Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2014, 15:21   #31
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Rozpoczęła się zabawa, niemalże tango. Tylko tango tańczyło się we dwoje, chociaż z podobną pasją, jaką można było spotkać i tutaj. Do menueta porównać tego nie szło, tu taniec z kostuchą był bardzo kontaktowy, pełen otwartych, a nie jedynie zawoalowanych sugestii i uczuć. Dookoła rozszalało się po prostu dance macabre. Burza przy tym jedynie podkreślała pyliste uroki okolicy.

Pakowanie serii w giganta nie miało najmniejszego celu, nawet mimo prób celowania w kolana czy oczy. Zdawało się że był niewzruszony, tu potrzeba by było minimum porządnej artylerii przeciwpancernej. Obrócił działko tak, żeby móc swobodnie osłaniać ciężarówkę i wóz pancerny, oni mieli przynajmniej coś, od czego biogigant mógłby dostać czkawki na pełen etat a nie jedynie poczuć ugryzienie muchy. Gorące serie z działka zaczęły kosić nekrosy, próbujące dobrać się do transportu i żołnierzy. – Dunsirn, wydostali się, jedziemy dalej na osłonie, tym to mu najwyżej akupunkturę zrobimy! – Rzucił Cortez.

Co dokładnie wieźli, że Legion wysłał przeciwko nim jednego ze swoich pieszczochów i gdzie byli mistycy, było oczywiste, że ta burza wcale naturalna nie była. W tym miejscu taka kotłowanina nie była niczym nowym, ale zdawało mu się, że Legionowi zależy na transporcie, jaki eskortowali nieco za bardzo. Póki co jednak nie miał czasu na rozmyślania, koncentrował się na przeżyciu, przerzedzaniu przeciwników i tym, żeby samemu nie oberwać.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 28-11-2014, 20:51   #32
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Wewnątrz wieżyczki lekkiego pojazdu pancernego było gorąco i duszno ponad miarę. Powodem tego był opancerzony trep, który właśnie grzał dupę na fotelu strzelca. Puszczał nieprzerwane wiązanki przekleństw - jedną za drugą - dostając przy tym niezłej zadyszki. Łapy miał spocone, ale małokalibrową armatą sterował pewnie, szybko i z wyczuciem. Wpadł w istny trans, ignorując brak ukochanej muzyki oraz globalne ocieplenie.

Posyłał pociski jeden za drugim, starając się przywalić w newralgiczne punkty na sylwetce biogiganta - stawy, krocze, gardło, twarz, pachy czy pod kolanami. Było to jednak trudne przez te wszystkie szarpnięcia, twardość i ruch kolosa, szalejącą burzę oraz tych wszystkich pierdolców biegających dookoła jak płonące kurczaki. Ostatecznie stawało na tym, że jego pociski albo padały na ciężko opancerzone (lub po prostu zajebiście gruboskórne) fałdy, bice i opony spaślaka, albo kasowały okoliczne pętaki.

- Szefowa, weźnij mi wyrównaj tym wozem konkret, bo nie idzie bo bożemu wypierdolić w pysk tej tłustej kurwie. No, dawaj! Bo nas tu czapkami nakryją!

Zadziwiająco dużo frajerów próbowało dobrać się do ich transportu. Nic to. Ostatnimi czasy dla Świra takie sytuacje - czyli wpaść jak kamień w gówno - to był zwyczajny dzień w pracy. Jak to mawiali w jednostkach specjalnych: SNAFU*.

Wtem, dotarły do niego dźwięki oraz widok nekrotanków. Widząc, że jak na razie bio-gigant ich olewa kwaśnym moczem, przeniósł ogień na wraże pancerniaki. One, pomijając bio-spaślaka i ewentualnych razydów z ciężką bronią, mogły poważnie skrzywdzić konwój.

Obrońcy na Linii McCraiga sobie wyraźnie nie radzili. Gdzie wsparcie? Gdzie ciężki sprzęt? Gdzie mistycy? Trafili na gorsze zadupie niż zaplecze Legionu.



* Situation Normal - All Fucked Up.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 29-11-2014, 21:53   #33
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Pamiętał dobrze moment który przekreślił jego karierę. Jeden moment z powodu którego teraz zamiast nadzorować i dowodzić straceńcami sam był jednym z nich.
Ten pieprzony skośny zaczął się wydzierać, kiedy zrobili nalot na mieszkanie obok. Może ktoś inny by żółtka spryskał gazem albo grzecznie mu powiedział “spierdalaj pan”.
Tyle że tam był Haxtes… a Haxtes nie cierpiał jak cywile darli się na niego, miał bardzo zły dzień i czuł że człowiek, który pokazowo ich wyzywał, coś miał do ukrycia...

Teraz jedyne co pozostawało to wojna. Wojna po kres jego życia, bo nie wierzył, że wycofają go z frontu choćby i dziesięć lat odsłużył. Jego przełożeni próbowali go kryć, ale kiedy nadeszła wiadomość o zwiększeniu aktywności Legionu rzucili sprawę w czorty. Sądy ekspresowo zaczęły wydawać wyroki wysyłające oskarżonych na front. “Bez pierdolenia”, można by rzec.

Ultima Thule, Linia Alexandra McCraiga, Mars

Nuta

Chemiczny shit jaki mu wstrzyknęli sprawił, że przez pierwszy dzień Barak chodził podkurwiony i nabuzowany. Burda. Skończyło się karcerem, a potem pierwszym szeregiem. Przetrwał. Powrócił. Nadzorca dostał w pysk za kpinę pod jego adresem. Kolejny karcer. Kolejny pierwszy szereg. I znów powrót. Tym razem już nikt Rury nie zaczepiał, bo Rura choć w żyłach krążyła mu paskudna chemia, był tak naprawdę na odwyku. Jedyne co mu pomagało to adrenalina. Cholernie wielkie dawki adrenaliny. I testosteronu. I wszystkich hormonów jakie znał. To było jedyne lekarstwo na ból i nienasycenie.
Tak. Barak był nienasycony. Brakowało mu stimów i supli. Znał odpowiednie dawki i proporcje. Dzięki nim wyrósł na olbrzyma i mógł dokonywać niesamowitych pokazów siły porównywalnymi z koksami z Cybertronic… Tyle że teraz stimów i supli nie było i musiała mu wystarczyć sucha masa. Nadal miażdżył czaszki umarlaków, aż miło… jednak nie czuł już tej mocy. Opatrzność odebrała mu swoje boskie pokarmy. Kreatyna już nie spadała niczym manna z nieba. Teraz pozostawało tylko antidotum… i jakieś paskudztwo na przyspieszenie gojenia ran.
O braku seksu szkoda było nawet mówić.

***

Dawno dawno temu na powierzchni pewnej planety wybudował sobie pałac Sułtan. Był wielki, gruby i szpetny i mówił jakimś nienormalnym językiem. Miał pod swoimi rządami niemniej paskudnych, choć nie tak otyłych jak on, oprychów i heretyków. Widząc wielkie bezprawie panujące w sięgającym pod samo niebo pałacu Sułtana, ludzie obudowali jego sadybę rozbudowanymi fortami, które miały pilnować dzień i noc, coby sługi mrocznego włodarza nie rozpełzły się po całej planecie. I tak dzień i noc ludzie czuwali i odpierali ataki Sułtana zgarniając srogi i bezbożny łomot. Ale ludzie nie poddawali się, bowiem po ich stronie stali herosi, którzy znali przedwieczną Formułę Wpierdolu… To ich w swej nieskończonej mądrości Opatrzność obdarowała ogromną masą i rozumem, aby mogli walczyć z siłami zła…

***

- Hax, bierz najlepszych ludzi i ruszajcie! Konwój jest w drodze. Bez tego ładunku wszyscy będziecie martwi…


Wheeler był ostatnią osobą której by się Rura spodziewał, że pokwapi się do wydawania rozkazów trepom. Wyglądało na to że wszyscy w hierarchii w dół zdechli czy co. Nieważne. Wheeler był spoko facet. Barak go znał. Twardy oficer został przydzielony do nadzoru straceńców, bo umiał ich trzymać za pysk. Nie pozostawało nic innego jak brać z niego przykład.

- Ta jest.
- odparł Rura salutując mechanicznie - Serio, kapitanie? Mam poprowadzić ludzi?

- Tak. Traktuj to jako awans w boju.
- rzekł Wheeler wyjmując z jednego z zasobników jakby przyszykowane dystynkcje, które przytwierdził Barakowi mocnymi uderzeniami w naramienniki - Najlepszych jakich znajdziesz.

Najlepszych… a może jedynych? Pomyślał Barak niemrawo patrząc na dystynkcje sierżanta jakie mu przybił dowódca na pancerz.

***

- Ruszać dupy szmaciarze!
- Wypierdalaj.

Łup, łup, łup, chlust.
- Wypierdolę to ja zaraz ciebie. Na plac kurwa! I wy też!

Najcięższe było to że niektórzy z “najlepszych” byli tymi których Haxtes sam wsadził do pierdla i na resocjalizację. Oczywiście nikt z nich nie wiedział, że był to sam Rura, ale wiedzieli kim był poprzednio. A to zaliczało go do grupy “tych którzy nas załatwili”, czyli na dobrą sprawę…

Hax był zmęczony. Po prostu. To miejsce nie mogło go złamać… nic go nie mogło złamać… ale on powoli zwyczajnie rdzewiał. Umierał. Tu nie można było żyć pełnią życia… Brakowało mu zbyt dużo rzeczy, był otoczony przez straceńców, w których oczach było widać tylko śmierć. Jedynie skoki adrenaliny na polu bitwy trzymały go przy życiu. To była jego nowa używka… i łaknął jej… a jednocześnie zdawał sobie sprawę… że jest to droga do piachu.

Zbieranie ludzi szło sprawnie. Hax cieszył się w Ultima Thule ponurą reputacją i to pomagało. Nikt nie chciał wkurwiać nowo mianowanego sierżanta karniaków, wiedząc że ten tylko czeka, aby kogoś zmasakrować.

***

Ale nie wszyscy czempioni ludzkości byli chwalebni. Wielu z nich nigdy nie zostało zapisanych w kronikach i polegli w bezimiennych grobach na polach bitew. Wielu z nich też wątpiło w ludzkość, ale czynili to co trzeba czynić. Byli też tacy, którzy stąpali już po krawędzi zatracenia i szaleństwa, bowiem ludzkość nie poznała się na nich i swych czempionów traktowała niczym złoczyńców i łotrów…

***

Wheeler załatwił wszystko i drużyna Baraka szybko zebrała się do kupy. Jakiś trzydziestu luda. Dostali do dyspozycji cztery lekkie wozy z ckm’ami oraz jeden przestarzały czołg o wysokim profilu z wieżą zbrojną w podwójne działko (na korpusie zamontowano miotacz ognia i dwa karabiny maszynowe). Hax nie omieszkał najgorsze szambo władować do jednego z wozów, aby w razie czego móc rozstrzelać wszystkich drani na raz, sam zaś zajął miejsce w czołgu przy radiostacji obok dowódcy pancernego potwora.
- Naprzód! Znacie, kurwa, trasę przejazdu konwoju! Wyjeżdżamy im na przeciw i rozpierdalamy wszystko co nam się nawinie! Zrozumiano?! - huknął Rura.
Czołg ubezpieczany przez wozy bojowe ryknął i ruszył z miejsca na spotkanie z niebezpieczeństwami skrytymi w pyłowej burzy. Barak miał tylko nadzieję, że siła ognia jaką dysponuje jego "grupa wydzielona" będzie dostatecznie duża, aby przejechać po wszystkim co na nich wyskoczy. W razie czego na wozach było trochę różnorakiego sprzętu - może niezbyt nowoczesnego, ale póki urywało głowy i mordowało nikt ze straceńców nie narzekał.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 29-11-2014 o 23:51.
Stalowy jest offline  
Stary 05-12-2014, 21:25   #34
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Ciężarówka dalej tkwiła w rowie, a on robił się coraz bardziej niespokojny. W końcu stracił cierpliwość i kazał żandarmowi zając się liną, a sam wprosił się za kółko komentując głośno kompetencje kierowcy. W sumie i tak był święcie przekonany, ze wszystkie urządzenia działają lepiej jeśli to on sam je nadzoruje. W tym akurat przypadku jego przewidywania się sprawdziły i ciężarówka wyjąc nieludzko na maksymalnych obrotach wybrnęła z rowu. Czas był już po temu najwyższy. Skupiwszy się na kierowaniu nie zwrócił uwagi, że wróg już tuż tuż. Jeden rzut oka uspokoił go, że to na razie pierwsza fala legionistów. Coś chłapnęło mu na szybę czerwienią. Doktor z irytacja włączył wycieraczki by poprawić widoczność i wcisnął gaz do dechy by nie zostawać w tyle. Droga nie była zbyt równa, a ponieważ wojskowe ciężarówki nie są projektowane z myślą o komforcie jazdy już po chwili zaczęło kurewsko rzucać. Konował zacisnął zęby i powstrzymał się od komentarzy cisnących mu się na usta by nie odgryźć sobie języka. Usłyszał jakiś stukot na dachu i automatycznie zerknął w lusterka.

„Ohoho pasażerowie na gapę. Ciekawe czy się dorzuca do paliwa.”

Ponieważ bardzo w to wątpił szarpnął kierownicą ostro w prawo, a potem w lewo. Kilku odpadło, ale obawiał się, że reszta trzymała się pazurami i zębami. Niestety szerokość drogi nie pozwalała mu na zbyt śmiałe manewry, a on sam nie chciał ryzykować, ze znowu wleci do rowu. Uruchomił moduł łączności i posłał komunikat w eter.

- Maddox, mam niechciany balast na dachu, możesz ich zdjąć?

Ponieważ nie był pewien czy burza nie zakłóci łączności odbezpieczył pistolet, wycelował go w okno po swojej lewej i dzieląc uwagę między kierowanie i obserwacje lusterek starał się nie wypaść z trasy.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 06-12-2014, 13:45   #35
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Tyle się działo wokoło, a oni zamiast brać w tym udział i zrobić coś konkretnego, grzebali się jak mucha w smole. Podstawowe i proste do wykonania czynności związane z wyciągnięciem pojazdu na drogę, powinny były, a wręcz miały obowiązek, zająć najwyżej parę sekund. Niestety dłużyły się one niemiłosiernie, a w umyśle Sary ciągnęły się wręcz w nieskończoność bez widocznych postępów. Bluzgi i pospieszanie przeplatały się wzajemnie w jej myślach i narastały na sile z każdą sekundą kolejnej zwłoki. Zamiast szybkiego doprowadzenia do wyciągnięcia ich pojazdu na drogę i udziału w strzelaninie, marnowali coraz więcej cennych sekund.
Thorne nie siedziała po próżnicy, ale jedyne co mogła zrobić to komunikacja radiowa. Niestety, na dodatek do tego wszystkiego co się działo, w radiu słychać było tylko trzaski i wizgi. Próbowała się komunikować i wezwać zarówno wsparcie, jak i wywołać towarzyszy z drużyny, ale wrzeszczenie do radia nic nie dawało.
W pewnym momencie, Sara sięgnęła już do klamry z pasem bezpieczeństwa. Miała zamiar oddać kierowanie Świrowi, wysiąść i sama się tym wszystkim zająć, aby wreszcie ruszyć sprawę do przodu. Akurat wtedy to, Brax dał jej znak i w końcu się ruszyli. I chwała doktorowi za to. Lepiej późno niż wcale.
Dopiero po chwili Thorne dostrzegła pełny obraz tego co się działo... Oczywiście nie tak pełny jak by chciała, gdyż widok był mocno zamglony przez unoszący się w powietrzu czerwony piach. Ale i tak miała lepsze rozeznanie w sytuacji, niż gdy widziała tylko drugi koniec rowu... w który wjechała.
Niestety radio nie współpracowało, więc jej wiedza o tym co się dzieje miała ograniczoną przydatność - w pewnym stopniu, każdy musiał działać za siebie. Sara mogła próbować, ale nie chciała tracić kolejnych cennych sekund na rzucanie rozkazów w eter. Zwłaszcza, że ufała opinii i umiejętnościom "Team Six".
Cokolwiek wiozła ciężarówka, już dawno powinna była ona się ruszyć. Sara mówiła o tym wcześniej, ale znowu wszystko przeciągało się w czasie. Skorpion zareagowała instynktownie i dała po gazie, aby ją pociągnąć. Średni to miało sens, przy stosunku mas jednego pojazdu do drugiego, ale kobietę denerwował ten ciągnący się postój i musiała coś z tym zrobić.
Przynajmniej coś się wreszcie ruszyło, a jednocześnie Sara zdawała sobie sprawę, że każdy powinien dostrzec co ona robi. Radio nie działało, ale tym sposobem mogła przynajmniej zdradzić swoje intencje całej drużynie, do których miała nadzieję, się zastosują.
Ruszenie w dalszą drogę, szczególnie ciężarówki z tajemniczym ładunkiem, mogło być kluczowe dla przebiegu całej bitwy, która najwyraźniej dopiero się zaczynała.

Podczas gdy ona rozpędzała pojazd, Maddox zaczął dziarsko strzelać z działa. Dobrze, polać mu za to. O dokładnych rezultatach tego ostrzału Sara nie wiedziała, ale jej działowy zgłosił zapotrzebowanie na lepsze warunki do strzelania.
- Utrzymam linię prostą i stałą prędkość - powiedziała. Oczywiście plan ten wymagał modernizacji, bo gdyby zrobiła jak powiedziała, stali by się zbyt łatwym celem.
- 50k na godzinę, zmiana za kilka sekund - informowała Maddroxa, mknąc przed siebie.
Widziała jak legioniści oblepili ciężarówkę, ale na to nic nie mogła poradzić. Nie mogli przecież strzelać z działa, aby się ich pozbyć. Nie bez uszkadzania transportu... Sprzątnięcie ich pozostawało w rękach Corteza i Derrena. Mieli oni ciężarówkę przed sobą, więc bez trudu powinni się zorientować co się dzieje i przedsięwziąć odpowiednie działania. Brax też nie był ciotą (w przeciwieństwie do pierwotnych kierowców ciężarówki) i w razie czego będzie wiedział co robić.
- Rusty Cortez! Słyszycie mnie?! Brońcie transportu! Powtarzam, brońcie transportu! - rzuciła przez radio. Nie liczyła na to, że informacja przebije się przez zakłócenia, ale nadała, tak dla świętego spokoju.
- Przyspieszam - powiedziała i krótko potem dała po gazie. Niestety droga mocno ograniczała inne możliwe manewry unikowe, więc zmiana szybkości musiała wystarczyć, aby ich nie sprzątnięto.
- 75k, trzymam! Przywal w czołgi, a w giganta jak się zbliży! - rzuciła po chwili.
Sara obserwowała też jak idą postępy z tyłu. Dobrze pamiętała, że nadal byli połączeni z ciężarówką przez tą przeklętą wyciągarkę i nie mogła dopuścić, aby wywołało to jakąś katastrofę. Musiała trzymać się w miarę blisko niej.
- Zwalniam - rzuciła, gdy dostrzegła, że ciężarówka zaczyna zostawać w tyle, a po chwili zwolnili. - 60k, trzymam! Daj im popalić! - powiedziała.
Jasne było, że czeka ich jeszcze niejedna zmiana prędkości i miała nadzieję, że wyjdą z tego cało. Osobiście, koncentrowała się na prowadzeniu pojazdu, ale orientowała się w sytuacji i nie zaprzestawała prób wezwania wsparcia.
 
Mekow jest offline  
Stary 08-12-2014, 13:04   #36
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
ParszywieMarcus widział stojące auto, zaparkowane po przeciwnej stronie ulicy. Dwóch garniaków mogłoby mieć na czole wytatuowane "agent" - wiało od nich szpiclami. Normalka, to tylko psy gończe, które miały spowodować, że zrobi coś głupiego. Albo ktoś, może Simon pokazuje mu, że ma długą smycz i ma mistyka na oku. Marcus uśmiechnął się do siebie i ręką przywołał nadjeżdzającą taksówkę.
- Heaven. Gdzie to jest? - Marcus siadł na tylnym siedzeniu zerkając przez tylną szybę. Oczywiście, szpicle zawrócili samochód i stali na tym samym pasie co taksówka, o kilka długości auta z tyłu.
- Niedaleko, jakieś cztery przecznice stąd- Taksówkarz wydawał się rozczarowany małym zarobkiem.
- Dam stówę, o ile wyświadczysz mi pewną przysługę - Marcus wyjął banknot i wyprostował go przed oczami taksówkarza.
- Ok. Co mogę dla Pana zrobić? -
- Te auto z tyłu, z tymi dwoma w czarnych garniturach. Chciałbym, aby musiało się zatrzymać. Wymyślisz coś ciekawego? awarię jakąś albo coś.... - Marcus nie chciał wymagać za wiele, w końcu człowiekowi musi się to opłacić.
- Mógłbym na przykład zatrzymać się w poprzek drogi i bardzo długo zawracać. Powiedzmy w kilka minut. Będzie korek. No i mogą przyjechać gliny - Taksówkarz nie był do końca przekonany, więc Marcus wyciągnął kolejny banknot
- Mundurowi muszą swoje wziąć, a jak nie przyjadą.....nie musisz oddawać - Taksówkarz zabrał oba banknoty.
- Zapisz mi adres -
- Zrobi się -
Ruszyli. Po kilkuset metrach Marcus widząc sporą grupę ludzi na chodniku i dosyć znaczne zagęszczenie zaparkowanych samochodów wzdłuż drogi dał znak taksówkarzowi, który sprytnym ruchem zamarkował zamiar zawracania, po czym teatralnie utknął między dwoma, niezbyt poprawnie zaparkowanymi pojazdami. Marcus wysiadł szybko z taksówki zgięty i zasłonięty przez obrys samochodu jednocześnie dostrzegając gigantyczne nalepki na witrynce sklepu "Sale - 80% off" i widząc niezły ścisk przed wejściem. Puścił się biegiem za róg budynku słysząc za sobą trąbienie klaksonu samochodowego. Wyjrzał kontrolnie i usmiechnął się widząc wychylającego się przez szybę szpicla który najwyraźniej klął taksówkarza. Drugi "lansował" się w swoim gajerku za kierownicą. Marcus zobaczył inna taksówkę która okurat wysadzała pasażera.
Po chwili siedział na tylnym siedzeniu samochodu, obserwując, tym razem przez przednią szybę rosnące zamieszanie. Wiedział, że skręt w prawo powinien być wolny, o ile taksówkarz rzetelnie zarobił na swoje dwie setki.
- Lokal Heaven. Pod tym adresem. Tak dosyć żwawo. Jestem spóźniony- Marcus pochylił się w czasie skrętu samochodu, niby pchnięty siłą odśrodkową, ale bardziej by szpicle, którzy mogli się jednak połapać nie zechcieli obserwować innych pojazdów. Mistyk był wdzięcznym obiektem do śledzenia.
- Przepraszam, ale kazał się Pan spieszyć. Proszę się przypiąć- bąknął przepraszająco taksówkarz. - Nic nie szkodzi -
Marcus miał wielką nadzieję, że informator wciąż tam będzie.
 
Asmodian jest offline  
Stary 08-12-2014, 23:47   #37
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Brrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr – ciężki karabin maszynowy zamontowany na pojeździe odezwał się z niszczycielską potęgą, zagłuszając nawet wycie wiatru i smagnięcia piachu w karoserię samochodu. Wszędzie wokół spadały kilogramy gorących łusek – Cortez pruł do przeciwników nie oszczędzając amunicji. Derren wcale się nie dziwił. Nawet przy wsparciu Purpurowych Rekinów sytuacja była ciężka.
- Świr, przywal z działa! Zniszcz giganta! – Imperialczyk nadał na kanale radiostacji starając się przekrzyczeć wszechobecny harmider, jednak nie maił pewności, czy radio dobrze działało w trudnych warunkach atmosferycznych. W słuchawkach słychać było szum, trzaski i dziwne piski.

Rusty wyhamował, gdy poczuł jak pojazd zjeżdża z drogi na miękkie pobocze, odbił ostro w prawo i ponownie dodał gazu. Dwóch ożywionych legionistów niw zdążyło uskoczyć z drogi i zginęło (czy też zginęło powtórnie) pod kołami rozpędzonego jeepa. Kiedy siedział za kierownicą, pojazd stawał się jedyną bronią Derrena, a zarazem jego pancerzem. Nie mogąc wykorzystać atutów swojej broni osobistej, skupił się na wyszukiwaniu przewag, jakie dawało otoczenie. W burzy piaskowej niewiele było widać, ale Imperialczyk znalazł kilka miejsc, dających możliwość bezpiecznych, choć gwałtownych skrętów, a także jedno tymczasowe schronienie za ruinami jakiegoś budynku, które dało chwilę czasu na zmianę taśmy w karabinie. Wszystko zaczynało się jakoś układać, gdy zza woalu piachu nie doszły do ich uszu dźwięki miażdżonych gąsienicami umocnień. Capitolczycy nie jechaliby po swoich zasiekach, a wyłaniające się sylwetki nie przypominały ani trochę czołgów AFT-210 Leviathan. – Jeszcze Nekrotanków tu brakowało… – mruknął Rusty. Taka nieoczekiwana sytuacja na polu bitwy nie wywoływała w nim paniki, ale zasiała ziarno niepokoju. Ofensywa Legionu była przemyślana taktycznie i prowadzona poważnymi siłami. Niechybnie przygotowywał ją jakiś wysokiej rangi nefaryta Algerotha. Teraz trzeba było zakasać rękawy i brać się do roboty. Priorytetem było wyprowadzić stąd ciężarówkę, z pojazdami pancernymi nie mieli szans, ich jedyną opcją była szybka ewakuacja.

Rusty kolejny raz zawrócił pojazd w szaleńczym wirażu, cudem unikając wystrzelonej rakietnicy, która wbiłaby solidną dziurę w pancerzu jeepa i przerobiła jego załogę na mielone. Następnie przyspieszył by po chwili gwałtownie zwolnić, aby nie oddalać się za daleko od konwoju i dać Cortezowi szansę zestrzelenia jak największej liczby przeciwników obłażących ciężarówkę.
- Nie spierdol, nie spierdol, nie spierdol… – powtarzał Imperialczyk mantrę, wypatrując dalszych zagrożeń na drodze przed sobą i omijając niebezpieczne miejsca. Od jego wzroku i refleksu zależało życie Corteza. I jego własne.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 09-12-2014, 23:20   #38
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
San Dorado, klub "Heaven"



Wieczór był chłodny, metaliczny posmak pyłu znad Rdzawej Pustyni i Doliny Kuźni był odczuwalny również w San Dorado. Mistyk szedł przez rozstępujący się tłumek przed klubem "Heaven". Pozbawiony nóg żebrak poprosił o datek, wytatuowana kobieta kusiła swoim wyuzdaniem, uśmiechając się bezczelnie. Chudy mężczyzna patrzył na zakonnika, jakby za chwilę miał wbić mu nóż w plecy... - Coś mam szczęście ostatnio do spelun - pomyślał Summers, mimowolnie wspominając słowa Thorne... Zadudniło echo, przejeżdżającego nieopodal metra. Marcus podniósł głowę i dostrzegł drapacze chmur San Dorado oraz upiorne księżyce między nimi...

W środku lokalu podstarzały saksofonista grał smutną, rzewną melodię. Dziewczyny przy barze popatrzyły na niespodziewanego gościa. Nie przestając przeżuwać gumy, studiowały jego wygląd i ubiór. Bilardziści podnieśli głowy znad stołu. Barman przestał czyścić brudne szklanki. Zataczający się mężczyzna, ścigany przez przekleństwa kobiety, przeszedł chwiejnie obok mistyka. Uwadze Marcusa nie umknęły ślady wymiocin na jego tanim garniturze.

W samym rogu, w ostatnim rzędzie stołów siedział Cole. W tym miejscu w którym miał siedzieć. Wyglądający tak, jak miał wyglądać... Mały, pyzaty, do tego wyraźnie wystraszony facet. Ciuchy miał zaniedbane, tak samo jak niezdrowe, blade oblicze. Nerwowym gestem, czyścił okulary z grubego szkła. Wydawało się, że dostrzegł mistyka, spojrzał w jego stronę wyraźnie zezując.
- Ktoś cię śledził? - zabrzmiało pierwsze pytanie tego wieczoru, jednocześnie Summers wyczuł woń taniej gorzały...



Linia McCraiga



Konwój zmierzał do miejsca przeznaczenia. Mimo burzy noszącej znamiona wpływu Mrocznej Harmonii, mimo nieprzyjacielskiego ostrzału i apostolskiego pomiotu, który obsiadł ciężarówkę niczym zgniła szarańcza. Ogień prowadzony przez Corteza strącał gapowiczów, przy okazji niejednokrotnie dziurawiąc korpus przyczepy. Olbrzym uśmiechał się pod nosem. Zawsze mógł zwalić winę na manewry czynione przez "Rustiego". Ten dokonywał cudów za kółkiem, nie na darmo Imperialni Łowcy słynęli z wszechstronnego wyszkolenia. Jeep zbliżył się znacznie do przyjaciół z konwoju. Przez hałdy piachu dostrzegli Braxtona za kierownicą kolosa i ... legionistów na dachu szoferki szykujących się, by zrobić z niej sito...

Mallory przestrzelił czerep kolejnemu z posłańców Algerotha. Zadziwił go przy tym jego własny refleks i podzielność uwagi. Sara co jakiś czas hamowała, po czym przyspieszała... Nawet bawiły go te zmiany tempa, urozmaicające jazdę, będące odbiciem kobiecej natury... Do momentu, kiedy na szybie pojawiły się wyraźne pęknięcia. Czuł, że lada chwila ekscytujący nastrój podróży nieuchronnie pryśnie...

Sara prowadziła transporter, dając "Świrowi" kilkukrotną okazję do ustrzelenia biogiganta. Wilson chyba zbyt wcześnie widział już siebie ponownie na nagłówkach gazet z epickim trofeum. Zabicie kolosa odnotowywano bowiem w "Kronikach" jako znaczące wydarzenie, a na kilerów spadała wielka sława i zaszczyty. Może ta świadomość bardziej przeszkadzała Maddoxowi, chociaż równie prawdopodobne było to, że jakieś tajemne moce Apostołów sprawiały, że żaden dedykowany bestii pocisk nie sięgnął celu... "Świra" zaczęła ogarniać frustracja...

Nagle Sara poczuła dobrze znane pieczenie policzka... Opancerzony pojazd stopniowo odmawiał posłuszeństwa i nie reagował na jej desperackie wysiłki utrzymania kontrolowanej prędkości. Przez gwałtowne porywy wichru słyszała stukot odpadających części i bluźniącego Maddoxa...

"Konował" wraz z załogą jeepa obserwował jak maszyna jadąca przed nimi koroduje w czasie jazdy. Piekielne siły gniotły blachy, dotykały żywotnych organów pojazdu, siejąc spustoszenie. Widok był tyleż przerażający, co fascynujący. Mieli świadomość, że nieodwołanie tracą najsilniejszy argument w walce z nawałnicą legionu...

Opuszczony punkt kontrolny do którego się zbliżali miał podniesione szlabany... Był to ostatni przystanek przed fortem Ultima Thule...

Linia McCraiga



Piekielna, piaskowa nawałnica utrudniała jazdę, ale "Rura" i jego kamraci znali trasę na pamięć. Zastanawiał się tylko, czy część z recydywistów nie wykorzysta okazji, nie wystrzela konwojentów i sama nie porwie transportu antidotum... Porzucił te mrzonki w chwili, gdy przez peryskop odwracalny ujrzał nekrotanki wspierane przez piechotę i stwory Legionu Ciemności. Kierowały się w stronę twierdzy, nie zwracając uwagi na ich grupę. Niezwłocznie nadał komunikat do bazy.
W normalnych warunkach lotnictwo jego rodzimej korporacji zmiotłoby przeciwnika. Czuł, że ta akcja nosi ślady jakiegoś szerzej zakrojonego, diabolicznego planu. Na który stać było niewielu spośród nefaryckich przywódców...

Poprawił rynsztunek, który oprócz zubożonego wyposażenia żołnierza Capitolu, stanowiła niespotykana broń godna jego siły fizycznej. Maczuga wzorowana na przeklętej broni Templariuszy Ilian. Stworzona specjalnie według jego zaleceń, przez znajomego hutnika z Doliny Kuźni. We wprawnych rękach narzędzie pomsty na heretykach, wzorowane na broni wyznawców zła. Tamte posiadały apostolskie, plugawe inskrypcje natomiast buława "Rury" tajemną, przedwieczną formułę...

Dojeżdżali do pierwszego punktu kontrolnego. Nigdzie nie zauważył żandarmów... Wiedziony nie po raz pierwszy w życiu tajemniczym, niewytłumaczalnym przeczuciem, stanowczo nakazał kierowcy zatrzymać starszy model "Pustynnego Lisa". Jeden z towarzyszących im wojskowych bugów wersji 300, dziarsko ruszył w stronę rogatek. Po niedługiej chwili spektakularny wybuch rozrzucił jego szczątki w promieniu kilkuset metrów...
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 09-12-2014 o 23:29.
Deszatie jest offline  
Stary 11-12-2014, 21:03   #39
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Cała sytuacja śmierdziała Barakowi. Nie raz heretycy kiedy czuli dech na karkach próbowali przeprowadzać kontrnatarcie. Wystawiali ścigających na starcia z gangami albo jakąkolwiek siła zdolną ich opóźnić.

Kiedyś zło nie miało postaci materialnej. Były czyny, słowa i myśli. Wtedy też potrzebni byli ludzie wielkiej wiary i dobroci i oni właśnie byli w stanie walczyć z siłami Złego.
Kiedy jednak ciemność przywdziała materialną powłokę i za nic sobie miała siłę ludzkiego serca rozwiązanie było tylko jedno...


- Wpierdol... - wymamrotał Rura.
- Że co? - spytał dowódca czołgu patrząc na nowomianowanego dowódcę nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Zaminowali przejazd. Jeżeli, kurwa, konwój się wjebie na tą pułapkę to już po nim!

Prędko wydał rozkazy. Posterunek był naokoło zaminowany co uniemożliwiało bezpieczne manewry, ale i tak wrogowi udało się jakoś przedrzeć, wymordować żandarmerię i zastawić pułapkę.
Nie było czasu na durne procedury. Trzeba było cofnąć czołg, buggy rozstawić, aby osłaniały flanki i przy pomocy odłamkowych pocisków z dział Pustynnego Lisa oczyścić drogę. Potem ruszyć dalej na spotkanie konwoju.

Barak położył dłoń na głowni straszliwej buławy obserwując przez wizjery całą scenę. Czołgiem zatrzęsło i dwa pociski poleciały tam gdzie po lekkim wozie pozostał wrak.

Powiadają że nie można przewidzieć gdzie Światłość tchnie. Dlatego też Jej instrumentami zostają nie raz ci, którzy balansują na krawędzi zatracenia. Tak też jest ze Sztuką Wpierdolu. Dyscypliną Sztuki której brak finezji i cudowności pozostałych jej form. Formuła Wpierdolu bowiem to formuła czystej, nieokiełznanej siły ciała, agresji i gniewu.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 13-12-2014 o 00:19.
Stalowy jest offline  
Stary 12-12-2014, 21:50   #40
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Dookoła szalał chaos. Z kolei Cortez, zdawał się być w tej zawierusze oazą ładu i porządku. Złudzenie nie mogło być dalsze od prawdziwej natury capitolczyka, ale w tych okolicznościach było na miejscu. Wciąż prowadził ostrzał, i długimi seriami kosił legionistów w pobliżu pozostałych pojazdów. Mógł się poczuć niczym żniwiarz z legend, idący przez pole i zbierający swoją kosą złote kłosy. Tylko jego plon był czystym zepsuciem. Tutaj nie było oddzielania ziarna od plew. Wszystko co nawinęło mu się pod lawinę pocisków było plewami, lub przegniłym ziarnem, które należało spalić, by nigdy w żaden sposób nie zakiełkowało. Tylko plony były z roku na rok coraz obfitsze.


Sytuacja konwoju nieco się pogarszała. Nieco, bo nigdy nie była dramatycznie dobra. Rdzewienie i gięcie się w oczach nie wróżyło nigdy długiej przyszłości. Przełączył się na krótkie serie i zaczął się rozglądać za adeptami, gdyby udało się ich ściągnąć, mieliby szanse dojechać do posterunku. To że był opuszczony wcale nie polepszało niczego, równie dobrze mógł w sobie kryć pułapkę. Musieli jednak podjąć ryzyko. - Podjedź pod pancerniaka, musimy ich zgarnąć zanim się całkiem rozpadną! - Próbował przekrzyczeć ryk burzy. Wątpił że usłyszy odpowiedź, chwilowo niemalże ogłuchł od ciągłego ognia. - Mam southpawa ze sobą! - Dodał jakby jedna wyrzutnia miała coś zmienić naprzeciwko hordy jaka za nimi goniła.


Przeciągnął krótką serią rozpędzonej stali po mutantach, które próbowały się dostać do szoferek. Mogli zostawić wóz, najlepiej jako niespodziankę, na którą nadepnie gigant i odstrzeli sobie sam stopę resztą amunicji działa, albo w strategicznym momencie przemielić ogniem gaussa na szrapnel i coś wybuchowego. Nie wydawało się jednak, że będą w stanie utrzymać wszystkie wozy w ruchu i na chodzie. Gdyby to jeszcze zależało od nich. Tylko nie mieli ze sobą żadnego mistyka ani wsparcia. Skupił się całkowicie na ogniu i starał dopasować do manewrów, jakie szarpały jeepem co chwila, nie było to wcale tak łatwe jak starali się pokazywać na wszystkich propagandowych filmach akcji. Zagryzł zęby, nigdy nie dał się legionowi na swojej własnej planecie, nie miał zamiaru i teraz.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172