Magia błyskawicznie zasklepiła najgroźniejszą ranę
Draugdina. Wciąż jednak wojownik był obolały – prawdopodobnie dorobił się paru siniaków (w tym na policzku).
Klara zagwizdała na psy i pobiegła we wskazaną przez
Taara stronę. Na miejscu po chwili zjawił się również
Rardas.
[media]
[/media]
Niewielka gadzina siedziała z wyprostowanymi nogami pod masywnym pniem. Z jej boku sterczała strzała Shadowdancera. Kobold wykrwawiał się na śmierć i wnosząc po pobliskich, ciemnych plamach wsiąkających w glebę, nie zostało mu zbyt wiele czasu. Jego żółte, wężowe ślepia przeskakiwały z Klary na Rardasa i na parę posokowców. Psy najwyraźniej rozsmakowały się we krwi, gdyż nisko warczały gotowe do ataku.
-
Drekik... Tailuen ve! – głos kobolda był wysoki, skrzekliwy i nieprzyjemny, zaś jego mowa kompletnie niezrozumiała.
-
Rozumiesz coś z tego? – Klara zapytała Rardasa.
Nie czuliście się pewnie. Przynajmniej dwa koboldy dały nogę i nie mieliście pojęcia czy gdzieś zza drzewami nie czai się kolejna zgraja. Ponadto nie zbadaliście jeszcze majaczącej oddali Polany Białych Kamieni – która przez Klarę została opisana jako niepokojące miejsce. Teraz, gdy adrenalina pulsowała w waszych żyłach ,nie czuliście niczego niezwykłego. Może poza odrazą, spowodowaną widokiem porozciąganych na ziemi ciał.