Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2014, 21:53   #33
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pamiętał dobrze moment który przekreślił jego karierę. Jeden moment z powodu którego teraz zamiast nadzorować i dowodzić straceńcami sam był jednym z nich.
Ten pieprzony skośny zaczął się wydzierać, kiedy zrobili nalot na mieszkanie obok. Może ktoś inny by żółtka spryskał gazem albo grzecznie mu powiedział “spierdalaj pan”.
Tyle że tam był Haxtes… a Haxtes nie cierpiał jak cywile darli się na niego, miał bardzo zły dzień i czuł że człowiek, który pokazowo ich wyzywał, coś miał do ukrycia...

Teraz jedyne co pozostawało to wojna. Wojna po kres jego życia, bo nie wierzył, że wycofają go z frontu choćby i dziesięć lat odsłużył. Jego przełożeni próbowali go kryć, ale kiedy nadeszła wiadomość o zwiększeniu aktywności Legionu rzucili sprawę w czorty. Sądy ekspresowo zaczęły wydawać wyroki wysyłające oskarżonych na front. “Bez pierdolenia”, można by rzec.

Ultima Thule, Linia Alexandra McCraiga, Mars

Nuta

Chemiczny shit jaki mu wstrzyknęli sprawił, że przez pierwszy dzień Barak chodził podkurwiony i nabuzowany. Burda. Skończyło się karcerem, a potem pierwszym szeregiem. Przetrwał. Powrócił. Nadzorca dostał w pysk za kpinę pod jego adresem. Kolejny karcer. Kolejny pierwszy szereg. I znów powrót. Tym razem już nikt Rury nie zaczepiał, bo Rura choć w żyłach krążyła mu paskudna chemia, był tak naprawdę na odwyku. Jedyne co mu pomagało to adrenalina. Cholernie wielkie dawki adrenaliny. I testosteronu. I wszystkich hormonów jakie znał. To było jedyne lekarstwo na ból i nienasycenie.
Tak. Barak był nienasycony. Brakowało mu stimów i supli. Znał odpowiednie dawki i proporcje. Dzięki nim wyrósł na olbrzyma i mógł dokonywać niesamowitych pokazów siły porównywalnymi z koksami z Cybertronic… Tyle że teraz stimów i supli nie było i musiała mu wystarczyć sucha masa. Nadal miażdżył czaszki umarlaków, aż miło… jednak nie czuł już tej mocy. Opatrzność odebrała mu swoje boskie pokarmy. Kreatyna już nie spadała niczym manna z nieba. Teraz pozostawało tylko antidotum… i jakieś paskudztwo na przyspieszenie gojenia ran.
O braku seksu szkoda było nawet mówić.

***

Dawno dawno temu na powierzchni pewnej planety wybudował sobie pałac Sułtan. Był wielki, gruby i szpetny i mówił jakimś nienormalnym językiem. Miał pod swoimi rządami niemniej paskudnych, choć nie tak otyłych jak on, oprychów i heretyków. Widząc wielkie bezprawie panujące w sięgającym pod samo niebo pałacu Sułtana, ludzie obudowali jego sadybę rozbudowanymi fortami, które miały pilnować dzień i noc, coby sługi mrocznego włodarza nie rozpełzły się po całej planecie. I tak dzień i noc ludzie czuwali i odpierali ataki Sułtana zgarniając srogi i bezbożny łomot. Ale ludzie nie poddawali się, bowiem po ich stronie stali herosi, którzy znali przedwieczną Formułę Wpierdolu… To ich w swej nieskończonej mądrości Opatrzność obdarowała ogromną masą i rozumem, aby mogli walczyć z siłami zła…

***

- Hax, bierz najlepszych ludzi i ruszajcie! Konwój jest w drodze. Bez tego ładunku wszyscy będziecie martwi…


Wheeler był ostatnią osobą której by się Rura spodziewał, że pokwapi się do wydawania rozkazów trepom. Wyglądało na to że wszyscy w hierarchii w dół zdechli czy co. Nieważne. Wheeler był spoko facet. Barak go znał. Twardy oficer został przydzielony do nadzoru straceńców, bo umiał ich trzymać za pysk. Nie pozostawało nic innego jak brać z niego przykład.

- Ta jest.
- odparł Rura salutując mechanicznie - Serio, kapitanie? Mam poprowadzić ludzi?

- Tak. Traktuj to jako awans w boju.
- rzekł Wheeler wyjmując z jednego z zasobników jakby przyszykowane dystynkcje, które przytwierdził Barakowi mocnymi uderzeniami w naramienniki - Najlepszych jakich znajdziesz.

Najlepszych… a może jedynych? Pomyślał Barak niemrawo patrząc na dystynkcje sierżanta jakie mu przybił dowódca na pancerz.

***

- Ruszać dupy szmaciarze!
- Wypierdalaj.

Łup, łup, łup, chlust.
- Wypierdolę to ja zaraz ciebie. Na plac kurwa! I wy też!

Najcięższe było to że niektórzy z “najlepszych” byli tymi których Haxtes sam wsadził do pierdla i na resocjalizację. Oczywiście nikt z nich nie wiedział, że był to sam Rura, ale wiedzieli kim był poprzednio. A to zaliczało go do grupy “tych którzy nas załatwili”, czyli na dobrą sprawę…

Hax był zmęczony. Po prostu. To miejsce nie mogło go złamać… nic go nie mogło złamać… ale on powoli zwyczajnie rdzewiał. Umierał. Tu nie można było żyć pełnią życia… Brakowało mu zbyt dużo rzeczy, był otoczony przez straceńców, w których oczach było widać tylko śmierć. Jedynie skoki adrenaliny na polu bitwy trzymały go przy życiu. To była jego nowa używka… i łaknął jej… a jednocześnie zdawał sobie sprawę… że jest to droga do piachu.

Zbieranie ludzi szło sprawnie. Hax cieszył się w Ultima Thule ponurą reputacją i to pomagało. Nikt nie chciał wkurwiać nowo mianowanego sierżanta karniaków, wiedząc że ten tylko czeka, aby kogoś zmasakrować.

***

Ale nie wszyscy czempioni ludzkości byli chwalebni. Wielu z nich nigdy nie zostało zapisanych w kronikach i polegli w bezimiennych grobach na polach bitew. Wielu z nich też wątpiło w ludzkość, ale czynili to co trzeba czynić. Byli też tacy, którzy stąpali już po krawędzi zatracenia i szaleństwa, bowiem ludzkość nie poznała się na nich i swych czempionów traktowała niczym złoczyńców i łotrów…

***

Wheeler załatwił wszystko i drużyna Baraka szybko zebrała się do kupy. Jakiś trzydziestu luda. Dostali do dyspozycji cztery lekkie wozy z ckm’ami oraz jeden przestarzały czołg o wysokim profilu z wieżą zbrojną w podwójne działko (na korpusie zamontowano miotacz ognia i dwa karabiny maszynowe). Hax nie omieszkał najgorsze szambo władować do jednego z wozów, aby w razie czego móc rozstrzelać wszystkich drani na raz, sam zaś zajął miejsce w czołgu przy radiostacji obok dowódcy pancernego potwora.
- Naprzód! Znacie, kurwa, trasę przejazdu konwoju! Wyjeżdżamy im na przeciw i rozpierdalamy wszystko co nam się nawinie! Zrozumiano?! - huknął Rura.
Czołg ubezpieczany przez wozy bojowe ryknął i ruszył z miejsca na spotkanie z niebezpieczeństwami skrytymi w pyłowej burzy. Barak miał tylko nadzieję, że siła ognia jaką dysponuje jego "grupa wydzielona" będzie dostatecznie duża, aby przejechać po wszystkim co na nich wyskoczy. W razie czego na wozach było trochę różnorakiego sprzętu - może niezbyt nowoczesnego, ale póki urywało głowy i mordowało nikt ze straceńców nie narzekał.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 29-11-2014 o 23:51.
Stalowy jest offline