatrzymać zbliżającego się kapitana. - Stój, bo inaczej będę cię musiał zatrzymać, cholera jasna! - Clarke odwrócił się do Jonesa -Kurwa mać, co robimy? - powiedział szybko.
 
Lomir jest offline  
Stary 01-12-2014, 13:21   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nie, to nie.
Skoro Ineth, jakby nie było zastępująca kapitana, uznała, że sprawdzenie Thundera jest sprawą ważniejszą, niż obudzenie kapitana, to co Tony miał rzec? Lecące w stronę AJOLOSA obiekty były jeszcze bardzo daleko, ale to nie był powód, by podnieść bunt na pokładzie i powiedzieć "Nie!". Albo chociaż zacząć dyskutować.

***


- West - rzucił stając przed prowadzącymi do hangaru drzwiami.
- Brak dostępu - szczeknął ociekający obojętnością głos automatu.
- Czyja to robota, mechaniczny rozumku? - spytał Tony.
- Pytanie niezrozumiałe.
- Kto zablokował dostęp? - spytał.
- Polecenie wydała starszy skrzydłowy Van Belzen. - Tony zgrzytnął zębami. - Autoryzowane przez vice-kapitan Rowens - dokończył automat.
- Przyjęte - mruknął Tony, przeklinając w duchu idiotkę, która kazała mu dotrzeć do hangaru, równocześnie blokując dostęp. I zastanawiając się, czy esperce nadmiar obowiązków albo władzy nie rzucił się na mózg.

Dobranie się panelu sterowania ręcznego zajęło Tony'emu dziesięć sekund, a ręczne otwarcie ciężkich drzwi - kolejne siedem. W sumie - o osiem lepiej, niż to przewidywała instrukcja.
Zamknięcie, od środka, trwało jeszcze krócej.

Oświetlenie hangaru nie raczyło się włączyć automatycznie. Działały tylko i wyłącznie nieliczne światła awaryjne, mające własne źródła zasilania.

- Thunder, gotowość do startu - wydał polecenie.
Przechodząc obok myśliwca zobaczył, jak w kokpicie zapalają się zielone światełka.

Podszedł do wrót hangaru, ale okazało się, że i tu jakiś dowcipniś odciął zasilanie.

Przygotować Thundera do startu. Tony w myślach wzruszył ramionami. Razem z drzwiami mam lecieć?
Raz jeszcze sprawdził szczelność skafandra, przypiął się liną zabezpieczającą, a potem zabrał się za ręczne otwieranie wrót hangaru. W końcu musiały być otwarte, bo inaczej (przy braku zasilania) nie można było mówić o gotowości do startu.

Już po pierwszym obrocie koła powietrze ze świstem zaczęło uciekać w przestrzeń kosmiczną. I wtedy na wewnętrznym wyświetlaczu hełmu pojawił się miniaturowy obraz - przekaz z maszynowni.
Obraz miniaturowy, ale na tyle wyraźny, by móc wszystko dokładnie zobaczyć.

- Na wszystkich bogów Przestrzeni! - wyrwało się Tony'emu, na szczęście przy wyłączonym mikrofonie.
Albo ktoś sobie żartował i na sieć wewnętrzną puścił sceny z jakiegoś niezbyt wysokich lotów holo, albo też mieli kłopoty poważniejsze, niż im się wszystkim początkowo zdawało.
Osobiście wolałby się nie spotkać z tym czymś, co kiedyś było kapitanem, ale po urwanym nagle okrzyku Isaaca można się było spodziewać najgorszego - nawet tego, że owa dziwaczna istota przerobiła technika na mielonkę. Albo upiekła w ogniu elektrycznych wyładowań.

Tak więc nie mieli kapitana, mieli za to okręty Polarian w liczbie dwóch, dwa niezidentyfikowane pociski, kierujące się w stronę AJOLOSA, tudzież Obcego na pokładzie. Aż dziw, że tylko jednego... Ale może się rozmnażali? Przez podział?

Obrót koła. Drugi. Trzeci...
Wreszcie zewnętrzne wrota hangaru się otworzyły, odcinając równocześnie pomieszczenie od reszty okrętu.
Każde drzwi na AJOLOSIE można było otworzyć z dwóch stron. Te łączące hangar z resztą okrętu - również. Było jednak jedno "ale" - drzwi tych otworzyć nie można było, jeśli wrota prowadzące w przestrzeń kosmiczną była otwarta. No, chyba że palnikiem.
Dziwne rzeczy działy się na okręcie, więc Tony postanowił do ogólnego bałaganu dorzucić kolejne trzy grosze. Zablokował ręcznie wrota, uniemożliwiając zamknięcie ich z mostka, po czym ruszył do Tundera.
Zajął miejsce w kokpicie i podłączył się do systemów myśliwca.
GOTOWOŚĆ BOJOWA.
BATERIA NAŁADOWANA.
HERMETYZACJA PEŁNA.
Komunikaty jeden po drugim przewijały się przez ekran.
WSZYSTKIE SYSTEMY SPRAWNE.
SYSTEMY PROWADZENIA OGNIA NIEAKTYWNE. AKTYWOWANIE GŁOSEM.
TARCZE NIEAKTYWNE. AKTYWOWANIE GŁOSEM.
- Thunder gotowy do startu - zameldował na mostek, gdy zgasł ostatni komunikat.

Z przyjemnością zaspokoiłby swoją wiedzę na temat tego, co, na wszystkie zapomniane demony, działo się na okręcie, ale wiedział, że na mostku mają swoje zadania i swoje problemy.

- Proszę o namiar na potencjalne cele - dodał.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-12-2014, 10:09   #35
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Natarczywy brzęczyk i pulsujące czerwienią światła obudziły Jonesa, który smacznie sobie spał w swojej kajucie. Zmęczony, lekko niewyspany wstał powoli i zaczął się zbierać do wyjścia. Wciąż co jakiś czas ziewając doszedł do mostka, gdzie zastępca kapitana Rowens wydała prosty rozkaz:

- Jones maszynownia - towarzyszyć miał mu Isaac, który miał wziać narzędzia.

Dziwna sytuacja, ale nie zamierzał jej komentować. Dostał rozkaz. Prosty, choć nie koniecznie rozsądny, ale trzeba było go wykonać. Był żołnierzem, a ten słucha rozkazów. Prostym żołnierzem, i nie do niego należało organizacja pracy innych. Ruszył więc za technikiem, który zaczął biec jakby ktoś mu do dupy podłączył Nitro. Ciężki oddech zwiadowcy ciążył za Clark’iem, gdy ten biegł tak przed siebie. Jones nie odzywał się zbytnio no bo nie widział powodu, aż do momentu gdy dotarli do maszynowni. Drzwi początkowo zamierzały postawić czynny opór przed otwarciem i dopiero rozwalenie panelu i działanie manualne pozwoliło im sforsować przeszkodę. Miał złe przeczucia, lecz poza kręceniem głową i lekkim ironicznym uśmieszkiem widniejącym na jego twarzy, nie mówił o nich. Nie był pieprzonym wróżbitą, a i fusów przy sobie nie miał, więc wolał nie krakać.

Niestety już na samym początku przywitał ich ciemny tłusty dym, który cholernie ograiczał widoczność. Dzięki clear-vision ten problem został szybko rozwiązany, jednak natura bywa złośliwa. Na ich drodze stanął bowiem kapitan, a właściwie coś co niegdyś nim było.

-Kurwa, Kapitan skwarka, ja pierdolę.. - rzucił na widok spalonego i poczerniałego mięsa, spod którego widać było jeszcze rozbłyski energii. Gość wyglądał jak jeden z tych komiksowych potworów, które napierdalały się na śniadanie promieni Gamma.

Po chwili jednak zaczął żałować swojego dowcipu, bowiem Tector poruszył się. Przez chwilę Jones miał zamiar krzyknąć “kurwa prawdziwy zombiak” ale powstrzymał się tylko, bowiem Technik zaczął panikować. Mięśnie Jonesa napieły się, a usta zacisnęły się mocno, tak że przez chwilę zwiadowca wyglądał niczym goryl gotujący się do skoku.



Kapitan, a właściwie chodzące i świecące zwłoki kapitana, zaczęły kierować się w ich stronę. Nie było czasu na zastanawianie się, i Jones rzucił tylko kolejne:

-Kurwa - by po chwili w dłoni trzymać już przecinarkę, którą zamierzał ...Właśnie. co z nią zamierzał?? Cofnął się o krok do tyłu patrząc na Technika.
-Dobra..Jak zrobi jeszcze jeden krok ku nam..załatwiamy mu szybką dekapitację - rzucił gniewnie, przyjmując pozycję bojową. Kapitan, nie kapitan stanowił zagrożenie. Dla niego i reszty jego towarzyszy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 03-12-2014, 00:56   #36
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Jasne, obecnie to jedyne co z tym złomem da się zrobić. - Nie miał nic przeciwko złomowi jako takiemu, lubił go składać w wolnym czasie do kupy i nadawać mu nowe życie. Tu zaczynała się różnica od jego obecnego położenia. Nie był to jego czas wolny a złom przed nim był zaawansowanym technologicznie cackiem wartym grubą kasę. Przynajmniej na chwilę obecną. Sprawdził czy mechanizmy wyrzutni były sprawne i przeładował jedynkę, czwórkę, siódemkę i dwunastkę torpedami mniejszej mocy. Szybkimi, do zwalczania mniejszych jednostek i rakiet.









- Z piętnastoma procentami to ja gówno zrobię, żadnych tarcz, żadnych laserów. Obrona punktowa może co najwyżej komara po jajach posmyrać. - Zakomunikował chłodno Chan. Skoncentrował sie na swoich przyrządach i sprawdzał czy nie ma żadnych uszkodzeń albo przepięć. Tylko tego mu brakowało, żeby na lustrze lasera dalekiego zasięgu wytworzyć piorun kulisty zamiast wiązki. Mniej więcej tak biegły jego myśli do momentu, jak zobaczył przekaz z kamery Isaaca. - Zapomnij o tych piętnastu procentach, jakoś to ogarniemy, proponuję otworzyć zbrojownię. - Nie miał zamiaru ruszać się z miejsca, jeszcze. Od maszynowni dzielił go pewien kawałek, a do czasu kiedy dostaną do rąk coś bardziej niebezpiecznego, niż jakiekolwiek narzędzia, jakie mogliby złapać, nie było sensu odrywać wzroku od swoich systemów. Starczyło mu kilka sekund horroru. Coś, co zostało z kapitana, ruszające się jakby ciągle żyło, mimo że poziomy przepływu energii i promieniowanie ogniw powinno było go spopielić z miejsca.



Teraz faktycznie jakiekolwiek teorie na temat EMP czy to wybuchu, czy granatu o ograniczonym zasięgu, zdawały się całkiem miłymi alternatywami. Kapitan doprowadził do zniszczenia sporej części maszynowni w najprostszy możliwy sposób. Stworzył z siebie żywy przewodnik. Chociaż co do określenia żywy nie był wcale taki pewien. Najgorsze chyba jednak było to, że dopóki nie dostanie więcej mocy, mógł jedynie siedzieć i czekać, operując wyłącznie na ograniczonym zasobie rakiet, torped i wabików.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 03-12-2014, 16:15   #37
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
- Mój zegarek? A faktycznie masz rację! Czekaj Tony zaraz sprawdzę... Ojejj... Jednak nie... - odkąd opdowiedział na wytyk Westa odnośnie swojej roboczej teorii dotyczącej przyczyn blackout'u jaki ich dotknął wszyscy na mostku wiedzieli, że bedzie albo żartował albo ironizował. Podczas mówienia teatralnie wręcz pacnął się w czoło a właściwie hełm po czym równie przebarwił gest patrzenia na zegarek któreg pod warstwą kombinezonu próżniowego wcale nie było widać nawet jako obręcz czy zgrubienie. Może i przesadził trochę ale West go trochę zirytował tym, że po cwaniacku mógł sprawdzić ten detal w kajucie przed ubraniem kombinezonu lub podczas tej czynnosci a terazł łaził i się wymądrzał. A na mostku jakoś dziwnie często istniał zwyczaj podpinania urządzeń pod sieć więc wszystkie wyglądały tak samo. ~ Taki mądrala to niech sam poda przyczynę w ciągu pięciu sekund od zdarzenia. ~ prychnął w duchu Morgan wracając po tej krótkiej scence do swojej ledwo żywej konsolety. Niewiele stracił przez te parę skeund. Właściwie nadal było zanim odwrócił się do Tom'a.


- Spoko Shao, nie dygaj, wróci nam moc to i nasze zabawki raczej też. - uspokoił z uśmiechem w głosie kanoniera lekko kiwajac głową wciąż wpatrzony w swoją konsoletę. Dzięki przekierowanej przez niego resztek zachowanej energii plus to co wracało z maszynowni i uchowało się w jego systemach skanu zaczynało dawać nadzieję, że wreszcie coś sie ruszy.

- Może tak być... Coś poszło po kablach i blachach... Dlatego nie ruszyło sprzętu majacego oddzielne zasilanie... Ale to na pewno nic na zewnątrz. Choćby nie wiem jakie mieli maskowanie to przynajmniej strzał czy rakiety bym wykrył i wiedział, że nadchodzą. A nic takiego nie było. - rzekł w zamyśleniu komentując teorię Chan'a i dodając swoje trzy grosze. Tak im więcej danych tym bardziej wyglądało na to, że to jednak coś na pokładzie.

- Ok, dzięki Frida... - skupiony na majtaniu przełącznikami, tropieniem po kablach śladów energii i przekierowywaniem jej w systemy maskujące w sumie zapomniał, że dopiero co go wkurzyła i miał na nią się podąsać jeszcze trochę. Właściwie zapomniał prawie o całej załodze, o obcych jednostach pędzących przez mroźną próżnię, o samej okaleczonej rodzimej jednostce ze stajni "Zeusa" i patrzył tylko na konsoletę gdzie królował wskaźnik pokazujacy stopień ładowania sie systemów skanu. Rósł... Ale bardzo wolno... Na obecną sytuację zdecydowanie za wolno!

- Nie dam rady. Nie sam. - rzekł krótko i chłodno skalkulowawszy swoje szanse w stosunku do posiadanych zasobów energii i czasu. - Wyżebrałem co się da i systemy się ładują. W końću się naładują i odzyskamy pełnie maskowania. Ale za późno. Nie wiemy dokładnie jaką technologią posługują się Polary ale prawdopodobnie odzyskamy pełnie maskowania na tyle blisko nas, że i tak nas wykryją. - nadał na ogólnym kmunikacie by wszycy mieli świadomość ich sytuacji. Po czym przedstawił dalszą część newsa.

- To znaczy o ile dolecimy aż tak daleko. Obecnie jesteśmy ruchomym celem lecącym bez zmiany kierunku czy prędkości. Nawet jeślibyśmy zniknęli w tej chwili z ich radarów mogą łatwo przeliczyć nasz lot i strzelać w ciemno z dużą szansą na skuteczny ostrzał. Shao może pewnie lepiej naświetlić akurat ten aspekt. - rzekł kończąc swój raport. Ale nie byłby sobą gdyby jednak czegoś nie zaproponował. Ta prywatna inicjatywa, zdolność od improwizacji i pomysłowowść odróżniały go od przeciętnego trepa który zajmował stanowisko i pracował jak żywy automat wedle wytycznych, rozkazów i instrukcji. Było to czasem niewygodne dla innych, zwłaszcza zwierzchników bo nie każdy tolerował i dobrze znosił takie przejawy samodzielności stąd i Morgan słabo się nadawał do standardowej jednostki liniowej.

- Ale mamy parę opcji. Bez zmiany sytuacji o ile tempo regenracji układów nie ulegnie jakiemuś samoistnemu przyśpieszeniu to raczej będzie jak mówię. Ale jakby Izaak przeszedł się do maszynowni i spróbował torchę nam wyczarować energii to by pewnie nie zaszkodziło. No i mamy Thundera. Możemy go podłaczyć pod Ajalosa by odzyskać energię. Ale samego Thundera możemy wysłać przed nas. Jeśli udałoby nam się to wszystko ładnie zgrać to odzyskaną moc proponuję przekazać na maskowanie i silniki. Wówczas Thunder wystrzeli swojego pierda a my się zwiniemy i myślę, że mamy spore szansę na urwanie się tym psom. - przemyślał chwilę ale uznał, że to najlepsze co może w tej chwili zaproponować. Było ryzykowne, zwłaszcza dla Westa i jego Thundera ale dawało realną szansę na wymknięcie się wrogom. Chmura z wystrzelonych przez mysliwiec boi EMP zakłóciłaby obraz Polarsom. Wówczas Ajalos właczyłby już tę może nawet całą moc maskowania a Frida mogłaby porbić te swoje manewrowe sztuczki z unikami. Noo... To mogło się serio udać.

- Aha, jakby się udało uruchomić silniki proponuję kierować się na Hotha a zwłaszcza jego księżyce. Ten gazowy gigant a zwłaszcza te radioaktywne księżyce działają jak naturalne boje EMP. Jakbyśmy się schowali w ich echu i zakłóceniach to wam powiem, że byłoby naprawdę nieźle. Moglibyśmy zyskac czas i ponaprawiać co się da i znów wrócić do akcji na pełnych obrotach. - rzekł kiwając głową jakby sam ze sobą się zgadzał. To już by było naprawdę niezłe. Punktem krytycznym było przywrócenie do sprawności maszynowni i/lub pobranie energii z Thundera. Akurat nie był pewny czy starczyłoby na pełny manewr samym wyszabrowanym z energii mysliwcem ale liczył, że tu się odpowiednio wypowiedzą Izaac i Tony bo to ich działka była. Jakby wymyślili jeszcze coś fajnego to na serio mieli szansę się z tego wygrzebać.


W miedzyczasie wyszła "sytuacja" z kapitanem. To, że nie był w szoku to tylko dlatego, że akurat ogólna sytuacja angażowała go w pełni i obejrzał przekaz z maszynowni ale został on tam gdzieś z tyłu czaszki w jego pamięci. Teraz miał chwilę czasu by pomyśleć i nad tym. Generalnie niezbyt przypadła mu do gustu postawa ich esperki. Tak niby miłość i słodycz na co dzień ale cholera jak mu strzeliła, że ma robić coś co właśnie robił to go trochę wkurzyło. ~ Co ona se mysli? Że ja tu kurwa pasjansa układam?! ~ potwierdził jednak krótko otrzymany rozkaz i dalej główkował nad przesyłem energii do maskowania. W końcu postanowił w duchu iść z nią na ugodę i uznać, że musiała pewnie jakoś oficjalnie zatwierdzić to co robił czy co.

Mimo jednak, że był zajęty swoją robotą jak Ineth wydała serię dziwnych poleceń. Po jaką cholerę wysyłała Jones'a do maszynowni? I po co lazła do kajuty kapitania jak na mostku było od cholery do zrobienia. Albo w maszynowni. Dla Morgana wyglądało jakby Jones miał pochwycić kapitana zanim ten zwieje Thunderem w przestrzeń. Bo po co inaczej blokować Thundera na pokładzie? To, że wiedziała coś wiecej a nie raczyła się tym podzielić było dla Ross'a irytujące. Było to poniekąd przeciwieństwo jego stanowiska gdy wręcz miał obowiązek mówić o tym co wie i widzi on i jego systemy. Zwłaszcza jakby miało się okazać... Że co? Teret zwariował? Spanikował? Zdradził? Zdezerterował? Bo co innego mogło tłumaczyć takie zachowanie? A to do cholery było dość istotne dla załogi co się dzieje z ich dowódcą i kapitanem! No ale... Nie odezwał się. Miał nadzieję, że nie zamierza wprowadzać autorytatywnych rządów na swojej zmianie i jakoś to może później wyjaśni. No ale okazało się, że gdy przyszło te później i zobaczył filmik z maszynowni no to coś się może wyjasniło a i tak sytuacja się jeszcze bardziej skomplikowała...

- Chłopaki... Ja tam siedzę na mostku i nie jestem specem od takich sytuacji... Ale proponuje wam unikać walki. To źle w papierach i na komisjach wygląda jak się podwładny szarpie z dowódcą. To się ciągnie w papierach do emerytury... - rzekł nie wiadomo czy na serio czy na żarty. Czasem ciężko to było wyczuć.

- A na serio to unikajcie walki. Wiem, że powinno udzielić mu się pomocy medycznej... Ale ja bym go wolał najpierw wyciagnąć z maszynowni... I ten no... Hmm... Przymocować go gdzieś. Potrzebny nam sprawny Izaac by doprowadził do sprawności maszynownię. Ale cholera nie pytajcie mnie o detale bo nie mam pojecia jak to zrobić... - generalnie faktycznie nie miał i wcale Jones'owi i chłopakom nie zazdrościł w tej chwili roboty. Ale dla całej jednostki priorytetem była sprawna maszynownia. A póki łaził po niej poparzony kapitan ciężko było coś tam zrobić senswonego. Nigdy nie widział, nie czytał ani nawet nie słyszał o nikim kto by twierdził cos podobnego więc kompletnie nie wiedział co się do cholery stało! Na jego oko to Teret mógł paść trupem w kazdej chwili. Ale jakoś chyba nie zamierzał. Czy można go było uratować to nie wiedział. Ale wiedział, że byli i moralnie i służbowo zobowiazani pomóc mu. No spróbować chociaż. Jeśli okazałoby się to jednak zbyt trudne dla nich to zawsze mogli spróbować go gdzieś odizolować.
 
Pipboy79 jest offline  
Stary 07-12-2014, 06:40   #38
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Więc kapitan nie spał… Nie miała pojęcia, czy się cieszyć z kolejnego małego przebłysku i słuszności przypuszczeń, czy... podkulić ogon i schować się pod ziemię po tym, co znalazła. Nie mogła pozwolić, żeby coś… Cokolwiek z kajuty kapitańskiej wydostało się. I tak z racji chwilowej utraty grawitacji wszystko było poprzewracane i nie na swoim miejscu. Wróciła nerwowym krokiem i dźwignią przełączyła na tryb manualny kolejną śluzę. Nerwy zauważalnie wpływały na jej zachowanie

- Doceniam twój wkład Morgan, ale rozładowanie Thundera byłoby strzałem w głowę. Nie mamy jak uciekać, nie mamy jak się chować, nie mamy jak się bronić. Możemy jedynie atakować.

“Thunder jest naszym ostatecznym aktem desperacji...” Pomyślała, lecz powstrzymała się od podzielenia się tą uwagą ze wszystkimi.

- Strzał w głowę to zaliczymy jak nic nie zmajstrujemy. Przeładowanie mocy z myśliwca na okręt da nam realną szansę na zmianę kursu, włączenie skutecznego maskowania i zniknięcie ze skanów Polarów. Jak znikniemy zyskamy czas by ponaprawiać resztę. Na przykład na orbicie Thota albo jego księżyców - skwitował swoje Morgan.

- Twój plan zakłada, że moc Thundera będzie wystarczająca a maszynownia stanie na nogi. To nie musi się stać. W obecnej sytuacji nie możemy stracić Thundera, choć w innych przypadkach wezmę twoje sugestie pod uwagę. Jak się tobie nudzi to możesz oszacować warunki podmiany naszej sygnatury na tę z okrętu cywilnego. Shao może zrobić to samo z wybranym pociskiem. Obecnie lecimy po linii prostej na co nic nie poradzimy, warto pomyśleć o zasłonie dymnej.

Dyskusję przerwał Isaac swoją transmisją wideo. Urwała nie mogąc dokończyć przedstawienia własnej analizy sytuacji.

Wszystko, tylko nie ta sama skrzynka po raz trzeci!

Zaniemówiła a bolesne ukłucie przeszyło jej wnętrzności. Spanikowała a odległość kajuty kapitana a maszynowni, czy sprowadzenie obecności w tamtym miejscu do małego ruchomego obrazka w hełmie, wcale tego nie złagodziła. W głowie miała zupełnie inne wizje…

Wizje, które dla niej mogły skończyć się tak samo. Miała przecież… Miała przecież to ogniwo tak samo obnażone i na wyciągnięcie ręki! Chciała zrobić to samo! Ciągnęło ją i pragnęła tego! Wystarczył przecież jeden mały impuls by skończyć podobnie! Dotknięcie ogniwa mogło skończyć się tylko w jeden sposób. Nie wiedziała czemu tego nie zrobiła, co było jednocześnie dobrą i złą wiadomością... Dobrą, bo wciąż jej skóra nie była usmażona. Złą, bo nie miała w tedy tego w głowie. Nawet nie wiedziała, co w tedy miała w głowie. Nie miała nad sobą kontroli. Nie mogła wrócić do maszynowni. Niewolno było jej tam wrócić…

Straciła zaufanie do własnej siebie.

Myśli przebił ponowny obraz wyrwanych zmasakrowanych oczu leżących na podłodze. W jej głowie włączył się inny program niczym po przyciśnięciu guzika od pilota. W głowie krzyczało jedno pytanie.

Czy ostatnie rozkazy sztabu były prawdziwe, czy spreparowane przez kapitana?

W kosmosie nie istniało coś takiego jak przypadkowa obecność w przestrzeni i czasie. Nie było też podstaw i logicznych przesłanek, by rzucać się na pomoc w kierunku tak oczywistego Q Shipa. Urządzenie sabotujące było podstawione przez kapitana, wiedziała o tym od razu. Nawet długo nie musiała analizować załogi. Oni nie mieli motywu. Jaki motyw miał kapitan? Podstawione urządzenie nie odnosi skutku. Nie mając innych alternatyw poświęca życie swojej prawdziwej misji. Stare myślenie, które zasugerowało Isaacowi pozostawienie trupa pluskwy na tym samym miejscu już nie sprawdzało się. Nikt o zdrowych zmysłach nie wyrwał by sobie oczu. Kapitał był esperem zdolnym do takiego wybuchu? To też się nie sprawdziło, choć miała takie przypuszczenia po wybuchu energii. Dlatego też wysłała Tonego biegiem do zatrzaśniętego Thundera. Ale kapitan nie miał motywu. Był tylko ofiarą. Motyw miał ktoś inny… I jaki udział mieli w tym godseyanie? Pojawili się w tak dziwnych okolicznościach jak obecność polarian. Nie było to bez znaczenia... Czy zostali dołączeni do federacji w celu walki z trytonami? Możliwe i prawdopodobne. Byłby to logiczny krok wiedząc, że dotychczasowe środki obrony były kompletnym zerem. Lecz ta informacja i tak nigdy nie zostałaby podana do opinii publicznej. Godseyanie… Byli krokiem w kierunku zrozumienia i rozwinięcia ESP. Czemu nie pojawili się wcześniej? Desperacja mogła spowodować ich przyłączenie mimo dużych obaw, czy ryzyka. Kapitan miał ich technologię. To ona, ale została wykorzystana w sposób całkowicie odmienny. Federacja nie byłaby zdolna do poświęcenia takiej załogi i okrętu. Nie pozwoliłaby na to. Sprawa rozgrywała się szczebel wyżej. Poza rasą ludzką i federacją. Magiczny nieznany statek widmo musiał być godseyański a sytuacja w jakiej się znaleźli nie należała do tych wspólnie zaplanowanych ku dobru wszystkich. Utrata okrętu… Cel uświęca środki… Godseyański odłam ekstremistów? Tylko po co był im potrzebny ALOJOS z brakiem zasilania? Tych kart niestety mogli już w ogóle nigdy nie odkryć.

W odbiciu jej szeroko rozwartych szklistych oczu rodziły się i umierały nowe wszechświaty, które przez przecięcie się osi czasu mogły stać się ich rzeczywistością. Każdy z nich był różny, zależny od podjętej błahej decyzji. Wszystkie jednak były mitem obalonej setki lat temu teorii. Nie było podróży w czasie ani alternatywnych rzeczywistości, czy innych wymiarów. Jedynymi, którzy ucierpieli z tego powodu byli pisarze fantastyki naukowej. Ciężko zarabia się pieniądze na jednej z największych naukowych bzdur.

Była rozdarta. Załoga miała prawo o wszystkim wiedzieć. Sama wiedziała też, że takie informacje wpłyną na rezultat ich działań. Wiedziała też jak zareagują na każde następne polecenia, że w głębi duszy będą przeciwni. Duszy, która pod wpływem szkoleń nauczyła sama się nie słuchać. Przeciwni, ale zmuszeni do wykonania rozkazu. Nie miała tej siły, co Seret. Nie miała tej samej mentalności, co Seret. Nie miała siły przybicia, czy autorytetu, co Seret.

- Is~... Isaack… Czy… Seret ma oczy? - wypowiedziała niezbyt wyraźnie i bez przekonania do własnych słów. Po chwili ponowiła ostrzej i pewniej - Isaac, czy kapitan ma gałki oczne na miejscu, czy puste oczodoły?

Pytanie było co najmniej abstrakcyjne. Stanowiło świetny materiał dla rosnących wątpliwości Morgana, czy Tonego wobec esperki. Było jednak potrzebne z uwagi na widzianą mniejszą ilość szczegółów na przesyłanym materiale. Mechanik jak i zwiadowca zgodnie z sugestią pytania nie widzieli oczu, jakie miał zawsze. Zamiast tego dziury były wypełnione tlącym się światłem i energią.

- Nie zezwalam na użycie siły wobec kapitana - rzuciła po nerwowym i dłuższym milczeniu.

Głowę miała pełną sprzecznych wyładowań. Wiedziała, że polecenie będzie odebrane jeszcze gorzej. Nie mogła przecież narzucić bierności gdy dojdzie do rozszarpywania kogoś. Była gotowa, że nie zostanie wypełnione… W końcu dlatego wysłała tam Mr. Jonesa. Nie wiedziała jak zareaguje. Natomiast znała go na tyle, że niezależnie od decyzji da sobie radę i rozwiąże problem tak, czy inaczej.

- Najważniejszy jest powrót pełnego zasilania. Kapitan musi zostać odciągnięty. Jest ślepy… Musi kierować się energią. Iskry, czy wyładowania elektryczne powinny przyciągać jego uwagę. Frida, poprowadź Mr. Jonesa do najbardziej energetycznie odizolowanego pomieszczenia w maszynowni. Isaac, musisz jak najszybciej odzyskać zasilanie.

Mimowolnie zrezygnowała z wcześniejszego podejścia. Myśli nie układały się w sposób “jak dobrze wykonać zadanie” a schodziły na tory “by zginęło najmniej osób”.

Oddelegowana do planów okrętu, Frida podniosła wrzawę o utracie kontroli nad sterowaniem hangaru i odcięciu Tonego. Mógł zrobić, co chciał i nie było żadnych środków, by mu w tym przeszkodzić. Wiedziała, czemu tak zrobił ale nie mogła mu przecież zabronić ratowania własnego życia… To było naturalnym odruchem człowieka. Miał do tego prawo. Szczególnie, gdy miał warunki by przeżyć jako jedyny. Mimo braku hiperskoku mógł uciec, schować się i próbować swoich sił na własną rękę. Miał szansę na najgorszą ewentualność i wiedział o niej. Nie mogła mu tego odebrać. By nie stracić zaufania nie mogła też go za to zaatakować. Bez żadnego słowa pozwoliła mu ale z braku czasu nie mogła wytłumaczyć sytuacji innym. Osobę Fridy jawnie i brutalnie zignorowała jakkolwiek nie nawiązując do zgłoszonego alarmu a jedynie do jej uaktualnienia tematu osoby pilota. Nie chciała robić tego w ten sposób ale nie miała wyboru.

- Tony, co ze Scorpionem? “Wyciągnij kluczyki ze stacyjki” Thundera sprawdzając go.

West nacisnął kilka klawiszy na klawiaturze, wprowadzając zwykle nie używaną kombinację poleceń.

- Nikt nie ruszy Thundera - potwierdził wykonanie polecania. - Ile mamy czasu do... spotkania? - spytał, na co Ineth przełknęła gorzko ślinę.

Nie było to pytanie proste. Było wręcz niesamowicie skomplikowane. Najgorsze, że było już zadane a licznik spokojnie topniał z oszacowanych czterech godzin.
Czy miała powiedzieć, że cztery godziny, narażając się na ostrą krytykę reszty, bo po cholerę go tam słała tak szybko? W końcu Tony będzie piknikował na fotelu, gdy reszta walczy z krytyczną sytuacją?
Czy miała powiedzieć, że parę minut, powodując ścisk serc reszty, wykazując swój brak szczerości i podburzenie ich zaufania?

- Miejmy nadzieję, że do niego nie dojdzie - odpowiedziała wybierając ucieczkę.

W tej jednej chwili poczuła, że obróciła połowę załogi przeciwko sobie. Że zadecydowała wbrew ich sumieniom. Było to dla niej bardzo przykre uczucie w szczególności, że jej zamiary nigdy się nie zmieniły. Zawsze chciała jak najlepiej dla wszystkich a brak sposobności wytłumaczenia każdemu z osobna logiki swoich akcji był straszny. Nie miała pojęcia, jak znosił to kapitan. Jednak została wypchnięta na środek i musiała działać nie mając czasu na zrozumienie u innych. Sama też nie była zamknięta w nieistotnej skrzynce. W kajucie była odpowiedź na taki a nie inny przebieg wydarzeń. Mimo własnych projekcji możliwości musiała odnaleźć prawdę. Kontynuować śledztwo. Wleźć z łapami tam, gdzie nie powinna i tam, gdzie nękało ją brudne ESP.

- Shao… Zmień… Kolor dla wszystkich okrętów na radarach… Kod… Czerwony.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 07-12-2014 o 06:52.
Proxy jest offline  
Stary 07-12-2014, 18:13   #39
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
MOSTEK

Energia wracała powoli. Bardzo powoli. Jednak szybka symulacja progresywna pokazała, że za pół godziny AJOLOS powinien odzyskać wystarczającą sprawność, by mogli wprowadzić zaplanowane manewry obronne w życie. Pełne wzmocnienie maskowania i ciąg siły umożliwiające odbicie z wyznaczonego kursu.

Teraz pozostawało im jedynie obserwować zbliżające się w ich stronę obiekty. Mknące przez pustkę systemu, niczym doskonali myśliwi. Ross zauważył to pierwszy.

- Przyśpieszyły. Znacznie.

Faktycznie. Oba obiekty zdecydowanie nabrały prędkości. Co oznaczało, że mają mniej czasu, niż sądzili. Nadal jednak wystarczająco wiele, by zdążyć uciec.

Wszystkie znaczniki zostały określone, jako potencjalne zagrożenie. Dane wprowadzone do systemów namierzania, celowania, nawigacji. Niewiele więcej mogli w tej sytuacji zrobić.

Zostało im około godziny i piętnastu minut, kiedy obiekty znajdą się tam, gdzie AJOLOS.


HANGAR

THUNDER był gotowy. West był gotowy. Musiał jednak czekać. I to czekanie wkurzało go najbardziej.

Bezpieczny za sterami myśliwca West czuł coraz większy niepokój. Wszystko wydawało się iść nie tak.

KAJUTA KAPITANA

Inet czuła ciężar dowodzenia. Czuła, że teraz od jej decyzji i oceny tej nietypowej sytuacji, nieujętej w żadnych regulaminach, zależy czy AJOLOS przetrwa, a jego załoga przeżyje. Wszelkie złowieszcze przypuszczenia, całe podejrzenia i wszystkie wątpliwości musiały zejść na drugi plan. Wiedziała o tym, lecz trudno jej było kierować się takim zero – jedynkowym procesem.

Poza tym odnosiła wrażenie, że coś umyka jej percepcji, i to uczucie drażniło ją najbardziej.

MASZYNOWNIA

Kapitan, czy czymkolwiek lub kimkolwiek był teraz Tector, ruszył w ich stronę. Rozkaz został wydany. Odciągnąć kreaturę z daleka od maszynowni. Zamknąć gdzieś, tak by Clarke miał szansę wziąć się do pracy.

- Chodź tutaj, skurwielu! – Mr. Jones wiedział, jak sprowokować każdego.
Ruszył w stronę kapitana zwracając na niego uwagę.

- Magazyn części zapasowych numer A, ten na lewej burcie. Doskonale izolowany. – zaproponował Clarke.

To wydawało się doskonałe miejsce.

Jones potwierdził cel i kontynuował działania zaczepne. Poza słowami zbliżył się do kapitana, nie na tyle jednak, by nie zbliżyć się na zasięg ataku.
Kapitan dał się podejść i ruszył za zwiadowcą, który pociągnął go w stronę magazynu.

Tymczasem Clarke obszedł maszynownię bocznym korytarzem technicznym, ułatwiającym dostęp do części bezpieczników, i znalazł się tam, gdzie kapitan wyrządził najwięcej szkód. Już pierwszy rzut oka na zniszczenia pozwoli technikowi ocenić, że musi zacząć od wymiany większości ogniw zasilających. Na szczęście na AJOLOSIE w magazynie B było ich wystarczająco dużo. Z tym, że przydałaby mu się pomoc w tej prostej, technicznej czynności. On w tym czasie zająłby się wymianą poniszczonych transmiterów, kalibracją strumieni oraz bardziej skomplikowanymi naprawami. Tak byłoby zdecydowanie szybciej.

Mr. Jones uśmiechał się pod nosem. Zwabianie kapitana do magazynu szło lepiej, niż sądził. Tactor stracił cały spryt. Kierował się impulsami, prosto do wyznaczonej przestrzeni. Jedynym elementem stanowiącym wyzwanie było wejść do magazynu, poczekać aż zrobi to kapitan, a potem wyminąć go, uciec i zamknąć drzwi magazynu.

Bułka z masłem, dla wyszkolonego komandosa.

Kiedy drzwi do magazynu zatrzasnęły się, Mr. Jones zatrzymał się, krzyknął tryumfalnie, a potem pokazał grodzi środkowy palec – w starożytnym geście zwycięzców.

Nagle oślepiło go jaskrawe światło, a potem metalowe drzwi, w przerażającym tempie zderzyły się z nim wyrwane smugą energii razem z częścią metalowej ściany.

Mr. Jones znalazł się na ziemi, przygnieciony metalową płytą, z której krawędzi skapywały krople roztopionego metalu. Z trudem oddychał, ale żył i poza niegroźnymi stłuczeniami, nic większego mu się nie stało.

W wejściu stał świetlisty, rozjarzony energią ludzki kształt.

Powoli, niczym okrutne nemezis, kapitan ruszył przez przetopioną dziurę. Kierował się prosto w stronę leżącego Mr. Jonesa, przygniecionego masą drzwi.
 
Armiel jest offline  
Stary 08-12-2014, 18:00   #40
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
- Ożesz kurwa, bo nie wierzę. Czegoś takiego jak żyje na oczy nie widziałem! - powiedział Isaac na widok tego co zostało z ich kapitana, albo to czym się stał. - Co to jest?! - krzyknął w próżnie, bardziej do siebie niż do Jonesa. Musiał działać szybko, gdyż energia o humanoidalnym kształcie zbliżała się w kierunku żołnierza, który leżał przygnieciony grodzią. Isaac zobaczył, że ten się rusza. Dobrze, znaczy, że jeszcze żył. Bez chwili namysłu inżynier włączył po raz kolejny przekaz wideo do wszystkich załogantów - Mayday, mayday! Potrzebujemy pilnej asysty w maszynowni. Rowens, zbierz wszystkich, sami nie damy rady. Kapitan... ewoluował. Jest energią w czystej postaci, nie możemy go powstrzymać, wyrwał grodź z magazynu! - w momencie, gdy wydawał oficjalną wiadomość skierowaną do przełożonej (ale cała reszta załogi też ją słyszała, włącznie z przekazem obrazu) wyciągnął rękę, na której miał zamontowany moduł kinetyczny i skierował ją na stalowe drzwi przygniatające Jonesa. Energia wystrzeliła z małego pudełeczka znajdującego się na wierzchu dłoni inżyniera i "złapała" ciężki kawał metalu. Isaac podniósł je bez najmniejszego wysiłku i obrócił tak, żeby odsłonić i oddzielić Jonesa od pozostałości z kapitana.
-Jones! Wstawaj, spierdalaj stamtąd- krzyknął Clarke. - Musimy się stąd wynosić, nie damy mu rady. Rozkaz Rowens naraża cały statek na zniszczenie, musimy się go pozbyć z pokładu, a nie izolować! Dawaj, dawaj, dawaj! - krzyczał dalej, gdy komandos podnosił się ociężale z ziemi. Mimo napiętej sytuacji inżynierowi przemknęło przez myśl, że Jones to kawał twardego bydlaka, w końcu nie każdy dałby radę przeżyć cios kilkusetkilogramowymi drzwiami, a co więcej zebrać swój tyłek i uciec. Gdy już Jones się podniósł, Isaac wyłączył moduł kinetyczny, a drzwi z ciężkim hukiem upadły na ziemię. Technik złapał w pół zwiadowcę i przerzucił sobie jego rękę przez kark i razem ruszyli, byle dalej od tej koszmarnej istoty. W trakcie biegu Isaac powiedział do Jonesa-Kurwa, nie wiem co to jest, wygląda jak żywa pochodnia stworzona z całej energii, którą wyssała z ogniw! Musimy to wystrzelić w kosmos... Musimy przewietrzyć okręt! - technik odwrócił się przez ramię, aby spojrzeć czy istota dalej za nimi podąża. Całą sytuację słyszała i widziała "z perspektywy" Isaaca załoga, gdyż tym razem technik nie przerwał przekazu. Gdy Clarke'owi i Jones'owi udało się nabrać dystansu do ich prześladowcy, zatrzymali się i Isaac puścił zwiadowcę i załapał go za barki - Jest ok? Trzymasz się? - gdy uzyskał twierdzącą odpowiedź ruszyli dalej, już każdy o własnych siłach - Rowens, z naszego końca sprawa wygląda nieciekawie - powiedział w trakcie biegu technik - Kierujemy się do najbliższej śluzy, potrzebujemy asysty. Gdy będziemy w pobliżu, ktoś musi wyłączyć grawitację i otworzyć właz. Małe wietrzenie, rozumiesz. Nas z Jones'em nie wywieje, buty magnetyczne załatwią sprawę, a mam nadzieję, że to pierdolone straszydło wyfrunie z tego okrętu. Przyjęłaś? -
 

Ostatnio edytowane przez Lomir : 08-12-2014 o 18:19. Powód: Literówki
Lomir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172